eGNOSIS

 
Proces Templariuszy cz.IV

Jerzy Prokopiuk

 

 

Jerzy Prokopiuk (ur.1931), filozof, religioznawca, gnostyk. Redaktor naczelny Gnosis. W roku 1999 ukazał się pierwszy tom jego esejów Labirynty herezji, w 2000 zaś - drugi: Ścieżki wtajemniczenia. Gnosis aeterna (jako pierwszy tom Biblioteki Gnosis). W 2001 roku trzeci tom: Nieba i piekła.


 

Zamieszczony obok esej stanowi fragment książki, która nakładem doMu wYdawniczego tCHu ukaże się w listopadzie 2005 r.

 

 

Między 24 a 29 marca 1308 r. król rozesłał po całej Francji listy skierowane do duchowieństwa, szlachty i mieszczan i wzywające ich przedstawicieli do Tours, gdzie miały się zebrać stany generalne królestwa (5 maja). Niestety, sprawozdania z obrad w Tours nie zachowały się. Wiemy tylko, że trwały one dziesięć dni, w czasie których przedstawiciele „ludu Francji" wysłuchali gwałtownych w tonie, oskarżycielskich przemówień Nogareta i Plaisiansa oraz głosili, że templariusze za swe zbrodnie zasługują na karę śmierci.

26 maja król, w towarzystwie swego brata, Karola de Valois, ministrów i dworu przybył (wraz z małą armią) do Poitiers, gdzie przebywał Klemens V. Papież — robiąc dobrą minę do złej gry (nie mogła mu się nasunąć analogia ze spotkaniem w Anagni) — króla (który rzucił mu się do nóg) przyjął ze wszystkimi oznakami łaskawości. Na publicznym konsystorzu, 29 maja, w obecności papieża i króla, kardynałów, innych duchownych i ludzi świeckich, oskarżycielską mowę przeciwko templariuszom wygłosił minister królewski Gauillaume de Plaisians. Mowa Plaisiansa — niewątpliwie pióra Nogareta — rekapitulowała dotychczasowy przebieg „procesu templariuszy”, przedstawiała ich winę, ich przyznanie się do niej, i wynosiła pod niebiosa zasługi króla Filipa jako obrońcy prawdziwej wiary przed heretyckim spiskiem. Wszakże — jeśli wierzyć relacji Jana Bourgogne, „prokuratora” (tj. ambasadora) króla Aragonii, Jakuba II, na dworze papieskim — przede wszystkim miała za zadanie wywrzeć nacisk na papieża, tak by bez zwłoki ukarał winnych templariuszy i potępił ich zakon. Gdyby jednak papież miał zwlekać dalej — wołał Plaisians — to król nie zaniedba zemsty na wrogach Chrystusa. Władca Francji bowiem z trudem tylko powstrzymuje swój lud...

 

„Gauillaume de Plaisians: ... który słysząc te obrazy i bluźnierstwa miotane przeciw Jezusowi Chrystusowi powstał oto i pragnie uderzyć na braci Świątyni nie czekając na sąd...

... jeśli więc — kończył mówca — ...

... szybko, Ojcze Święty, nie skończysz z tą sprawą, to trzeba będzie przemówić do ciebie innym językiem!”

 

Żądania królewskiego ministra poparli zarówno przedstawiciele wyższego kleru, jak Gilles Aicelin, arcybiskup Narbony i Egidio Colonna, arcybiskup Bourges, jak i przedstawiciele szlachty i mieszczan.

Papież wszakże nie dał się zastraszyć. Odpowiadając swoim przedmówcom, powiedział, że dotychczas cenił templariuszy, jeśli jednak okaże się, że są winno zarzucanym im zbrodni, gotów jest ich znienawidzić. Podkreśliwszy jak wielki ciężar odpowiedzialności za wszelkie decyzje spoczywa teraz na nim i na królu Francji, stwierdził, że — wbrew pogłoskom — nie wierzy, by król Filip kierował się w sprawie Zakonu Rycerzy Świątyni żądzą zysku, i obiecał rozpocząć stosowne dochodzenie możliwie jak najszybciej.

