eGNOSIS

Bohdan Kos (ur. 1941) – fizyk teoretyk, filozof, eseista, poeta. W latach sześćdziesiątych we Wrocławiu wraz z Ryszardem Turkiewiczem formułuje idee Hermetozy. Zasadę nieuczestniczenia w oficjalności, uprywatnienia twórczości; pisanie ma być rodzajem celebracji przyjaźni i służyć małej grupie przyjaciół. Po wyjeździe do Warszawy Hermetoza staje się Hermetozą otwartą. Zawarty w nazwie oksymoron ma odzwierciedlać sytuację metafizyczną człowieka zawsze zawieszonego między otwarciem a zamknięciem izolacją a partycypacją. Powstaje warszawsko-wrocławskie czasopismo Łono wydawane w maszynopisie w 10 egzemplarzach. Jeden z jego istotnych działów stanowi zapis snów osób związanych z periodykiem. Dom przy Jagiellońskiej 28 zdawał się w tych latach realizować ideę wyspy szczęśliwej na peryferiach beznadziei PRL-u.

W latach osiemdziesiątych sytuacja zmusza grupę do zajęcia się obcą im duchowo działalnością polityczną. Powstaje podziemne wydawnictwo LOS, którym B. K. współkieruje. Wydawnictwo zachowuje duży stopień niezależności także od struktur podziemnych.

Wraz z Wojciechem Brojerem i Janem Doktórem tłumaczy i opracowuje kabalistyczną Księgę Stworzenia. (wydanie: Sefer Jecira. Księga Stworzenia, Warszawa 1995).

Jest autorem haseł dotyczących kabały i mistycyzmu w Polskim słowniku judaistycznym (Warszawa 2003)

Wygłasza liczne odczyty o kabale. Bierze udział w seminariach i sesjach naukowych.

Wydaje tomiki poezji Podróż złudna (1992) i Atrament. (2007).

Jego wiersze ukazały się w antologiach Mrok i gwiazda. Mroczna poezja miłosna, Das land Ulro nach Schliesung das Zimtlaender, Orfeusz. Rozmowa w słowie.

Eseje i wiersze publikował w Odrze, Znaku, Kulturze niezależnej, Manuskripte, Muschelhaufen, Gnosis, Kontekstach. W latach 1999, 2000 uczestniczył w polsko-niemieckim przedsięwzięciu poetyckim Orfeusz.

Przez ostatnie kilka lat (wraz z  Wojciechem Brojerem i Janem Doktórem) pracuje nad tłumaczeniem i opracowaniem kabalistycznego tekstu Sefer-ha Bahir.

Nowe Jagody  (cz.2)

Bohdan Kos

 

 

Kiedyś, kiedy została w świetlicy, zapytała Błękitnego wprost:

Panie docencie, gdzie jest Wielki Akcelerator?

Błękitny usiadł, zaczął coś rysować, długo tłumaczył, a drugą dłoń zaczął powoli wsuwać Annie pod spódniczkę. Właściwie nawet tę pierwszą, z ołówkiem, zaś drugą nad papierem markował rysowanie szepcząc:

Chodź na stół, to pokażę ci Wielki Akcelerator i wampira, tu za mały stół żeby narysować i ciągnąc ją do stołu pingpongowego mówił Zagramy sobie, tam jest piłeczka, zdejmiemy siatkę, bo za bardzo poprzeczna.

Anna wyrwała się z obrzydzeniem, ale bez przekonania. Właściwie chciała zobaczyć, czy on w środku jest także błękitny, czy stół pingpongowy jest stołem pingpongowym, czy też pomniejszym zielonym ogrodem albo kortem tenisowym...

W końcu jednak uciekła. Na schodach natknęła się na Malickiego.

Niech pani im nie wierzy powiedział. Niech pani się przyjrzy swojej pracy. Niby wylicza pani współrzędne zdarzeń i rzędy symetrii cząstek, a w istocie chodzi o klatki dla wampirów. Liczy pani oczka w siatce. Długość i szerokość wybiegu... Oni pokątnie hodują wampiry, sprzedają je potem w monokryształach elektronikom na tranzystory wampiryczne. Niech pani przejdzie do nas na eter, z eterem czysta sprawa.

Anna odsunęła się od Malickiego.

Wiem, co liczę panie docencie i proszę nie zawracać mi głowy eterem.

