eGNOSIS |
|
|
Andrzej Szmilichowski, urodzony w Warszawie, Skorpion. Od 1973 na emigracji. Dwanaście książek wydanych. Debiutował na łamach ITD w 1962 roku, pierwsza książkę wydał w 1985. Pisze do prasy emigracyjnej i do „Nieznanego Swiata” oraz innych periodyków krajowych. Jest healerem. Zagląda ludziom w ich wszystkie ich życia w jasnowidzeniu. Wyhodował z żoną - Krystyną czworo dzieci: Adama, Agatę, Annę, Andersa, ale ma jeszcze jedno dziecko, najstarszą córkę Agnieszkę. Boi się złych ludzi. Brzydzi się kłamczuchami. Kocham wszystkie zwierzęta na ziemi, i niech już tam! - ludzi też. Kocha też Boga i siebie. Nie lubi kożucha na mleku, głębokich jaskiń i latania samolotem. Aha, jeszcze nie lubi pośpiechu. Zamieszczone obok wiersze pochodzą z wydanego przez tCHu tomiku HOMErun. |
HOMErun |
|
Andrzej Szmilichowski |
||
* * *
Na strunach uczuć siadł skowronek, Rozpoczął swe trela upojne, Dniało, Srebrzysty świtał dzionek I miałaś ciało tak spokojne. Lecz gdy spojrzałem w lic twych lazur, Zajrzałem w oczy twe przepastne, Ujrzałem diabli krzywy pazur, Lecz także niebo Cudne, jasne.
1953, Gdynia (pierwszy wiersz 16 latka)
PROSZĘzapiąćPASY
Follow me follow me zostanę z tobą zawsze pomogę ci Każdą otworzę ci bramę każdy naprawię ci zamęt follow me follow me pomogę ci
W pucharach szampana w objęciach bliskich w wystrzałach radosnych na szczęście wszystkich kurantem o świcie rozbrzmiało szeroko rodzi się świat spogląda wokoło argusowe oko
Tak miałaś się rodzić w mojej wyobraźni i wszystkich świętych zawładnąć morzem i solą przyjaźni naczyń nietkniętych
Dziś w twojej obronie oddałbym wszystko zadeptały konie stare uroczysko
1999, Arlanda-Okęcie
E W I E h
Jasność północy przeciera oczy nieobecnym świtom
Księżyc schowany w zakamarkach rękawów mężczyzn pochylonych nad talią kart czeka lepszych czasów
Warkot taksówki marszczy taflę jeziora i niknie się w migotliwych promieniach nocnego dnia
Słońce tnie okienną roletę w wąskie paski cienia
Słoneczna noc wzdycha ciężko i zmęczona zwierza się ze swoich strapień nietoperzom sowom kretom śpiochom
06. Midsommar, Kiruna
INTERESUJĄCEzjawisko
To raczej mało możliwe pasować z kimś gdy się nie pasuje z sobą samym
A poza tym dużo łatwiej mówić o relacjach niż poznać je
Delikatnie i ostrożnie dotykasz czasu który pomimo iż twierdzi że lubi cię bardzo stale produkuje różne złośliwości
A ty (to interesujące zjawisko) pomimo iż doskonale się w tym wszystkim orientujesz stale popełniasz identyczne błędy
06/08-09, na tarasie
CZASwOBRAZACH
Przeciwności przynoszą z reguły coś dobrego gdyż budzą świadomość jak wiele z tego co nie rozumiesz jeszcze przede tobą
Czas zaś dokłada tylko czerni czerni a mówią że ważny jest i trudno się nie godzić zaś nadzieje i plany idą w najciemniejsze mroki kiedy rozczarowań więcej niż czasu
Małą jesteś celą w ciele świata przejrzystym światła świecą żarna mielą a tyś duszkiem duszkiem bystrym
07. wreszcie wiosna
L E C H O W I R
Chcesz zapewne jak każdy dostać się do nieba ale byś mógł musisz wpierw stworzyć je w sobie
I pamiętaj tego dnia tego wspaniałego jedynego dnia gdy niebo otworzy się tylko dla ciebie zupełnie nieważne na co będziesz patrzył ważne co zobaczysz
Nie staraj się tańczyć lepiej od innych tańcz lepiej od siebie oraz pamiętaj że
Zło ma skrzydła i Dobro też ma ale fruwa wolniej
Masz do przebycia ziemie wypełnione cudami więc jest o co się starać i to wszystko
07. ostatni dzień sierpnia
SAMOTNAwiara
Czyń jak puls kosmosu jak serce
Wypoczywaj między oddechami i staraj się pamiętać że stokroć bardziej niż towarzystwa potrzebujesz samotności
Tak objawia się wiara i nie pozbawiaj jej szans
Rozegnij kraty weź wiarę w dłonie jak gołębia unieś nad głową i patrz jak piękna jest
07.