Reaplikując z kolei papieżowi, Guillaume de Plaisians — w tonie jeszcze ostrzejszym niż uprzednio — zażądał od niego, by prałatom królestwa i innych państw polecił podjęcie działań przeciwko poszczególnym templariuszom, by odwołał zawieszenie prac inkwizycji i wreszcie, by zakon templariuszy wyłączył z Kościoła jako potępioną sektę. Zarzuciwszy papieżowi pragnienie chronienia templariuszy, zagroził raz jeszcze przejęciem ich sprawy przez prawdziwie katolickich władców i lud:

 

„Jeśli [...] prawica, czyli ramię Kościoła, nie potrafi obronić tego świętego Ciała, to czyż nie może stanąć w jego obronie lewica, czyli sprawiedliwość świecka?”

 

Wreszcie Plaisians wprost oskarżył papieża, że odwlekając swą decyzję, chroni przestępców i uniemożliwia ukaranie zbrodni templariuszy, a przypomniawszy słowa Pana, że „jeśli nie będziecie gorący albo zimni, lecz tylko letni, to wypluję was z ust moich”, dał papieżowi jawnie do zrozumienia, że sprawę templariuszy król może rozwiązać sam, nie oglądając się na decyzje papieskie.

Ale i tym razem papież się nie ugiął. Kończąc debatę stwierdził, że świeccy nie mają prawa osądzać duchownych, podkreślił, że nikomu nie wolno jest zabijać templariuszy bez zgody Kościoła, odmówił potępienia całego zakonu, jeśli nawet templariusze Francji okazali się heretykami, a wreszcie oświadczył, że nie podejmie w ich sprawie żadnej decyzji, jeśli członkowie i własność zakonu nie zostaną mu przekazani, wtedy zaś, jeśli okażą się niewinni, uwolni ich, jeśli natomiast wina ich zostanie wykazana, usunie ich z Kościoła.

Wobec nieugiętej postawy Klemensa V, król Filip zdecydował się na pojednawczy gest. 27 czerwca sprowadził do Poitiers siedemdziesięciu dwóch templariuszy, tak by mogli złożyć swe zeznania przed papieżem. Między 29 czerwca a 2 lipca templariusze ci kolejno stawali przed papieżem i kardynałami, 2 lipca zaś wystąpili publicznie. Zachowały się oświadczenia 40 z nich. Większość zeznających w całej rozciągłości i nader szczegółowo potwierdziła wszystkie główne oskarżenia stawiane ich zakonowi: wyrzeczenie się Chrystusa, opluwanie krzyża, nieprzyzwoite pocałunki składane w czasie ceremonii inicjacji, zachętę do aktów homoseksualnych oraz adorację głowy Baphometa.

Jednym z pierwszych, którzy stanęli przed papieżem, był (wspomniany już) były agent króla, umieszczony w zakonie templariuszy jeszcze przed 1307 r., Jean de Foliaco. Uzupełniając swoje poprzednie zeznania, szczegółowo opisał ceremonię swego przyjęcia do zakonu, w czasie której inicjujący go preceptor templum w Paryżu, brat Gauillaume, powiedział doń:

„Jesteś nasz. Teraz masz powtarzać po mnie »Wyrzekam się ciebie, który nazywasz się bogiem«”. Kiedy Foliaco – jak opowiadał — odmówił, przyjmujący chwycił go za ubranie na karku i zagroził, że wtrąci go do więzienia, „z którego już nigdy nie wyjdzie”. Wtedy Foliaco zawołał tak głośno, jak tylko mógł:

„Wyrzekam się ciebie!”

... nie wymieniając przy tym Boga, ponieważ miał na myśli przyjmującego preceptora.

Kolejny zeznający, giermek zakonny, Etienne de Troyes, był również jednym z informatorów króla z okresu poprzedzającego aresztowanie templariuszy. Teraz opowiedział m.in., że w czasie przyjmowania go do zakonu wyrzekł się nie tylko Chrystusa, lecz także „wszystkich apostołów i świętych Boga”, po czym przyjmujący — po ucałowaniu go „nieczystymi pocałunkami"” — przepasał go cienkim sznurem, który...

 

„ ... uprzednio owijał pewną głowę, jaką (templariusze) uważają za zbawcę i pomocnika zakonu i (jaka) była dla nich szczególnie święta...”.

