eGNOSIS

 
Renesans pogaństwa? Cz. II

Jerzy Prokopiuk


Jerzy Prokopiuk (ur.1931), filozof, religioznawca, gnostyk. Redaktor naczelny Gnosis. W roku 1999 ukazał się pierwszy tom jego esejów Labirynty herezji, w 2000 zaś -drugi: Ścieżki wtajemniczenia. Gnosis aetecyrna (jako pierwszy tom Biblioteki Gnosis). W 2001 roku tom trzeci: Nieba i piekła., w 2003 — kolejne: Szkice antropozoficzne i pierwszy tom Zapisków życia duchowego — Światłość i radość — Inspiracje i refleksje, zaś w 2004 tom  Jestem heretykiem. Ogdoada gnostycka.nspiracje i refleksje. Proces Templariuszy (Biblioteka GNOSIS, tCHu
2005 — rozwinięcie eseju umieszczonego na stronie GNOSIS) Dzieje magii, tom 1, 2006; Dusza Ludzka. Oś Świata — 2007, Piękno jest tylko gnozy początkiem — 2007.

 

 

Z punktu widzenia psychologiczno-głębinowego wczesny rozwój chrześcijaństwa jest przejawem niezbyt udanego procesu — dalszego (gdyż jahwizm stanowił jego pierwszą fazę) — odrywania ego i świadomości człowieka od jego jaźni (w jej aspekcie niezróżnicowania, tj. od jej aspektu naturalnego i cielesnego) i, przynajmniej w intencji, ich „przechodzenia” ku jaźni w jej aspekcie zróżnicowania, tj. — w skali ogólnej ciągle jeszcze tylko przyszłej — syntezy jej aspektu naturalnego i duchowego; w dotychczasowych dziejach chrześcijaństwa osiągnięcie tej syntezy dane było jedynie jednostkom — niewielkiej liczbie gnostyków, mędrców, świętych i mistyków. W swej obecnej fazie chrześcijaństwo charakteryzuje się, w kategoriach psychologiczno-głębinowych, jak powiedziałem, pretensją ego-świadomości do dominacji w życiu psychicznym człowieka: znajdujące się w polu działania dualnego „cienia” Jahwe „ja” ludzkie przesłania jaźń człowieka; w obecnym stanie chrześcijaństwa Jahwe w dalszym ciągu przesłania Chrystusa jako Boga. (obserwując stan i zagrożenia, wobec jakich w XX wieku znajduje się chrześcijaństwo jahwistyczne i wyrosła z niego kultura i cywilizacja, możemy się jedynie pocieszać wiarą i nadzieją, że Bóstwo Najwyższe taki rozwój i sytuację zamierzyło, i że wobec tego nawet ich upadek nie będzie ostateczną tragedią Boskiego Eksperymentu).

Cóż jednak działo się — w proponowanych tu kategoriach refleksji — w łonie chrześcijaństwa i w jego pozytywnych i negatywnych związkach z pogaństwem w ciągu minionych niemal dwóch tysięcy lat? A przede wszystkim: co działo się w tym czasie z samym pogaństwem?

Chrześcijaństwo jahwistyczne istnieje, jak wiemy, w trzech wielkich formacjach (odpowiadających kolejnym fazom jego rozwoju): w prawosławiu, katolicyzmie i protestantyzmie. W już chronologicznie najstarszym prawosławiu Jahwe stopniowo utożsamił się z Bogiem Ojcem i (pośrednio) z Chrystusem jako Pantokratorem. W katolicyzmie proces jahwizacji chrześcijaństwa przyjął formę jeszcze ostrzejszą w skutek centralizacji tego odłamu chrześcijaństwa wokół osoby papieża i instytucji papiestwa: w katolicyzmie głowa Kościoła stała się nosicielem jaźni wiernych. Jednak z drugiej strony pogańskie dziedzictwo w katolicyzmie — jego quasi-politeizm i tendencje soborowe w połączeniu z żywą tradycją filozofii greckiej i prawa rzymskiego — złagodziło w jego dziejach dominujące w nim tendencje jahwistyczne, tym samym zarazem dając podstawę demokratycznym tradycjom europejskim. Szczególnie paradoksalny charakter ma pod tym względem protestantyzm: z jednej strony bowiem jest to formacja chrześcijańska, w której doszło do skrajnej, nawet w porównaniu z katolicyzmem, reakcji jahwistycznej, z drugiej jednak zapewne wskutek uwarunkowań społeczno-gospodarczych (mieszczaństwo jako baza socjalna) — w niej właśnie obserwujemy najsilniejsze tendencje indywidualistyczne i demokratyczne. (ich genezy trzeba niewątpliwie szukać jeszcze w średniowiecznej mistyce niemieckiej, będącej prekursorka protestantyzmu, później zaś wzmacniały je związki protestantyzmu z rozwijającą się nowożytną myślą naukową).

