eGNOSIS


Nurt seksualnej ascezy w chrześcijaństwie     cz. II

Jacek Breczko


Jacek Breczko
urodził się w Białymstoku w roku 1963. W latach 1982-1988 studiował filozofię na UMCS oraz na Uniwersytecie Warszawskim. Pracuje w Studium Filozofii i Psychologii Akademii Medycznej w Białymstoku, gdzie prowadzi zajęcia z filozofii i etyki. Niechęć, jaką nabył w czasie studiów do pozytywizmu logicznego i filozofii analitycznej, skierowała jego uwagę w kierunku badań związanych z historią idei, filozofią religii oraz treściami filozoficznymi zawartymi w literaturze. Owocem tych zainteresowań była praca doktorska: Światopogląd filozoficzny Isaaca B. Singera. Zajmuje się obecnie badaniem filozoficznych treści zawartych w pismach twórców skupionych wokół „Kultury” paryskiej Giedroycia, a szczególnie twórczością Czesława Miłosza. Jest autorem trzech książek i ponad czterdziestu artykułów.

 

    

 

Asceza jako ruch społeczny

 

Mijały lata i Jezus nie wracał. Przekonanie o szybkim końcu świata zaczęło słabnąć. Wysychało zatem jedno ze źródeł doktrynalnej niechęci do świata, do cielesności. Mimo to nurt ascetyczny w chrześcijaństwie nie słabł. Przeciwnie, ludzie wręcz zarażali się ascezą. Pojawiła się, używając współczesnego terminu, kulturowa moda na ascezę[16]. Dotknięty tym kulturowym wirusem mężczyzna bał się patrzeć na kobietę, a kobieta zerkać na mężczyznę. Z drugiej strony, oddalenie wizji paruzji spowodowało, że zaczęto dostrzegać nieuchronność rozmnażania się. „Zmusiło to Kościół — jak pisze Paul Johnson — do zaakceptowania niepokojącej koegzystencji między zalecanym celibatem, a tolerowanym małżeństwem”. Dziewictwo, brak kontaktów seksualnych było czymś lepszym. Małżeństwo było złem koniecznym, seks w małżeństwie wydawał się być tylko zalegalizowanym grzechem, dopuszczalnym zresztą tylko, gdy wiązał się z myślą o prokreacji. Św. Hieronim twierdził, że „małżeństwo tylko stopniem grzeszności różni się od cudzołóstwa”. Łagodniej ujmował to biskup Ambroży: „Małżeństwo jest godne czci, lecz celibat bardziej; nie należy unikać tego, co dobre, należy jednak wybierać co lepsze”. To jednak poglądy późniejsze (IV w.). Ruch ascetyczny, i związane z nim przekonanie o wyższości dziewictwa, rozwinął się wcześniej. Mamy we wczesnym Kościele instytucje tak zwanych „wdów kanonicznych”, czyli kobiet zobowiązujących się już więcej nie zawierać małżeństw. Obok wdów kanonicznych pojawiła się grupa „dziewic kanonicznych”; kobiet, które obiecywały nigdy nie podejmować współżycia seksualnego. Złamanie takiego przyrzeczenia było surowo karane (nawet śmiercią). Tertulian wyżej stawiał wdowy niż dziewice, albowiem „stan wdowi jest nieco trudniejszy, ponieważ jest łatwiej nie pożądać tego, czego się nie zna, i wzgardzić tym, czego się nigdy nie pragnęło. Zaszczytniejsza jest taka wstrzemięźliwość, która zna swoje prawo, która wie, co widziała”[17]. Z czasem jednak utrwaliło się przekonanie o wyższości dziewic nad wdowami. Małżeństwo obciąża bowiem nie tylko seks, ale i to, że im więcej miejsca w sercu zajmuje małżonek, tym mniej jest go dla Boga[18]. Dlatego też zakonnice (w jakie przekształciły się dziewice kanoniczne) wstępując do zakonu zawierały niejako ślub z Jezusem. Te bogatsze, wyprawiały wtedy, zdarzało się, prawdziwe wesele. Nie powinno więc dziwić, że niektóre wizje zakonnic — mistyczek miewały zabarwienie erotyczne. W III wieku, w Egipcie, zaczyna dziać się coś niezwykłego. Mężczyźni masowo uciekają na pustynię, aby tam w ascezie i odosobnieniu wieść pobożne życie[19]. Najbardziej znani spośród nich to św. Paweł z Teb (badacze nie mają pewności, czy to postać historyczna) oraz św. Antoni Pustelnik. Ten ostatni podobno zainicjował ten ruch. Ammon, uczeń św. Antoniego, miał