 

Zapytany o bliższe szczegóły, opisał obrady jednej z dorocznych kapituł zakonu (zawsze odbywały się 24 czerwca), podczas których wniesiono głowę, jak mu się zdawało...

 

„ ... z mięsa od jej czubka aż po szyję i pokrytą psimi włosami [...] bardzo niebieskiego koloru ...”

 

Głowa ta, jak słyszał, miała być głową pierwszego wielkiego mistrza zakonu, Hugona de Payens. Zeznania swe Etienne de Troyes uzupełnił stwierdzeniem, że w zakonie templariuszy nie udzielano sakramentu komunii, lecz ...

 

„ ... by oszukać świat, w wielkie święta rozdawano hostię nie konsekrowaną ani nie pobłogosławioną ...”

 

W końcu Etienne de Troyes opuścił zakon „ze względu na jego zło i haniebne rzeczy, które tam czyniono”.

Wreszcie giermek Jan de Chalons, preceptor dwóch małych domów Świątyni, oświadczył, że wyrzekł się Chrystusa, ponieważ przyjmujący go zagroził mu, iż w przeciwnym razie ...

 

„ ... w ciągu kilku dni umieści go w lochu w Merlan. I dodał on, że ten loch, czyli więzienie, jest tak surowy, iż nikt nie mógł przeżyć tam długo...”

 

To Jan de Chalons właśnie zeznał, że brat Gerard de Villiers, preceptor Francji, który uniknął aresztowania 13 października 1307 r. uciekając „w pięćdziesiąt koni”, wsiadł na statek-galerę i odpłynął w nieznanym kierunku.

Wielu spośród zeznających relacjonowało również akty czci składane tajemniczej głowie, ale opisy jej, jakie przedstawiali, różniły się między sobą: dla jednych był to „odrażaący czarny bożek”, innym wydawała się „biała i brodata”, a jeszcze inni twierdzili, że miała „trzy twarze”.

Templariusze, którzy pojawili się w Poitiers przed papieżem, byli, oczywiście, starannie dobrani: byli to albo ludzie, mający jakąś pretensję do zakonu, albo ci, których udało się sterroryzować groźbami czy torturami, albo wreszcie jawni agenci królewscy. Tylko nielicznie z nich (14) byli rycerzami, tylko trzech było kapłanami i tylko czternastu miało funkcje preceptora. Niemniej papież uznał uch dobór za reprezentatywny i stwierdził, że ...

 

„... jeśli chodzi osoby, które złożyły te zeznania, to w sposób oczywisty było jasne, iż wspomniane przez nie potworności i zbrodnie zostały istotnie popełnione...”

 

Ponieważ zeznający templariusze prosili o litość, przeto papież mimo gniewu, jaki wywołały w nim ich zeznania, udzielił im absolucji. 10 lipca — jak donosił Jean de Bourgogne królowi Jakubowi II — ponad 50 spośród tych templariuszy wyrzekło się swej herezji w obecności kilku kardynałów i otrzymawszy absolucję pogodziło się z Kościołem, w ten sposób oświadczając swą gotowość do poniesienia kary i wypełnienia pokuty, jakie Kościół zechce im wyznaczyć.

27 czerwca, w dniu, w którym pierwsza grupa templariuszy pojawiła się przed papieżem, król Filip skierował doń list zawierający szereg propozycji dotyczących przyszłej sytuacji osób i majątku należących do zakonu. W pojednawczym tonie król proponował, by templariuszy pozostawić pod strażą królewską, majątek zakonu zaś, który miał zostać użyty do sfinansowania proponowanej krucjaty, powinien być administrowany przez „dobre, wierne i dyskretne osoby” wspólnie wyznaczone przez króla i papieża.

W odpowiedzi utrzymanej w podobnym tonie, papież przyjął propozycje króla, wprowadzając do nich tylko drobne poprawki. W poprawkach tych m.in. zarezerwował sobie wyłączne prawo osądzania przywódców zakonu i zmniejszył rolę króla i jego ludzi w administrowaniu dobrami zakonu; również zgodził się reaktywować działalność inkwizytorów we Francji.