W ramach tych trzech faz rozwoju chrześcijaństwa odpowiednio układały się dzieje relacji między jaźnią a ego-świadomością człowieka. Ezoteryka chrześcijańska — inspiratorka dążenia do aktualizacji jaźni jako syntezy duchowości i naturalności — wywierała jeszcze niemały wpływ na prawosławie, o wiele mniejszy — na katolicyzm, najmniejszy zaś — na protestantyzm. (Świadczą o tym np. dzieje mistyki: od Ojców Kościoła z Orygenesem na czele poprzez mistykę katolicką średniowiecza po samotną postać Jakuba Boehmego.) Jahwizm, jak powiedziałem, przesłonił Najwyższego Boga w każdej z trzech formacji chrześcijaństwa. Jego odziedziczony po judaizmie kolektywistyczny charakter — echo „więzów krwi” — spotykamy (w pewnej metamorfozie) w zstępującej intensywności w prawosławiu, katolicyzmie i protestantyzmie. („Renesans” kolektywizmu — jako „ucieczka od wolności”, by użyć terminu Ericha Fromma — przyniósł ze sobą dopiero XX wiek). A czymże jest jahwistyczny kolektywizm? Parodią ogólności jaźni — w wykonaniu ego, przesłonięciem jaźni przez ego.

Z kolei również „zstępującą” intensywność ma w każdej z trzech formacji chrześcijaństwa kult Bogini-Matki (w formie kultu Sophii resp. Najświętszej Marii Panny). Ogromny w prawosławiu, bardzo wielki choć nie równomierny, w katolicyzmie, ginie niemal w protestantyzmie. Wraz z rozwojem chrześcijaństwa widzimy więc stopniowe odchodzenie człowieka (jako ego-świadomości) od naturalnego aspektu jaźni, odchodzenie od natury i budowanie cywilizacji „nie naturalnej” czy wręcz antynaturalnej. (Czy tak być musiało? Zapewne, skoro tak się stało. Ale czy rzeczywiście nie mogło być inaczej?) Paralelna relacja z tym rozwojem łączy także sytuację kobiety w każdej z trzech formacji chrześcijaństwa: w sekwencji „prawosławie-katolicyzm-protestantyzm” rola kobiety w tej patriarchalistycznej religii maleje, by w ostatnim czasowym członie chrześcijaństwa (kiedy zaczęło ono ulegać zdecydowanemu rozpadowi) kobiety mogły — to prawo enantiodromii — stworzyć swój ruch emancypacyjny. Pamiętać jednak przy tym należy, że Bogini-Matka, das Ewig Weibliche, na gruncie chrześcijaństwa funkcjonuje przede wszystkim w swym aspekcie spirytualnym, jej aspekt naturalny jako „ upadły”, związany z popędami i z ciałem, jest z reguły przedmiotem potępienia.

Tak oto raz jeszcze wracamy do problemu pogaństwa.

