eGNOSIS


Cioran czyli o trzeźwości spojrzenia

Mirosław Piróg


Mirosław Piróg — dr, adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Śląskiego. Studiował fizykę teoretyczną i filozofię na Uniwersytecie Śl. Autor książki Psyche i symbol (Kraków 1999). Opublikował ponad 30 artykułów m.in. w „The Pecularity of Man”, „Studia religiologica”, „Albo-albo. Problemy psychologii i kultury”, „Nomos”. Współorganiztor konferencji „Dni jungowskie” (2004 i 2005) oraz „Odcienie gnozy” (2005) w Katowicach. Główne zainteresowania to psychologia głębi C. G. Junga i jej implikacje filozoficzno-kulturowe, antropologia religii oraz filozofia doświadczenia religijnego W. Jamesa.

 

   

 

Życie

 

Emil Cioran urodził się 8 kwietnia 1911 roku w Rumunii w rodzinie prawosławnego popa. Dzieciństwo, które zawsze wspominał jako bardzo szczęśliwe,  spędził w rodzinnej wsi Rasinari, w Transylwanii. W wieku 17 lat podejmuje studia filozoficzne na uniwersytecie Bukareszteńskim, gdzie zaprzyjaźnia się m.in. z Mirceą Eliadem i Constantinem Noicą. Pisze pracę magisterską o Bergsonie. Pierwszą książkę zatytułowaną Na szczytach rozpaczy publikuje w 1934 roku, gdy ma 23 lata. Jest ona po części owocem bezsenności, która trapiła Ciorana od lat młodzieńczych, zmuszając go do długich nocnych wędrówek i rozmyślań. Upodobanie do wędrówek — pieszych i rowerowych —  pozostało mu już do końca życia. Po opublikowaniu drugiej książki, obrazoburczej pozycji Łzy i święci, której nakład praktycznie nie ujrzał światła dziennego, a która mimo to ściągnęła gromy na głowę młodego autora, wyjeżdża do Francji jako stypendysta Instytut Francuskiego w Bukareszcie. Nie ma jednakże najmniejszego zamiaru pisać tam doktoratu. Nie publikuje nic przez ponad 10 lat, dopiero w 1949 ukazuje się jego pierwsza, pisana już po francusku książka Zarys dekompozycji. W kolejnych latach pojawia się jego kilkanaście książek,  z których najlepsze to Zły demiurg, O niedogodności narodzin, Upadek w czas, czy O pokusie istnienia. Od połowy lat osiemdziesiątych już nie pisze, umiera w 1995 roku na chorobę Alzheimera. Już po jego śmierci ukazują się jego zapiski zatytułowane Zeszyty 1957-1972, w których znajdujemy wiele najbardziej intymnych i radykalnych wypowiedzi. 

 

 

1. Książki

 

Cioran traktuje pisanie książek jako swoistą formę autoterapii. „Książka to odwleczone samobójstwo” — te słowa najlepiej oddają jego stosunek do monotonnej czynności zaczerniania kartek papieru. Pisanie służy nie temu by utrzymywać poglądy, ale by się ich pozbywać. Jeżeli powiedzielibyśmy, że Cioran uprawia filozofię, to należałby zastrzec, że używa przy tym innych organów niż mózg. Jego teksty wywodzą się z wątroby, nerek, i innych „bebechów”, a jego myśli są raczej wynikiem sekrecji organów wewnętrznych, aniżeli przebiegów neuronalnych. W tomie zawierającym rozmowy z Cioranem czytamy: „Gdybyśmy osiągnęli świadomość naszych organów, uzyskalibyśmy absolutne doświadczenie i wizję własnego ciała, które tak przemożnie narzucałoby się świadomości, że nie mogłoby już pełnić przepisanych mu funkcji. Samo ono stałoby się świadomością, przestając w ten sposób odgrywać właściwą sobie rolę ciała”[1]. Analizując to, co napisał, możemy nieomal poznać stan jego organizmu, strony jego książek są niczym wydruki z laboratorium analitycznego. Nazywa siebie „filozofem-wyjcem”[2], wyrzucającym z gardła nie tezy i konstatacje, ale oskarżenia. Pozbywając się swoich myśli może żyć dalej, bo są one rodzajem anty-afirmacji. Udziela rady piszącym:

„jeśli kogoś nie znosicie, weźcie tylko kartkę papieru i napiszcie dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści razy: »X jest łajdakiem, X jest łajdakiem...« Po paru minutach człowiek czuje, że mu ulżyło, że nienawidzi mniej. Otóż pisanie jest dla mnie właśnie tym – łagodzeniem swego rodzaju presji wewnętrznej, osłabianiem jej. A więc terapią. Naprawdę; podkreślam to, choć wydaje się to trochę śmieszne, ale taka jest prawda. Dla mnie pisanie było czymś niezwykle zbawiennym”[3].

Myśli powinniśmy się zatem pozbywać, tak jak ekskrementów, bo pełnią one tę samą funkcję — użyźniają suchą glebę czytających je umysłów — lub też je zatruwają... Myśli są nawozem, śmierdzącym i cuchnącym, są one wszystkim, tylko nie „opisem” tego, jak jest. Pozostały po autorze tekst jest nie tyle „owocem” jego twórczego wysiłku, ile właśnie sekrecją, wydzieliną, pozostałością, nie posiadającą własnego statusu ontycznego.

 

 

2. Człowiek

 

Kim zatem jest dla niego człowiek? To zwierzę, nawet nie „tylko zwierzę”, ile raczej najbardziej chore zwierzę. Naszą chorobą jest świadomość, to sztylet wbity w nasze ciało, to otwarta rana, przez którą przecieka istnienie odsłaniając przed nami swą prawdziwą naturę, którą jest nicość. Renesansowy myśliciel, Giovanni Pico della Mirandola sławił w swej Mowie o godności człowieka boską umiejętność kreowania przez człowieka własnej natury[4]. Jego zdaniem człowiek jest mocen stworzyć siebie z zarodków, które zostały mu dane przez Boga. Także Cioran uważa, że człowiek jest istotą, która zapragnęła przezwyciężyć własną naturę — ale to pragnienie właśnie ją wynaturzyło! Jego diagnoza kondycji człowieka jest radykalna:

„Jeśli człowiek nie jest jeszcze gotów do abdykacji bądź przemyślenia na nowo swej sytuacji, to dlatego, że nadal nie wyciąga ostatecznych wniosków ze swej wiedzy i swych możliwości. Przekonany, że jego chwila jeszcze nadejdzie, że leży w jego mocy dogonienie i prześcignięcie Boga, czepia się on, zawistnik — myśli o ewolucji, tak jakby posuwanie się naprzód automatycznie musiało doprowadzić go do wyżyn doskonałości. Przez to, że chce być kimś innym, w końcu będzie niczym; już jest niczym. Ewoluuje wprawdzie, ale przeciw samemu sobie, kosztem siebie, ku coraz większej złożoności, która go rujnuje. Stawanie się i postęp to pojęcia z pozoru sobie bliskie, w istocie – rozbieżne.[...]. Wiara w ewolucję, w tożsamość stawania się i postępu [...] załamie się dopiero wówczas, gdy człowiek dotarłszy do granicy, do samego skraju swego zaślepienia, i zwróciwszy się nareszcie ku wiedzy wiodącej do wyzwolenia, potrafi rzucić raz na zawsze NIE swym dokonaniom i wyczynom. Jeśli wszakże nadal będzie kurczowo czepiał się tego wszystkiego, bez wątpienia zacznie przekształcać się w jakiegoś kosmicznego boga albo anachroniczne zwierzę”[5].