W serii aktów takich, jak bulle: Subit assidue, Faciens misericordiam i Regnans in coeliis, wydanych w ciągu lipca i sierpnia 1308 r., zgoda osiągnięta między papieżem a królem znalazła pełny wyraz.

W bulli Subit assidue papież wyznawał m.in., że początkowo nie był skłonny wierzyć w oskarżenia postawione templariuszom, ale ich zeznania, których ostatnio wysłuchał, przekonały go o ich winie. Teraz postanowił, że oskarżeni mają pozostać pod strażą królewską. Zarazem jednak śledztwo w ich sprawie przekazywał komisjom poszczególnych diecezji, w skład których miał wchodzić miejscowy biskup, dwóch kanoników, dwóch dominikanów i dwóch franciszkanów. Formalną pieczę nad templariuszami miał sprawować w imieniu papieża kardynał Pierre de la Chapelle.

Bulla Faciens misericordiam rekapitulowała dotychczasowy stan „afery templariuszy”. Przede wszystkim papież przypomniał jako to zrazu nie chciał słuchać stawianych im zarzutów, ponieważ ...

 

„ ... nie wydawało się prawdopodobnym ani wiarygodnym, że ludzie tak pobożni, którym tak bardzo wierzono, iż przelewają swą krew w imię Chrystusa, i którzy często wystawiają się na niebezpieczeństwo śmierci, którzy też tak bardzo często okazywali tyle oznak wielkiego oddania [...] mieli by w tak wielkim stopniu zapomnieć o swym zbawicielu, by dopuścić się takich czynów ...”.

 

Podkreśliwszy zasługę króla Francji w wykryciu zbrodni templariuszy i przypomniawszy, że zarówno zeznania świadków, jak i ich własne, w pełni potwierdziły stawiane im zarzuty, papież raz jeszcze określał rolę — wyznaczonych poprzednią bullą — komisji biskupich w dalszym śledztwie wobec poszczególnych templariuszy.

Ta sama bulla inicjowała także śledztwo wobec zakonu jako całości. Papież mianował ośmiu komisarzy, którzy mieli ...

 

„ ... udać się osobiście do miasta, prowincji i diecezji Sens [...] i podjąć zbadanie prawdy z całą pilnością i na mocy naszego autorytetu, zwoławszy tych wszystkich, których należy zwołać, by świadczyli przeciwko temu zakonowi ...”

 

W bulli Regnans in coelis papież dawał pełny upust swemu gniewowi i rozżaleniu w obliczu zbrodni templariuszy:

 

„Ale oto ku naszemu żalowi podniósł się ku nam nowy i fatalny głos, przedstawiający nam ogrom złośliwości tych braci [...] Albowiem głos ten, zwiastun lamentu i żalu, u swych słuchaczy natychmiast wzbudził przerażenie, wzburzył ich umysły i dusze i wszystkim ludziom chrześcijańskiej wiary podał puchar nowej i niewypowiedzianej goryczy, a kiedy my, zgodnie z wymogami konieczności, czynimy jawnym przebieg tej sprawy, boleść rozdziera naszego ducha, a nasze zmęczone członki zawodzą nad, złamane przez zbyt wielki żal ... Jakiż katolik bowiem, słysząc o tym, nie poczuje wielkiego żalu i nie wybuchnie wielkim lamentem?...”

 

W bulli tej papież zapowiedział zwołanie w ciągu dwóch lat soboru powszechnego do Vienne (w Delfinacie, wówczas nie należącym jeszcze do Francji), soboru, który miałby rozpatrzyć sprawę templariuszy oraz projekty zorganizowania nowej krucjaty.

13 sierpnia 1308 r. papież Klemens V — ogłosiwszy przedtem o swej decyzji obrania za tymczasową Stolicę Apostolską Awinionu, położonego między Francją właściwą a Prowansją — opuścił Poitiers udając się w kierunku Bordeaux. Następnego zaś dnia wysłał trzech kardynałów — bliskich królowi Francuzów, Berengara Fredola i Stefana de Suisy, oraz Włocha, Landolfa Brancacciego — do Chinon, gdzie więziono Jakuba de Molay oraz pozostałych dygnitarzy zakonu: de Payrauda, Gonneville'a, Charneya i Raimbalda de Caron, preceptora Cypru. Kardynałowie przesłuchali ich między 17 a 20 sierpnia w obecności głównego ich strażnika, Jana de Jamville. Wszyscy raz jeszcze potwierdzili złożone uprzednio zeznania, wyrzekli się praktykowanej uprzednio herezji i pogodzili się z Kościołem. Wiadomość o tym zarówno papież, jak i król przyjęli z niekłamanym zadowoleniem.