Kult Bogini-Matki — zacznijmy i tym razem od tego aspektu pogaństwa — przetrwał w Europie chrześcijańskiej nie tylko w formie szczątkowej na terenach cywilizacji grecko-rzymskiej, ale — co więcej — odradzał się kilkakrotnie na obszarach obejmowanych przez chrześcijaństwo dopiero u schyłku antyku czy też już w średniowieczu: na obszarach celtyckich, germańskich i słowiańskich. Nosicielkami kultu Bogini-Matki (w połączeniu z kultem Młodego Boga) były z reguły kobiety. To, w jakim stopniu był to kult zorganizowany, pozostaje w historii religii etnologii kwestią sporną; tezę o zorganizowanym jego charakterze postawiła po raz pierwszy w dwudziestych latach XX wieku egiptolożka brytyjska Margaret Murray[1], podchwycił ją zaś i spopularyzował „rzecznik” współczesnych czarownic, a więc wyznawczyń Bogini-Matki i Młodego Boga, etnolog Gerald B. Gardner, założył Muzeum Czarownic na wyspie Man, w swych dwóch książkach: A Goddess Arrives z 1948 i Witchcraft Today z 1954 roku. Według legend tego kultu — nie wiem, na ile autentycznych — kilku królów angielskich (przynajmniej do końca średniowiecza) miało być głowami takiej kryptopogańskiej organizacji (tzw. coven); jeden z nich, Edward III, stał się założycielem słynnego Orderu Podwiązki (około 1349 roku) w następnych okolicznościach. W czasie dworskiego balu, kiedy król tańczył ze swą „mistyczną partnerką” z kultu, Joanną hrabiną Salisbury, spadła jej z uda podwiązka z wężowej skórki, będąca oznaką jej godności; by uchronić hrabinę przed konsekwencjami zdemaskowania, Edward III miał podnieść podwiązkę i zawołać: Honni soit qui mal y pense![2]; jak wiadomo, zawołanie to stało się dewizą tego orderu. W każdym razie kult Bogini-Matki i Młodego Boga — jako wyraz pierwotnej struktury relacji między niezróżnicowaną jaźnią a jeszcze słabo rozwiniętym „ja” ludzkim — będący zarazem kultem natury, już w średniowieczu miał charakter regresywny. (Dlatego nie należy go łączyć z inspirowanym przez katarów — począwszy od XI-XII wieku — kultem Sophii — Damy trubadurów i Fidele d'amore, ten bowiem miał strzałkę czasu zwróconą w przód, ku przyszłości, ku jaźni jako syntezie ducha i natury).

Średniowiecze jest również okresem dogorywania lub transformacji politeizmów: grecko-rzymskiego, celtyckiego, germańskiego i słowiańskiego. Smętne zawołanie: Pan umarł! dotyczyło w takim stopniu Zeusa i Jowisza, co Cernunna, Wotana-Oldina i Światowida. Jahwistyczne „ja” Europejczyków wychowane w dyscyplinie greckiej filozofii i rzymskiego prawa krok po kroku zdobywało hegemonię i wyłączność w świecie wielości kompleksów duszy ludzkiej. Jedynie w renesansie zdawało się, że bogowie — przynajmniej antyczni — powrócili do nowego życia. Ale w gruncie rzeczy był to pozór życia: ich odrodzenie świętowała jedynie garstka europejskich intelektualistów, a nawet dla nich miało ono z reguły walor czysto książkowy. (Jedynym wyjątkiem byli tu alchemicy: przynajmniej niektórzy z nich, jak się zdaje, znali swego boga Merkurego z bezpośredniego doświadczenia, a jeden z nich posunął się do zaproponowania któremuś z papieży, by podparł kulejący katolicyzm — hermetyzmem).