Tu warto zanotować, że intuicje Ciorana są zadziwiająco zbieżne z niektórymi tezami współczesnej nauki. Twierdzi on, że udręka istnienia rośnie w miarę wzrostu złożoności materii, w miarę komplikowania się jej organizacji, a „życie to drobina [...] zrujnowanej przez ból materii”[6]. Współczesny badacz Gerald Edelman, przedstawiciel neuroscience, zwraca naszą uwagę, że

„zadziwiający jest sposób w jaki komórki nerwowe łączą się, tworząc układy funkcjonalne. Biorąc pod uwagę organizację oraz liczbę komórek mózgu, a także różnorodność reakcji chemicznych w nim zachodzących, możemy zaryzykować twierdzenie, że mamy do czynienia z najbardziej skomplikowanym obiektem materialnym w znanym nam wszechświecie”[7].

Czy jest powód do dumy? Na tej samej stronie Edelman zauważa niejako mimochodem, ale jakże znacząco, że „mózg kontaktuje się znacznie częściej z samym sobą, niż z czymkolwiek innym”.

Teraz rozumiemy dlaczego tak trudno jest nam zobaczyć „rzeczy takimi, jakie są”, skąd ten wysiłek  płynięcia pod prąd, konieczny by spojrzeć na świat trzeźwo. Cioran niby jakowyś pratjekabudda, wie że wyzwolenia nie da nam żaden system filozoficzny, czy religijny, gdyż każdy z nich jest właśnie niczym innym jak tylko wyrafinowanym sposobem, w jaki mózg zajmuje się samym sobą. Systemy filozoficzne są niby błyszczące i lepkie sieci pajęcze, kuszące swą śmiercionośną symetrią słabe umysły, rozrywające się dopiero pod wpływem silnego podmuchu samego życia. Cioran nie jest filozofem, albowiem filozof dąży do poznania ostatecznej rzeczywistości, a tymczasem on chce się z niej wyzwolić. Absolutna prawda to ostateczna pułapka dla ludzkiego ducha, tak jak nasze bycie w świecie, to pułapka dla ciała — któż zna myśli myszy w kłach kota? Zwierzęta żyją w bezpośredniości chwili teraźniejszej, a człowiek rozciąga swoją agonię na kilkadziesiąt lat, tylko po to, aby w ostatnim błysku świadomości stwierdzić, że aktualne teraz i teraz sprzed kilkudziesięciu lat równie dobrze mogłoby następować zaraz po sobie. W naszym życiu słodycz ust kochanki i gorycz w ustach po antyrakowej chemioterapii są sobie tak bliskie, jak jednojajowe bliźnięta. A zatem wyzwalająca mantra Ciorana, zaczerpnięta od tak podziwianych przez niego starożytnych sceptyków, brzmi: Nie ma prawdy!

