eGNOSIS

Dziennik teologiczny

Andrzej Banasiak

Andrzej Banasiak (ur. 1967), filolog, polonista, pracuje w Polskim Radiu Szczecin.

Dziennik Teologiczny to w połowie religijny, w połowie poetycki zapis duchowej ścieżki autora. Nie jest traktatem: nie ma początku ani końca, porządku i planu.

To świadectwo nieskończonej wędrówki po sensach i bez-sensach refleksji i odczuwania świata.

Dziennik ma być tylko dziennikiem, śladem upływającego czasu i myśli...

Zamieszczamy obok fragmenty książki, która ukazała się nakładem doMu wYdawniczego tCHu.

 

 

 

1

Bóg w swoim byciu jest w ciągłym ruchu od niebytu do bytu i od bytu do niebytu. Tak jest od początku i będzie do końca.

Nie jest jasne czy ruch ten jest proporcjonalny i symetryczny.

Ze stadium istnienia wszechświata wydaje się, że ruch ten jest bardziej w stronę bytu (asymetryczny). Lecz ta asymetria jest minimalna: za bytem jak cień stoi niebyt.

A może tylko takie jest dziś stadium istnienia wszechświata (czyli tak to widzimy).

 

 

 

4

Czy rzeczywiście pojęcie i problem sensu musi być ostatecznie podstawą zrozumienia Boga, historii, świata i człowieka? Czy nie można wyobrazić sobie przyszłości, która nie pyta o sens. Czy jest nie do przyjęcia eschatologia, która niczego nie usensownia. Bóg może wydobyć inne treści z dziejów, nie musi dawać sensu tam, gdzie go nie widzimy, ale pragniemy. Może w obliczu milczenia Boga właśnie brak sensu będzie pełnią, albo bezsens z sensem zostaną przezwyciężone w miłości (byciu) Boga. 

 

 

 

5

Co do karmy – nie do przyjęcia jest determinizm karmiczny. Karma – tworzenie na serio świata, który wraca do człowieka (innych ludzi) w postaci zniekształconej, przetworzonej, społecznie uwarunkowanej.

Wszyscy stanowimy jedno, więc suma naszego zła ostatecznie obraca się przeciw nam. Nie jest to jednak prawo fizyczne i nie można podać dla niego algorytmu.

 

 

 

6

REINKARNACJA – powrót do świata materii tego, co bez materii istnieć nie potrafi, czego materia jest wyrazem i co w materii realizuje się.

Albo: reinkarnacja to wieczny powrót do bytu, tego, co bytem być przestało. Wieczne stawanie się. Ruch istności, która raz wszedłszy w byt, zasmakowawszy w nim, ciągle na nowo ku niemu dąży, nawet jeśli wiąże się to z cierpieniem. Pogrążając się w niebyt, byt zabiera ze sobą znamię, pamiątkę po istnieniu, która jest drogą, drogowskazem, wewnętrzną energią prącą ku staniu się na nowo. Nie jest to jednak ten sam byt, co w „poprzednim wcieleniu” – jeśli coś w nim zostało z poprzedniego istnienia, to tylko „zasada trwania”, całkowicie nieokreślona i nie dająca się pozytywnie nazwać. Nie ma więc powrotu konkretnej substancji: wszystko w swym jednostkowym przejawie trwa tylko raz. To, co się naprawdę powtarza to samo bycie, trwanie czegoś rzeczywistego, a nie poszczególne byty, wpisane w swą ograniczoną przestrzeń i czas.

 

 

 