Ostateczny — przynajmniej na kilkaset lat — cios tradycji pogańskiej w Europie zadało haniebne „polowanie na czarownice”, jakie rozpętał papież Innocenty VIII w 1484 roku bullą Summis desiderantes affectibus. We właściwych wiekach średnich do prześladowania tzw. czarownic dochodziło sporadycznie. Wtedy jednak kościół przeciwstawiał się takim prześladowaniom, w sposób zdumiewająco racjonalistyczny (byłożby to późne echo racjonalizmu antycznego?) wieści o czarownicach oraz o ich paranormalnych zdolnościach traktował jako zabobony. Wszakże u schyłku średniowiecza sytuacja się zmieniła. Europa po wyprawach krzyżowych (1099 — 1207), inwazji Mongołów (połowa XIII wieku) Wielkiej Zarazie (połowa XIV wieku): Wojnie Stuletniej (1337-1453) i tzw. niewoli papieży w Awinionie (1309-1377) była nową Europą. Społeczno-gospodarcze przyczyny rozpętania masowych prześladowań czarownic przedstawiają nader przekonywająco dwaj uczeni niemieccy Gunnar Heinsohn i Otto Steiger w swojej książce pt. Die Weissen Frauen z 1984 roku. Teza ich brzmi: tzw. czarownice były to w istocie z reguły akuszerki wiejskie, posiadające ogromną tradycyjną wiedzę terapeutyczną, przede wszystkim ginekologiczną; jej podstawą była znajomość leczniczych właściwości ziół (znały one np. ponad dwieście naturalnych sposobów zapobiegania i przerywania ciąży). Dzięki ich atawistycznej wiedzy starożytność i średniowiecze nie znały problemu przeludnienia. Wszakże po Wielkiej Zarazie, która spustoszyła Europę (zginęła przeszło jedna trzecia jej mieszkańców), największy feudał w Europie, jakim był Kościół rzymski, jak również inni feudalni posiadacze, odczuwali brak siły roboczej. W tej sytuacji rozpoczęto prześladowania czarownic, czyli wiejskich akuszerek, na skalę masową. W istocie, wymordowano ich — przy użyciu aparatu represyjnego (inkwizycja, procesy, tortury, propaganda, tzw. demonologów, począwszy od osławionego dzieła dwóch dominikanów, Jakuba Sprengera i Henryka Institora-Kramera, pt. Malleus MalleficarumMłot na czarownice z 1486 roku) — zależnie od obliczeń — od kilkuset tysięcy po kilka milionów. W ten sposób „rozwiązano” problem demografii europejskiej: krzywa przyrostu zaludnienia na naszym kontynencie poszła gwałtownie w górę i dziś, nawet na nim, możemy mówić o eksplozji przeludnienia ze wszystkimi jej tradycjami i zagrożeniami.

Jakiż jednak był głębszy sens i przyczyny prześladowań czarownic? Jego przyczyn, jak się zdaje, trzeba się doszukiwać w gwałtownym nasileniu się permanentnego konfliktu między „pierwiastkiem jahwistycznym” chrześcijaństwa (w prześladowaniu czarownic protestanci nie ustępowali katolikom ani trochę), zwłaszcza w jego demonicznej wersji, a reliktami kultu Bogini-Matki. Mówiąc zaś językiem psychologii głębi, należy powiedzieć, że to ego-świadomość Europejczyka przełomu średniowiecza i czasów nowożytnych, która przeszła przez introwertyczą szkołę katolickiej mistyki i miała przejść przez szkołę surowego i pryncypialnie antynaturalnego protestantyzmu, dokonywała decydującego aktu oderwania się od niezróżnicowanej duchowości, tj. aktu oderwania się od natury, od atawistycznego poznania istot duchowych ją budujących, po to, by wejść w kolejny etap swego rozwoju. Etap ten, to etap czasów nowożytnych i nowoczesnych — w antropozofii zwany okresem rozwoju Bewusstseinseele (duszy samoświadomej). W tym okresie mamy do czynienia z enantiodromią przejścia ego-świadomości od introwersji, odrywającej człowieka od natury, od ekstrawersji, zwracającej go ku niej, ale już nie jako jej „syna”, lecz jako jej niezależnego partnera i stopniowo także przeciwnika. W tym okresie filozofia zaczyna ustępować miejsca nauce i technice jako nowym umysłowym postawom ludzkości. W tym okresie wreszcie społeczno-gospodarcze przywództwo ludzkości przechodzi krok po kroku z rąk feudalizmu w ręce mieszczaństwa. Kolejna metamorfoza ego-świadomości domagała się hekatomby ofiar reprezentujących naturę, od której się uwalniała. „Cień” Jahwe zgęszczał się: lucyferyczna ucieczka od Ziemi przekształcała się enantiodromicznie w arymaniczną żądzę jej posiadania; pragnienie to przeniknęło nowożytną naukę (Baconowska dyrektywa „torturowania natury”, aby zdobyć wiedzę o niej), technikę (kult maszyny połączony z niszczeniem przyrody) i tendencje ekspansjonistyczne (od kolonializmu po totalitaryzm). Ludzkie „ja” teraz osiągnie apogeum swych triumfów: wolność od natury i jej podbój.