Malicki zmieszany rozłożył ręce, potem wydobył z kieszeni torebkę cukierków i usiłował wmówić Annie krówkę zachwalając jej lepkość i słodycz. Anna odmówiła. Szepnął jej więc do ucha:

Eter istnieje.

I uciekł.

Zza drzwi wyszła Madame de Sica.

Dobrze pani zrobiła. Niech się udławi cukierkiem. Taki gorszy od wampira. Co to znaczy wampir? zastanawiała się głośno. Ohydna, prymitywna forma, chrobotanie po kątach, rozpad szerzący się w pokojach. Entropia. Szumy. Wczoraj 10mV, dziś 11, jutro 12. Kurz, pozostawiony w łazience, otwarty kran, brzydkie wyrazy w klozecie, nawet damskim... Potrójna siatka, którą otoczony jest budynek Misji Fizycznej już nie wystarcza, ani lustra w pokojach kobiet. Ale to oni są winni. Starcy. To oni wprawiają budynek w ruch drgający i pilnują, podpatrują, może już nawet rządzą światem! Rysują zacieki na ścianach... to pewne. I te awantury... Wczoraj doktor Gabaś, taki spokojny człowiek, zastał kuzynkę Bietkę w łóżku Błękitnego. Zrobił okropną awanturę, rwał włosy z głowy „Czyją ty jesteś kuzynką, idiotko?” krzyczał do niej. Potem zadarł jej koszulę i w gołą pupę strzelił klapsa. „Marsz do pokoju” krzyczał na korytarzu, a ona mówiła, że pomyliła drzwi. Docenta przeprosił i powiedział „Przepraszam pana, ale to moja kuzynka”. Takie rzeczy się dzieją!

 

Z Akceleratora Anna wracała drogą przez las zielonym szlakiem.

Wampiry roześmiała się.

Wokół był las i słońce, i ona upojona zwycięstwem. Eksperymenty potwierdzały jej teorię. Przechodząc obok drzewa, gdzie kończył się zielony szlak, spojrzała na znajomą nieprzyzwoitość. Była z nią pogodzona. Ostatecznie każda dziewczyna jest otwarta na materię świata. Na deszcz, słońce, przedmioty, na rośliny. Na lubieżność mężczyzn. Na wycie wilków.

„Słońce pomyślała Anna odległe jest od nas zaledwie o osiem minut świetlnych”.

Na ganku stał inżynier Żwirek i trzepał dywanik. Widać było, że dopiero wstał.

Dość mam wampirów powiedział dla usprawiedliwienia.

Anna roześmiała się.

Obiad już się zaczął. Madame de Sica siedziała zagniewana i było coś złego w powietrzu, coś antyannowatego na wszelki wypadek. Nawet dzieci omijały jej kolana. Nie żeby coś czuły, lecz na wszelki wypadek. Opuszczona przez wszystkich w przestrzeni pokoju, była na granicy płaczu. „Czyżby to z powodu odkrycia symetrii Wuemprim?” myślała. Kawałek mięsa dłużył się ogromnie w niej i na talerzu, a wszyscy czekali już na deser.

Proszę państwa zaczął Latrecki. Pani Anna, chociaż nieobecna przy odkryciu samej cząstki, choć pracuje z nami dopiero kilka miesięcy, na podstawie materiałów dostarczonych przez docenta Błękitnego, przedstawiła dosyć precyzyjną teorię obiektu nazwanego przez nas Wuemprim. Państwo zapoznali się już z tą teorią. Teraz chciałbym, abyśmy pomówili o niej prywatnie. Pani Anna jest może w lepszej sytuacji od nas, bowiem nie zna wszystkich cech Wuemprim, więc proszę, aby prowadzić dyskusję tak, jakbyśmy i my Wuemprim nie widzieli. Nie widzieli może w cudzysłowiu, ale jednak obstaję przy tym określeniu. Chciałbym, aby w tej rozmowie było jak najwięcej pojęć pustych...

Piekło jest wybrukowane pojęciami pustymi wtrąciła ponuro Madame de Sica.

Pewien słowiański mnich ciągnął Latrecki poszukujący Boga, do tego stopnia uległ fascynacji podobieństwa nazwy Bóg i buk, że ograniczył swoje poszukiwania do rozważań nad naturą drzewa. Nie znalazł Boga i powiesił się w dziewięćdziesiątym roku życia na ogromnym, rozłożystym buku jak zaświadcza święty Ambroży od lasów. A jednak był to mądry mnich. Gdyby szukał dalej... Pani wie oczywiście zwrócił się do Anny że nazwa Wuemprim pochodzi od słowa wampir? My obu tych nazw używamy zamiennie. Czy mogłaby pani w takim razie narysować Wuemprim?