podobno skłonić pięć tysięcy mężczyzn do udania się na pustynię. Pojawia się zatem ruch ascetów — pustelników (anachoretów, eremitów), z którego wyrasta pierwotny monastycyzm. W IV i V wieku w Egipcie, w Syrii i Palestynie w okolicach wielkich miast, takich jak Aleksandria, żyły już wielkie skupiska mnichów. Motywy ucieczki na pustynię były różne, również ekonomiczne. Wieśniacy egipscy nie wytrzymywali podobno obciążeń podatkowych i ciężkiej pracy. Większość z nich to byli analfabeci pochodzący z najniższych warstw społecznych. Szczególną pomysłowością w umartwianiu się odznaczali się podobno asceci z Syrii. Mnisi-dendryci mieszkali na drzewach, inni mieszkali w lasach odżywiając się jak dzikie zwierzęta, za ubranie służyła im roślinna przepaska na biodrach. Z tamtych okolic pochodził Szymon Słupnik, który na wierzchołku kolumny, na platformie mającej niecałe dwa metry kwadratowe, spędził trzydzieści siedem lat. Oddawał podobno 1244 pokłony dziennie. Można mnożyć barwne szczegóły, inna jednak sprawa wydaje się ważniejsza. Czytając opisy działalności owych wspólnot samotników (brzmi to jak oksymoron, ale tak było) natykamy się na ważny ślad. Mianowicie na związek ascezy, szczególnie ascezy seksualnej z nagłymi erupcjami agresji. Okazuje się bowiem, że owe grupy pobożnych ascetów „formowano często, lub też formowali się sami, w czarno ubrane brygady, służące interesom Kościoła. Początkowo burzyli pogańskie świątynie, później, w czasach kontrowersji religijnych, dokonywali pogromów na ulicach i w bazylikach. Ruch monastyczny pociągał na równi ludzi prawdziwie pobożnych, jak i nieudaczników... dawał szansę kariery młodzieży wiejskiej, zdatnej do formowania zdyscyplinowanych oddziałów... Wysyłano ich całymi gromadami na synody, gdzie terroryzowali przeciwników, wpływając na wyniki obrad... Wzór mnichów aleksandryjskich upowszechniał się w obrębie wschodniego chrześcijaństwa, stwarzając fenomen «pobożnej tłuszczy»”[20]. Owa ponura aura duchowa, przetykana wybuchami gniewu i agresji, daje się zauważyć również w biografiach poszczególnych pustelników. Na przykład św. Hieronim, który zanim został mnichem w Palestynie był sekretarzem papieża Damazego, odznaczał się swarliwością i stałym „złym humorem”. Pokłócił się nie tylko z wrogami, ale podobno również ze wszystkimi przyjaciółmi. Być może to jego biografia przyczyniła się do stworzenia stereotypu gniewnego pustelnika, żywiącego się zarazem korzonkami i nienawiścią, którego jedyne jasne momenty w życiu wiążą się nie z wyobrażeniem blasku niebiańskiego, ale płomieni piekielnych pochłaniających jego wrogów. O jednym ze swoich wrogów św. Hieronim pisał tak: „Wśród spożywanych na ucztach bażantów i świń nie tyle oddał, co wyrzygał ducha”. Można na jego przykładzie zbadać również inną istotną konsekwencję seksualnej ascezy. Nałożone sobie hamulce nie powodują uspokojenia, ale przeciwnie, narastanie napięcia i w końcu jakieś ekstatyczne wybuchy namiętności, pożądania, połączone z obrazami wyuzdania i perwersji, które kończą się silnym poczuciem winy i nakładaniem sobie jeszcze silniejszych hamulców, które powodują jeszcze potężniejsze erupcje i jeszcze potężniejsze poczucie winy. Na końcu tej dialektycznej spirali wszystko (cały świat) kojarzy się z kobiecym łonem i każde źdźbło trawy staje się podejrzane (bo może przesłonić, jak już wspominałem, „twarz Chrystusa”). I tak w mękach hamowania i wybuchów powstają wizje, majaki, kuszenia. Najbardziej znane to te św. Antoniego i wspomnianego św. Hieronima. „Wyobrażałem sobie — pisze Hieronim — że jestem otoczony dziewczętami; moja twarz biała od głodu, moje usta zimne, lecz mój umysł płonący pożądaniem, płomienie pożądania paliły mnie, choć ciało było bliskie śmierci”[21].