Apogeum triumfów ego-świadomości człowieka — przede wszystkim Europejczyka Amerykanina — trwało od czasów renesansu aż do pierwszej połowy XX wieku. Okres ten to czas „śmierci Bogini”: Wielka Matka żyje w tym czasie tylko poprzez nastrój poetycki w romantyzmach (starym i nowym: z początków i z końca XIX wieku), a panteon jej bogów wegetuje już tylko w podręcznikach mitologii w martwej metaforyce klasycystów. W końcu XIX wieku zaczął jednak umierać Bóg judeochrześcijański, uzurpator i impostor, Bóg ego-świadomości, zniewolony przez własny „cień”. Jego powszechną śmierć obwieścił światu Nietzsche.

Śmierć Boga ego-świadomości jest przełomem w dziejach kultury i cywilizacji, którą tamta wytworzyła, być może nawet jej katastrofą i zagładą. Przed ego-świadomością bowiem otwiera się otchłań z chwilą, kiedy traci ona swój dotychczasowy fundament. Może się cofnąć: tak w naszych czasach czynią ci wszyscy, którzy kurczowo trzymają się tradycyjnych sensów i wartości, cofając się do którejś z minionych (choć minionych nie dla wszystkich); tak czynią dziś ci wszyscy, którzy marzą o powrocie do czystego chrześcijaństwa, do głębi prawosławia, „pełni” średniowiecznego katolicyzmu (ideał „nowego średniowiecza”) czy surowości protestantyzmu. Człowiek stojący nad przepaścią może w nią runąć: ten los spotyka tych wszystkich, którzy swe „ja” i swą świadomość w demonii kolektywizmu (ekstrawertycznie) lub samozagłady (introwertycznie: np. w narkomanii); ci nieszczęśnicy (oddają swe człowieczeństwo — za nic. Jednakże człowiek, który znalazł się nad przepaścią może także — choć zrazu jest to szansa tylko dla nielicznych — przelecieć nad nią na drugi jej brzeg, jeszcze nie znany.

Nas interesuje tu jednak tylko pewna szczególna forma cofnięcia się współczesnego człowieka znad otchłani, nad którą się znalazł. Formą tą jest neopogaństwo.

Człowiek uwolniony od tyranii jahwistycznego demonicznego „ja” często pragnie uwolnić się od niego całkowicie, ba zgoła je zniszczyć. (Wysublimowaną drogę do zniszczenia despotycznego ego proponują ludziom Zachodu liczne gnozy i mistyczne szkoły orientalne — taoistyczne, hinduistyczne, buddyjskie, muzułmańskie — rozwijające się w Europie, także w Polsce, i w Ameryce w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat; tu nie chcą się nimi zajmować.) W Europie i Ameryce pojawiła się w tym samym czasie rodzima tradycja prowadząca do tego samego celu. Tą tradycją jest neopogaństwo.

