eGNOSIS

Andrzej Szmilichowski, urodzony w Warszawie, Skorpion. Od 1973 na emigracji. Czternaście książek wydanych (w tym zADOMOwiENie — tCHu 2004; 371028-7693 — tCHu 2006; Zapiski z przyjacielem w tle — tCHu 2005, Homerun — tCHu 2007). Debiutował na łamach ITD w 1962 roku, pierwsza książkę wydał w 1985. Pisze do prasy emigracyjnej i do „Nieznanego Świata” oraz innych periodyków krajowych. Jest healerem. Zagląda ludziom w ich wszystkie ich życia w jasnowidzeniu. Wyhodował z żoną — Krystyną czworo dzieci: Adama, Agatę, Annę, Andersa, ale ma jeszcze jedno dziecko, najstarszą córkę Agnieszkę. Boi się złych ludzi. Brzydzi się kłamczuchami. Kocha wszystkie zwierzęta na ziemi, i niech już tam! — ludzi też. Kocha też Boga i siebie. Nie lubi kożucha na mleku, głębokich jaskiń i latania samolotem. Aha, jeszcze nie lubi pośpiechu.

Cud kromki

Andrzej Szmilichowski

 

Gregor zazwyczaj budził się wcześnie rano i na śniadanie zjadał płatki owsiane, pół grapefruita i wypijał kubek kawy. Czasami dwa wypijał.

Naturalnie nie postępował tak całe życie. O zdrowie zaczął dbać z chwilą, gdy doktor Ekdal zmarszczył czoło, poprawił zsuwające się z nosa okulary i powiedział:

— No, no drogi Gregorku! Cholesterolek wysoki, że paluszki lizać!

Gregor pojął z tego tyle, że w jego ciele egzystuje coś nadzwyczaj wysokiego, i że nie ma się z czego cieszyć. Wtedy to na śniadaniową scenę weszły płatki owsiane.

Dzień, o którym chcę opowiedzieć był piątkiem. Cudowny dzień, do którego nawet się nie umywa ponury poniedziałek. Gregor postanowił zaszaleć. Precz z płatkami! Kupił masę wysoce szkodliwych dla zdrowia produktów żywnościowych i karton piwa, gdyż miał zamiar popełnić parę grzechów naraz i gruntownie. Przygotował wszystko tak, aby gdy już ucztę rozpocznie, nic go od niej oderwać nie mogło. Wyłączył nawet telefon komórkowy, a słuchawkę stacjonarnego odłożył na stoliczek. Gdyby rzecz się miała w numerze hotelowym, a nie w domu, powiesiłby na klamce tabliczkę, zwaną powszechnie kopulacyjną.

Rozpoczął od chleba. Grubo posmarował starannie odkrojoną skibkę zabójczym cholesterolem i sięgnął po podwędzany, tłusty jak udo schyłkowego Marlona Brando, boczek i właśnie wtedy stało się. Upuścił kromkę na podłogę!

Zapamiętał tę chwilę dramatyczną na zawsze. Ale gdy drżący i zirytowany swoją niezręcznością, schylił się pod stół, nie mógł wprost uwierzyć w to co zobaczył. Cud! Prawdziwy cud i niech się schowa za szafę Kana Galilejska! Kromka upadła na nieposmarowaną stronę! Cud przecież, cały świat bowiem od chwili wynalezienia chleba wie, że kromka upada  z a w s z e  na posmarowaną stronę i  z a w s z e  na dywan albo ubranie!

Szok nie pozwoliły mu dopełnić uczty. Zatelefonował do wypróbowanych przyjaciół i opowiedział o cudzie, którego doświadczył osobiście, prosząc jednak o dyskrecję. Ci przysięgli naturalnie dotrzymać sekretu, i pod wieczór już całe miasteczko dygotało z emocji.

Miejscowy dziennikarz Olle, opublikował na łamach „Koguta Wieczornego” artykuł Cud Kromki, w którym wyartykułował tezę, że Gregor zapewne należy do nielicznego grona świętych cherubinów albo i serafinów, bo czym innym miałby być ów cud kromki, jak nie znakiem od Bogów. Optował również za powołaniem komitetu, ze sprawdzonym w różnych akcjach społecznych pastorem Wilanderem na czele, który sprawę zbada i sporządzi odpowiedni raport.

Wtedy to, bodaj ktoś z magistratu, podsunął myśl, aby udać się z prośbą o radę do profesora emeritusa Bubu Cukiera, który choć niesłuszny etnicznie, niejeden trudny problem ku satysfakcji mieszkańców miasteczka rozwiązał. Tak też uczyniono i ulice oraz skwery zamarły w oczekiwaniu, co profesor Bubu odpowie na pytanie: Dlaczego kromka upadła jak upadła?

Profesor Bubu, emerytowany ekspert od wszystkiego, wysłuchał przybyłych ze zmarszczoną brwią, ale gdy skończyli uśmiechnął się tylko i powiedział lekkim tonem:

— Żaden cud, drodzy obywatele! Nawet najmniejszy! Kromka upadła jak należy. To tylko Gregor posmarował ją po niewłaściwej stronie!

Miasteczko Sztokholm odetchnęło z ulgą, zaś komitet Cudu kromki, zanim się rozwiązał, podjął rezolucję, że to wielkie szczęście mieć między sobą takiego mędrca, jak profesor Bubu. Gregor zaś popadł niestety w zapomnienie, bo tak rządzi ludzkim losem okrutna logika niesprawiedliwości dziejowej.

powrót do strony e Punktu widzenia powrót do strony eGNOSIS