Związek seksualnej ascezy z wybuchami seksualnej perwersji i wyuzdania oraz — co wydaje mi się dużo szkodliwsze — w wybuchami agresji wart jest przemyślenia. Czy to przypadek? Sądzę, że nie. Wydaje się, że tłumiona energia seksualna, tłumiony eros, zamienia się albo — co spostrzegł Freud — w kulturę (dobrze), albo, gorzej, w perwersję, albo, najgorzej, w agresję. Niekiedy zresztą te dwie ostatnie możliwości występują łącznie (gwałt). Na przejście od ascezy do wyuzdania i perwersji wskazuje historia dualistycznych sekt trwających (i krwawiących) przez stulecia na obrzeżach chrześcijaństwa. Mam na myśli manichejczyków, bogomiłów, katarów. To że „zwyczajni” gnostycy, manichejczycy i katarzy, potępiający ciało i seks, mieli momenty erotycznych wyładowań, czyli masowych orgii, nie jest pewne, bo pisali o tym ich wrogowie. Pewne jest jednak istnienie odłamów tych ruchów (adamici, karpokratianie, turlipini, pikardzi), które rozpustę seksualną traktowały jako czynność sakralną. Pojawiało się tam coś, co można by określić jako mistyczny erotyzm. Msze kończyły się podobno zbiorowymi orgiami, nie wyłączając stosunków kazirodczych. O ile wiadomo, nie były to grupy agresywne. Przeciwnie, adamici, dążący do pierwotnej rajskiej niewinności, czyli odrzucający wstyd i żyjący nago, byli raczej łagodni (kojarzy mi się to z ludem zamieszkującym prekolumbijskie Hawaje). Owo przejście od manichejskiej ascezy do wyuzdania, czyli od głównego ascetycznego nurtu do orgiastycznego odłamu, jest dobrze widoczne na przykładzie sekt rosyjskich. Oto z jednej strony chłyści, wywodzący się z manichejskich bogomiłów, przeistoczyli się skopców, czyli kastratów. Potępienie ciała i prokreacji osiągnęło tam apogeum. Odrzucali, jednym cięciem, ten świat, aby zdobyć tamten[22]. Uważali podobno, że genitalia wyrosły na ciele pierwszych rodziców jako kara za grzech pierworodny. Z drugiej strony, pojawiły się odłamy chłystów oddające się owym sakralnym orgiom (co ciekawe, w orgiach tych był zakaz stosunków między małżonkami). Tłem światopoglądowym nie był już tutaj manichejski dualizm, ale panteizm i wiara w metempsychozę. Jeśli zaś szukać przejścia od ascezy do agresji, to niezłym przykładem są średniowieczne zakony rycerskie. Tutaj zresztą agresja, wiązała się być może również z momentami wyuzdania[23]. Można też wspomnieć o dominikanach i inkwizycji.

 

 

Niechęć do kobiet, mizoginizm

 

Można odnieść wrażenie, że jakiś podstępny duch dziejów wciągnął kobiety w pułapkę. Zaczęło się od oświadczenia św. Pawła., że „nie ma już Żyda i poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście czymś jednym w Chrystusie Jezusie”[24]. Zaczyna się zatem od stwierdzenia równości płci, co było rewelacją i rewolucją w dyskryminujących kobiety patriarchalnych kulturach antycznych (zarówno żydowskiej, jak i grecko-rzymskiej). Kobiety garnęły się do nowej religii. Podobno stanowiły większość we wczesnych gminach chrześcijańskich. Zaryzykować można przypuszczenie, że to one przede wszystkim budowały — w tym najtrudniejszym, bo początkowym, okresie — chrześcijaństwo. Były jego akuszerkami. Maria Magdalena bywa przez badaczy nazywana apostołką apostołów. Pełniły aktywną rolę w kulcie. Wśród chrześcijan pierwszego pokolenia były prorokinie i kapłanki — diakonisy. A zatem kobiety nauczały mężczyzn! (Później rola diakonis została ograniczona do chrztów dorosłych kobiet, ze względu na nagość, a kiedy chrzty dorosłych stały się rzadkością, instytucja diakonisy zanikła). Kiedy jednak chrześcijaństwo, pod koniec I wieku, okrzepło, zaczęły narastać tendencje konserwatywne[25]. Jedną z nich było zmniejszenie roli kobiet. Kobieta „zrobiła swoje”, teraz powinna wrócić do stanu półdziecka (przed ówczesnym sądem zeznanie kobiety było traktowane jak zeznanie dziecka). Warto pamiętać, że w tamtych czasach, w kulturze żydowskiej, kobieta wychodząc na ulicę musiała zakrywać twarz zasłoną i nie miała praktycznie okazji do rozmów z obcymi mężczyznami. W świecie grecko-rzymskim sytuacja kobiety była niewiele lepsza. Z tego podobno czasu, czyli przełomu I i II wieku, pochodzi większość tych fragmentów tekstów św. Pawła (pisane były ponoć przez jego uczniów), które, po pierwsze, nakazują kobietom milczeć (zostają zatem odsunięte od nauczania i sprawowania czynności religijnych), po drugie, nakazują kobietom ścisłe posłuszeństwo mężom. „Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony”[26]. Co więcej, zwrócenie szczególnej uwagi na grzech pierworodny — związane, o czym już wspominałem, z wyjaśnieniem mesjańskiej misji Jezusa jako odkupienia tego grzechu — jeszcze bardziej pogorszyło sytuację kobiet. Wszak to Ewa zerwała owoc. Uznano więc, że to ona jest sprawcą tego grzechu. To ona spowodowała Upadek i skażenie świata. Oto jeden z najbardziej radykalnych (i zarazem, niestety, literacko wspaniałych) mizoginistycznych tekstów w historii. Tertulian pisze tak:

 

W boleściach i w trwodze rodzisz, kobieto, ku twojemu mężowi masz spoglądać, i on panuje nad tobą — czy ty nie wiesz, że jesteś Ewą? Trwa wyrok Boga nad twą płcią w tym świecie: nieuniknione jest by przestępstwo też trwało. Jesteś drzwiami diabła; jesteś tą, która złamała prawo słynnego drzewa; to ty namówiłaś tego, do którego diabeł nie znalazł dostępu; ty człowieka, podobiznę Boga, tak łatwo wypędziłaś [z raju]; z twojej to zasługi, to jest śmierci, również Syn Boży musiał umrzeć[27].