W chwili aresztowania templariuszy król Filip spodziewał się szybko rozprawić z zakonem. Nadzieję taką mógł żywić jeszcze w czasie przetargów z papieżem w Poitiers latem 1308 r. Jednakże w chwili, kiedy śledztwo w sprawie zakonu przeszło w ręce papieża i biskupów, cała sprawa zaczęła się przeciągać w nieskończoność.

Na wiosnę 1309 r. król stracił cierpliwość; świadczą o tym listy, które wysłał do papieża. W listach tych zarzucał Klemensowi V granie na zwłokę i prosił o wyjaśnienie licznych kwestii, które bulla papieska i postanowienia pozostawiły bez odpowiedzi. Pytał więc m.in., co należy zrobić z tymi templariuszami, którzy najpierw przyznali się do winy, ale później wycofali swe zeznania, oraz z tymi, którzy z uporem odmawiali przyznania się do niej, ale są podejrzani o popełnienie zarzucanych im przestępstw. Właśnie na te pytania papież nie dał królowi odpowiedzi, obiecując jedynie, że zrobi to w terminie późniejszym.

Krótko po tej wymianie listów, w maju 1309 r., biskup Paryża, Gauillaume de Bauffet, zapewne już wskutek instrukcji papieża, wydał szereg przepisów określających sposób prowadzenia — w jego diecezji — śledztwa wobec indywidualnych templariuszy. W przepisach tych znalazła odbicie generalna metodyka inkwizycyjnego postępowania wobec heretyków (z tendencją do „wprowadzenia oskarżonych na ścieżkę skruchy i pojednania z Kościołem” (by użyć określenia angielskiego historyka Malcolma Barbera). Przepisy te nakazywały wielokrotne przesłuchania templariuszy przeczących stawianym im oskarżeniom lub tych, którzy wycofali już raz złożone zeznania, dokładne śledztwo co do wszystkich okoliczności heretyckich ceremonii przyjęcia do zakonu, podanie nazwisk współwinnych, aresztowanie ich i włączenie do śledztwa. Przepisy biskupa de Bauffer określały także sposób postępowania z tymi, którzy uparcie odmawiali przyznania się do winy. Tych należało...

 

„Gauillaume de Bauffet: ... umieścić w więzieniu na chlebie i wodzie [...], jeśli nie są chorzy lub słabi ...”

 

Jeśli dalej będą trwali w uporze, należy im przedstawić zeznania wielkiego mistrza i innych przywódców zakonu, jak również przysłać do nich takiego templariusza, który przyznał się już do winy i zdecydowanie przy niej obstaje, by przekonał ich o niesłuszności ich postępowania. Wreszcie, gdyby i to nie poskutkowało, opornym należało zagrozić torturami i pokazać stosowne narzędzia, w ostateczności już uciekając się do ich zastosowania, początkowo z lekka, a i potem „bez przesady”. Oporni mieli prawo tylko do jednego sakramentu: spowiedzi. Ale i wtedy należało posłać im takiego spowiednika ...

 

„Gauillaume de Bauffet: ... który umiejętnie wprowadziłby ich w lęk i pilnie napomniał, by wyznali całą prawdę dla bezpieczeństwa i dobra ich duszy i ciała...”

 

W ten sposób w przepisach tych — które stały się wzorem postępowania dla wszystkich biskupów prowadzących śledztwo przeciw templariuszom, papież pośrednio odpowiadał na pytania zawarte w ostatnich listach królewskich. (Warto dodać, że postępowanie wobec templariuszy, którzy przyznali się do winy i przy zeznaniach swych obstawali, było o wiele łagodniejsze: np. mieli oni prawo do sakramentu komunii i kościelnego pogrzebu.)

