eGNOSIS

Medytacja o wierze, wskrzeszeniu i ciał
powszechnym zmartwychwstaniu

Dr DyVanek

Dr DyVanek (ur. 1967) Pedagog. Zainteresowania: muzyka dawna, Glenn Gould i
świat herezji. Obecnie - dzieła R. Steinera. Miłośnik kotów. Chce pozostać anonimowy. Bo lubi.

Więcej szczegółów o autorze na stronie: www.dyvanek.chc.pl



 

 

Słowo (Ordet) – reż. C. Th. Dreyer 1954 — czas 126 min. — scenar. C. Th. Dreyer, na podst. sztuki Kaja Munka – Ordet.

 

Akcja filmu rozgrywa się w niewielkiej jutlandzkiej wiosce. Wśród wydm mieszkają dwie skłócone sekty. Dwa typy religijności protestanckiej. Liberalny i fanatyczny. Rodzina wiejskiego liberała religijnego Mortena Borgena, prócz niego składa się z trzech synów:  błąkającego się po wydmach obłąkanego Johannessa, uważającego się za Chrystusa, byłego studenta teologii; jego starszego brata Mikkela, prezentującego sceptyczne podejście do wiary, żartującego chwilami z niej, dość niefrasobliwie oraz trzeciego syna, Andersa  starającego się bezskutecznie o rękę Anny, córki krawca. To właśnie ojciec Anny jest owym fanatykiem religijnym, przywódcą drugiej sekty, z którym Morten Borgen toczy zażarte dysputy religijne. Mikkel ma żonę Inger i dwójkę dzieci. Żona jest w zaawansowanej ciąży. Pewnej nocy wezwany do  niej zostaje lekarz. Inger rodzi martwego syna i sama umiera.  Jedynie Johannes pozostaje obojętny wobec tego wydarzenia. Ucieka znów na wydmy. Powraca  w chwili, gdy wszystko gotowe jest już do pogrzebu. Żałobnicy przygotowują się do swoich ról. Nawet ojciec Anny przybył przełamując wrogość. Zgadza się na ślub córki. Wszystko jest już gotowe do zamknięcia trumny i rozpoczęcia uroczystości pogrzebowych. Johannes staje przy otwartej trumnie trzymając za rękę córeczkę zmarłej i czyni cud. Inger budzi się ze śmiertelnego snu. Jej mąż odzyskuje wiarę. Obie sekty godzą się ze sobą. 

 

 

 

...Wszystko przez Nie (Słowo) się stało...

Ew. Jana

 

Dla Magusi

 

 

„Czyż wśród wierzących nie ma nikogo, kto by wierzył?”. Tylko mała Maren, córeczka zmarłej jest niewzruszona w swojej wierze, i ciągle czeka aż mama się obudzi, stojąc przy trumnie. „Kiedy wypowiem imię Jezus, ona wstanie” - mówi do dziecka Johannes, a dziewczynka z niezwykłą ufnością jeszcze Go popędza - prędzej wujku, pośpiesz się! I Inger, matka dziecka budzi się, wskrzeszona przez Johannesa, czy też może przez Ducha, wypełniającego Jego osobę. Pytanie: czyjego Ducha - niech na razie pozostanie otwarte, choć niektórzy krytycy wskazują Ducha świętego, a przecież bohater mówi imię Jezus...

Wspomina się w tym przypadku o sile wiary, o Bogu wspierającym ludzi słabych, opuszczonych i zagubionych... O mistycznym charakterze tej sceny etc. Ale cóż znaczą słowa... Obraz ten jest zupełnie wstrząsającą sceną... Jedną z najbardziej niezwykłych w całej historii kina. Jakby katharsis, oczyszczenie napełnia przy jego oglądaniu. Terapeutyczna łaska, bowiem płaczemy razem z mężem wskrzeszonej. Z radości. Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi. Jakby dosięgało nas gnostyckie poznanie ukryte w tej pełnej ascetyzmu i dosłowności scenie. Ogarnia nas radosne poczucie wiedzy pełnej, nieograniczonej. I radość z jej posiadania oraz świadomość mocy wiary. W inny wymiar człowieka. Ale wymiar związany z naszą egzystencją, tu i teraz...

