eGNOSIS

Piotr Mitzner (ur. 1955).
Studiował teatrologię.
Pracował w teatrach, w muzeum, w redakcjach, w podziemiu wydawniczym i w domu kultury.
Od 1999 jest nauczycielem akademickim (UKSW), od 2000 pracuje w redakcji „Nowej Polszy”.

Zbiory wierszy:

Podróż do ruchomego celu (1985)
Zmiana czasu (1990)
Myszoser (2000) — Nagroda Literacka Fundacji Kultury
Pustosz (2004).

Tłumaczony na języki. Na przykład na albański:
ishte tabu
po nuk ësthë më (tłum. Mazllum Saneja)

Hobby: historia literatury.
1956-1997 mieszkał w Podkowie Leśnej, obecnie w Wawrze.

Zamieszczone obok utwory pochodzą z tomu Podmiot domyślny, wydanego przez doM wYdawniczy tCHu w 2007 r.

Podmiot domyślny

Piotr Mitzner



...to wszystko, cokolwiek myślemy




NA KAMYK

kładę kamyk na ścieżce
trącam patykiem

— no idź
bo cię nadepną






POCZTA

Czekają na umorzenie klątwy
na odszkodowanie
za Raj utracony
a przychodzi wezwanie
na Sąd Ostateczny






NA WIERSZ JAPOŃSKI


Ostoja — świt
przez płot
drzewo wiśni
podaje gałąź

tylko sąsiad
dziś się nie kłania






JEZIORO

Dla Kuby i JKK

Jezioro z ołowiu
tłumi każdą falę
każdą myśl o fali

ten wers jest śladem bobra
bóbr płynie teraz przez jezioro
Głębokie

rozcina wody
i zszywa
rozcina
i zszywa






DRZWI

zważywszy że
piszę tylko na drzwiach
od środka
zważywszy że
co wieczór sprawdzam
czy są dobrze zamknięte
przed wiatrem wiecznym
i nie widzę światła w szparach
bo uszczelniam
zważywszy że
proste stukanie wpadając
w zawiłość mojego ucha
staje się przesłyszeniem
a podglądanie ogrodu
przez wizjer
podejrzeniem
że nie chcę
przeczytać tamtej
strony
zważywszy






NOWE DRZWI

Ciężkie a tak lekko
chodzą na zawiasach

wystarczy podkręcić śrubę
jeśli się opuszczą

i co za nimi






KORYTARZ

prowadzi

spod drzwi zatrzaśniętych
ze ścian wyrośniętych
sączy się

Korytarz prowadzi sam
w siebie






W DRODZE

Dla Jacka Łukasiewicza

Wyrwy karmią nas wyżłobienia
wiodą w świat i za świat

koryto czerń

wąski wąwóz
twardy powóz
deszcz zacina
konie

bez zawrotu bez obaw
jesteśmy głęboko
w drodze






NOC

Dla Irit Amiel

1.
Widzę gwiazdę pierwszą
drugą widzę gwiazdy

policz

nie umiem
nie znałem
nie byłem
nie pamiętam
nie mogłem
one dawno

umarły

Wtedy jedna wbiła mi się w ramię

2.
Ogień się zastanowił

Pot spływa powoli
strużkami po plecach
po czole

mógłby ugasić

ale ja ścieram pot
nie lubię
nie chcę

Ogień się zasiedział






MOJA — TWOJA

To cośmy przeciągali
okazało się piłą

to cośmy piłowali
było twarde

po przecięciu
okazało się perłą






NA ZIEMIĘ

1.
Na nic tresura na nic
ziemia się trzęsie
zrzuca z grzbietu
tratuje

ze strachu zabija


2.
albo jako wyspa
usypana ze snów
żegluje przechyla
żongluje
oczami






CUDOWNA SADZAWKA

1.
Zwinięte na piasku
ubranie ziewa

niech śpi
nie będzie mi potrzebne

martwy zwój


2.
lecz

rozebrane jest tym samym ogołocone

prawda została
w kieszeniach

(zabarwi wszystko w praniu)


