eGNOSIS

Zarys teorii poznania w światopoglądzie Goethego cz.II

Rudolf Steiner

Rudolf Steiner
(1861-1925), twórca antropozofii. 
Biografia

Zainteresowanym polecamy działy strony eGNOSIS: Ogród antropozoficzny, Chrześcijaństwo jako rzeczywistość mistyczna a misteria dawnych czasów, Praktyczne kształcenie myślenia oraz Bibliografię.

 

 

A. PYTANIA WSTĘPNE

 

1. Punkt wyjścia
 

Jeśli weźmiemy pod uwagę jakikolwiek główniejszy prąd życia duchowego obecnej doby i spróbujemy śledzić go wstecz aż po źródła, niemal zawsze napotkamy na tej drodze jednego z wielkich przedstawicieli naszej epoki klasycznej. Goethe lub Schiller, Herder lub Lessing — dali impulsy, by potem wypłynął ten, czy inny prąd duchowy, którego ruch trwa do dzisiejszego dnia. Cała nasza kultura opiera się tak mocno na naszych klasykach, że zaiste niejeden z tych, którzy uważają się za oryginalnych — wypowiada właściwie to, co już dawno powiedział Goethe lub Schiller. Do tego stopnia wżyliśmy się w stworzony przez nich świat, że nikt nie mógłby liczyć na zrozumienie, gdyby chciał się poruszać poza wytyczonymi przez nich traktami. Nasz sposób patrzenia na świat i życie jest do tego stopnia określony przez nich, że kto nie szuka punktów stycznych z ich światem, ten nie może obudzić naszego zainteresowania.

O jednej tylko gałęzi naszej duchowej kultury muszę powiedzieć, że nie znalazła takiego punktu stycznego. Jest to nauka, która wychodzi jedynie poza wyłącznie zbieranie postrzeżeń i przyjmowanie do wiadomości poszczególnych doświadczeń, a to celem stworzenia zadowalającego ogólnego poglądu na świat i na życie. Nazywamy ją zwykle filozofią. Dla niej nasza epoka klasyczna zdaje się zupełnie nie istnieć. Szuka ona swojego zbawienia w sztucznym odosobnieniu się i wytwornej izolacji od reszty duchowego życia. Twierdzeniu temu nie przeczy fakt, że wcale pokaźna ilość dawniejszych i nowych myślicieli oraz przyrodników próbowała rozprawić się z Goethem bądź Schillerem. Swego bowiem naukowego stanowiska nie osiągnęli oni przez rozwijanie wątków zdobyczy naukowych tych herosów ducha. Utworzyli mianowicie swój naukowy punkt widzenia poza ramami światopoglądu Goethego lub Schillera i dopiero następnie porównywali go z ich poglądami. A nie czynili tego z zamiarem przyswojenia swojemu kierunkowi czegoś z naukowych poglądów klasyków, a po to jedynie, by przekonać się, czy utrzymają się wobec ich własnych poglądów. Wrócę jeszcze do tego, a teraz chciałem przede wszystkim wskazać na konsekwencje, które poniosły odnośne dziedziny nauki skutkiem tego ustosunkowania się do najwyższego stopnia kultury nowożytnych czasów.

Większość wykształconych czytelników odkłada dziś z niechęcią każdą literacko-naukową pracę o charakterze filozoficznym. Chyba nigdy jeszcze nigdy filozofia nie była tak niepopularna jak obecnie. Jeśli pominiemy pisma Schopenhauera i v. Hartmanna, w których można znaleźć problemy życia i świata cieszące się ogólnym zainteresowaniem i które dlatego znalazły tak szerokie zainteresowanie — możemy bez przesady powiedzieć, że prace filozoficzne są dziś lekturą tylko zawodowych filozofów. Nikt oprócz nich nie troszczy się o nie. Człowiek wykształcony, który jednak nie jest fachowcem w tej dziedzinie — ma nieokreślone uczucie: „Ta literatura nie zawiera niczego, co by mogło zaspokoić choć jedną z mych duchowych potrzeb. Rzeczy, którymi się zajmuje, nic mnie nie obchodzą, nie pozostają  w żadnym związku z tym, czego trzeba do zaspokojenia mego ducha”. Winę braku zainteresowania dla wszelkiej filozofii może ponosić tylko owo jej odosobnienie, bo jednak obok tej obojętności widzimy też stale rosnącą potrzebę zadowalającego poglądu na świat i życie. Dogmaty religijne, które przez długi czas zaspokajały tę potrzebę — tracą dziś coraz bardziej swą siłę przekonującą. Coraz to bardziej wzrasta potrzeba, by pracą myślenia wywalczyć, co ongiś zawdzięczano wierze w objawienie tj. zaspokojenie ducha. Nie brakowałoby zainteresowania wykształconych ludzi, gdyby filozofia szła rzeczywiście ręka w rękę z całym rozwojem kultury i gdyby jej przedstawiciele zajmowali określone stanowisko wobec wielkich pytań, dziś poruszających ludzkość.