Z wiosną 1309 r. śledztwo biskupie ruszyło z miejsca; niestety zachowały się tylko nieliczne protokoły z przesłuchań przeprowadzonych przez biskupie komisje. Pewne jest wszakże, że przepisy wydane przez biskupa Paryża nie zawsze były stosowane. I tak np. spośród 68 templariuszy przesłuchiwanych między 4 a 10 czerwca w Clermont 29 nie przyznało się do winy, stwierdzając:

 

„... że jeśli w przyszłości z obawy przed torturami lub więzieniem [...] mieliby przyznać się do tego, do czego przyznali się inni, to pragną, by im nie uwierzono ...”

 

Zdecydowana większość templariuszy przesłuchiwanych przez komisje biskupie relacjonowała o poniżeniach, groźbach i torturach, które zmusiły ich do przyznania się do zarzucanych im win. I tak np. giermek zakonu, Jan de Furnes, przed pojawieniem się przed biskupem Paryża był torturowany przez trzy miesiące, wskutek czego przez rok był „słaby na umyśle”. Giermek z Clermont, Robert Vigier, sam okrutnie torturowany, zeznał przed komisarzami papieskimi w lutym 1310 r., że słyszał o trzech braciach zakonnych, którzy zmarli wskutek tortur. W Poitiers Humbert de Puy z rozkazu głównego strażnika templariuszy, tamtejszego seneszala Jana de Jamville, był torturowany trzykrotnie, po czym osadzono go w wieży w Niiert, gdzie zakuto w łańcuchy i trzymano o chlebie i wodzie przez trzydzieści sześć tygodni.

Tak więc templariusze w dalszym ciągu znajdowali się na łasce i niełasce króla oraz jego siepaczy.

Również dobra zakonu pozostawały bez zmiany w rękach króla. Wprawdzie w styczniu 1309 r. Filip Piękny w liście do diuków, baronów, seneszali, bajliwów i innych urzędników królstwa stwierdził, że:

 

„Dobra (zakonu) zarówno ruchome, jak i nieruchome, które zostały skonfiskowane przez naszych ludzi i znajdują się w ich rękach, kazaliśmy w całości przekazać (kuratorom i administratorom papieskim) ...”

 

... jednakże „ludzie króla” bynajmniej nie zamierzali zastosować się do jego rozkazu. W liście do króla — z grudnia 1310 r. — papież Klemens V stwierdził, że powszechnie praktykuje się wydzierżawianie chętnym dóbr należących uprzednio do zakonu templariuszy na okres kilku lat, do umów dzierżawnych nigdy nie wprowadzając klauzuli uwzględniającej możliwość uniewinnienia zakonu czy też podjęcia jakichś decyzji przez sobór w Vienne.

Jeszcze w początkach 1309 r. król Filip wystosował do papieża list, w którym zaproponował skład komisji mającej zbadać sprawę zakonu templariuszy jako całości. Zgodnie z tą propozycją, którą papież przyjął bez zmian, przewodniczący komisji, arcybiskup Narbony Gilles Aicelin, oraz pięciu jej członków (biskup Mende Gauillaume Burand, biskup Bayeux Gauillaume Bonnet, biskup Limoges Renaud de la Perte, archidiakon Trydentu Jan z Mantui oraz proboszcz kościoła w Aix Jan Agarni) byli ludźmi króla, a tylko dwaj pozostali, notariusz apostolski Maciej z Neapolu i archidiakon Magelony Jan de Montlaur, byli ludźmi odeń niezależnymi.

Komisja zebrała się 8 sierpnia 1309 roku w Paryżu, w klasztorze św. Genowefy, i rozesłała do wszystkich prałatów królestwa Francji listy wyjaśniające jej cele oraz wzywające wszystkich chętnych templariuszy i innych świadków, by stawili się jej przed obliczem 12 listopada tegoż roku w siedzibie biskupów Paryża.

Komisja papieska — w niepełnym zresztą składzie (5 członków) — zebrała się w oznaczonym czasie i miejscu w oczekiwaniu na pierwszych świadków. Jednakże ani tego dnia, ani w ciągu najbliższych dziesięciu dni nie pojawił się nikt. Dopiero 22 listopada biskup Paryża, Gauillaume de Bauffet osobiście powiadomił zebranych komisarzy papieskich, że wielki mistrz i wielki wizytator zakonu wyrazili chęć stawienia się przed komisją. Jak widać, król Filip — mimo to, że sam wyznaczył skład papieskiej komisji — robił wszystko, by choć opóźnić jej prace; on to przecież w dalszym ciągu miał w swych rękach wzywanych przez nią templariuszy.