7

Pojęcia filozoficzne tylko muskają Boga i to nie więcej niż pojęcia „zwykłej” wiary. Jest fikcją przekonanie, że filozofia poprzez takie sądy jak „Bóg jest prosty” może nam cokolwiek powiedzieć rzeczywistego o Bogu. Wynikające często z filozoficznych pojęć o Absolucie nielogiczności, nie tyle świadczą o wewnętrznej sprzeczności pojęcia Boga i jego stosunku do świata, ile o nieadekwatności samego myślenia filozoficznego, które natrafia na swą nie– lub trudno przekraczalną granicę. Filozofia może i powinna mówić o Bogu, ale tylko wtedy, gdy stworzy dla tego mówienia nowe, niezależne pojęcia i gdy odrzuci stare, stosowane w innych działach filozofii, takie jak byt, przyczynowość, cel, dobro, rozum. Co zostanie? Nieuwarunkowane prostym myśleniem o świecie rozważania absolutnej tajemnicy: bliskiej jak każdy przedmiot codziennego użytku i dalekiej jak skraj wszechświata, wewnętrznej i zewnętrznej, wzniosłej i pospolitej, wiecznej i ciągle na nowo aktualizującej się w świecie. Pojęcia, jakimi powinna posługiwać się ta nowa filozofia Boga są jedynie rusztowaniami i powinny być uznane z natury za pojęcia apofatyczne, choć z pozoru pozytywne. Z drugiej strony, każde słowo naszego języka może nazywać ostateczną rzeczywistość, nie ma bowiem pojęć wyróżnionych i odrzuconych, a każdy wyraz nazywający jakąś rzeczywistość, nadaje się automatycznie do wykorzystania w tak pojętej teologii.

 

 

 

11

Człowiek za bardzo uwierzył w swą wyjątkowość w przyrodzie. Faktycznie, górujemy o głowę nad zwierzętami, ale nie dla Boga, który jest raczej w dole, niż na górze. Nie ponad rzeczami, ale u ich podstawy. Nad sobą dostrzec możemy tylko nasze idee, a nie tego, który jest najmniej idealny. Dla Boga nie jesteśmy wyjątkowi, nie jesteśmy bowiem bytem lepszego rodzaju niż kamień przydrożny, co najwyżej innego.

Ale też odwrotnie. Jeżeli Bóg nie dba o człowieka, to i człowiek nie musi zawracać sobie głowy Bogiem. W byciu z Bogiem i wobec Boga nie ma przymusu. Człowiekowi wystarcza do życia świat stworzony zabarwiony jego przepastną psychiką. Chyba że uznamy tradycyjne pojęcia Boga za niezbędny klocek w tej układance, ale wtedy to już nie będzie Bóg prawdziwy. Bóg dla człowieka jest luksusem i to takim, na który go nie stać, ani intelektualnie, ani w żaden inny sposób.

 

 

 

12

Bóg jest bytem w stosunku do którego trzeba milczeć. A milczenie może zawsze przybierać dwie formy: milczenie z otwarciem się na to milczenie, kontemplowaniem go, pełną jego świadomością i milczenie jako brak zapatrywania i zainteresowania. Tym bardziej, że tam gdzie Bóg milczy, byty mówią. Brak zainteresowania nie jest więc karygodny, jest raczej dopuszczalnym wyjściem z sytuacji milczenia: Bóg w nie-zainteresowaniu staje się tak oczywisty, tak fundamentalny, że wręcz „niepotrzebny” (naszemu zapytywaniu o byty), możemy się bez niego obejść. Nie musi zaprzątać naszych myśli zostawiając miejsce na rzeczy stworzone. Jest coś negatywnego w większości systemów teologicznych i filozoficznych: Bóg tak czy inaczej rywalizuje w nich z bytami „stworzonymi”. Można się zastanawiać, po co w ogóle Bogu ta konkurencja, dlaczego stworzył świat, który nieustannie go wypiera z ludzkiej świadomości. Ale to pozostałość myślenia pogańskiego. Bóg w żaden sposób nie konkuruje z bytami. One nie zasłaniają go, już prędzej odsłaniają. Bóg nie jest Bogiem zazdrosnym!!! Nie zazdrości rzeczom tego, że są (ze wszystkimi tego konsekwencjami), a on nie-jest. Właśnie dlatego nie zazdrości, że nie-jest. Gdyby był przyjąłby na siebie dobrodziejstwa i przekleństwa bytu. Bóg nie boi się konkurencji. Nie przywłaszcza sobie czci, albowiem ona należy się właśnie rzeczom. Cześć oddawana Bogu reifikuje go. Cześć oddawana rzeczom, o ile nie przeradza się w bałwochwalstwo, jest właściwym do nich stosunkiem, jest także ukrytym aktem religijnym.