 

Kobieta zostaje oskarżona o największą zbrodnię w dziejach ludzkości. I to nie jakaś jedna, konkretna, ale cały rodzaj. Kobieta okazuje się drzwiami, przed które diabeł wszedł do historii. To przez nią człowiek (mężczyzna) został wyrzucony z raju, przez nią stał się śmiertelny, przez nią Jezus musiał umrzeć na krzyżu. Karą za to są, między innymi, męki porodowe. Kolejnym ciosem w pozycję i reputację kobiet było narastanie od III wieku ruchu ascetycznego. Asceci, doznający pożądań, nie oskarżali o nie własnego ciała, ale piękne ciała kobiet. Kobiety stały się kusicielkami; już nie tylko drzwiami przez które wszedł diabeł, ale jego sidłami. I dlatego każdą kobietę powinna napawać obrzydzeniem — jak nauczał Klemens Aleksandryjski — sama myśl, że jest kobietą. Jan Chryzostom przyrównywał obejmowanie kobiety do obejmowania worka łajna. Seks kojarzył się ascetom z nieczystością, czyli z brudem, kobieta kojarzyła się z seksem, była więc z natury brudna, skalana, zbrukana. Św. Hieronim pisał w listach do swoich uczennic, że są „splugawione brudem”. Z drugiej strony, lepiej żeby były brudne, bo wtedy mniej kojarzyły się z seksem. Dwie arystokratki, które przyjechały z Rzymu do Jerozolimy, aby opiekować się schorowanym Hieronimem, nosiły łachmany, nie myły się i nie czesały.

Człowiek (mężczyzna) jest kopią Boga, kobieta jest nędzną, grzeszną kopią kopii. Pojawiło się więc w końcu pytanie, czy kobieta ma duszę nieśmiertelną, czy też należy ją zaliczyć do człekopodobnych bezdusznych zwierząt. Kwestia ta była poważnie dyskutowana na którymś z soborów i podobno jednym głosem przeszedł pogląd, że ma duszę. Trudno o większą przepaść; zaczynać od głoszenia równości płci i dojść do wyrzucenia (prawie) jednej płci poza ramy gatunku.

 

 

Skutki (niektóre)

 

Nie będę zajmował się tymi skutkami owego antyerotycznego nurtu w chrześcijaństwie, które są powszechnie znane i dyskutowane. Nie będę więc zajmował się, między innymi, stosunkiem Kościoła do seksu przedmałżeńskiego, homoseksualizmu, antykoncepcji, zapłodnienia in vitro, aborcji, kapłaństwa kobiet, celibatu księży, rozwodów[28]. Wszystko to wymaga — mam wrażenie — odrębnego, solidnego opracowania. Przedstawię zatem kilka skutków (albo opinii o skutkach) mniej znanych.

Zacznijmy od zwrotnego oddziaływania nurtu ascetycznego w chrześcijaństwie na filozofię. Oto jeden epizod. Wychowany w kręgu protestanckich pietystów Kant, filozof, który być może najsilniej oddziałał na filozofię nowożytną, pisze tak o seksie: „Wzięta jako taka [miłość seksualna] jest degradacją natury ludzkiej, bo gdy tylko osoba zaczyna być przedmiotem czyjegoś pożądania, przestają obowiązywać jakiekolwiek zasady moralne, gdyż jako przedmiot pożądania osoba staje się rzeczą i każdy ją może jako rzecz traktować i jako rzeczy użyć”. Małżeństwo jest więc środkiem obronnym, zapobiegawczym przed tym, że „zostaniemy wyrzuceni tak, jak się wyrzuca wyciśniętą cytrynę”[29]. Kant nie twierdzi, że seks jest grzeszny (ma już, jako myśliciel nowożytny, głowę wynurzoną z chrześcijańskiego żywiołu), twierdzi, że jest niepersonalistyczny, że w zbliżeniu cielesnym traktuje się człowieczeństwo bliźniego jako środek; czyli łamie się imperatyw kategoryczny[30]. Małżeństwo zaś nie jest traktowane jako sakrament, ale jako kontrakt przytwierdzający znudzonego małżonka do — wyciśniętej jak cytryna — żony i vice versa. Sądzę, że Kant jest tutaj — mimo pozorów wyzwolenia — ofiarą antyerotycznych chrześcijańskich schematów. Wychowany w kręgu wrogich cielesności wyobrażeń, przedstawia miłość seksualną jako rodzaj gwałtu. Nie zdaje sobie chyba sprawy, że seks może mieć różne barwy; bardziej mroczne i jaśniejsze. Te bardziej mroczne ocierają się o manipulację (wzajemną niekiedy)[31], te jaśniejsze mają w sobie czułość, uważność; radość partnerki może być ważniejsza niż radość własna. Człowiek pozbawiony obsesji grzeszności, będący w harmonii z własnym ciałem, nie szuka natychmiastowego zaspokojenia, wyżycia (co może przypominać gwałt). W tych wyższych rejonach seksualności pociąga nie tylko ciało — rzecz, ale i osobowość. Seks staje się personalistycznym dialogiem[32]. Kant, wielki umysł i wspaniały człowiek, stał w tej dziedzinie — upośledzony przez chrześcijańską antyerotyczną agresję — niżej niż Platon. Platon był wychowany w klimacie kulturowym dużo przychylniejszym cielesności.