Anna sięgnęła po serwetkę, wyjęła z torebki pięknie zaostrzony ołówek i zaczęła pisać równania. Z daleka doktor Malicki i inżynier Żwirek coś Annie podpowiadali. Kuzynka Bietka zachichotała, bo odgadła, że kreślili w powietrzu słowo „eter”.

Chodzi mi o rysunek, obrazek przerwał Annie profesor.

O obraz wizualny? O model? zdziwiła się Anna. Nie ma sensu rysowanie mechanistycznych modeli. To jest śmieszne, naiwne i głupie.

Dlaczego? wtrącił Gabaś. W najpoważniejszych muzeach stoi masa wypchanych ptaków i posągów marmurowych, które są modelami kobiet. Ja pani narysuję Wuemprim.

Gabaś przysunął serwetkę i własnym ołówkiem na serwetce Anny narysował wampira.

Może wampir to to coś dziwnego, na co panowie polują zaśmiała się Anna.

Tak powiedział Latrecki to istotnie wampir, ale właśnie to otrzymaliśmy w akceleratorze. To po prostu grudka materii niesłychanie prymitywnej, choć o pewnych cechach materii żywej, a nawet inteligentnej. Wampir i Wuemprim to to samo, niestety. Wampiry mieszkają w empirii oto największe odkrycia dwudziestego wieku. Oczywiście utrzymane w tajemnicy.

Wampiry powiedziała cicho Anna i rozpłakała się.

Nie martw się dziecko pocieszała ją Madame de Sica. Obronimy cię przed wampirem, choć jesteś dziewicą i twoją rolą jest być tu przynętą na nie.

Wampiry powtórzyła Anna.

Wszyscy pomyśleli, że Anna spakuje się i odjedzie, jak wszystkie jej poprzedniczki.

 

Następnego dnia przy obiedzie profesor Latrecki przedstawił dwoje nowych gości-aktorów: Annę-Joannę (nazywamy ją tym podwójnym imieniem dla uniknięcia pomyłek) i Aktora Bazylego. Anna-Joanna miała jasne włosy. W ubraniu, które ją okrywało, przebywała ślicznie i lekko, jakby tylko trochę z nim zetknięta.

Pan Bazyli dodał Latrecki kończąc prezentację jest jednocześnie znakomitym znawcą siatek dyfrakcyjnych...

Brodaty aktor pokiwał głową. Ani smutno, ani wesoło. Nawet bez zarozumiałości.

Znakomity film, w którym państwo grają, a który wiąże się tematycznie z naszymi poszukiwaniami, nie dotarł do nas i pewnie nie dotrze, więc spróbuję go państwu opowiedzieć...

Ale siadajcie kochani.

Profesor posadził Annę-Joannę naprzeciw Anny, a Aktora Bazylego w rogu Starców, obok Malickiego. Przechodząc obok Anny, Aktor Bazyli zatrzymał się.

Miło mi panią poznać powiedział cicho.

Anna zdziwiła się.

Przecież to pani łono narysowano na drzewie obok drogi do Misji Fizycznej. Znam się na tym. Mam doktorat z anatomii powiedział.

 

Obraz jest rodzajem scjentystycznej komedii zaczął profesor, gdy wszyscy usiedli. Nowoczesną wersją starego mitu. Nosi tytuł Nowe Jagody.

Profesor Latrecki przetarł okulary i widząc zainteresowanie ciągnął dalej:

Film opowiada o losach studentki Joanny Darczanki, która to studentka paryskiej Sorbony, gorliwa relatywistka, wyznawczyni nie tylko szczególnej, ale i ogólnej teorii względności, postanawia zanieść swojej babce, a właściwie prababce, siedemnastowiecznej damie dworu, znanej entuzjastce Newtona, pamiętny numer „Annalen der Physik” z 1905 roku zawierający wiekopomny artykuł Einsteina O elektrodynamice poszczególnych sił ciał, aby wyprowadzić babcię z błędu absolutnej przestrzeni i nawrócić ją na cudowność teorii względności. Studentka Joasia żegna się z kochankiem (być może z tego względu filmu nie zakupiono na nasze ekrany), od profesora zbiera informacje dotyczące podróży w czasie, studiuje historię i jej nieoficjalne ścieżki, i w końcu, na jednym z peryferyjnych przystanków metra odnajduje tajemne drzwi. Wydostaje się z teraźniejszości wprost w ciemny las niebezpieczeństw. Po pewnym czasie oswaja się jednak z naturą przeszłości i podśpiewując zbiera w lesie jagody, rozmyślając o swej babci newtonistce. Istotnie, las coraz bardziej przypomina absolutną przestrzeń, nawet czasem zza drzew widać zarys kartezjańskiego układu współrzędnych, i jej jako Francuzce przyjemnie jest widzieć te cienkie trzy proste prostopadłe z odłożonymi odcinkami takiej, czy innej francuskiej miary wzdłuż osi x, y i z. Joasia, dla pokrzepienia swego relatywistycznego serca, siada na mchu i otwiera niesiony dla babci egzemplarz „Annalen der Physik” i syci umysł zdrojem czystej względności. Jednocześnie pojada jagody, które oczywiście symbolizują cząstki elementarne materii, bo przecież opisują i określają jakoś las, lecz w istocie są małymi lśniącymi złudzeniami, i jak to w lesie bywa, niektóre są trujące. I oto na skutek ich działania Joasia zabłądziła. Jakieś chromoprzestrzenne burze, jakieś delatacje typu ct trudne do przeskoczenia dla niesprawnych nóg młodej dziewczyny... Dość, że posługując się tylko harcerskim kompasem, Joasia trafia co prawda na miejsce pałacu babci, lecz kilkanaście tysięcy lat za wcześnie... Tam czeka na nią przebrany za babcię daleki przodek, nawet nie rycerski neandertalczyk, lecz prosty wilk, pragnący przechwycić „Annalen der Physik” z 1905 roku. On to podrzucił trujące jagody. On wyczytywał przez ramię Joasi ważniejsze równania teorii względności. Joasię dziwi trochę prymitywizm intelektualny babci, ale ufna i łatwowierna podchodzi do przebranego za chorą babcię wilka. Ten pożera Joasię, by stać się jedynym w tych czasach posiadaczem teorii względności. Na szczęście okazuje się, że istniał pewien układ odniesienia, w którym Joasia nie przekroczyła granicy zabaw wilka i cała historia kończy się happy endem...

Profesor Latrecki zakończył opowieść, a bohaterami deseru stali się Anna-Joanna i Aktor Bazyli, który w filmie grał rolę Einsteina, wilka i kilka męskich ról epizodycznych.

Jak każde wielkie dzieło sztuki, film wywołał dyskusję.

Jagody, czy stare, czy nowe, są zawsze prawdziwe powiedział Błękitny.

Wilk to oczywiście wampir skonstatowała Madame de Sica.

 

Od wtajemniczenia Anny, nie używano już nazwy Wuemprim. Mówiono: wampir. Dla niej była to jednak czysta, prawie niematerialna, delikatna do tego stopnia, że niedająca się opisać nawet równaniem falowym cząstka Wm-prim. Jakaś symetryczna, zwierciadlana i ukochana. A jednak ona była jednocześnie wampirem. Wilkiem-wampirem i Joasią.

Wuemprim jest w środku, w wampirze powiedziała Anna przy deserze, chcąc uratować swoją Wm-prim. Postawiła swoją śmiałą tezę przy kompocie i nim przełknięto łyk płynu, trwała cisza.

Tak się mówi, wampir zaczął jeden ze Starców ale sam wampir jest pusty. Jeśli nic w nim nie lokujemy, rzecz jest, jak pusty pokój. Wchodzi doń dziewczyna to jest w nim dziewczyna. Rozbierze się to jest w nim naga dziewczyna. Ale czy ściany są wtedy mniej równoległe? Albo czy za oknem czyni się mrok wcześniej lub później? Osobiście w czynne wampiry nie wierzę. I zanotował coś na karteczce. Przypuszczalnie to, co powiedział.

A jednak ktoś podmył fundamenty powiedziała Anna dość radośnie.

Czy nie nazbyt chętnie godzi się pani na istnienie wampirów? zaśmiał się profesor Latrecki. Wampir to krystalicznie czysta miłość. To jednocześnie tęsknota materii do nicości. I właśnie, jak łza, kapnął nam z akceleratora.