 

 

 

13

Może najbardziej grzesznym ze wszystkiego jest pojęcie grzechu i wiara w grzech. Wiara w grzech wytrąca człowieka  z równowagi, która jest spotkaniem  z Bogiem.  Ale to sam człowiek się wytrąca, nie poprzez ten czy inny czyn, ale poprzez zdefiniowanie go jako grzechu. Jak można w ogóle wierzyć w zakłócenie naszych relacji z Bogiem – tym niezwykłym bytem, który nigdy nie przestaje być nami i który nigdy nie ustawia się naprzeciw nas jako absolutnie Inny. Jeśli istnieją Inni, to tylko są to inne byty (niekoniecznie rozumne) i Bóg jako te inne byty. Ale mój Bóg jest mną: jest tym mną, które błądzi, jest tym mną, które trwa w istnieniu. Jest każdą moją cząstką i sumą tych części. Jest mną, gdy jestem sobą (czyli gdy działam autonomicznie, w sposób wolny, zgodnie ze swoim przekonaniem), ale jest także mną, gdy sobą być przestałem (gdy robię to, czego nie chcę, czego się wstydzę przed samym sobą w głębi duszy). Jest więc nawet wtedy mną, gdy ja sobą być przestałem i nie odczuwam już własnej tożsamości.

 

 

 

14

ŚMIERĆ BOGA jest taką samą tajemnicą jak Jego istnienie, dlatego nie ma sensu podawać definicji tego zjawiska. A jednak, czym jest śmierć Boga? Może nasze nowe jego rozumienie, w którym element nicości Boga został „wprzęgnięty” w jego coś. Czyż przez ostatnie dwa tysiące lat Bóg nie wisiał nad nami, konkretnie obecny, rzeczywisty pod każdym względem jak król, władca, ojciec mający stale na oku swoje dzieci. Ten Bóg był jak groźny cień. I taki właśnie Bóg umarł.

A może Bóg umarł, bo sam zrezygnował z bycia żandarmem świata. Zapragnął schować się w niewidzialne szczeliny bytu, w jego niepojętość, w jego istnienie.

 

 

 

18

Bóg równie często powinien być przedmiotem naszej miłości jak i nienawiści. Jest odpowiedzialny za tak wiele naszych nieszczęść i naszych radości.  Przejawem pogaństwa jest lęk przed złorzeczeniem Bogu i nakaz dziękowania za to, co spotyka nas złego. Postępując w ten sposób pokazujemy, że nie rozumiemy na czym polega stworzenie i podtrzymywanie świata. Ale to sam Bóg jest bezsilny wobec zła, bo sam jest tylko owocem rozwoju wewnętrznych sił tkwiących w nim. Zarazem jako ostateczna rzeczywistość pozostaje panem wszystkiego, jest więc odpowiedzialny za dobro i zło.

 

 

 

20

Nadużywamy zdań oznajmujących: asertywnych i kategorycznych. Powinniśmy  ograniczyć ich stosowanie do nauk ścisłych (i tu nie zawsze), ale prawie całkiem wyrzucić je z nauk humanistycznych, filozofii, a przede wszystkim teologii.

Weźmy proste zdanie: jest Bóg. Wynika z niego logicznie zdanie: nieprawda, że Boga nie ma. Po przekształceniu semantycznym: Ci, którzy mówią, że Boga nie ma, kłamią. Kłamcy to niegodziwcy, niegodziwców można (trzeba) zabić.

To nie były tylko teoretyczne rozważania. Tak język prowadzi do przemocy, gorzej: język już sam jest przemocą, tam gdzie mówiący używa zdań oznajmujących (gdzie twierdzi, że ma rację). Problemem jest jak to zmienić. Może ograniczyć wszechpanowanie i wszechmożność słówka „jest”. Coś co „jest” automatycznie rości sobie pretensje do absolutu. Albo: skąd wiemy, że coś jest; jak – będąc odpowiedzialni za słowo – możemy być przekonani, że to coś jest naprawdę. A poza tym, kto dał nam prawo twierdzić, że jeśli coś jest, to nie-coś nie jest?

 

 

 

21

Każdy byt, także – albo przede wszystkim – człowiek istnieje w czasie. Jeśli więc istnieje coś takiego jak wieczność, to jest to wieczność bez człowieka, „zawierająca” tylko Boga w jego aspekcie nie-bytu.