     Chciałbym przedstawić teraz kilka opinii o szkodliwych skutkach nurtu ascetycznego w chrześcijaństwie w wymiarze cywilizacyjnym. Nie będę oceniał trafności tych opinii (niektóre zresztą sobie przeczą), chciałbym, aby były wzięte pod rozwagę. Należy odnotować, po pierwsze, koncepcję angielskiego myśliciela oświeceniowego Edwarda Gibbona, że chrześcijaństwo przyczyniło się do upadku Cesarstwa Rzymskiego (nawiązuje on zresztą do pewnych uwag Monteskiusza). Chrześcijaństwo zamiast scementować społeczeństwo antyczne doprowadziło do sporów religijnych, tworząc podziały wewnątrz imperium. Osłabiło również, poprzez przesunięcie akcentu z życia doczesnego na pozaziemskie (i związany z tym nurt ascetyczny), postawy obywatelskie i siłę armii. Budowano kościoły, finansowano klasztory i zaniedbywano armię. Człowiek starożytny z silnego, odpowiedzialnego obywatela, zamienił się w podlegającego odruchom stadnym, irracjonalnego, spędzającego czas na modlitwach, wychudzonego ascetę. W decydującym momencie, gdy hordy barbarzyńców przekraczały zamarznięty Ren, zabrakło żołnierzy. Sto lat później Fryderyk Nietzsche twierdził, że chrześcijaństwo, poprzez odcięcie wątku dionizyjskiego w kulturze zachodniej, odrzuceniu witalności, cielesności, „tej ziemi”, na rzec zaświatów, oraz kultowi pokory, litości, przeciętności ukształtowało ludzi miernych, słabych. Chrześcijaństwo, w jego opinii, zatruło ascezą i lękliwością naszą cywilizację. Nietzsche pragnął zmienić tę tendencję. Wołał: „Zaklinam was, bracia moi, dochowajcie wierności ziemi i nie dawajcie wiary tym, którzy mówią wam o nieziemskich nadziejach! Truciciele to są, czy wiedzą o tym, czy nie. Gardzący życiem, obumierający, sami są oni zatruci. Ziemia znużyła się nimi: niech więc odejdą”[33]. Obydwie te krytyki chrześcijaństwa są, w istocie, do siebie podobne: Gibbon powiada, że chrześcijaństwo „rozłożyło” cywilizację starożytną, Nietzsche zaś, że „rozkłada” nowożytną. Do tego katalogu zarzutów wobec chrześcijaństwa można dorzucić zarzut Dostojewskiego. Tym razem tylko wobec chrześcijaństwa zachodniego (jest to zresztą zarzut postawiony z przeciwnych pozycji ideowych). Otóż, Dostojewski twierdził, że chrześcijaństwo zachodnie poprzez odcięcie się od żywych, emocjonalnych źródeł wiary i prymat ascetycznego, krytycznego, dążącego do autonomii rozumu (widoczny w średniowiecznej scholastyce) stworzyło naukę nowożytną, która z kolei stworzyła ateizm i będący jego zwieńczeniem socjalizm. Ateizm i socjalizm, owe bękarty katolicyzmu, niszczą Europę. Prorokował, że pojawi się bosy Papież — socjalista. Ratunek może przyjść tylko ze wschodu. Prawosławie zachowało żywą wiarę, nie naruszoną krytyką racjonalistyczną. Ruś więc podbije i uratuje Europę, niszcząc ascetyczny rozum, katolicyzm, ateizm i socjalizm. Warto też wspomnieć o bardzo interesującej i mało znanej krytyce nurtu ascetycznego w chrześcijaństwie przeprowadzonej przez innego XIX-wiecznego rosyjskiego myśliciela, Rozanowa (między innymi przez swój krytyczny stosunek do chrześcijaństwa zwany był rosyjskim Nietzschem). Twierdził on, podobnie jak Nietzsche, że wadą chrześcijaństwa jest odcięcie od „dziedziny płci”, zerwanie związku z ziemią, naturą, rodzeniem. To zaś doprowadziło Europę do ateizmu, który w jego perspektywie, inaczej niż u Nietzschego, jest nieszczęściem. Rozumuje tak. Chrześcijaństwo potępiło płciowość, seksualność, zerwało w ten sposób „święty” kontakt człowieka z naturą. Człowiek, nie mogąc wytrzymać w „awitalizmie” chrześcijaństwa wrócił do ziemi, ale ze zniszczoną zdolnością religijnego odczuwania natury. To z kolei zrodziło wolterianizm. W Europie rozprzestrzenił się ateizm, cynizm, ironia i nihilizm. Kult czystych dziewic doprowadził więc do kpinek z Boga. Józef Czapski — który przez jakiś czas był pod silnym wpływem tego myśliciela — streszcza jego pogląd tak: „Wystarczyło Chrystusowi odjąć religii pierwiastek falliczny, żeby zniszczyć religię, żeby zniszczyć jej źródło i istotę — drzewo życia”[34]. Krótko mówiąc, chrześcijaństwo przez swoją niechęć do sfery płci, przez swoją akceptację tylko górnej połówki człowieka, doprowadziło w dłuższym czasie do zniszczenia w Europie religii jako takiej.