 

Anna, wbrew przewidywaniom, nie wyjechała. Jakby pogodziła się z wampirami. Nowi goście też zostali na stałe. Aktor Bazyli czyścił niby siatki dyfrakcyjne, rozwieszał je na słońcu i dmuchał. Madame de Sica pokazywała mu swoje scenariusze filmowe, miała ich całe kufry. Ciągle z sobą rozmawiali. Znaleźli nawet gdzieś kamerę i zaczęli coś kręcić w Starym Akceleratorze.

 

Anna została wezwana do profesora Latreckiego.

Wezwałem panią profesor siedział za biurkiem ponieważ pewne sprawy wymagają dodatkowych wyjaśnień. Jest pani jednym z najlepiej zapowiadających się młodych naukowców. Doktorat ma pani w kieszeni spojrzał na strój Anny albo za staniczkiem zaśmiał się. To fakty. Ponadto postanowiła pani zostać, mimo odkrycia, czym są wampiry. Ale czym naprawdę są? Podsumujmy: wampir rozpada się na dwie małpy, a małpa na człowieka. Cóż... ewolucja, to wiemy. Tak dzieje się w polu czasowym. Ale co dzieje się w szczerym polu? Czy szczerość w ogóle istnieje?

Potem ożywił się:

Otóż mam poważne podejrzenia, że ktoś z tu obecnych sprzyja wampirom.

Czy można sprzyjać grudce atomów? uśmiechnęła się Anna. Prawie kamieniowi?

Tak się mówi profesor spojrzał na Annę. Wampir jest prymitywny, ale, jak sama pani obliczyła, ma naturę wyraźnie seksualną... Jest upostaciowaną przeszłością, archaiczną formą materii. I pojawił się tu nieprzypadkowo. Wiele dziwnych rzeczy otrzymaliśmy w akceleratorze: szczotkę do zębów, guzik żołnierski, a w 47 roku ząb trzonowy Newtona... Ale to wszystko były żarty materii, refleksy jej żartobliwej natury. Z wampirem jest inaczej... Pojawił się tu, sądzę, dla kontaktów z materią wyższą, najwyższą, jeśli tak można nazwać człowieka. Więc czy wystarczy mu tylko wzmianka o nim w podręcznikach fizyki? Jestem przekonany, że nie. Zna pani treść filmu Nowe Jagody. Zna pani, bo sam przecie opowiadałem. Otóż, niech sobie pani wyobrazi, że wilk, ten symbol samoorganizującej się materii, przodek nas wszystkich, nie pożarł Joasi... (To zresztą nie byłoby straszne dla losów ewolucji; gorzej gdyby np. Joasia zjadła wilka.) Otóż, gdyby wilk nie pożarł Joasi Darczanki, lecz zwabił ją słodkimi archaicznymi słowami do łóżka i za zrządzeniem dziwnych układów czasowo-kobiecych, zapłodnił ją?

Anna zbladła i słuchała uważnie.

Gdyby wampir dotknął kobiety, świat przestałby istnieć! W roku 56 ciągnął kiedy upadło prawo parzystości, staraliśmy się je ocalić, spotykając w Wielkim Akceleratorze wampira o energii 16 milionów elektromowoltów z pewną abstrakcyjną formą żeńskości. I oto w chwili podania napięcia...

Eksplozja? zapytała Anna.

Nie. Wszystko zaczęło się cofać. Powoli przestawało istnieć. Widzieliśmy jakby w odwrotnej kolejności budowę akceleratora: ściany rozsunęły się, fundamenty zasypały, a na ich miejscu pojawiły się drzewiaste paprocie i widłaki. Dla układu kobiecość-wampir zapanował czas średni. Średni względem współczesności i archaiczności wampira (chyba średnia epoka karbonu). Do dziś korzystamy z pokładów powstałego tam węgla. Wiemy, czym jest rzeczywistość ciągnął profesor nie jest porządnym aksjomatycznym systemem, lecz źle skleconym, inżynierskim urządzeniem: młynkiem do kawy, może otwieraczem do kapsli, łyżką do buta opatentowaną u Boga. Nie kulą. Czy możemy się zatem dziwić, że na nasze prowokujące pytania o cząstki elementarne, akcelerator odpowiada wampirem? Sądziliśmy, że dzieląc materię na atomy, cząstki, kwarki, posuwamy się wzdłuż linii prostej, wzdłuż elementarności, a schodziliśmy tylko w głąb historii materii... A tam, w którymś punkcie czekał wampir ze swoją seksualnością, potencjałem destrukcji. Może czekał na swoją Darczankę, aż mu się znudziło i sam przyszedł...