I przypominają się w takich chwilach dwie sytuacje opisywane w Ewangeliach... Historia Łazarza... „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz”, czy jeszcze bardziej wzruszające słowa wypowiedziane do małej dziewczynki... „Nie płaczcie, bo nie umarła, tylko śpi. I wyśmiewali go widząc, że nie umarła. Wziął ją za rękę i rzekł głośno: Dziewczynko wstań. Duch jej powrócił i zaraz wstała”. Thalita kumi. Kto wskrzesił zmarłego Łazarza, dziewczynkę, czy Ingren? Jezus z Nazaretu? Chrystus Jezus, czy Duch Święty. A może ktoś zupełnie inny? Albo nie Duch święty, ale Duch każdego z nas, w zgodzie z triadą? Ten element boskości, jaki mamy w sobie? Czym było ich wskrzeszenie? Powrotem, czy może jak mówił Steiner inicjacją? 

Oglądając Słowo odpowiadam, że powrotem. Materialnym do najdrobniejszych szczegółów. Do bólu! Takim, o jakim śnił dla całej ludzkości rosyjski filozof N. Fiodorow, marząc by ludzkość CAŁA z wszystkich wieków, zmartwychpowstała i duchem i ciałem. I takie światy ukazuje niekiedy, wielki pisarz A. Płatonow w swoich wstrząsających powieściach. Obaj byliby zachwyceni widząc Słowo Dreyera, bo pragnęli właśnie takiego zmartwychwstania. By zmarły powrócił w pełni takim, jakim był przed śmiercią. By śmierć była jedynie zasłoną milczenia. I właściwe życie było tu, nie zaś tam. Realizacji tego celu pragnęli całe życie.

Ku radości Demiurga. Bo przecież jest tak, i to jest zadziwiające, że Słowo afirmuje życie. Tu! Na tej ziemi, w tej postaci! Tak bardzo przywiązani do tego życia, nie mogąc pogodzić się ze śmiercią bliskich marzymy o Królestwie, ale nie TAM, a TUTAJ. Wśród całej iluzji tego świata... Chcemy swoich bliskich mieć przy sobie! I radość jest radością bycia razem tutaj. Nawrócenie męża wskrzeszonej jest właśnie takim uwielbieniem życia tu i teraz. Bo jest ponownie razem z ukochaną żoną. Nie ma tragizmu Hioba, któremu dano wszystko na nowo, ale pamięć pozostawiono i w niej tkwią odebrane dzieci...

Czyje więc Słowo jest sprawcą?  Steiner powiedziałby pewnie, że Jahwe, jednego z głównych bóstw... A może jednak tego, „co wiecznie zła  pragnąc wiecznie czyni dobro”, jak twierdzi Goethe? Może Niosący Światło jest sprawcą tego cudu? Wszak stara się przywiązać Nas do tej ziemi... Więc kto? Nie ma łatwych odpowiedzi. Chcę wierzyć, że Dobre Bóstwa kierują, wspierają i chronią. Nieznana jest jednak moc głównej Trójcy Zła... Trzeba wystrzegać się łatwych osądów. Johannes, podaje się za Chrystusa, krąży po wydmach Jutlandii i dopiero cud ma uczynić koniec Jego szaleństwu. Tak twierdzą krytycy... A jeśli jest tylko narzędziem Niosącego Światłość? Jeśli element Boskości w człowieku, w tym przypadku stał się narzędziem w Jego rękach?

Bowiem wciąż myślę o ogromnym oddziaływaniu sceny cudu... Tak bardzo przywiązuje do tego świata swoją oczyszczającą mocą...

A miłość? Radość małżonków ponownie dla siebie będących? Czy jest możliwe by była częścią Ciemności? By mogła być przez jej przedstawicieli wykorzystywana? Nie wiem. Czuję jedynie, że Miłość jest im niedostępna.

Jak to jest, że historia oparta na sztuce pastora, opowiadająca sytuację nadprzyrodzonego powrotu do życia kobiety zmarłej podczas porodu, jest tak zdumiewająco oddziałująca. Tylko mistrzostwo formy reżysera? Tylko natchnione dzieło, zrealizowane w stanie wielkiego skupienia? Żadnych szeptów, podpowiedzi...?

Wsłuchuję się w siebie, i nie potrafię odpowiedzieć, co słyszę, głosy Niosącego Światłość, czy Dobrych Duchów. A ty?

 

slowo1.jpg
slowo2.jpg slowo3.jpg slowo4.jpg slowo5.jpg

powrót do strony KINEMA     powrót do strony BIBLIOTEKI GNOSIS