Trzeba przy tym zawsze pamiętać o tym, że nigdy nie może iść o sztuczne wytwarzanie duchowych potrzeb, a o odszukanie i zaspokojenie potrzeb istniejących. Zadaniem nauki nie jest narzucanie pytań, tylko troskliwe rozważanie oraz rozwiązywanie tych zagadnień, które postawiła natura i dany stopień kultury, które musi sobie stawiać nasza kultura z racji tego poziomu, na który ją podnieśli klasycy. Współcześni myśliciele zadają sobie pytania, które nie wynikają z natury naszego dzisiejszego stopnia rozwoju i dlatego ogół nie łaknie ich rozwiązania. Mamy więc naukę, której nikt nie szuka — i naukowe potrzeby, których nikt nie zaspokaja.

Nasza centralna nauka, która powinna rozwiązywać właściwe zagadnienia świata, nie może być wyjątkiem wśród wszystkich innych gałęzi duchowego życia. Musi ona także szukać swych źródeł tam, gdzie je odnalazły inne nauki. Musi ona nie tylko „rozprawić się” z naszymi klasykami, ale także poszukać u nich wątku swojego dalszego rozwoju. Tchnienie, które przewijało przez całą naszą pozostałą kulturę musi ją także przeniknąć. Jest to konieczność leżąca w naturze rzeczy. Należy jej przypisać także i to, że jednak współcześni rozprawiali się z klasykami. Fakty te świadczą tylko o tym, że ludzie mają niejasne poczucie, jak niedopuszczalną jest rzeczą przechodzić do porządku nad poglądami klasyków. Wskazują one jednocześnie, że nie dojrzeliśmy jeszcze do możności rozwijania dalej ich poglądów. Świadczy o tym sposób, w jaki odnoszono się do tej pory do Lessinga, Herdera, Goethego i Schillera. Napisano o nich wiele znakomitych rozpraw, jednakże niemal wszystko, co napisano o naukowych poglądach Goethego i Schillera — nie rozwinęło się organicznie z ich poglądów, a jest wtórnym, późniejszym ich oświetleniem. Żaden fakt nie udawadnia tego dobitniej jak to, że najbardziej przeciwne sobie naukowe kierunki upatrywały w Goethem ducha, który „przeczuł” ich poglądy. Kierunki, które nie mają z sobą nic wspólnego, skoro tylko odczują potrzebę poszukiwania na wyżynach ludzkości oparcia dla swych poglądów. Nie można sobie wyobrazić ostrzejszych przeciwieństw niż nauki Hegla i Schopenchauera. Schopenchauer nazywa Hegla szarlatanem, a jego filozofię kranem płytkich słów, czystym absurdem i barbarzyńskim zestawieniem wyrazów. Obaj myśliciele nie mają nic wspólnego z sobą oprócz bezgranicznego uwielbienia dla Goethego oraz przekonania, że on na pewno przyznałby każdemu z nich słuszność.