Nic dziwnego zatem, że jego książki roją się od sprzeczności, których nie da się ująć w żaden systematyczny wykład. Bardziej interesuje go rozbijanie złudzeń, obdzieranie z iluzji, wybijanie z kolein. Nie znaczy to, że Cioran odrzuca mądrość. Mądrość jest dla niego cenna, gdyż jest wrogiem życia, wrogiem istnienia. Mędrzec jest skrzyżowaniem Pirrona i Buddy, jest umarłym dla i za życia. Cioran podejmuje się zadania właściwe niewykonalnego — poszukiwania zbawienia poza wszelkimi tradycjami, poza wszystkim religiami, z dala od utartych dróg, którymi od początków podążała ludzkość. Trudno nawet nadać jego postawie jakąś adekwatną nazwę, każda ze wszechpojemnych kategorii  — religia, filozofia, gnoza — po części jest tu słuszna, po części fałszywa. Jak bowiem nazwać kogoś, kto odważa się stać samotnie wobec wszechświata, w którym nie liczy się już nic: ani człowiek, ani bóg, ani jego śmierć. Czy możemy sobie wyobrazić ten stan umysłu, coś w rodzaju ożywienie po śmierci albo świadomość sprzed narodzin? Czy możemy sobie wyobrazić siebie jako wyabortowanego boga? „Raj to brak człowieka”[8] — czyż trzeba lepszego wyrazu jego antyhomodycei? Jeżeli nazywać Ciorana gnostykiem to tylko pod jednym warunkiem — że uznamy za zbawcze dla nas jego słowa: „Wyzwolenie człowieka? Nastąpi ono w dniu, gdy człowiek, otrząsnąwszy się z finalistycznego urojenia, pojmie przypadkowość swojego pojawienia się [na świecie] oraz bezsens prób, jakim jest poddany; wtedy, gdy [...] nawet motłoch zacznie traktować życie we właściwy sposób — jako hipotezę roboczą”[9]. Nie znaczy to, że „to życie” to złudzenie jedynie, a gdzieś tam jest „życie prawdziwe” — Cioran był jak najdalszy od tego kłamstwa wszystkich religii, uniwersalnego atraktora pragnień ludzkości, pozwalającego z jednej strony zapanować nad masą, kontrolować jej dążenia i marzenia, a z drugiej strony jednocześnie dać nielicznym poczucie nieograniczonej przez ten świat mocy i władzy — najmarniejszy erzsatz zbawienia!

Bezlitosna pragmatyka Ciorana głosi tezę, że prawda jest wtedy prawdą, gdy znosi i niweczy istnienie. Głosi radykalne wyzwolenie osiągane przez odzyskanie stanu pierwotnego, stanu najdoskonalszego, stanu sprzed narodzin. Prawda to proces wyzwalania się od złudzeń iluzji i pragnień — i poza tym procesem prawdy nie ma. Ewangelia według Ciorana głosi: Prawda was wyzwoli, albowiem was zabije!

 

 

3. Heretyk

 

Książki Ciorana ściągały na siebie gromy za niechrześcijańskie nastawienie ich autora. Czyż jednak za antychrześcijańskie można uznać, dajmy na to, następujące uwagi: „Msza za Reneville’a w Saint-Sulpice. Ponad ołtarzem w głębi kaplicy, Maria z Dzieciątkiem stojąca majestatycznie na ziemskim globie. Obraz jest nieopisanie brzydki, co tym znamienniej zaświadcza o zdobywczym aspekcie chrystianizmu. Jest to religia naznaczona na zawsze przez swe początki zewnętrzne, mam na myśli Rzym imperialny. Żydowska sekta, która podbiła największe znane w dziejach imperium, dziedzicząc wszystkie jego wady i zalety”[10]? Każde chłodne i krytyczne spojrzenie na chrześcijaństwo szybko, zbyt szybko zyskiwało miano herezji. Ciorana można bez wątpienia nazwać heretykiem, który komponuje swój sprzeciw wobec Boga i chrześcijaństwa ze składników zaczerpniętych ze wszystkich dostępnych herezji. Trafnie wychwytuje to jego rodak, uczeń Eliadego, Ioan-Petru Couliano w książce Les Gnoses dualistes d’Occident:

„Tym myślicielem, który jako orędownik nihilizmu sytuuje się na antypodach gnozy i tym samym najbardziej do niej zbliża jest Emil Cioran. [...] Herezja jest dlań środowiskiem naturalnym. W pamiętnym eseju o Josephie de Maistre widzimy Ciorana przerzucającego się błyskawicznie od jednej herezji do drugiej, niby upadły archanioł, heretyk nawet pośród heretyków. Najpierw krytykuje stanowisko Augustyna, wedle którego zło to jedynie privatio boni. Zaraz potem przedzierzga się w manichejczyka i twierdzi, że Dobro i Zło to dwie równie odwieczne zasady. Na stronie następnej popada w herezję ockhamowską, zgodnie z którą w oczach Boga człowiek nie wyróżnia się niczym, co by go wyżej stawiało od mrówki. O kilka stron dalej z entuzjazmem zapuszcza się na teren herezji messaliańskiej, utrzymując że zło stanowi integralną część ludzkiej natury, by wreszcie dotrzeć do orygenizmu: w jaki sposób wytłumaczyć historię ludzką, jeśli nie pierwotnym rozdarciem, które stało się źródłem wielości i zła? Cztery herezje na czterech stronach — oto rekord, którego Cioran nie dzieli z nikim, nawet z herezjologami!”[11]