Odrodzenie pogaństwa zwiastowało zrazu trzech heroldów: filozof Ludwig Klages (1872-1956, uczeń Nietzschego, brytyjski poeta Robert Graves (1895-1984), i niemiecki hellenista Walter Friedrich Otto (1874-1958). Pierwszy z nich — w swym głównym dziele Der Geist als Widersacher der Seele z 1929 roku — sformułował tezę o żywej pełni duszy i ciała człowieka, rozdartej wskutek prehistorycznej inwazji intelektualistycznie przezeń pojmowanego ducha; w konkluzji swego dzieła Klages odwoływał się do przedgreckiej religii chtonicznej Pelazgów i ich głównego Bóstwa, Wielkiej Matki, jako symbolu owej pełni. Drugi z nich — przede wszystkim w swojej monografii The White Goddess z 1948 roku — odnosząc się do osobistego bezpośredniego doświadczenia Wielkiej Matki, ogłosił powrót Białej Bogini po klęsce uzurpatora Jahwe (i Jezusa), kapłanów jej prastarej religii dopatrując się w poetach. Wreszcie trzeci z nich, m.in. w takich książkach jak Die Gotter Griechenlands i Theophanie, zwiastował nieprzerwane bytowanie dawnych bogów greckich, których polem działania jest dusza ludzka.

Te trzy indywidualności zapowiadały także masowe ruchy neopogańskie. Na bardziej praktycznym gruncie ich prorokami byli — przede wszystkim w Niemczech — zapowiadający i kształtujący przyszły hitleryzm tacy ludzie jak Jorg Lanz von Liebenfels (Zakon Nowych Templariuszy — O.N.T.), Guido von List (Armanen-Orden) i wielki mistrz Thule-Orden, Rudolf von Sebottendorf. Tymi, którzy z Adolfa Hitlera uczynili bezpośrednie medium powrotu Wotana, byli zarówno geopolityk Karl Haushofer, jak i nauczyciele przyszłego Fuhrera, Gottfried Feder, Dietrich Eckart i zastępca wodza, Rudolf Hess. Wszyscy ci ludzie patronowali współorganizowali falę neopogańskich ruchów, jaka zalała Niemcy po I wojnie światowej, a której centralną postacią w płaszczyźnie religijnej był starogermański bóg Wotan (odpowiednik Hermesa-Merkurego. Szczególną rolę w tym odrodzeniu pogaństwa starogermańskiego odegrał były główny kwatermistrz wojsk cesarskich, generał Erich von Ludendorff (wraz ze swą małżonką Matyldą). Nie trzeba dodawać, że wszystkie owe neopogańskie i pangermańskie ruchy i organizacje miały charakter zarówno gwałtownie antyżydowski, jak i antychrześcijański. duża część tych neopogańskich organizacji istnieje zresztą i działa do dzisiaj.

Do renesansu pogaństwa przyczyniła się także — przynajmniej w pewnej mierze — psychologia głębi. Pewną rolę odegrał tu przede wszystkim C.G. Jung: jego koncepcja jaźni (patrz wyżej), pojmowanej przezeń jako synteza duchowości i natury w człowieku, jako coincidentia oppositorum pierwiastka męskiego i żeńskiego, stosunkowo często — nawet przez samego twórcę tej koncepcji, nie mówiąc już o niektórych jego uczniach, czy — liczniejszych, uczennicach — traktowana była jako feminalne Łono psyche człowieka. Radykalne konsekwencje wyciągnął stąd „heretyk” jungizmu, Amerykanin James[3] sformułował świadomie antychrześcijańską i pogańską (politeistyczną) tezę odrzucającą Jungowską koncepcję jaźni jako jednego modelu rozwoju wszystkich ludzi. Rozwijając swą myśl pozytywnie — jakby nawiązując do zdania Arystotelesa: „Dusza jest w jakiś sposób wszystkim, co istnieje” (O duszy, III, 8) — za fundamentem swej psychologii archetypowej przyjął „politeistyczną”  wizję duszy ludzkiej jako wielości „bogów” — archetypów (w negatywnym i pozytywnym wątku swej koncepcji jest on więc kontynuatorem zarówno Klagesa jak i W. F. Otto). Istotę i cel tej koncepcji wyrażąją świetnie tytuły dwóch prac jego współpracowników: Dawida J. Millera The New Polytheism (1981) i Roberta Avensa Imagination is Reality (1980). W szkole Hillmana mamy do czynienia z odrodzeniem pogaństwa politeistycznego na gruncie współczesnej psychologii głębi, ale nie sposób wykluczyć poszerzenia się jego wpływów. Dla wielu bowiem może ono być szczególnie atrakcyjne przez swą konsekwencję: z całą świadomością odrzuca bowiem ducha na rzecz duszy jako jednej rzeczywistości, a w cywilizacji ateistycznej i materialistycznej teza ta znajduje podatną glebę.

