eGNOSIS

Wahadło Foucaulta   [ustęp — s. 563]

Umberto Eco

Umberto Eco (ur. 1932) jest profesorem uniwersytetu w Bolonii, jednym z najsłynniejszych naukowców i pisarzy XX wieku. Jako naukowiec zajmuje się językoznawstwem, teorią literatury i średniowieczną estetyką. W Polsce wydano m.in.: Dzieło otwarte, Pejzaż semiotyczny, Lector in fabula, Poetyki Joyce’a.

Jego pierwsza powieść — Imię róży, którą wydał w 1980 roku, zyskała ogromną sławę i poczytność na całym świecie. Kolejne powieści to Wahadło Foucaulta (1988) i Wyspa dnia poprzedniego (1994), Baudolino (2000). Po jego książki sięgają zarówno wielbiciele literatury postmodernistycznej, wiedząc jaki ładunek wiedzy i przemyśleń Eco w swych utworach przemyca, jak również ci z czytelników, którzy łakną niebanalnej literatury przygodowej.

Zamieszczony obok fragment zaczyna się na  z 563 stronie Wahadła Foucaulta.



 

 

 

 

 

 

I tak przydarzyło się rabbi Ismahelowi ben Elisza wraz z uczniami, którzy studiując księgę Jecira pomylili ruchy i podążali do tyłu, aż pogrążyli się w ziemi po pępek z przyczyny siły liter.

(Pseudo-Saadya, Komentarz do »Sefer Jecira«)

 

 

— Jacopo, leżę w tym łóżku, nie mogę zobaczyć tego, co dzieje się na zewnątrz. Mogę tylko powiedzieć, że to, co mi opowiedziałeś, rozgrywa się albo wyłącznie w twojej głowie, albo w świecie zewnętrznym. W obu przypadkach nie ma różnicy, czy oszalałeś ty, czy też oszalał świat. W obu ktoś w większym stopniu, niż to dopuszczalne, przetworzył, wymieszał i poplątał słowa Księgi.

— Co masz na myśli?

— Zgrzeszyliśmy przeciwko Słowu, temu, które stworzyło i podtrzymuje świat. Zostałeś teraz ukarany, podobnie jak przedtem ja. Nie ma między nami żadnej różnicy. [...] Słuchaj, Jacopo. Podobnie jak w ciele ludzkim są członki, stawy, organy, są też w Torze, zgadzasz się? I podobnie jak w Torze są członki, stawy, organy, są też w ciele ludzkim, zgoda?

— Zgoda.

— A rabbi Meir, kiedy uczył się od rabbiego Akiby, mieszał witriol z atramentem, a mistrz nie powiedział na to ani słowa. Ale kiedy rabbi Meir zapytał rabbiego Ismahela, czy postępuje właściwie, ten odparł: synu, zachowaj ostrożność w swojej pracy, bo jest to praca Boża i jeśli tylko opuścisz jedną literę albo jedną literę dodasz, unicestwisz cały świat... My próbowaliśmy napisać na nowo Torę, ale nie zawracaliśmy sobie głowy tym, czy dodajemy, czy też ujmujemy liter...

— To był tylko żart...

— Nie żartuje się z Tory.

— Ale to był żart z historii, z tego, co napisali inni...

— Czy istnieje tekst, który stwarzałby świat, a nie był Księgą? Podaj mi trochę wody, nie, nie w szklaneczce, zmocz tę szmatkę. Dziękuję. A teraz posłuchaj. Przestawianie liter Księgi oznacza przestawianie świata. Nie uniknie się tego. Każdej księgi, nawet elementarza. Czy ci faceci, choćby twój doktor Wagner, nie powiadają, że jeśli ktoś igra ze słowami, anagramami i wywraca do góry nogami słownik, nosi plugawe rzeczy w sercu i nienawidzi swego ojca?

— Niezupełnie. To psychoanalitycy, mówią to dla pieniędzy, nie mają nic wspólnego z twoimi rabinami.

— Mają, mają, wszyscy są rabinami. Wszyscy mówią o tym samym. Sądzisz, że rabini mówiąc o Torze, mówili o krążkach do szyfrowania? Mówili o nas, którzy poprzez język chcemy odnowić nasze ciała. Posłuchaj teraz. Aby manipulować literami Księgi, trzeba wielkiej pobożności, a my jej nie mieliśmy. Każda księga jest poprzetykana imieniem Boga, a my, nie modląc się, tworzyliśmy anagramy ze wszystkich książek o historii. Nic nie mów, słuchaj. Ten, kto zajmuje się Torą, utrzymuje świat w ruchu i kiedy czyta albo pisze na nowo, utrzymuje w ruchu swoje ciało, bo nie ma części ciała, która nie miałaby swojego odpowiednika w świecie... Zmocz szmatkę, dziękuję. Jeśli naruszasz Księgę, naruszasz świat, jeśli naruszasz świat, naruszasz ciało. Tego nie zrozumieliśmy. Tora pozwala wyjąć jedno słowo ze swojej szkatułki, ukazuje się na moment i zaraz się chowa. A objawia się tylko temu, kto ją kocha. Jest jak piękna kobieta, która kryje się w swoim pałacu, gdzieś w zapomnianym pokoiku. Ma jednego kochanka, o którego istnieniu nikt nie ma pojęcia. A jeśli ktoś, kto nie jest nim, chce ją zgwałcić, położyć na niej swoje brudne łapy, ona stawia opór. Zna swojego kochanka, uchyla leciutko drzwi i ukazuje się na chwilę. I zaraz z powrotem się chowa. Słowo Tory objawia się tylko temu, kto je kocha. A my chcieliśmy mówić o księgach bez miłości i dla kpiny...

Belbo znowu zwilżył mu szmatką wargi.