3.
Wróciłem z wody
na brzegu nie było
mojego ciała






GŁOS

Annie Marcie od św. Lieberta

Ja cię przeprowadzę
powiedział głos

ale ja się nie przeprowadzam

Ja cię przeprowadzę
powiedział

nie było wód
nie było gór
nie było wojsk

był sto piętnasty dzień zwykły
biblioteka uniwersytet

Ja cię nie pytam
powiedział

Ja cię przeprowadzę






CZTERY POTOKI



PIERWSZY


Podobno
piliśmy z dzwonów
kiedy
mieszkaliśmy w chlebie
płomienie jadły nam z ręki
słowa wychodziły z ust
i wracały
nie zgaszone
nie zgwałcone
nie okradzione
i nie wypadały na zakręcie
głosu

Zaciskam na gardle
krawat w żółte prążki
lustro poci się
wychodzę

Tu nie ma

nic się nie łasi nie biesi w tym zaułku
dwa sklepy ogólnospożywczy i autoczęści
solarium superturbo krzywy chodnik
betonowy płot żółte kraty w oknach
i drzwiach nie tu
pomyślałem i wtedy
więc jednak i tu
zdarza się

Otwierają się oczy i nie skrzypią
otwierają się usta i nie skrzypią

To nie tylko ja
rdzeń też się chwieje
i korzeń

u krawca
igły nasłuchują
zbliża się karawana
co słychać u krawca

wszystko

grzechotki z zębów
kołatka serca
parskanie płuc

zanim on to przeszyje

Dom drapie się suchym drzewem
do cegły

Na podwórku leży Wąż
upadła wieża

Kiedy pytano Bachtina
jak rozumieć ten czy ów werset
Biblii filolog zamyślał się
i odpowiadał: Tak jak jest napisane
Ale w czyim przekładzie?

Tłumacz
po cudzych pismach
tułacz

z pokolenia na pokolenie
przekłada kartki

błąd na błąd

Na fukanie Twoje uciekną
ulękną się głosu gromu Twego

Bezszelestnie przeleci listonosz
wrzuci żelazny list

Nitki zwinne
zielone i rude
czarne i niebieskie
robi się szalik
na sztywnych drutach
w palcach
które mogą

robić też inne rzeczy
nie tak miękkie i ciepłe

Dobry wieczór
wieczerza
wieczność
tej nocy
łączy się niebo
z ziemią
zgniatają
kwaśne owoce

i noc ciepła
do rana ją przyłóż

Kwiaty się zamykają
książki się zamykają
oczy się zamykają
żyły się otwierają

tocz się krwinko
po zboczu

Ściany mają języki

dlatego
kłamią

(trawy nie kłamią tylko kłują
chmury nie kłamią tylko przesłaniają
las nie kłamie tylko gęstnieje
noc nie kłamie tylko skraca)

strop
dźwiga brzmienie
kroków

Chłopiec napina łuk
dziewczynka napina łuk
napięcie rośnie
i ciemno
Śmiechu warte siostrzyczko
śmiechu warte braciszku
to napinanie

wiesz chyba
zaśmialiśmy się za daleko

Nie słyszę

Kanał lewy kanał prawy
nie słyszę
(jestem za wysoko?
za nisko?)
nie słyszę
nie mam zasięgu

Głos zamknięty w cedrze
ustawiony na górze

Tam lecą nasze strzały
wypuszczone z jednego łuku
z jednego wycięte z jaśminu

Ten który utonął
i ten który zamoczył stopę

obu dotknęła woda
ciężka woda
bardzo ciężka

jeden jest strach
i jedno zanurzenie
jeden pasterz
i jeden wilk

Podróż do Horroru

bilet w jedną stronę
jak do teatru

Stanąć na wysokości
nocy
patrzeć
nie w oczy
nie w krocze

przez palce
zobaczyć słońce
i cztery bandaże
opasujące mózg ziemi

Matka
makatka — na niej
kwiatki i inne dodatki
cztery haki dwa hamaki
legowisko urody z którego
wylatują dwa grubodzioby

na dnie misy wioseczka
wycinanka
domek z dziurką

zielona woda przyklęka
i całuje całuje całuje
przylądki nadziei
Album rodzinny
to dziadek Kain z bratem
(zdjęcie od pierwszej komunii)

Po której stronie lufy
stali ojcowie nasi
po której stronie kasy
to już nic nie znaczy
(strony są zamknięte
i ciało jest zamknięte)

Było tak dawno
chłopcy zmężnieli
mężczyźni zdziecinnieli
kołysanka usnęła

kto cię utuli?