—  i słusznie! — czyż nie jest bogomiłem XX wieku, zarzucającym Bogu, iż ten nie jest bez winy — stworzył bowiem świat.

Heretyk Cioran odrzuca każdą prawdę przez duże P, czyż bowiem jednostka trzeźwo spoglądająca na to, jakimi rzeczy są, mogłaby wpaść na tak absurdalny pomysł, by głosić prawdę obowiązującą wszystkich? Twierdząc, że moje słowo jest prawdą przez duże P, chcę zmusić słuchacza, by był mi posłuszny, nic więcej. To bez wątpienia subtelniejszy sposób zwyciężenia innego niż zamordowanie go, ale podobnie jak mordując kogoś potwierdzam swoje istnienie, tak głosząc prawdę moim bliźnim, także dążę do potwierdzenia swojego istnienia — ich kosztem. Nawrócenie niedowiarka na moją prawdę jest więc równie szczytnym czynem, co zamordowanie tego biednego człowieka.

 

 

4. Religie

 

Nie dziwi teraz podziw Ciorana dla politeizmu. Mieć wielu bogów, to czcić wiele prawd, co jest sytuacją bliższą rzeczywistości niż monistyczne złudzenie chrześcijaństwa. Bliski byłby mu pogląd tybetańskiej szkoły rantong, będącej odmianą madhjamaki, według którego „ostateczną prawdą jest to, że nie ma ostatecznej prawdy”[12].

Ale dla Ciorana nawet Budda jest „zarozumialcem na skalę boską. Odkrył śmierć, swoją śmierć, i zraniony wyrzekł się wszystkiego, po czym to swoje wyrzeczenie narzucił wszystkim. Tak oto najstraszniejsze i najbardziej niepotrzebne cierpienia rodzą się z tej urażonej dumy, która, aby stawić czoło nicości, z zemsty przekształca się w prawo”[13]. Najsubtelniejszą bowiem z iluzji jest iluzja wyzwolenia. Trzeba odrzucić pragnienie wyzwolenia, zbawienia, bo wyzwolić możemy się tylko wtedy, gdy ostatecznie wyrzekniemy się myśli o, i pragnienia zbawienia. Tylko to wyrzeczenie daje wolność. Celem słów: „Istnieje absolutna wolność, wywodząca się z transcendentnego źródła” jest jedynie doprowadzenie umysłu do konstatacji, iż wolność jest niemożliwa, a tym samym doprowadzenie siebie do ostatecznego wyrzeczenia się pragnienia wolności — i w ten sposób jej osiągnięcie! Tu Cioran, odrzucając buddyjskie dążenie do nirwany, jest najbliższy sednu przesłania Buddy!

Tylko odrzucenie pragnień daje wolność. W eseju Zły demiurg czytamy: „Rację mieli antyczni filozofowie utożsamiający ogień z zasadą wszechświata i z pożądaniem. Albowiem pożądanie pali, pożera, unicestwia; jest zarazem motorem i niszczycielem bytów żywych, a jednocześnie czymś mrocznym, piekielnym z samej istoty”[14]. Z  kolei w Zeszytach czytamy:

„Skoro ból jest esencją istnienia, jak wyjaśnić to, że tak niewielu próbuje się od niego uwolnić, że szukanie zbawienia jest czymś tak rzadkim? Esencją istnienia jest przywiązanie do istnienia, tzn. samo istnienie. Że to przywiązanie koniec końców prowadzi do bólu, każdy chętnie przyznaje, nie chcąc jednak wysnuć z tego wniosków. W gruncie rzeczy krzyk ludzkości brzmi: »Raczej ból niż wyzwolenie!«. Albowiem ból to jeszcze istnienie, podczas gdy wyzwolenie jedynie pustą błogością”[15].

