eGNOSIS

 

Lech Robakiewicz (ur. 1954) - redaktor pisma i strony www Gnosis, autor mikro-esejów, refleksji i poezji zamieszczanych w czasopismach. Zajmuje się grafiką komputerową – głównie użytkową, uprawia także klasyczne gatunki – rysunek piórkiem i ołówkiem, malarstwo olejne i akryl. Jest również wydawcą (1981-88 wydawnictwo MY, w st. wojennym współ-kierował wyd.: STOP, Książnica Literacka, KLON, od 1993 kieruje doMem wYdawniczym tCHu). W niewielkich nakładach wydał: tomiki poezji Przeczucie (1982), Tam jest tu (2004), dramaty: Erozja (1975) i Ostry zakręt (1975, 1984) oraz tomy refleksji Spis rzeczy (1988), Te słowa (1996). Zamieszczona obok notatka pochodzi z tomu Teraz.

 


 

Pamiątki
Numery

Lech Robakiewicz

 

Pani K. mówi, że chce się pogodzić ze wszystkimi, bo za 45 minut kończy dziewięcioletni cykl swego dotychczasowego życia. Zastanawiam się, jak to możliwe – o ile, to, zdaje się, będą jej 47 urodziny. No, 5x9=45, więc chyba nie. Nie będę jej indagował, na ogół wie, co mówi, wystarczy może policzyć. Najbliżej jest poza tym cykl siedmioletni, ale to 49. Może więc cykl nie jest stały, ale o stałą wartość się rozwija? Na przykład złożony z liczb naturalnych:1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9? No, liczmy. Wychodzi... hm – 3, 6, 10, 15, 21, 28, 36, 45. E, znów nie to. Dajmy sobie spokój. A może kończy jednak 45 lat? Może jej się zdaje, że 9x9=47? Wszystko jest możliwe. I już zasypiam, kiedy to 45 mi nie daje spokoju. Przecież to jest właśnie 5x9. No to co? No to jest pięć dziewiątek, a to znaczy, że poza ostatnią literalną dziewiątką jest jeszcze dziewiątek cztery. Osiem cyfr składa się na cztery dziewiątki. Hm. Tak, 1+8=9, 2+7=9, 3+6=9, 4+5=9. I co? No, ciekawe. Przeczuwając, że jest w tym coś jeszcze, jakiś „wymiar” (hu, hu, wymiar, ja nie mogę...) zasypiam. Następnego ranka rysuję te dwa szeregi dopełniających się numerów – na górze 1 2 3 4 , a pod nimi ich „pary” 8 7 6 5

 

1  2  3  4

8  7  6  5

 

i co? Taa, wygląda kabalistycznie, gematrycznie. Uhu! Ale widzę zaraz jeszcze jedną rzecz: 18, 27, 36 i 45 – czytając parami z góry na dół. O dziwo liczby różnią się o 9. I jeszcze jedno – czytane wspak, po odwróceniu do góry nogami tej rubryki – 54, 63, 72 i 81 – nie tylko też mają interwał 9, ale szereg stanowi dopełnienie poprzedniego. Co więcej? Więcej dziewiątek? Oba szeregi parami (np 18 i jej symetryczna bliźniaczka 81, 45 i 54 itd.) sumowane dają niezmiennie 99.

 

Na co przychodzi pan G. i uwiadomiony o powyższym, donosi, że kilka lat temu spotkał pewnego młodego cystersa, który podzielił się z nim objawieniem, jakiego - zanim jeszcze złożył śluby zakonne - doznał w Ameryce Południowej,. Owóż owa osoba duchowna twierdzi, że świat składa się z samych dziewiątek, że jest to liczba wyjaśniająca ustanowiony porządek, mało tego, to - liczba boska. (Co samo w sobie nie stanowi wielkiego novum, przecież już w wiekach średnich - jako trzykrotność uświęconej przez Trójcę liczby 3 - uważana była za doskonałą; podobnie zresztą jej pochodna - 99 - liczba słowa amen.) Wszystko zostało to oznajmione, ba - objawione w trakcie widzenia, które było słodyczą i rozkoszą w o wiele większym natężeniu niż jakikolwiek wyobrażalny dla człowieka akt płciowy. Siedząc przy stole w refektarzu i popatrując na rozmówcę toczącym się samopas w orbicie okiem, cysters zawzięcie rysował piórem owe dziewiątki, przy czym z jakiegoś powodu grupował je po trzy i przechodził do kolejnej trójki. G. poczuł się niewyraźnie i pomyśliwał jak by tu uciąć taktownie rozmowę, bo od tego toczącego się własnym trybem oka, dość przykrego, rytmicznego mlaskania rozmówcy (które w dziwny sposób nie towarzyszyło wypowiadanym słowom, ale było samoistną mową „obok”, a wracało w dodatku, odbiwszy się echem od wysoko sklepionego gotyckiego stropu) wiać zaczynało czymś nieprzyjemnie swojskim. Wciągnął podejrzliwie powietrze, bacząc czujnie wszelkich okoliczności tła zdarzeń, by nie uronić jednego bądź ziarna do mającej się niebawem złożyć (odsłonić) holografii, ale tego jednego, znamiennego składnika doszukać się nie mógł. Scena była olfaktorycznie pusta, niema. Albo za czyimś zdradnym podszeptem wyczyszczona zawczasu, dla utrącenia owego znaczącego (niczym C14) piętna. By opóźnić rozpoznanie, przeciągnąć czas wystawienia na działanie sekwencji przenikliwych harmonicznych (o. Gwalberta ze Sieny), asonansów wymykających się spomiędzy szurnięć zydla po posadzce, sapnięć, bezsensownie na pozór akcentowanych fraz, szmeru pióra, alikwotów wiążących tę luźną, unoszącą się wciąż ponad nimi sieć, w zaciskającą się pułapkę. Omal nie przegapił. Przypatrywał się kolejnej dziewiątce, nad której wykończeniem brat S. pracował, kiedy w jej nóżce najpierw zobaczył kolec, kieł, który może ukąsić, a potem pojął, że aura niezwykłej sugestii emanującej z cystersa zepchnęła jego własny, trzeźwy osąd w uśpienie tak dalece, że zaczął patrzeć na rzeczy czyimś obcym, nie własnym okiem. Dlaczego dopiero teraz, spiesznie wdychając powietrze (jakby go nagle mogło zbraknąć), spostrzegł, że to nie dziewiątki? Patrząc z tej strony stołu, widział wreszcie, że zakonnik uparcie kreśli na papierze 666, 666, 666. Kiedy dobiegł do przystanku - zapadł już na dobre zmrok - sięgnął do kieszonki bluzy po zapałki (które wcześniej, w refektarzu zgarnął z kałuży rozlanej na stole przez brata S. herbaty), chcąc oświecić rozkład jazdy autobusów. Towarzyszyła temu złowróżbna cisza - żadne drewienko nie zagrzechotało, a po otwarciu było już całkiem jasne – pudełko kompletnie zamokło – główki skleiły się, zaś w nieruchomym powietrzu rozszedł się charakterystyczny ostry, kłujący zapach.

 

Otwierać wina iść wina otwierać ty.

070516

powrót do strony Opowiesci Wizjonerskich   powrót do strony eGNOSIS