Czas konstytuuje człowieka, ale też go dekonstruuje. Dzięki czasowi człowiek wchodzi w historię, nabiera ciała i znaczenia, ale też dzięki upływowi czasu wymyka się sobie i innym, przestaje być sobą, pojawia się i znika nigdy do końca nieuformowany, niebytujący. Czas jest sileniem się na byt nie-bytu, wiecznym ruchem stawania się i umierania. Ale nie tylko pierwsza i ostatnia chwila bytu są przekroczeniem najważniejszej granicy, ale właściwie każdy moment jego trwania.

Z drugiej strony widać dążność bytu do zatrzymywania czasu, przekroczenia go w stałych strukturach. To konsekwencja pierwotnego ruchu przekroczenia nicości jaki „na początku” zawiązał się w Bogu.

 

 

 

30

Nie można powiedzieć, że świat (materia) nie istnieje samodzielnie, istotowo, a tylko jako podtrzymywana w swym bycie przez jedyny naprawdę istniejący byt. Świat jest fazą boskości, jej przejawem i przeto obdarzony pełnią bytu, samą boskością, choć nie absolutnością. Jeśli poszukiwać substancji, arche, zasady bytu, to nie jest ona ani jedyna, ani dwie, ale nieskończenie wiele, tyle, ile jest postaci bóstwa w nieskończonych wszechświatach. Nasz świat jest jednym, nie lepszym, nie gorszym, przejawem tych substancji. W nim mieszka Bóg, ale zarazem go przekracza w nieskończony sposób.

 

 

 

34

Bóg poza obrębem religii. Bóg poza obrębem świętości. Świat poza obrębem religii i świętości. Taki Bóg w takim świecie. Bóg odarty z wszelkiej tajemnicy, bez egzaltacji, bez poczucia niezwykłości. Bóg tworzący i podtrzymujący świat, ale bez jakiejkolwiek konsekwencji z tego faktu wynikającej. Człowiek nie znajdujący w Bogu niczego, co uparcie szuka od tysiącleci i co wydaje mu się najważniejsze. Bóg nie traktujący człowieka lepiej niż przydrożny kamień.

Bóg pozbawiony tych wszystkich przymiotów, jakimi go obdarzano. Bóg bez-silny, nie-wiedzący, nie-panujący.

 

 

 

35

To wiedza jest przemijająca, a niewiedza – nie. Wiedza zmienia się wraz z wiedzącym, a niewiedza trwa wiecznie, bo Niewiedzący trwa na wieki. Z niewiedzy wyrasta wiedza, jak i z nie-bytu byt, niczym ze swej podstawy, rezerwuaru. Wiedza jest schwytaniem bytu w jego samoświadomości. byt, który jest i który wie, że jest, tworzy wiedzę, jest wiedzą. Wiedza jest ruchem wyjścia z niewiedzy, ale jeszcze bardziej jest uświadomieniem sobie przez niewiedzę swojej niewiedzy. Wiedza oszałamia, niewiedza wyzwala. Wiedza jest ekstazą, rozkoszą, twardością materii i materią samą, niewiedza jest wiecznym odpoczynkiem, ciszą, milczeniem.

Wiedza jest tylko chwilowym drgnięciem niewiedzy: pomiędzy jedną nieskończonością a drugą.

 

 

 

37

Wszelkie rozważania o doskonałości Boga (jako bytu autonomicznego) muszą prowadzić do przekonania, że Bóg kocha tylko siebie, a byt jest dla niego niebytem. Czy można tak ekstrapolować rzeczywistość, żeby z niedoskonałego świata wyprowadzać doskonałego stwórcę? Jeśli Bóg jest rzeczywiście Inny, żadna wykoncypowana przez nas doskonałość się go nie ima. Nie istnieje nic w sposób doskonały. Rzeczy emanują nie z doskonałości, ale „z niczego”. Nie spadają – wznoszą się. Ich byt jest zaistnieniem nie tylko „twardej” materii, ale też „miękkiej” formy w postaci nowej jakości, która w Bogu istniała tylko potencjalnie (jako możliwość), nigdy zaś rzeczywiście. Dlatego byt naprawdę jest bytem, a nie cieniem bytu prawdziwego. Świat bardziej istnieje, jest bardziej realny niż Bóg.