Nie inaczej z nowszymi kierunkami w nauce. Hackel, który z żelazną konsekwencją i w genialny sposób rozwinął Darwinizm tak, że musimy go uznać za najznakomitszego następcę angielskiego badacza, widzi w poglądach Goethego wstęp do swoich własnych. Weźmy teraz innego współczesnego badacza C.F.W. Jenssen, który tak pisze o teorii Darwina: „Rozgłos, u niektórych uczonych i u wielu laików znalazła dziś ta teoria (już i dawniej często podnosząca głowę, a zawsze obalona przez dokładniejsze badania, teraz znów popierana wieloma pozornymi dowodami) wykazuje jak ludzie jeszcze mało znają i rozumieją wyniki nauk przyrodniczych”. Ten sam uczony mówi natomiast o Goethem, że on „doszedł do rozległego poznania przyrody tak ożywionej jak i nieożywionej” oraz że „w swych pełnych myśli i głębokich rozważaniach znalazł zasadnicze prawo powstawania świata roślin”. Obaj badacze umieją niemal w przygniatającej ilości przypadków przedstawić dowody na zgodność swych naukowych kierunków z „głębokimi z postrzeżeniami Goethego”. Gdyby ci dwaj badacze mogli powołać się na Goethego z istotnie jednakowym prawem, musiałoby to rzucić zastanawiające światło na wszechstronność jego myślenia. Ale przyczyna tego zjawiska leży w tym, że żaden z tych poglądów nie wyrósł w rzeczywistości z światopoglądu Goethego i oba tkwią korzeniami poza jego obrębem. Ponadto w grę wchodzi jeszcze i to, że obaj uczeni szukają tylko zewnętrznego uzasadnienia swych poglądów z pewnymi szczegółami, które — wyrwane ze związku z całością myślenia Goethego — tracą swoje znaczenie, równocześnie zaś nie chcą uznać, że właśnie ta całość nadaje się wewnętrznie do stworzenia naukowego kierunku. Poglądy Goethego nigdy nie były jeszcze punktem wyjścia rozważań naukowych, zawsze jedynie przedmiotem porównywania z innymi poglądami. Ci, którzy zajmowali się Goethem — zamiast być jego uczniami, którzy bez uprzedzeń oddają się jego ideom — byli najczęściej krytykami, odprawiającymi nad nim sąd.

Mówi się często, że Goethe miał zbyt mało zmysłu naukowego. Im większym był poetą, tym gorszym miał być filozofem i dlatego niepodobna próbować opierać na nim żadnego naukowego stanowiska. Jest to zupełne niezrozumienie natury Goethego. Goethe istotnie nie był filozofem w zwykłym znaczeniu tego słowa. Ale nie możemy zapominać o tym, że prawdziwa harmonia jego osobowości doprowadziła Schillera do powiedzenia: „Jedynie poeta jest prawdziwym człowiekiem”. Bo Schiller mówiąc o „prawdziwym człowieku” miał na myśli właśnie Goethego. W jego osobowości nie brakowało ani jednego z tych pierwiastków, które znamionują najwyższe ukształtowanie człowieczeństwa. Wszystkie te pierwiastki zespoliły się u niego w pewną szczególną całość, która w nim działała. Wskutek tego u podłoża jego poglądów na przyrodę, spoczywa głęboki filozoficzny zmysł, chociaż nie dochodzi do jego świadomości pod postacią określonych naukowych sformułowań. Kto, przynosząc z sobą założenie filozoficzne, zagłębi się w tę całość, ten odnajdzie w niej ów filozoficzny zmysł i będzie go mógł ująć jako naukę Goethego. Musi jednak właśnie w Goethem szukać punktu wyjścia, a nie przystępować doń z swoimi gotowymi już poglądami. Siła ducha Goethego pracuje zawsze w ten sposób, w jaki postępuje najbardziej ścisła filozofia, aczkolwiek nie pozostawił on po sobie żadnej systematycznie uporządkowanej całości filozoficznych poglądów.

