eGNOSIS

 
Pamięć i czasoprzestrzeń w poszukiwaniu całości.
Kilka uwag o renesansowym teatrze pamięci i słodyczach kosmologii

Bohdan Kos


Bohdan Kos (ur. 1941) – fizyk teoretyk, filozof,  poeta. W latach 80-tych współkierował podziemnym wydawnictwem LOS. Publikował w Odrze, Znaku, Powściągliwości i Pracy, Kulturze niezależnej, Manuskripte, Muschelhaufen oraz Gnosis. Wydał tom wierszy Podróż złudna. Jest współautorem przekładu kabalistycznych tekstów Sefer Jecira oraz Sefer-ha Bahir.

 

 

Gdzie mieszka pamięć? W czasie raczej czy w przestrzeni?  Z kim się przyjaźni? Nie - gdzie przebywa w naszej głowie. Lecz w której z apriorycznych (prawie apriorycznych) kategorii? Dziecinne pytanie od kiedy wiemy, że pływamy w sklejonej wyrafinowaną geometrią czasoprzestrzeni. A jednak jesteśmy skłonni sądzić, że pamięć prowadzi gry z czasem raczej, pozostawiając przestrzeń dziwnie neutralną, obojętną. W zabarwionym eschatologicznie misterium pamięci postacią główną, głównym adwersarzem jest czas. To on odbiera nam, zgarniając w zapomnienie, prawie w nieistnienie to, co dziś faktyczne i konkretne, i co (wydaje się wbrew zamiarowi czasu) ocalić zdolna jest jedynie pamięć[1]. Bo pamięć to wiara w możliwość podróżowania po zamkniętej księdze świata. Bilet w obie strony, nie tylko w przód strzałki czasu. To taka gra, w której czas jawi nam się jak przyjazny pejzaż, którego miejsca możemy odwiedzać w nieskończoność.

Czy przestrzeń tylko przygląda się biernie naszym dramatycznym poczynaniom, próbom ocalenia? Czy też jest naszym potajemnym wspólnikiem?

A może przyjdzie nam uwierzyć w istnienie takich punktów, gdzie czas i przestrzeń nie przeciwstawiają się sobie, lecz wzajemnie splecione w węzłach swej jednakowości-niejednakowości rodzą fenomen pamięci.

Wbrew naszej dzisiejszej intuicji, renesansowe metody mnemoniczne z jakąś tajemniczą ufnością odwołują się właśnie do przestrzeni i zdają się przyjmować od niej cenne dary, których sensu nie bardzo jesteśmy w stanie dziś pojąć. A świadectwo to znaczące, zważywszy że sztuka pamięci jest dla Renesansu osią, wokół której obraca się intelektualny kosmos tej epoki[2].

Oto teoretycy zalecają konstruowanie w wyobraźni najrozmaitszych przestrzeni: budynków, scen teatralnych, placów, korytarzy, nisz, wyodrębnianie w nich miejsc i umieszczanie w nich wyobrażeń, które chcemy zapamiętać. Przy czym ten szczególny układ współrzędnych, ta mnemoniczna machina odwołuje się nie tylko do mechanizmów naszej percepcji, lecz w równej mierze do zasady odpowiedniości między makrokosmosem i mikrokosmosem.

Z pewnym zdziwieniem konstatujemy, że system miejsc-odciśnięć stanowi jakąś naturalną ramę pamięci.

Wśród miejsc o szczególnym znaczeniu pojawia się co prawda zodiak. Ten twór w oczywisty sposób czasoprzestrzenny, ślad rocznego ruchu ziemi, zegar przyporządkowujący pory roku miejscom na niebie ma i dla nas mnemoniczną moc. A jednak mimo chwilowych zachwytów, koncept miejsc budzi raczej zdziwienie. Wydaje się nam, że za pomocą dość topornych machiny usiłuje się tkać subtelną sieć pamięci.

Dlaczego tak rozpaczliwie retoryczne wydają się nam renesansowe koncepty przestrzeni? Jakiej wrażliwości nam brakuje, że nie w pełni czujemy smak tamtego misterium?

Wydaje się, że z jakichś powodów przestrzeń zbanalizowała się w nas. Jakby za szybko, za wcześnie oddała swoje skarby i tajemnice. Geometryczne misteria perspektywy naiwnym jak dzieci malarzom, swoje symetrie fizykom i iluzjonistom. Kiedyś szkatułka tajemnic – przestrzeń. Dziś wobec nas: panna zbyt niewinna dla nas zbyt dorosłych.

Lecz czy dzisiejsze intuicje i ostrożności nie wiodą nas na manowce, czy w każdym razie nie porzucamy dawnych znaków zbyt lekkomyślnie?

Wzruszająca jest u twórców renesansowej mnemoniki pokładana w przestrzeni ufność, przekonanie o jej swojskości. W teatrze pamięci Giulio Camilla renesansowi intelektualiści czuć się musieli jak w domu.