Na zakończenie przedstawię moją „improwizację historiozoficzną”. Chrześcijaństwo „nasączało” przez wieki cywilizację zachodnią nieufnością, obrzydzeniem, pogardą dla sfery seksualnej. Kiedy samo osłabło (w wieku XVIII i XIX), owa nieufność, pogarda — siłą kulturowego rozpędu — osiągała swe apogeum. Wstydliwość romantyków i seksualna obyczajowość wiktoriańska jak ciemne chmury zawisły nad Europą. Ową duszną — krępującą niczym gorset — atmosferę, owo napięcie, jak przed burzą, wyczuwali wrażliwsi Europejczycy. Nietzsche i Rozanow, oraz awangardowi artyści z początku XX wieku wieścili odmianę. Zapowiadali wzejście dionizyjskiego słońca, nadejście wiosny[35]. Przeczucia się sprawdziły, nastąpiło uwolnienie żywiołów. Tyle, że święto wiosny okazało się być wielką europejską katastrofą. Hamowany Eros, wybuchł jako autodestrukcyjny i destrukcyjny Tanatos. Mówiąc mniej poetycko; sądzę, że wiktoriańska atmosfera panująca w Europie na przełomie wieków, w jakimś stopniu przyczyniła się do wybuchu I wojny światowej. Świadczy o tym towarzysząca wybuchowi wojny atmosfera entuzjazmu, uwolnienia, „wakacji od życia”, wyzwolenia z cisnących mieszczańskich konwenansów. Powszechnie kojarzono wojnę z wolnością. „Wśród najbardziej ogarniętych gorączką wojny — jak pisze profesor Modris Eksteins — znaleźli się artyści i intelektualiści. Klasy szkolne i sale wykładowe opustoszały, gdyż studenci dosłownie biegiem przywdziewali mundury”. Było to — jak ktoś spostrzegł — „wyrwanie z nudnego kapitalistycznego pokoju”. Ktoś inny zanotował: „Wojna uczyniła świat pięknym... jest ona estetyczną przyjemnością nieporównywalną z niczym”. Najbliżej może przemianę uwolnionego Erosa w Tanatosa pokazuje następujące wyznanie: „dla Magnusa Hirschfelda mundury, pasy, broń, były erotycznymi stymulantami”[36]. Tak to asceza wywołała przemożną chęć życia, a przemożna chęć życia-wyżycia się, spowodowała śmierć milionów. Spętanie konwencjami, seksualnymi zakazami, zrodziło chęć nieokiełznanej wolności, i niespodziewanie „pragnąc wolności posiedliśmy moc całkowitego zniszczenia”[37]. Ów związek ascezy i agresji dostrzegali chyba ideolodzy rewolucji seksualnej i kontrkultury lat 60-tych. Wskazuje na to hasło: make love, not war. Wszak odwrotnością hasła „nie wojuj, kochaj się” jest hasło „nie kochaj się, wojuj”[38]. Wyzwolenie seksualne miało zmniejszyć poziom napięcia, w tym agresywności, istniejącego w kulturze. Miłość erotyczna oraz łagodność i pacyfizm łączyły się u hippisów w jedno. Herbert Marcuse — jeden z przywódców kontrkultury — prorokował, że kiedy maszyny uwolnią ludzi od konieczności wysiłku, napięcia, walki o byt, ludzie oddadzą się wolnej miłości.