Nie możemy sobie wyobrazić wszechstronniejszego poglądu na świat, jak światopogląd Goethego. Wychodzi jakby z pewnego centrum, które leży w jednolitej naturze poety i przejawia zawsze taką stronę, która odpowiada naturze obserwowanego w danej chwili przedmiotu. Jednolitość działania duchowych sił Goethego leży w jego naturze; rodzaj działalności tych sił bywa zawsze określony przez naturę badanego przedmiotu. Goethe czerpie sposoby swej obserwacji ze świata zewnętrznego, a nie narzuca mu swoich. Natomiast myślenie większości ludzi może pracować tylko w jeden określony sposób - nadaje się ono tylko do jednego rodzaju przedmiotów. Jest ono nie jednolite — jak u Goethego, a jednostronne. Mówiąc dokładniej istnieją ludzie, których rozsądek świetnie się nadaje do ujmowania w świecie mechanicznych zależności i oddziaływań; wyobrażają sobie oni cały wszechświat pod postacią mechanizmu. Inni znów czują potrzebę upatrywania wszędzie elementów mistycznych i tajemniczych; ci znów stają się zwolennikami mistycyzmu. Wszelki błąd powstaje wskutek pewnego sposobu myślenia - który nadając się zupełnie do jednego rodzaju przedmiotów — zostaje zaś ogłoszony uniwersalnym. W ten sposób tłumaczy się spór wielu światopoglądów. Gdy człowiek jednostronny spotyka się z poglądami Goethego, nie ograniczającymi się do pewnych dziedzin — bo sposób swego rozważania nie czerpią z ducha obserwatora, a z obserwowanego przedmiotu — wówczas jednostronność chwyta się kurczowo tych elementów myślenia, które jej najbardziej odpowiadają. W tym znaczeniu światopogląd Goethego zawiera w sobie bardzo wiele kierunków myślowych, podczas gdy żadne jednostronne ujęcie świata nigdy nie będzie go mogło przeniknąć. Zmysł filozoficzny, który jest bardzo istotnym elementem geniuszu Goethego, ma znaczenie również i dla jego poezji. Chociaż Goethe daleki był od tego, by zdobycze, w których mu pośredniczył ten zmysł, stawać przed sobą w jasnej pojęciowej formie, jak to potrafił Schiller, jednak zmysł ten jest u niego, tak jak u Schillera istotnie współdziałającym czynnikiem twórczości artystycznej. Dzieła poetyckie Goethego i Schillera nie dadzą się pomyśleć bez światopoglądu, z którego się zrodziły. U Schillera idzie przy tym raczej o jego rzeczywiste skrystalizowane zasady, u Goethego zaś o sposób ujmowania rzeczy. Fakt, że najwięksi poeci naszego narodu nie mogli na wyżynach swojej twórczości obejść się bez owego filozoficznego elementu, jest najlepszą rękojmią, iż ów element jest koniecznym ogniwem w rozwoju ludzkości. I właśnie oparcie się o Goethego i Schillera umożliwia nam wyrwanie naszej centralnej nauki z jej akademickiego odosobnienia i organiczne jej wcielenie w rozwój całej pozostałej kultury. Naukowe poglądy naszych klasyków wiążą się tysiącem nici z resztą ich wysiłków. Poglądy te są tego gatunku, że epoka kulturalna, która je wydała — domaga się ich dzisiaj.

 

2. Nauka Goethego wedle metody Schillera
 

Dotychczasowe rozważania wskazały kierunek, w którym pójdą nasze następne badania. Mają one być rozwinięciem tego, co się ujawniło u Goethego jako zmysł naukowy. Mają nie być interpretacją jego sposobu ujmowania świata.
Można by tu uczynić zarzut, że nie postępuje się w ten sposób, jeśli się chce naukowo uzasadnić jakiś pogląd. Poglądy naukowe nie mogą pod żadnym warunkiem opierać się na autorytecie, lecz zawsze na odnośnych zasadach. Zarzut ten można z łatwością odeprzeć. Poglądy wypływające z Goetheańskiego ujmowania świata wydają mi się prawdziwe nie dlatego, że dadzą się wywieźć od Goethego, a że światopogląd Goethego da się sam oprzeć na trwałych podstawach i może być reprezentowany jako rzecz uzasadniona w sobie. Wyjście z założeń Goethego nie przeszkadza mi bynajmniej, by równocześnie z całą powagą traktować uzasadnienie wyznawanych przez mnie poglądów, jak to czynią przedstawiciele rzekomo wolnej nauki. Wyznaję światopogląd Goethego, niemniej jednak uzasadniam go zgodnie z wymaganiami dzisiejszej nauki.