Zabawna teoria, jakby ... niefizyczna Anna była trochę speszona. Czy gdyby wampir, gdyby nawet nie dotknął mówiła z wahaniem.

W każdej chwili grozi nam unicestwienie świata wykrzyknął profesor. Cofnięcie ewolucji! Świat jest poważnie nachylony ku nicości i wystarczy nawet drobna nielogiczność, zła odpowiedź ucznia przy tablicy, przerwa w dopływie prądu. Ja jestem tu, aby do zagłady nie dopuścić. Nazywam się naprawdę Latrek i jestem inspektorem policji sięgnął do kieszeni i wyjął białą, prostokątną karteczkę proszę, oto moja wizytówka.

Czekał chwilę, aż Anna odczyta tekst.

Cóż, o fizyce wiem niewiele kontynuował tyle, ile powinien wiedzieć inteligentny policjant o naukach szczegółowych. Ale jestem tu już dwanaście lat. Przywykłem do waszego języka. Zastąpiłem kiedyś profesora Boreckiego. Dla jakiejś sprawy kryminalnej potrzebny był ten kamuflaż i tak już zostało. Nic więcej nie słyszałem o profesorze Boreckim prócz tego, że jego córka jest piosenkarką. Czy żyje, czy publikuje coś? Nie siedziałem tu bezczynnie. Udało mi się wykryć kilka spraw, ot głupstw: kradzieże kieszonkowe, pomówienia. Są ludzie, są przestępstwa. Wydałem też kilka podręczników fizyki, kilka artykułów popularnonaukowych. A teraz moja obecność służbowa jest tu znów konieczna.

Gdzie są wampiry zapytała Anna czy w parkach?

To ludowe gusła powiedział. Najchętniej przebywają w symetrii, w podobieństwie. W srebrnych zaciekach zwierciadeł, są przecież prawie nieistnieniem. Przybywają do rzeczywistości z tamtej jej strony. Stamtąd atakują. Zdarza się, że jakiś przedmiot, słowo czy koniuszek kobiecej piersi wystaje poza rzeczywistość...

I atakuje kobietę dla niej samej szeptała niemal w zachwycie Anna. Z miłości?

Dla doskonałości odparł Latrek. Ewolucja materii, to rozwichrzone drzewo, ma dwie korony. Jedna to świadomość: własne oko materii wpatrzone w siebie. My, mężczyźni jesteśmy tym okiem. Druga to korona boczna (nieoficjalna i trochę herezjarsza), dokonana w samej formie i kształcie materii (tę ma pani pod ubraniem), to nagość, nagość kobiety. Wampir atakuje tę drugą koronę dla jej doskonałości, usiłuje wślizgnąć się do dziecinnego tapczanu.

Możemy nosić pasy cnoty powiedziała Anna.

Inspektor roześmiał się.

Najlepszym pasem cnoty jest jej brak. Uleganie każdej pokusie. Dla bezpieczeństwa nas wszystkich. Świata. Jak pani wie, godzimy się nawet na plagę dzieci. Ale w tym układzie, dzięki nim, istnieje świat. I dlatego przekazuję pani żądanie... I proszę nie mieć pretensji do docenta Błękitnego za jego zachowanie w świetlicy. Robił to niejako służbowo, jako pani przełożony, dla pani dobra, w ręku miał nawet ołówek.

To dom publiczny, a nie Misja Fizyczna powiedziała Anna, lecz bez przekonania.

Latrek uśmiechnął się.

Anno, fizykalistko powiedział czysta przestrzeń, to także tylko dom schadzek materii i ducha.

Anna stała bez ruchu. Zdecydowana i silna.

Co mam uczynić? spytała.

Kobieto, dziewczyno, pani chyba wie, co to znaczy komuś ulec? roześmiał się inspektor.

Jest pani zbyt ścisła, Anno. Mogę to sformułować w języku symetrii.

Podszedł do biblioteki i wyjął trzeci tom Atlasu Anatomicznego. Wrócił do stołu i otworzył cienką, z błyszczącymi kartkami książkę. Wskazał ilustracje 521 i 522. Obrazki na obydwu stronach prawie się nie różniły, ale jednak się różniły.

Anna zaczerwieniła się. Latrek zamknął książkę.

— Żegnam panią, doktorantko.

 

 

powrót do strony Opowiesci Wizjonerskich powrót do strony eGNOSIS