Jest w dziejach chrześcijaństwa, w dziedzinie seksualności, wielki paradoks, czy też sprzeczność. Może zresztą ta sprzeczność jest napędem chrześcijaństwa. Bo, jak uczą logicy, ze sprzeczności wynika cokolwiek; każdy zatem może znaleźć, co mu się podoba. A oto ta sprzeczność: Bóg, który jest miłością, zakazał się kochać. Co z tego wynikło? Może to, że caritas odcięła od siebie erosa i uschła (zamieniając się w apatię), a po części zdziczała, zamieniając się w inkwizytorską nienawiść udającą, z zaciśniętymi zębami, miłość. Józef Tischner powiadał, że chrześcijaństwo jest nie za nami, a przed nami. Jest bowiem bardzo trudne. Trudno pogodzić pełną nienawistnych, mściwych impulsów duchowość człowieka z „Kazaniem na górze”. Trudno też uwierzyć w mesjański sens misji Jezusa nie włączając w to wizji Upadku pierwszych rodziców. Trudno wreszcie, w związku z tym ostatnim, pogodzić człowieka „od pasa w górę” z człowiekiem „od pasa w dół”, duchowość i ciało, rozum i namiętności. Trudno zaleźć tutaj harmonię. Może uda się to następnym pokoleniom; bez — nieraz powiązanych ze sobą — ekscesów skrajnej ascezy oraz wyuzdania i agresji. Równowaga między tymi sferami może przyczynić się do tego, że historia Europy stanie się mniej gwałtowana, mniej spazmatyczna.

 

 


 

[16] Mieliśmy do czynienia z odwrotnością wzajemnego rozbudzania seksualnego, czyli, rzec można, mieliśmy do czynienia z seksualnym usypianiem się.

[17] Cyt. za: E. Wipszycka, Kościół w świecie późnego antyku..., s. 293.

[18] „Człowiek bezżenny — powiada św. Paweł — troszczy się o sprawy Pana, o to jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to jakby się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta... Ta, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to jak by się przypodobać mężowi”. 1 Kor 7, 33-34. Podobnie ujmuje to św. Tomasz: „Spośród wszystkich ludzkich uczuć, miłość małżeńska szczególnie mocno opanowuje duszę człowieka. Ci, którzy dążą do doskonałości, powinni więc za wszelką cenę unikać więzi małżeńskiej” (O doskonałości życia duchowego). Zaś w Summie pisał tak: „Dziewictwo poszukuje dobra duszy w życiu kontemplacyjnym, poświęconym sprawom Bożym. Małżeństwu chodzi o dobro ciała, cielesne pomnożenie rodzaju ludzkiego, a poszukuje tego w życiu aktywnym, gdzie mąż i żona zajęci są sprawami tego świata. Stan dziewictwa jest więc bez wątpienia bardziej pożądany niż stan małżeński, nawet wstrzemięźliwy”. 

[19] Oto jedna z prób wyjaśnienia tego zadziwiającego zjawiska: „Rozważany ogólnie rozwój życia monastycznego jest wytworem okresu po tryumfie Kościoła. Przygotowały go warunki, jakie powstały w III wieku, te same, które sprzyjały rozwojowi ascezy neoplatońskiej. Stale powtarzające się kryzysy władzy, niepewność losu i nędza, spowodowane anarchią wojskową, sprawiły, że niektórzy, zarówno poganie, jak chrześcijanie, zaczęli szukać schronienia na odludziu i uciekać od świata zaprzedanego złu”. M. Simon, Cywilizacja wczesnego chrześcijaństwa, Warszawa 1992, s. 361.

[20] P. Johnson, Historia Chrześcijaństwa, Gdańsk 1993, s. 124.

[21] Cyt. za: P. Johnson, Historia Chrześcijaństwa..., s. 145.

[22] Opierali się podobno na dosłownym rozumieniu Biblii. Nawiązywali do fragmentu, w którym Jezus powiada, że jeśli jakiś członek prowadzi do grzechu, to należy go uciąć. Obrzędowi kastracji towarzyszyła podobno modlitwa: „Żegnajcie mi słońce, żegnajcie mi góry, żegnajcie jeziora, i kwiaty, i drzewa”. Zdawali sobie widać sprawę, że w wyniku tego obrzędu świat straci powab, blask.

[23] Oto barwny przykład. Sokrat Janowicz opisując dzieje Podlasia tak pisze o wyprawach Krzyżaków na te tereny: „Zwykle zaczynano przeprawę pojmaniem tubylca, który z powrozem na szyi wyprowadzał wyprawę na twardy grunt; wskazywał brody. Los nieszczęśnika był przesądzony — po wydostaniu się z grzęzawisk, zabijano go mieczem... Dysponujemy jednakże wiedzą o logistyce pochodów kawalerów Maryi Panny. Zastaną w popłochu ludność osady wycinano, gnając na oślep w morderczym galopie, domostwa puszczano z dymem pożarów. Rabowano żywność... pieczyste z pogorzeli smakowało wybornie zgłodniałym rycerzom; oszczędzano dla ich grzesznych rozkoszy kilka ponętniejszych białogłów, nawet — na czas jakiś — zabierając je ze sobą, sadowiąc z rechotem na oklep, na zapasowe wierzchowce”.