Szczególnym przypadkiem renesansu pogaństwa jest francuski ruch intelektualny, który sam nadał sobie nazwę Nowej Prawicy (Nouvelle Droite). Ruch ten — mający pośrednio także znaczenie polityczne — przyjmuje, w przeciwieństwie do starej prawicy francuskiej, ideologię pogańską i regionalistyczną. Jego czołowy ideolog, zbuntowany uczeń Gurdżijewa, Louis Pauwels, były naczelny redaktor słynnej „Planete”, formułuje założenia religijno-filozoficzne Nowej Prawicy w swych dwóch pracach: L'apprentissage de la serenite (1978) i Ce que je crois (1794); w obu znajdujemy namiętne odrzucenie judeochrześcijaństwa, połączone z programowym nawiązaniem do tradycji europejskiego politeizmu, przede wszystkim grecko-rzymskiego.

Pewne wątki pogańskie odnotować należy również w holistyczno-ekologicznym ruchu zwanym New Age Movement: całym konglomeracie tendencji zmierzających do przetworzenia centralnego paradygmatu naszej epoki z naukowo-technicznego w „paradygmat wyobraźni” (systemizmu czy organicyzmu) oraz do nadania opartej na nim kulturze i cywilizacji nowego, spirytualistycznego charakteru w sens jedności ducha i natury. Przykładem tych wątków może być np. kult tzw. Elementargeister w teozofii i antropozofii, szczególnie jednak żywy w tzw. Findhorn Garden. Wszakże znamienne dla tego ruchu otwarcie się na „duchowość w naturze” w zasadzie nie ma charakteru regresywnego: nie cofa nas ani do kultu Bogini-Matki, ani do antycznego politeizmu, przeciwnie, proponuje poznanie duchowego aspektu przyrody bez odrzucania ego i świadomości rozwiniętych i pogłębionych w ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat. Tu można mówić co najwyżej o syntezie ezoterycznego chrześcijaństwa i pogaństwa w nowym stylu.

Najbardziej wszakże reprezentatywnym współczesnym ruchem neopogańskim jest ruch czarownic (staroang. wiccawitch-cult). Odrodzenie tego ruchu zapoczątkowały, wspomniane wyżej, prace Margaret Murray z lat dwudziestych i trzydziestych naszego wieku. Po II wojnie światowej rolę jego rzecznika (była o tym także mowa) przejął Gerald Gardner, który stał się właściwym jego inspiratorem. Ruch ten rozwija się przede wszystkim w Wielkiej Brytanii i w Ameryce. (Nie należy go mylić ani łączyć z tzw. Church Of Satan Antona Leveya w Stanach Zjednoczonych). Ruch czarownic — jak to mocno podkreślają czterej inni jego rzecznicy[4] — opiera się na kulcie Bogini-Matki i Młodego Boga, i posługuje się białą magią. Jako taki nie ma nic wspólnego z kultem diabła czy szatana; ci, którzy go o to oskarżają, powtarzają tylko pomówienia katolickich inkwizytorów winnych cierpienia i śmierci setek tysięcy, jeśli nie milionów kobiet z okresu między średniowieczem a XVII wiekiem. Według rzeczników ruchu, nie jest on czymś nowym: jego korzenie sięgają prehistorii — w tym sensie jest on najstarszą religią świata — i dziś odradza się dzięki tym nielicznym „białym wiedźmom”, które zdołały przeżyć prześladowania i rzezie. Szczególnie interesujące jest to, że tu i ówdzie (np. w Niemczech) dochodzi do fuzji ruchu czarownic z Women Liberation Movement. Nie pozbawiony pikanterii jest również fakt, Ze pewien wątek idei religijnych ruchu czarownic zdaje się je łączyć z tzw. feministyczną teologią na gruncie katolicyzmu i protestantyzmu. Mam tu na myśli wątek wiary w Bóstwo wyobrażone jako istota żeńska. Znamienne pod tym względem są już same tytuły prac niektórych takich teolożek feministycznych, jak Mary Daly (np. Beyond God Father, Son & Co.), Heide Gottner-Abendroth (Bogini i jej heros), Ingeborg Hauschildt (Bóg — kobietę?) czy Christa Mulack (Kobiecość Boga); syntetycznie problem ten przedstawiła ostatnio Ariane Barth w artykule pt. Der Herr mit Brusten w tygodniku „Der Spiegel”[5].