I może nie mylili się w swej ufności.

Rola przestrzeni jako receptaculum przeszłości, zbioru dokumentów, wielkiego archiwum powraca w całej swej powadze i dostojeństwie i staje się fizykalną realnością, gdy spoglądamy na Wszechświat jako całość. W skali kosmicznej gradacja przestrzeni w sposób cudownie nieunikniony niesie w sobie gradację czasu. Dzieje się tak za sprawą skończonej prędkości światła[3]. Skierowując teleskopy w odległe rejony kosmosu sięgamy jednocześnie w jego przeszłość, bo obraz dociera do nas z opóźnieniem. Obiekty odległe to świadkowie odległej przeszłości, zapisy z dzieciństwa Wszechświata.

Wszechświat jako całość jawi się więc jako twór obdarzony absolutną pamięcią. Przeszłość istnieje w nim rozlokowana przestrzennie jak alegoryczne figury w renesansowym teatrze pamięci.

Człowiek-mikrokosmos wydaje się tu uboższy od swego kosmicznego analogonu; nie ma wewnątrz siebie naturalnego, docierającego ciągle z głębi siebie z opóźnieniem nośnika informacji. Nie umiemy tak podróżować po swojej jaźni jak porusza się światło po Wszechświecie. Lecz tak jak powolne światło po kosmosie, tak w nas krąży nieustannie pamięć przynosząc nieustannie spóźnione, błogosławione wiadomości.

W rzeczywistości języka niewątpliwie właśnie pamięć pozwala przerzucić intuicje przestrzenne w świat czasu, budując analogie: dalekie – dawne, w tym samym miejscu – jednoczesne. Być może bez tej przestrzennej frazeologii przeniesionej w niegościnną geografię czasu, nasza pamięć byłaby jeszcze bardziej bezradna i osamotniona.

Pamięć to budowanie relacji z przeszłością; wiara w jej nieprzemijające trwanie, może w ogólności tworzenie relacji z innymi światami, których status ontyczny jest czymś drastycznie obniżany, które właśnie jak teraźniejszość oddalają się, są nam odbierane i z którym to oddalaniem trudno jest nam się pogodzić.

Jest więc tak, że w istocie przestrzeń i czas prowadzą nie tylko ten ściśle fizyczny dialog wyrażony w języku niezmienniczości interwału czasoprzestrzennego. Gdzieś indziej, ponad nim, czy obok, toczy się równoległy dialog, w który jesteśmy wplątani, którego może jesteśmy podmiotem i który ma związek z pamięcią. Subtelna przemienność czasu i przestrzeni, przelewanie się jednego w drugie odwołuje się do nas ludzi, szczególnego miejsca gdzie pamięć, dodana do świata tajemnicza struktura, integruje rozpraszające się ciągle teraźniejszości w upragnioną całość.

Bo całość, właśnie ona, jest ostatecznym celem pamięci.

I tak jak wszechświat w którymś momencie swojej historii musiał stać się przezroczysty, stworzyć możliwość wglądu w samego siebie, zbudować zalążek własnego poczucia całości, tak mikroświat musiał dodać do swojej historii pamięć[4]. Dzięki jej całkującej roli pamięci słowo wszystko nabiera sensu, konstytuuje odpowiadające mu przestrzenie i umożliwia nasze bardziej lub mniej mądre podróże po CAŁYM. 

 


 

[1] Jak wiadomo żyjemy w świecie który daje się parametryzować czterema współrzędnymi; trzema przestrzennymi i jedna czasową. Gdzie i kiedy (cztery liczby) określa jednoznacznie punkt zdarzenia. Problem pamięci związany jest niewątpliwie z nieredukowalną innością czasu wobec czterech pozostałych współrzędnych. Nad przestrzenią panujemy, wybieramy miejsce gdzie jesteśmy i chcemy być. Czas zaś porywa nas, unosi ze sobą. Pamięć w pewnym sensie łagodzi bezwzględną naturę czasu. Dzięki niej możemy cofać się względem jakiegoś łagodniejszego niż on sam analogonu czasu wracając do przeszłości.

[2] Frances A. Yates. Sztuka pamięci. Warszawa 1977.

[3] Szokująca w ziemskiej skali dysproporcja między sekundą a jej przestrzennym odpowiednikiem wynoszącym 300 000 km, w skali kosmicznej znika. Tu prędkość światła wydaje się mała, harmonijna względem odległości, które przebywa. To właśnie powolność światła wobec rozmiarów Wszechświata, (światło wlecze się po kosmosie), predestynuje ją do roli wielkoskalowej pamięci.

[4] Promieniowanie reliktowe, zawsze obecne elektromagnetyczne tło wygwieżdżonego nieba jest otwartym dokumentem tego doniosłego momentu w historii Wszechświata.

powrót do cz. I     powrót do strony e Anthropos i Sophia