[24] L. do Galatów, 3,28.

[25] Wiązało się to również z rosnącą nieufnością wobec charyzmatyków, czyli prorokujących członków gmin, większą zresztą wobec prorokujących kobiet niż mężczyzn. Tam jednak, gdzie rewolucyjny zapał pierwszych dekad trwał nadal, na przykład w sekcie montanistów, kobiety odgrywały, jako prorokinie, nadal wybitną rolę.

[26] Ef 5, 22.

[27] Tertulian, O klejnocie kobiet, 1,1-2.

[28] Pominę też — być może socjolog opisałby to lepiej — następujący wątek. Oto współczesna kultura masowa, po tak zwanej rewolucji seksualnej na Zachodzie w latach 60-tych jest dużo bardziej otwarta, nieskrępowana w dziedzinie seksualnej niż kultura w jakiej dorastali i żyli w Polsce ludzie teraz wiekowi. Wystarczy wspomnieć, że oburzenie żony Władysława Gomułki na dekolt Kaliny Jędrusik wpływało na decyzje programowe Polskiej Telewizji. Ów uraz do nagości i seksu kieruje sympatie polityczne sporej części ludzi starszych w stronę najbardziej zachowawczych, prawicowych środowisk politycznych i religijnych. Wydaje się, że jedną z nici wiążących, scalających środowiska skupione wokół Radia Maryja jest właśnie owa niechęć. Przywódcy tych środowisk skrzętnie to wykorzystują. Dlatego też walka z „wyuzdaniem”, nagością i pornografią, zajmuje tak ważne miejsce wśród haseł przez nich głoszonych. Nie podatki, nie prawo, nie polityka gospodarcza czy zagraniczna, a stosunek do nagiego ciała staje się niekiedy głównym wyznacznikiem sympatii politycznych.

[29] Cyt. za: S. Blackburn, Oksfordzki słownik filozoficzny, Warszawa 1997, s.363.

[30] Takie potraktowanie seksu wskazuje, zauważam to na marginesie, że imperatyw kategoryczny nie jest czysto formalny, ale jest być może zawsze zanurzony w danej kulturze. Dlaczego na przykład naturyzm, poza względami klimatycznymi, nie miałby być prawem moralnym? Kant wychowany w kulturze chrześcijańskiej odpowiedziałby „nie”, rdzenni mieszkańcy Hawajów, albo członkowie niektórych plemion afrykańskich odpowiedzieliby „tak”.

[31] Cynik mógłby powiedzieć, że w sumie nie ma ambarasu, gdy dwoje chce na raz traktować siebie instrumentalnie. On ją traktuje jako lalkę i ona jego.

[32] Od zakochania w osobie można przejść do pożądania. Bywa też odwrotnie, pożądanie rzeczy — samochodów, jachtów, motorów — wiąże się ze złudzeniem, że mogą zastąpić osobę.

[33] F. Nietzsche, To rzekł Zaratustra, Warszawa 2005, s. 9.

[34] J. Czapski, Czytając, Kraków 1990, s. 327.

[35] Najsłynniejszym tego przejawem była głośna (wielki skandal) premiera baletu „Święto wiosny” Igora Strawińskiego w Paryżu w 1913 roku. Niestety, europejskie święto wiosny okazało się być przeniknięte śmiercią. Przeczuwał to być może Strawiński, który pochwałę dynamiki i życia uzależnił od ofiary śmierci; umieścił bowiem w swoim dziele orgiastyczny taniec śmierci, który kończył się złożeniem ofiary z młodej dziewczyny (balet „Święto wiosny” miał mieć początkowo tytuł „Ofiara”). Tak o tym pisał w swoich wspomnieniach (Kroniki mego życia): „Gdy kończyłem w Petersburgu ostatnie stronice Ognistego Ptaka, ukazało mi się pewnego dnia w wyobraźni — zupełnie nieoczekiwanie, gdyż głowę miałem zaprzątniętą czymś zupełnie innym — wielkie rytualne widowisko pogańskie: leciwi mędrcy, siedzący w koło i patrzący na taniec śmierci młodej dziewczyny, którą poświęcają, aby zjednać przychylność boga wiosny. Był to temat Święta wiosny”.

[36] M. Eksteins, Święto wiosny, Warszawa1996, s. 110-111.

[37] Tamże, s. 8.

[38] Dziwić może rozłożenie akcentów we współczesnej polskiej kulturze. Proszę sobie uświadomić jak reagują przeciętni rodzice, kiedy widzą, że dziecko ogląda film, w którym są sceny przemocy, a jak, gdy ogląda sceny erotyczne. Seks wydaje się rodzicom zwykle większym zagrożeniem dla psychiki dzieci niż przemoc. Pocałunki działają bardziej demoralizująco niż widok wybijanych zębów.

powrót do poprzedniej części    powrót do strony głównej eGnosis