Ani de Molay, ani de Payraud, którzy stanęli przed komisją biskupią odpowiednio 26 i 22 listopada, nie zrobili nic, by podąć obronę zakonu. Wielki mistrz oświadczył wprawdzie, że gotów jest bronić zakonu, jednakże nie wierzy, by był do tego zdolny. Oświadczył on:

 

„Uważałbym siebie za człowieka nikczemnego i nędznego i za takiego uznaliby mnie inni, gdybym nie bronił zakonu, który przyniósł mi tyle korzyści i zaszczytów ...”

 

Sądził on, że obrona ta będzie trudna, ponieważ znajduje się w niewoli „pana papieża i pana króla” i pozbawiony jest wszelkich potrzebnych w tym celu środków materialnych.

 

„Z tej przyczyny poprosił — jak głosi protokół przesłuchania — by udzielono mu w obronie tej pomocy i rady, mówiąc, że chce, żeby prawda o rzeczach przypisywanych [...] zakonowi stała się znana nie tylko tym, którzy do niego należeli, ale także królom, książętom, prałatom, diukom, hrabiom i baronom całego świata.”

 

Komisja biskupia zgodziła się zaakceptować go jako obrońcę zakonu i — aby ułatwić mu podjęcie właściwej obrony — kazała odczytać dokumenty rekapitulujące dotychczasowy przebieg „procesu templariuszy”. (Trzeba bowiem wiedzieć, że wielki mistrz był analfabetą i czytać nie umiał). Nagle, w czasie czytania jego zeznań z Chinon z sierpnia 1308 r., Jakub de Molay — wyraźnie wstrząśnięty tym, co słyszał — przeżegnał się dwukrotnie i zdawał się być ...

„ ... wielce zdziwiony tym, co zawierały wspomniane zeznania ...”

Zawołał też zaraz, że miałby o nich coś innego do powiedzenia, gdyby były tu pewne inne osoby; miał zapewne na myśli kardynałów, którzy przesłuchiwali go w Chinon.

Reakcja komisarzy na wybuch de Molaya była chłodna: jeden z nich przypomniał mu, że:

„... Kościół osądził już tych heretyków, którzy przyznali się do herezji, opornych zaś przekazuje ramieniu świeckiej sprawiedliwości ...”

W swym pomieszaniu de Molay zwrócił się o pomoc do obecnego w czasie tego przesłuchania — oczywiście bezprawnie – Gauillaume’a de Plaisians. Minister królewski oświadczywszy się ze swym szacunkiem dla wielkiego mistrza, skorzystał z okazji, by stwierdzić, że:

 

„Musi się o niego zatroszczyć, żeby (de Molay) nie obwinił się lub nie zgubił bez powodu”.

 

Uspokojony nieco wielki mistrz poprosił o możność stawienia się przed komisją za kilka dni, a komisja przychyliła się do jego prośby.

Jasne było, że dwa lata więzienia i tortury załamały wielkiego mistrza całkowicie. Nie wiedział już, do czego się przyznał, a co odwołał, ani też czy ma bronić zakonu, jeśli zaś tak, to jak się do tego zabrać.

W ciągu najbliższych kilku dni przed komisją pojawiło się kilkunastu templariuszy, a chociaż żaden z nich nie był gotów do obrony zakonu, to jednak wypowiedzi niektórych wskazywały na pewną zmianę postawy więzionych zakonników. I tak np. Aymon de Barbonne, który był osobistym giermkiem de Molaya w Zamorzu, stwierdził, że „nie wie nic złego ani o mistrzu, ani o zakonie”, Gauillaume Boscelli oświadczył, że powiedziałby prawdę, gdyby nie był w więzieniu, a Jan de Furnes podkreślił, że torturami zmuszono go do wyznania rzeczy nieprawdziwych.