Schiller wskazał kierunek drogi, którą mają pójść niniejsze rozważania. Nikt inny nie widział dokładnie — jak on wielkości geniuszu Goethego. Jego korespondencja z Goethem to jakby zwierciadło duszy Goethego, podsuwane mu pod oczy. W swych Listach o estetycznym wychowaniu rodzaju ludzkiego określa ten ideał artysty, który poznał w Goethem; w swej rozprawie: O twórczości naiwnej i sentymentalnej opisuje istotę prawdziwej sztuki, którą poznał w poetyckiej twórczości Goethego. Jest to wystarczającym usprawiedliwieniem, dlaczego określam niniejsze rozważania jako oparte na podłożu światopoglądu Goethego i Schillera. Zamierzam rozważyć naukowe myślenie Goethego wedle tej metody, dla której Schiller stworzył wzór. Goethe zwraca swój wzrok ku przyrodzie i ku życiu; sposób jego obserwacji ma być treścią tej książki. Wzrok Schillera utkwiony jest w duchu Goethego; sposób jego obserwacji ma być ideałem mojej metody.
Jestem przekonany, że naukowe poczynania Goethego i Schillera staną się w ten sposób czymś płodnym dla teraźniejszości.
Wedle przyjętej dziś terminologii naukowej, książkę tę trzeba będzie uważać za teorię poznania. Jednakże traktowane przez nią zagadnienia będą często odmienne od tych, którymi nauka ta zajmuje się dziś niemal powszechnie. Przyczynę tego widzieliśmy. Prawie wszystkie współczesne teoretyczno-poznawcze badania wychodzą z filozofii Kanta, w kołach naukowych zupełnie nie pomyślano o tym, że obok teorii poznania stworzonej przez wielkiego myśliciela z Królewca — jest przynajmniej możliwy jeszcze inny kierunek, może niemniej zdolny do rzeczowego pogłębiania niż kantowski. Otto Liebmann wypowiedział z początkiem lat sześćdziesiątych następujące myśli: „Jeśli chcemy dojść do wolnego od sprzeczności poglądu na świat, musimy powrócić do Kanta”. Hasło to stało się przyczyną niemal niezliczonego mnóstwa rozpraw o Kancie.

Ta droga nie przysporzy pożytku dzisiejszej filozofii. W życiu kulturalnym zacznie ona znowu grać swoją rolę dopiero wtedy, gdy — zamiast powracać do Kanta — zagłębi się w naukowe poglądy Goethego i Schillera.
Przystępuję więc do zasadniczych zagadnień nauki o poznaniu, która ma uczynić zadość powyższym wstępnym uwagom.

 

3. Zadania naszej nauki
 

Każdą naukę musi ostatecznie obowiązywać to, co Goethe ujął w tak
charakterystyczne słowa: „Pożytek wszelkiej teorii polega jedynie na tym, że pozwala ona wierzyć nam w pewien związek pomiędzy zjawiskami”. Nauka stale wprowadza rozstrzelone fakty naszego doświadczenia w pewien związek. W przyrodzie nieorganicznej widzimy oddzielnie przyczyny i skutki i w odpowiednich gałęziach nauki poszukujemy ich związku. W przyrodzie ożywionej - postrzegamy różne rodzaje oraz gatunki organizmów i usiłujemy stwierdzić ich wzajemne stosunki. W historii pojawiają się przed nami poszczególne epoki rozwoju ludzkości; usiłujemy poznać wewnętrzną zależność jednego stopnia rozwoju od drugiego. W sensie powyższego powiedzenia Goethego każda gałąź nauki ma pracować w pewnej określonej dziedzinie zjawisk.

Każda nauka ma przeto swoją dziedzinę, w której poszukuje związku pomiędzy zjawiskami. Ale zawsze pozostaje w naszych naukowych usiłowaniach jeszcze jedno wielkie przeciwieństwo: z jednej strony zdobyty przez poszczególne gałęzie nauki świat idealny, a z drugiej odpowiadające mu przedmioty poznania. Musi przeto istnieć taka nauka, która by i tu wyjaśniała wzajemne stosunki. Świat idealny i realny, przeciwieństwo pomiędzy ideą a rzeczywistością zmysłów — oto przedmiot i zadanie tej nauki. Bo także i te dwa przeciwieństwa musimy poznać w ich wzajemnym stosunku.
Poszukiwanie tego stosunku jest celem następnych rozważań. Fakt istnienia nauki z jednej strony, a przyroda i rozwój ludzkości z drugiej — muszą znaleźć wzajemne ustosunkowanie. Jakie znaczenie ma odzwierciedlenie się świata zewnętrznego w ludzkiej świadomości? Jaki zachodzi stosunek pomiędzy naszym myśleniem o przedmiotach rzeczywistości, a między nimi samymi?

nastepna czesc eseju Zarys teorii poznania.

powrót do wczesniejszej cz. eseju Steinera     powrót do strony wstepnej Z.T.P.W.S.G.