ZAOKRĄGLAJĄCczas
O bogowie jesteście bezbrzeżnym oceanem w którym naiwni rybacy zarzucili sieci w złudnej nadziei że uda się im tym sposobem was usidlić
Nie rozumieli biedaczkowie (bo skąd prosty rybak mógłby) że nie jest to najlepszy sposób na porozumienie z oceanem
I łowią w pocie czoła dalej zaokrąglają czas nieświadomi że jedynym łupem są oni sami
Ale na szczęście cierpliwość bogów boska jest
07. listopad w sierpniu oto sposób na władanie czasem
RUBINOWYkryształ
Mówią że gdzieś tam (wysoko czy nisko bez różnicy) jesteś
Nie pojmuję doprawdy w czym by mi miała pomóc wiara że twoje serce szybuje jak kwiat lotosu w aromatach nieśmiertelności i dopiero gdy umrę dane mi będzie to pojąć i (ha ha) zobaczyć
Nigdy nie usłyszysz modlitwy skierowanej do twojej nieobecności nigdy ponieważ wierzę niezachwianie że rubinowy kryształ mojego serca twoim jest sercem
A modlić się do siebie po prostu nie wypada
bez kalendarza
WIARAprzenosiCOchce
Powinieneś wierzyć że rozbite lustra będą napowrót całe a zmętniałym w tafli wody kształtom wróci klarowność
Powinnaś wierzyć iż jasne sny i nadzieje kiedyś spopielone podniosą się na nogi jak zapomniani przyjaciele
Powiniście wierzyć że istnieje nietknięty ludzką stopą śnieg
I w to że nic nie jest stracone pomimo że wszystko stracone
07. październik
GRANICZNEprzejścia
Do granicy było wiele dróg i jedne przekraczały ją a drugie nie
Bramy zaś ciasne były i niskie tak że nie było innego wyjścia jak schylić się i upodobnić malutkiemu dziecku
Albo jeszcze czymuś mniejszemu się upodobnić insektowi na przykład
Lub zupełnie niczemu
Wielu się odwracało i odchodziło
07.
LISTdoANIOŁALeszkaSZUMANA
1 Wypełniona noc niebytem rankiem przecierane oczy mienią się czuwania świtem kwiaty nienazwanych nocy
Tak to sobie wydumałem czy świadomy jest to Panu bo po prostu poznać chciałem ogrom tego bałaganu cudownego w samej rzeczy na pagórku masa mleczy
Ludzie mówią a Bóg słyszy wszyscy znają tajemnicę w końcu tylko to się liczy Bóg nad nami w ręku świece Pan odpłynął czy odjechał rzucił wszystko czy zaniechał
2 W moim życiu w moim śnie osłabionym siłą woli brak pomysłu czego chcę i niepewność własnej doli brak śmiałości w sferach nieba brak pacierza gdy go trzeba
Wstając o godzinach rannych zaraz liczę moje braki idąc wzorem dusz zwyczajnych rozczarowań znaczę szlaki dni zaś płyną mi normalnie nie gwałtowne nie nachalnie
Rannej kawy aromaty gdy dopijam tego rana moje myśli moje braty piszą i ślą list do Pana oraz krążą nieporadne myśli dziwne myśli żadne
Wciąż spotykam jakichś gości no i rośnie i się budzi zapach ziemskich wspaniałości zamęt co wyróżnia ludzi od wszystkiego co przyziemne płaskie głupie i nikczemne
Potem znane perypetie żona dzieci praca znój jak uwierzyć w te profetie biegnij tam a tutaj stój
Bezlitosne prawa rzeczy ten się godzi ów zaprzeczy doprowadzić mogą ludzi do budzenia się przekonań niezwyczajne myśli budzą wiary kary i dokonań zapisanych ludzką ręką naznaczony los udręką
3 Pan Szumanie już za bramą pytań troski i zadumy z życia na obliczu szramą wśród lekkości skrzydeł szumy a mnie tutaj nieporadnie trudno ale czasem ładnie
Pan być może nie pamięta zachwycony transformacją co to znaczy ziemia święta co rozstanie z ludzką nacją i poznanie z aniołami z ich rozmachem i ich snami lecz pamięta Pan zapewne rozmów echa w blade brzaski chwile miłe chwile zwiewne gdy klepsydry suche piaski naznaczając me podróże zatrzymały je na dłużej
Łatwo przecież Pan to wie w niepamięci ukryć lesie wydarzenia które niesie nienazwanych potęg ślady przeżyć moich gęste zwiady
Pan mi wskazał mgliste gleby moich rutyn nawyk złudny kiedy będę miał potrzeby duszę ćwiczyć to obłudny sen nadpłynął że ja sam znajdę Boga tu czy tam
4 Z nagła pisząc list do Pana na stół kładę moje życie gdyż wołały tego rana słowa ważne i o świcie przecierając oczu mgły zrozumiałem że to ty w dyferencji do pomysłów zataczanych dni kołami z sfery odczuć w sferę zmysłów rolowanych mymi snami z punktu zero z życia źródła mówisz do mnie wiem bez pudła