Jaka ulica? Dobra
Krzywa
Ciasna?

Złota kopuła ciała
a w środku

wąski korytarz
w poprzek rura ściekowa

Zawsze jakiś szaleniec z nożem
wyrwie się nam
na obraz
i podobieństwo

nasz człowiek
niepomny
błysk wyciągnięty z pochwy
szukający schronienia

pęka krzew krwi

Izaak zabija Abrahama
nikt nie słyszy baranka

Jesteśmy zamknięci w Muzeum
zaraz włączą czujniki
klucz ci zmiękł
nie wyjdziesz

To czas
odwróconych zegarów

od nas
odwróconych

Wchodziłem w dół
a schodzę w górę
następuję na cień
wczorajszych potknięć

Rynsztunek
diabła
różdżka nie zadaje rozkoszy
płodzi zepsutych ludzi
nad mętną mową
w słowach Boga
literówki
Uciekła
żywa pagina

na oklep
na oślep
na wspak

Miasta zderzają się we mgle

przejęzyczenia
klątwy zaklęcia
słowa bawią się w nas
zakorkowana arteria
i bieleje kamień
który odrzucił
źle budujących

Spalone miejsca
zielone jest szare
niebieskie jest szare
wszystko wsiąka
w substancję szarą
jak zabity czas
który się rozkłada
i zatruwa nas

Klucz się przekręcił

Ogień na kliszach
został i się przenosi
jak na okularach przeczytane słowo

i wydłuża się cień krótkiego dnia
Mała Pointa tańczy
na skałach nad morzem
gąbka twardnieje
skamieniały mięczak
opada na dno

Wielki znawca
powyrywał języki
i rzucił w czeluść
i wypełniła się

To będzie twoje
dom nad oceanem z dyskretną obsługą
przypływu i odpływu
będziesz latał
wszystkimi liniami

masaż fal
amfora o grubych wargach
albo chata w górach
koza i księga
werset i ser

będą ci służyły
nawet złe dni

będziesz szczęśliwy w swoich fantazjach
niezdecydowanych

Już nie 666

uczeni twierdzą
że 969
On też zmienił numer?
Z kim rozmawialiśmy więc
kto nas kusił
przez ramię przez skórę
kto czytał nasze listy?

Siłą niewoli
wrak wczorajszy
podnoszę się
połamany
porośnięty wrogiem

w przesmyk
między burzami

Kątem oka widzę
jak się wspina
moja siostra
drabina



DRUGI

Żył był

Przyszedł
zgodził się pić ludzkie mleko
a to znaczy śmierć

i śmierć zmieszała się
z Nim i On zmieszał się
z nią
teraz

na marskość języka
spada opłatek
płatek tynku
z nieba

albo
płynie niby nic
w tętnicy

A w twojej tętnicy igła
płynie
iskra w morzu benzyny
płynie

Płaszcz pełen szpad
pościel pełna zdrad
klapsy oklaski
a za ścianą pan
wszystkich nocy
mocy niemocy

Na początku był sad
ale przeszedł diabeł
i jeden ogon
zmienił sad w sąd

Ciche grusze siedzą czekają
nawróconych
a wracają zbrodnie

Wielcy ludzie rodzą małych ludzi
małe zbrodnie rodzą wielkie zbrodnie
mali ludzie przerastają wielkich
wielkie zbrodnie skamlą u drzwi

Patrzą przez zamknięte okna
opuszczone żaluzje

zgasła lampa
znowu wyruszyli nadzy przez mróz
zanim dojdą w ciemności w ciemność
świecąc
one muszą

Przeczą
przetną

Nie zawsze zdążą

światło skropliło się na skórze

Kiedy zetniesz drzewo
(a które to drzewo?)
zwali ci się na głowę całe niebo

Październik w Beskidach
na ścieżce zabita sarna
plama krwi
czerwone liście buków
wielkie słońce
zza wzgórza
wychodzi mężczyzna
w zielonym mundurze z dymiąca dubeltówką
Znam to wzgórze w nim
są łyżeczki i miski dla zmarłych
dwa woły w jarzmie
dwie wdowy w jarzmie
kamienne jądro