— I co z tego?

— To, że chcieliśmy zrobić coś, co nie było nam dozwolone i do czego nie byliśmy przygotowani. Manipulując słowami Księgi, chcieliśmy stworzyć Golema.

— Nie rozumiem.

— Nie możesz już zrozumieć. Jesteś niewolnikiem tego, coś stworzył. Ale twoja historia dzieje się nadal w świecie zewnętrznym. Nie wiem jak, ale możesz z tego wyjść. Ze mną inna sprawa, ja doświadczam na moim ciele tego, co dla zabawy robiliśmy w Planie.

— Nie gadaj głupstw, to kwestia komórek...

— A czymże są komórki? Przez całe miesiące niby pobożni rabini wypowiadaliśmy wargami inną kombinację liter Księgi, GCC, CGC, GCG, CGG. Tego, co nasze wargi wypowiadały, uczyły się nasze komórki. Co uczyniły moje komórki? Wymyśliły inny Plan i teraz żyją na własny rachunek. Moje komórki wymyślają historię, która jest inna niż historia wszystkich ludzi. Moje komórki nauczyły się już, że można bluźnić tworząc anagramy z Księgi i wszystkich ksiąg świata. I tego samego nauczyły moje ciało. Dokonują inwersji, transpozycji, alteracji, permutacji, tworzą komórki, jakich świat nie widział, i komórki bezsensowne albo mające sens przeciwny do właściwego. Musi istnieć sens właściwy i muszą istnieć sensy błędne, w przeciwnym razie się umiera. Ale one igrają bez wiary, na oślep. Jacopo, kiedy jeszcze mogłem czytać, przeczytałem w tych miesiącach wiele słowników. Studiowałem historię słów, żeby odkryć, co dzieje się z moim ciałem. My, rabini, tak właśnie postępujemy. Czy zastanawiałeś się kiedy nad tym, że termin z zakresu retoryki, metateza, jest podobny do terminu onkologicznego, metastaza? Zamiast „stopa” powiedz „psota”. I zamiast „barok” możesz mówić „robak”. To Lemura. Słownik powiada, że metateza oznacza przemieszczenie, mutację. A metastaza oznacza mutację i przerzut. Jakie głupie są słowniki. Rdzeń jest ten sam, a mamy albo metatytemię albo metystemię. Metatytemia oznacza umieszczam w środku, przemieszczam, przenoszę, wstawiam zamiast, uchylam prawo, zmieniam sens. A metystemia? Ależ to samo, przemieszczam, permutuję, przestawiam, zmieniam utarty pogląd, tracę rozum. My właśnie, tak samo jak każdy, kto szuka tajemnego sensu poza literalnym, straciliśmy rozum. I to samo zrobiły posłusznie moje komórki. Dlatego umieram, Jacopo, i ty wiesz o tym.

— Mówisz tak teraz, bo się źle czujesz...

— Mówię tak teraz, bo wreszcie zrozumiałem wszystko o moim ciele. Studiuję je dzień po dniu, wiem, co się w nim dzieje, chociaż nie mogę na to wpływać, bo komórki przestały być posłuszne. Umieram, bo przekonałem moje komórki, że nie istnieje reguła i z każdym tekstem można robić, co się chce. Całe życie spędziłem na wmawianiu tego sobie, właśnie ja, dzięki mojemu mózgowi. I mój mózg musiał przesłać im informację. Czemu miałbym żądać, by były ostrożniejsze od mojego mózgu? Umieram, ponieważ fantazjowaliśmy bez żadnej miary.

— Posłuchaj, to, co stało się z tobą, nie ma nic wspólnego z naszym Planem...

— Czyżby? A czemu przydarzyło ci się to wszystko? Świat zaczyna zachowywać się jak moje komórki.

Opadł wyczerpany na łóżko. Wszedł lekarz i powiedział, że nie można narażać umierającego na taki stres.

Belbo wyszedł i już nie zobaczył Diotalleviego.

No dobrze — pisał — jestem poszukiwany przez policję z tych samych względów, z jakich Diotallevi ma raka. Biedny przyjaciel umiera, ale co mam robić ja, który nie mam raka? Jadę do Paryża, żeby odnaleźć regułę rozwoju tkanki rakowej.

Nie od razu się poddał. Przez cztery dni siedział zamknięty w domu, porządkował swoje files, zdanie po zdaniu, próbując znaleźć wyjaśnienie. Potem sporządził relację, jakby testament, dla siebie samego, dla Abulafii, dla mnie, dla każdego, kto będzie mógł ją przeczytać. A wreszcie wyjechał we wtorek.

Belbo pojechał do Paryża, żeby powiedzieć im, jak sądzę, że nie ma żadnych tajemnic, że prawdziwa tajemnica polega na tym, by pozwolić komórkom postępować zgodnie z ich instynktowną mądrością, że szukając tajemnicy pod powierzchnią, sprowadza się świat do wymiaru plugawego raka. I że najbardziej plugawy i głupi ze wszystkich był on sam, gdyż nie wiedział nic i wszystko zmyślił, i musiało go to kosztować niemało, ale zbyt dawno już pogodził się z myślą, że jest tchórzem, a De Angelis wykazał mu, iż bohaterów jest niewielu.

W Paryżu nawiązał pierwszy kontakt i zdał sobie sprawę, że Oni mu nie wierzą. Byli zbyt prostaccy. Czekali teraz na objawienie — pod karą śmierci. Belbo nie miał w zanadrzu żadnych objawień i bał się umrzeć, co było jego ostatnim aktem tchórzostwa. Starał się więc ich zgubić i zatelefonował do mnie. Ale dopadli go.

powrót do strony IRONII     powrót do strony BIBLIOTEKI GNOSIS