W rozpędzonych słów ferworze rzekłem „ty” niech tak zostanie co tam taki lapsus może zgódź się Leszku na tykanie choć się nigdy ad personam nie spotkaliśmy lecz co nam bowiem mam wrażenie silne iż niezręcznie brzmiało by popraw jeśli myślę mylnie rzec inaczej niż na „ty”
śmiesznie by wypadło z goła mówić per Pan do anioła
5 Zaczepiłem tu przypadkiem problem ważny a i rzadki w mych koncepcjach nadwątlony status twój i moje tony co w układzie niecodziennym dziwnym ale i znamiennym powoduje pytań stada
Patrzę w okno a tu pada pada ciurkiem wczesnym rankiem mleko chlupie rdzawym garnkiem na werandzie kwiaty żony namoczone jak pontony wypełnione saperami
Tak w młodości gimnazjalnej szumnej trochę i banalnej strojem zasugerowani nazywali mnie gałgani Saper bom się im kojarzył ze szwejkowskim marynarzem co w sapery poszedł służyć mosty stawiać mosty burzyć
6 Mniejsza dziś z pseudonimami myślą chciałbym i czynami twoich sfer niebieskich szlaki moich wzlotów niskie ptaki kreślić ślady siebie w niebie poznać astral poznać ciebie
Wybacz jeśli nazbyt śmiało przecież znamy się tak mało swoje prośby adresuję ty to wiesz a ja zaś czuję
Myślę prosta w sumie sprawa boże jaka smaczna kawa czajnik szyjką cienką ciurka kubek z kawą i blat biurka wszystkie ważne rzeczy mieści życie gładzi życie pieści
7 Anioł przysiadł Lech przyjaciel a na szybie wody zaciek ranek anioł biurko kawa wzlotów ducha trzeszczy ława unoszona w boską przestrzeń a ze ściany korzeń żeńszeń jak ludzkiego fragment ciała identyczny mu bez mała upodabnia życia sploty w ciała ofiar i szafoty
Cóż za dziwne skojarzenia duszy mojej niedomknienia odreagowane w locie no i wyszło o szafocie
Znużonemu wyobraźnią strach przed śmierci burą kaźnią losu sploty i pamięci więcej cierpień niźli chęci powoduje myślę to że pamiętam bardziej zło niźli dobra słodkie chwile
Na werandzie trzy żonkile na werandzie gra natury w ludzkim losie zdarzeń sznury w moim losie złe nacięcia coś dać trzeba coś do wzięcia los szykuje niespodzianki stoły jadła wina szklanki zło i dobro tak przeplata aby ta finalna data w chwili gdy już koniec zgoła nie zabrakło mi anioła
8 Jak więc widzisz Leszku drogi dusza moja zna te progi z których spojrzeć na mnie raczysz który tyle dla mnie znaczysz
Rozpoznaję i dostrzegam myślą znaczę snem obiegam troszcząc się o kontakt z tobą pierwszą w życiu mym osobą eteryczną co niezbicie zmienia los i moje życie
Co dostrzega choć fragmentem zakłócone spraw zamętem moje cele moje troski ten deszcz topi całe wioski wyśpiewywany w strofach ludu tradycyjny obraz cudu w zatrzymanym czasie tkwiący w słowa wartki i gorący
Zaplątanie łon dziewiczych spełnień dni gdy je policzy moment pierwszy chwila obca na dziewczynkę to czy chłopca po kądzieli bo po ciele uroczysty ślub w kościele
9 Rozgadały się nieznane kto je wyśni zrębem chwili zatoczone myśli łopotały jak na wietrze drzewo wiśni podpływały o poranku myśli gromadziły się w tumulcie i zawiści domagały się wyjaśnień myśli spać nie dały szumem liści kryły niepokoje myśli przemieniały co już było co się nigdy nie skończyło zataczały kręgi ciasne zabijały echo własne odbierały spokój głowie psuły wszystko co się powie doganiały i przypadkiem zagarniały swoim stadkiem gromadziły się w nastroje usypiając myśli moje tworząc obce i niedbale zostawiały myśli szare ustawione w rzędy karne myśli obce myśli żadne
10 Na tym raczej poprzestanę i poczekam na przemianę czym dziś jestem w to co będę
A na razie jakoś przędę i tym kończę list do ciebie został adres: Szuman w niebie
H O M E r u n
Tym co widzieli wszystko ale nie przestają patrzeć
Tym co spłakani ze szczętem
Tym co w pustych pokojach pogrzebani
Tym co się trzymają choć ich życie zmazane po wielokroć
Tym co schowani w sobie
A przede wszystkim tym co wierzą święcie że ciemność też się uśmiecha
Sztokholm, 2007, grudzień
dPN |
||