 

 

 

42

Bóg stworzył życie, Bóg stworzył śmierć. Bóg stworzył dobro, Bóg stworzył zło. Bóg stworzył świat, Bóg go zniszczy. Bóg stworzył sens, Bóg stworzył bezsens. Teologia nie może być przeto tylko teologią sensu, w równej mierze powinna być teologią bezsensu świata. Bezsensu świata, życia, wiary. Wszystkie rzeczy dzieją się poza sensem, trzeba go dopiero im nadać, a to zawsze jest problematyczne (autorytatywne). Ale tam gdzie nie ma dość sił, aby tego dokonać, tam kwitnie mimo woli teologia bezsensu, teologia niewiary – zazwyczaj w milczeniu.

 

 

 

 

58

Mówi się, że Bóg jest gwarancją prawdy: prawdy konkretnej i prawdy w ogóle (tego, że jest jakaś prawda). Ale w nim nic nie ma (albo jest wszystko, co na jedno wychodzi), nie może więc stanowić gwarancji dla żadnego ludzkiego mniemania. Przekracza wszystko, jest punktem w nieskończoności, w którym zbiegają się wszystkie nasze sądy, także te, które są ze sobą sprzeczne i wydają się nie do pogodzenia. Bóg jest więc swoistą gwarancją wszystkich możliwych prawd, tak jak w nim potencjalnie (a właściwie rzeczywiście, skoro w nim) istnieją wszystkie możliwe światy. Lepiej jednak powiedzieć, że zarazem Bóg nie jest gwarancją żadnej prawdy, bowiem w nim samym objawia się nieskończona względność wszystkiego: sądów i bytów. Sub specie aeternitatis każda rzecz i każda idea są nieskończenie małe. Dla nas ludzi są jednak olbrzymie i w doczesności to my pozostajemy dla nich gwarancją ich ważności i doniosłości, a więc prawdziwości.

 

 

 

60

Czy można być pewnym wiecznego pokoju duszy? Czy wiara w Boga daje gwarancję wiecznego szczęścia? Czy Bóg jest takim szczęściem? Lecz jeśli Bóg jest chaosem, jeśli jest nieustannym ruchem, tyglem rzeczy stworzonych i  niestworzonych, to czym może być utrata ludzkiej powłoki i pogrążenie się w nieskończoności? Wszystkim, tylko nie odpocznieniem. Stajemy się wtedy każdą rzeczą tego świata, w każdej mamy udział, w dobrej i złej, smutnej i radosnej. To raczej nasza indywidualna materia istnienia wydaje się oazą spokoju, albowiem jest zakorzenieniem się w bycie, jest lokalnym ustaniem ruchu, a ruch w przyrodzie jest tylko słabym odbiciem ruchu transcendentnego.

 

 

 

62

Bóg nie jest tylko dla natchnionych i nawiedzonych. Bóg jest dla wszystkich i każdy ma własną ścieżkę do niego. A teologia powinna tylko rejestrować te drogi, a nie tworzyć wzory postępowania dla innych. Trzeba odrzucić ideę świętych, jako przewodników, dawców wzorów dla wierzących. Religia nie powinna kopiować postępowania z innych dziedzin życia, gdzie zawsze występuje model mistrz-uczeń, propaguje się określone wzory postępowania. Religię jednak stać na oryginalność. Powinna być pod tym względem wyjątkowa. Oczywiście nie na przymus: jeśli ktoś chce powtarzać sprawdzone wzory, może to zrobić. Zawsze zresztą warto wykorzystać doświadczenia innych.

 

 

 

66

Bóg istnieje w sobie w sposób tajemniczy i nienazwany, ale Bóg istnieje także dla nas, jako istnienie i jako istota każdej rzeczy. Wszystko co jest pełne Boga nie przestaje być sobą.

Dlaczego Bóg jest istnieniem? Istnienie jest czymś najbardziej tajemniczym rzeczy, czego nie możemy zrozumieć, ani prześwietlić na wylot. Najczęściej zbywamy je milczeniem, w ogólne nie widzimy go, skupiając się na poręcznej stronie przedmiotu. A przecież istnienie jest faktem: świat istnieje, rzeczy istnieją, ludzie istnieją. To właśnie Bóg jest w nich tym istnieniem, to on im daje powstanie, rozpad, jest ich trwaniem.