Może to kurhan
może usypisko
gruzów

Przy spróchniałym stole rozbitki
piją kawę z rozbitych filiżanek
zostały im tylko uszka
i palce

urwane zdanie
urwana ściana

zagadać zasypać zapisać

Napisać fraszkę
„Na zgubę”:

Na zgubę wiązała czerwone nitki
kiedy zginął pies
pierścionek
przyjaciel

Wróciliśmy z cmentarza
wokół nogi stołu
okręciła się
wełniana
nitka
Ocean Wstydliwy
karki grzbiety fal
pośladki i stopy
zakrył

jakie straszne rzeczy
robią tam
żeby nie robić
jeszcze straszniejszych

ale o to
rozbijają się białe stateczki
przybrzeżnej żeglugi

Umyłeś już ręce?
Nie bo ja
ja piszę brudem
za paznokciami
pod powiekami
nie dotykam
waszych rąk
waszych ust
ja zbieram brud

Na początku
sensu nie ma
sens się gromadzi
w zakłamaniach
wgnieceniach
szparach pośród
liści wykutych
w skale

Na początku
jest cienkusz
później leżakowanie
w zimnej butelce
przemiana

Stoję nabieram mocy
chodnik chodzi
on doprowadzi jedynie
do rozpaczy

A dokąd prowadzą
ornamenty? myślę
naprawiając grób

zatykanie dziur
gruzem
napisem

wygładzanie cementu
na twarzy przepaści

Mięśnie się prężą

a tylko kości
dojdą do wieczności
i to nie wszystkie

ja mam dziurawe ciało
pełno dziur
na wylot
po umarłych

przez nie widać

sztuczne łąki straszne łąki
glina oblepia
niebieskie ślepia

zmielone konie

siena spalona

Przyszedł
przez błota
przez płoty
zadzwonił

Mam dla ciebie
dziesięć przykazań

Tylko dziesięć?

Sema Chama i Jafeta
Dawida i Jozuego
i Jeftego z córką
proroków (większych i mniejszych)
i siłaczy
odprowadziłem do pociągu

jeden syn Marii i Józefa
mógł zostać
wziąć greckie papiery
ale poszedł z nami na rampę
i odjechali

i zostałem
w pustych księgach
sam



TRZECI

Konie po rżysku

ciągną chaos
hałas
nie mój

zasłyszany

wiozą na skup

wiozą złom
słomę rzeczy
stłuczki

na rumowisko
na pośmiewisko

W miasteczku Pont-Croix
nikt się nie ogradza
drzwi są na przykład niebieskie
i otwarte
na stole talerz z rybą
i butelka wina
włączony telewizor
a choćbym wszedł i wyszedł
to nic nie zmieni
w parafialnym kościele
kamienna morda Piekła
która się nie zamyka
przynajmniej od 1476 roku
a w głębi
kłębi się
język

Ręce masz całe w przeszłości
nogi idą do jutra
rysują dziś

Ale
tamtego nie

nie da się z powrotem

a skróty zamurowałem

nie dojść do słowa

(powracającemu
marzenie o powtórzeniu
piękna
o wtórzeniu)

Nie ma wodospadów
są tylko wodociągi
i kanalizacja

i papier do wypełnienia
dużo papieru
papiery dobre papiery
mało czasu
zły czas
dobry papieros
nie niedobry papieros
dym
dusi duszę

Trudno opowiadać o tamtej szkole
po dzwonku już jest i wszyscy się rozbiegli
inni są zapisani
gonią się siedzą
wiedzę jedzą
z robalami

Wiele lat wyschło
zostały
gwary
szlamy

dół snu
obrazy dymu
zasłony wiszary

Szmergun na smugu
czyta
chłód idzie od strugi
zapach ściętego zboża
„prowadźcie go prowadźcie...”
mówią ścierniska
do dróg