Punktem zwrotnym stały się zeznania preceptora Payns, Ponsarda de Gizy. Zapytany, czy chce bronić zakonu, odpowiedział, że wszystkie oskarżenia stawiane zakonowi są fałszywe i takież są zeznania jego współbraci. Wszystko, co powiedzieli, powiedzieli wskutek tortur, jakim poddali ich wrogowie zakonu. W samym Paryżu w rezultacie „gehenny” zmarło 36 braci. On sam gotów jest bronić zakonu, korzystając z pomocy dwóch braci: Renauda de Provins i Piotra z Bolonii. (Ci dwaj templariusze mieli później odegrać dużą rolę w obronie zakonu). Ponsard zapytany, czy sam był torturowany, odpowiedział:

 

„... przez trzy miesiące, które poprzedzały zeznania, jakie złożyłem w obecności pana biskupa Paryża, trzymany byłem w lochu z rękami związanymi na plecach tak mocno, że krew tryskała mi spod paznokci”.

 

Loch ten miał tylko jedną stopę szerokości. Gdyby go ponownie torturowano — ciągnął Ponsard — ...

 

„... zaprzeczyłbym temu, co teraz mówię, i powiedział, co by sobie życzono... Dla honoru zakonu gotów bym dać sobie obciąć głowę, pozwolić się spalić lub ugotować, gdyby miało to trwać krótko, ale nie potrafiłbym już znieść drugiej »gehenny«, której poddawano mnie w więzieniu przez przeszło dwa lata ...”

 

Na odważne wypowiedzi Ponsarda natychmiast zareagował Filip de Voet, proboszcz z Poitiers i jeden z dwóch głównych strażników templariuszy, przedstawiając komisji list pióra Ponsarda. List ten zawierał liczne oskarżenia pod adresem zakonu templariuszy; m.in. takie, jak oskarżenie o praktyki deflorowania umyślnie przyciąganych do zakonu „sióstr templariuszek”. Mimo protestu Ponsarda, który stwierdził, że napisał ten list w czasie sporu, w jaki wdał się ze skarbnikiem zakonu, jego wiarygodność została poważnie zachwiana.

Fiasko wystąpienia Ponsarda uległo pogłębieniu wskutek kolejnego pojawienia się przed komisją Jakuba de Molay. Powołując się na swą niepiśmienność i ubóstwo, odmówił on obrony zakonu, prosząc tylko o uwzględnienie w osądzaniu go jego wielkiej szczodrobliwości i faktu, iż członkowie żadnego innego zakonu nie przelali tyle krwi w obronie wiary chrześcijańskiej. Oświadczenie to nie wywarło żadnego wrażenia na komisarzach. Wszystko to — jak stwierdzili — nie ma żadnego znaczenia dla zbawienia duszy, jeśli czynom tym nie towarzyszyła wiara katolicka. De Molay odparł, że wie o tym i wierzy ...

 

„... w jednego Boga i w Trójcę św. i we wszystko, co należy do wiary katolickiej [...] i że kiedy dusza zostanie oddzielona na ciała, wtedy stanie się jawne, kto był dobry i kto był zły, i każdy z nas pozna prawdę o rzeczach, które się teraz dzieją”.

 

Tym razem interweniował obecny na posiedzeniu — także bezprawnie — Nogaret. W odpowiedzi na proste wyznanie wiary de Molaya, przytoczył opowieść pochodzącą jakoby z kronik opactwa Saint-Denis, według której w czasie walk w Ziemi Świętej sam Saladyn, słysząc o jednej z wielkich klęsk templariuszy, miał oświadczyć, że klęska ta spadła na nich, ponieważ ...

„... uprawiali grzech sodomii i gwałcili swą wiarę i prawo ...”

Jeszcze przed drugim wystąpieniem de Molaya, król Filip rozkazał swym urzędnikom przysłać do Paryża wszystkich templariuszy, którzy chcieliby bronić zakonu. Niemniej komisarze papiescy, rozczarowani postawą wielkiego mistrza i dotychczasowymi rezultatami swej pracy, przesunęli kolejny termin obrad komisji na dzień 3 lutego 1310 r.

ciag dalszy Procesu templariuszy

powrót do poprzedniej czesci eseju    powrót do strony e Aurea Catena Gnosis