Ale Bóg to także istota rzeczy. Wydaje się, że istota jest czymś bezproblematycznym: istotę wyraża definicja, istotę wyraża działanie. Ale co właściwie sprawia, że byt ma swoją istotę, że jest zamkniętą całością, zajmuje miejsce w gronie bytów. Co nadaje rzeczom konkret? To Bóg, który jest nie tylko tym, co łączy wszystkie byty, ale także jest zasadą różnicowania. Dzięki niemu możliwe jest coś, co nazywamy różnią, on tworzy różnicę, poprzez stworzenie rzeczy różniących się. W nim, w jego najgłębszej rzeczywistości, różnica istnieje w stanie czystym, w rzeczach ujawnia się poprzez istnieje różnych istot. Ma się jednak wrażenie, że to ciągle nie dotyka samego sedna procesu istotowania. Albowiem Bóg tworzy także istotę każdej rzeczy w sposób pozytywny: jest rezerwuarem możliwych istot i z tej otchłani niektóre możliwości realizują się.

 

 

 

69

Świat nie powstał z niczego – powstał z Boga. On jest jego kreatorem, ale też substancją. On go wykłuł, zniósł, wymyślił. Świat jest jego snem, albo koszmarem. Pochodzenie od Boga nie gwarantuje światu bycie dobrym. Bóg mówiąc, że świat jest dobry nie miał myśli doskonałości stworzenia, ale jego wewnętrzne przyporządkowanie bożemu istnieniu. Świat jest dobry, bo jest istnieniem, realizacją istnienia, jest przejawieniem się tego, co przecież mogłoby się nie przejawić (w Bogu bowiem nie ma żadnej konieczności).

 

 

74

Może wreszcie w naszym religijnym myśleniu czas pozbyć się wszechobecnej i  wszechwładnej logiki, implikacji, dedukcji, indukcji, konsekwencji i innych arcymądrych zasad myślenia i życia. Czy to filozofia, czy to ideologia, czy to nawet zdrowy rozsądek, kto mi ciągle każe ustanawiać mur wobec Boga. Dlaczego nie mogę po prostu się w nim zagłębić, kochać go i nienawidzić, lubić i nie cierpieć, błogosławić mu i złorzeczyć, myśleć o nim i myśleć w nim, czyli o nim zapomnieć? Dlaczego nie mogę być jego synem, ojcem, wujkiem, matką, córką, a choćby i zrzędliwą teściową? Dlaczego muszę wierzyć, albo nie wierzyć? Zaprzeczać albo bronić? Trwać niewzruszenie albo wątpić? Czyż Bóg nie jest wszystkim i jeszcze trochę? Czyż nie jest obecny w tym, co największe, jak w tym, co najmniejsze? W tym, co wzniosłe i w tym, co podłe? Boga możemy odmierzyć naszą miarą: naszą niedoskonałością, naszymi brakami, wadami, naszym błądzeniem po omacku – stąd wyruszamy dopiero do gwiazd – do Boga i z Bogiem, bo on jest naszym współplemieńcem. Ale gwiazd są miliardy. I w ogóle, kto powiedział, że musimy dotrzeć choćby do jednej z nich.

Niech mi nieprzyjaciel nie przesłania Boga, niech nie podsuwa zbędnych idei i teorii. Niech nie mami złudnymi obrazami. Chcę po prostu patrzeć. A może wtedy naprawdę coś zobaczę.

 

 

 

79

Nie wierzę i nie wyznaję żadnej prawdy, która prowadzi przeciwko innym prawdom. Interesuje mnie tylko prawda, która nie jest przeciwko innym prawdom, jest na nie otwarta, nie sprzeciwia się im, a przeciwnie – podąża ku nim w miłości i tolerancji. 99% tzw. mędrców buduje swoje prawdy, swoje poglądy, dogmaty itp. przeciw innym, wykazuje wyższość swoich. I tak bez końca. Może zresztą należy to do istoty rzeczy. Nie chcę jednak się temu poddać.

powrót do strony GNOSIS 2     powrót do strony głównej GNOSIS