Neopogaństwo naszych czasów propozycją fascynującą. Niewątpliwie też pociąga wielu ludzi, często niemałej klasy. Komu jednak może być bliskie? Myślę, Ze takim ludziom, o których pisał Konstandinos Kawafis w wierszu Che fece... il gran rifiuto (Który dokonał... wielkiej odmowy):

 

Dla niektórych ludzi przychodzi taka godzina,

kiedy muszą powiedzieć wielkie Tak

albo wielkie Nie. Od razu widać, kto z nich w sobie ma

gotowe Tak. Wypowiedziawszy je, coraz wyżej się wspina,

 wzrasta i w ludzkiej czci, i w zaufaniu do samego siebie,

Ten, kto powiedział Nie — nie żałuje. Gdyby zapytali go, czy chce

Odwołać je, nie odwoła. Ale właśnie to Nie -

to słuszne Nie — na całe życie go grzebie.

 

Ludzie tacy bowiem odrzucają nie tylko przeszło dwa tysiące lat chrześcijaństwa — prawdziwe chrześcijaństwo jest szersze od swych historycznych konfesyjnych form; nie tylko europejską kulturę i cywilizację — nie jest ona przecież absolutnym miernikiem doskonałości; i nie tylko swe „ja” i świadomość takie, jakie ukształtowały się w orbicie chrześcijaństwa i kultury europejskiej — nie są one ostatnim słowem Boga. Co więcej jednak, ludzie tacy cofają człowieka do przeżytej fazy jego rozwoju, chcą okaleczyć go i jego istotę ograniczyć do jego duszy, sprzężonej z ciałem i powoli rozpływającej się w ekstazie powrotu do Bogini-Natury, w ekstazie wiecznej śmierci. Albowiem prawdziwa śmierć, jaka spotyka człowieka, to śmierć jego duszy. A dusza ludzka umiera wtedy, kiedy — paradoksalnie nie potrafi umrzeć, kiedy chce żyć dla siebie i siebie ratować. To znaczy wtedy, kiedy zrywa wszelkie więzy ze swym Boskim Oblubieńcem — duchem. A czyż zerwanie więzów z duchem nie jest grzechem przeciwko Duchowi Świętemu — jedynym grzechem niewybaczalnym?

 

1987


 

[1] The Witch Cult in Western Europe z 1921 roku.

[2] Hańba temu, kto widzi w tym coś złego! – dewiza ang. Orderu podwiązki.

[3] Emotion, Suicide and Soul, The Myth of Analysis, Re-Visioning Psychology, Loose Ends, The Dream and the Underworld, Psychology: Monotheistic or Polytheistic, Senex and Puer, także w zbiorowych pracach, które wydawał, takich jak Fathers and Mothers czy Puer Papers.

[4] Alex Sanders w King of the Witches, Sybil Leek w The Complete Art of Witchcraft z 1971, Raaymond Buckland w Witchcraft From the Inside i Ancient & Modern Witchcraft z 1979 oraz Sergius Golowin w Die Weissen Frauen z 1982 roku.

[5] „Der Spiegel” nr. 26 z 24 czerwca 1985 roku.

powrót do cz. I     powrót do strony e Anthropos i Sophia