Ludzie uciekają od zbawczego uczucia rozpaczy, od gorzko-słodkiego poczucia bezsensu, chwytając się tradycji, religii i ideologii, czepiając się klanu, rasy i państwa po tylko, by uciec od siebie, by móc zrzucić z siebie nieznośny ciężar – ciężar bytu. Frenetyczny odpowiednik Ciorana w wieku XIX, Fryderyk Nietzsche pisał: „Bóg umarł [...], jest to straszna nowina, która potrzebuje jeszcze kilku wieków, by mogli ją odczuć Europejczycy, a wtedy zda się na moment, jakby z rzeczy uleciał cały ciężar”[16]. Zauważmy, że Nietzsche mówi tu o Europejczykach, dziedzicach chrześcijaństwa. Cioran nie jest zwolennikiem Nietzschego, podobnie jak nie jest zwolennikiem buddyzmu — chociaż była to jedyna religia, którą mógł jako tako znieść jego sceptyczny umysł. Buddyzm kusił go długo, czyż jednak mógł zostać buddystą? Z akceptacją cytuje fragment sutry: „To, co nietrwałe jest bolesne; to, co bolesne jest nie-ja. To, co jest nie-ja, nie jest moje, ja nie jestem tym, to nie jestem ja”[17]. Ale zaraz komentuje:

„Trudno, wręcz nie sposób nie zgodzić się z buddyzmem w tym punkcie, wszak kapitalnej wagi. Dla nas ból jest czymś najbardziej własnym. Jaka dziwna religia! Wszędzie widzi bolesność, a jednocześnie uznaje ją za nierzeczywistą. Przyjmuję ból, nie mógłbym się bez niego obejść, i nie mogę w imię litości (jak czyni Budda) odmówić mu wszelkiego statusu metafizycznego. Buddyzm utożsamia pozór z bólem, miesza je nawet. Tymczasem głębię i rzeczywistość pozorowi nadaje właśnie ból”[18].

W swym komentarzu Cioran okazuje się nieodrodnym synem Zachodu. Nie mógł zostać buddystą, gdyż jego ukrytym interlokutorem pozostaje nieustannie Bóg, najbardziej gargantuiczny z ludzkich tworów. Sięgnął za to samego źródła, z którego onegdaj wychynęła idea boga: „Nie byłoby absolutu, gdyby człowiek mógł znieść najwyższy stopień samotności. Nie idzie tu o samotność opuszczenia; przeciwnie, w tej skrajnej sytuacji może zaistnieć pełnia w samotności, lecz ta właśnie samotność jest nie do zniesienia, bo zbyt wielka dla ja: ekstaza niemal automatycznie stwarza Boga, inaczej by je zabiła, właśnie dlatego, że jest zbyt pełna, zbyt wielka dla samotnego[19]. Jak powszechnie zaświadczają badacze doświadczenia religijnego, istotą religii teistycznych jest modlitwa pojęta jako rozmowa z Bogiem. Według Ciorana taka religijność ma bardzo prozaiczne źródło — stworzyła ją ludzka samotność. W jednym z wywiadów opisuje charakter swojego doświadczenia religijnego:

„Mając dwadzieścia lat przeszedłem kryzys religijny. Kryzys religijny bez wiary. Ale przez cały czas nic, tylko czytałem żywoty świętych. Wszystkich, zwłaszcza kobiet. Byłem jak wariat, czytałem tylko to. I Szekspira. Te rzeczy nie całkiem się godzą, ale jednak... Mogą tu być jakieś związki. A dlaczego? Dlatego, że gdy człowiek żyje całkowicie sam, gdy wszechświat jest próżny, dociera się do jakieś granicy. A ta granica jest dla niewierzącego w gruncie rzeczy tym samym, co nazywa się Bogiem. I zaraz pan zobaczy, dlaczego zrozumiałem mistrza Eckharta. Otóż Mistrz Eckhart także mówi o Bogu jako o czymś w rodzaju granicy, którą trzeba jednak przekroczyć. Trzeba wyjść poza Boga, wejść w boskość”[20].

A wtedy nie ma już metafizycznego spektaklu stworzenia i zbawienia, angażującego Boga, anioły i demony, a rozgrywającego się wokół człowieka, wokół jego ulotnego tchnienia zwanego duszą. Chrześcijaństwo to tylko „metafizyczny egoizm” (Bierdiajew), przypisujący człowiekowi centralne miejsce w chaosie świata. Zagłaskuje nas obietnicami rodem z dziecięcego kojca — że kiedyś wszystko będzie dobrze, że św. Mikołaj istnieje. Być może kiedyś z tych infantylnych obietnic wyrośniemy. Tymczasem, na zakończenie, posłuchajmy gderliwego mędrca z Paryża: „Wszystko, co nam się wydarza, jest próbą — zarówno dobro, jak i zło. Zwłaszcza dobro”[21].


 

Przypisy

 

[1] Rozmowy z Cioranem, tłum. I. Kania, Warszawa 1999, s. 77.

[2] E. Cioran, Zeszyty 1957 – 1972, tłum. I. Kania, Warszawa 2004, s. 10.

[3] Rozmowy z Cioranem, op. cit., s. 40.

[4] G. Pico della Mirandola, Mowa o godności człowieka, [w:] A. Nowicki (red.), Filozofia włoskiego Odrodzenia. Wybrane teksy z historii filozofii, Warszawa 1967, s. 137 - 142.

[5] E. Cioran, Upadek w czas, tłum. I. Kania, Kraków 1994, s. 16.

[6] Ibidem, s. 64.

[7] G.M. Edelman, Przenikliwe powietrze, jasny ogień. O materii umysłu, tłum. J. Rączaszek, Warszawa, s. 33.

[8] E. Cioran, Upadek w czas, op. cit., s. 60.

[9] I. Kania, Ścieżka nocy, Kraków 2001, s. 198.

[10] E. Cioran, Zeszyty, op. cit., s. 103.

[11] I-P. Couliano, Gnostycyzm jako wzorzec analogiczny, „Znak” nr 434, 7/1991, s. 51-52.

[12] Zob. J. Gablankowska -Kukucz, Pustka innego, Kraków 2004, s. 50.

[13] I. Kania, Ścieżka nocy, op. cit., s. 193.

[14] E. Cioran, Zły demiurg, tłum. I. Kania, Kraków 1995, s. 10.

[15] Idem, Zeszyty, op. cit., s. 77.

[16] [Cyt za:] K. Jaspers, Rozum i egzystencja. Nietzsche i chrześcijaństwo, tłum. Cz. Piecuch, Warszawa 1991, s. 184.

[17] E. Cioran, Zeszyty, op. cit., s. 116.

[18] Ibidem.

[19] Ibidem, s. 594.

[20] Rozmowy z Cioranem, op. cit., s. 75.

[21] E. Cioran, Zeszyty, op. cit., s. 700.

.

 

 

 

 

Emil Cioran na stronie GNOSIS: Pokusa istnienia oraz Święci i łzy O Cioranie: G.M. Kuta Emil M. Cioran – Bibliografia, G.M. Kuta „Zły demiurg” w myśli Emila M. Ciorana, oraz D. Czaja Czarna rozpacz.

powrót do strony e Aurea Catena Gnosis    powrót do strony głównej eGNOSIS