Anioły dmą w trąby
policzki mają przebite

O dymi
coś

się przypaliło
mleko albo

twoja studnia — nie twoja woda

W pustce
puls plusk

Ciało wbite w duszę
krwawiąca rama
ciało wbite w ciało

Dotyk przemyca nas
przez opłotki płci

Przechodzę na ty

przechodzi mnie chłód
tam i z powrotem

Dziś Święto Utracenia

liście spadają na środek pokoju
włosy spadają na trawę

zaryjcie to ciało
żeby nie śmierdziało
zaszyjcie tę duszę
niech się nie rusza

Poeci odjechali do Poezji
Cyganie do Cyganii

Czerep kraju napełnia się nowymi
kolorami jakich nie znał i nie nazwie już
nie ma oczu a usta otwarte na
zawsze
i łatwiej niż kiedyś
przeleje się światło w
inne czerepy

No tak
coraz cieńsza
żyletka
idzie z ust
do ust

Pewien człowiek miał ogród i stół
przy którym pisał traktat
a ogród w tym czasie dziczał i uciekał
zapadał się gryzł przechodniów
i rzekł człowiek do swego sąsiada
weź ten ogród ja muszę pracować
nad traktatem
on przetrwa

W żadnej bibliografii nie znajdziesz tego traktatu
po ogrodzie ta droga
ten szpaler tamto drzewo

Nie bój się moich lęków
ciebie nie pogryzą
krzyczę nie ze strachu
lecz żeby nie odeszły

Oto zdeptany słońcem trawnik
słyszę płacz szkła
to na pewno w tamtym domu
wymieniają okna
wyjęli stare
teraz wybijają szyby
a może się mylę
może to nie stamtąd
(dźwięk zakręca
błądzi taki dźwięk)

wystarczy wstać
okrążyć dom
zobaczyć
ale tego nie robię

Co robisz młotku?
Zbijam wybijam
zabijam

Filozof nicości
wysyła telegram do ludzkości:

materia to draperia stop
ciężka drapiąca serce stop

Filozof nicości
pije koniak ale nie dopija
nie dojada

Zostawia coś na później

kieliszek trochę tu
a trochę wychylony
w przyszłość

Potoknąć

Zatrzymać czas
o tak

byle nie dziś



CZWARTY

Mówiłem do morza

opowiadałem morzu dowcip
dowcip był polityczny
muzyka niższych sfer
zostałem wysłuchany

Przejrzysta kropla
plemnik rdzy
zdrada płynie
przez ciemny posthotelik
Powoje
podwoje
wejdziemy
tam oboje

Jego skórzane plecy
jej błękitne nogi
jego ręka otwiera
wchodzą
zatrzaskują
człowieka upolował człowiek

Mieć już za sobą drzwi

a w kuźni klepią
stawiają biedę na sztorc

Mity przerobią na kreskówki
kreskówki na gadżety
gadżety na śmietnik
śmietnik trwa i przetrwa

Odpust ku czci
lokalnego świętego:

napompowany tygrys
brzęczą flippery
rock rozdziera sukienki
zrywa korę

jaki grzech taki odpust

Wiedziałem że kiedyś przyjdzie
ten list od Boga
do mnie

Którędy
na jakich promieniach
na skrzydlatych dłoniach
świętej pobożnicy?

Nie myślałem że przyniesie mi list
facet któremu się nie kłaniam
bo ma za
niskie czoło

przez pomyłkę
wrzucili do jego skrzynki

Mój psychiatra
rozpoznał

mnie i
wpadł w mój
obłęd

teraz wszędzie widzi
mnie
i tylko mnie widzi

a ja zamknięty w wieży
z psiej kości
patrzę w dół
widzę bure wory chmur
a w worach potwory
Obraz jakaś bitwa
kiedyś pod jakimś Anghiari
czy na Psim Polu
wściekłość dawność
obraz obrócony

walczą głowami w dół
trudno utrzymać pozycje
ziemia się sypie
dołem niebo

pod zgiełkiem
leci wrona
inteligentna
uzbrojona
w głowicę

Piszę
przeszkadzają mi

śmieciara
inkasent
Jehowy
świadek
agent
termin
trzęsienie ziemi
dzwoni do furtki

nie mogę skończyć
bo jeden gwóźdź
nie chce mi przejść przez gardło


*

W tym miejscu spotykają się cztery potoki

i nie słychać już

powrót do strony Opowiesci Wizjonerskich    powrót do strony eGNOSIS