eGNOSIS

Listy heretyckie

Lech Robakiewicz


Lech Robakiewicz (ur. 1954) - redaktor pisma i strony www Gnosis, autor mikro-esejów, refleksji i poezji zamieszczanych w czasopismach. Zajmuje się grafiką komputerową – głównie użytkową, uprawia także klasyczne gatunki – rysunek piórkiem i ołówkiem, malarstwo olejne i akryl. Jest również wydawcą (1981-88 wydawnictwo MY, w st. wojennym współ-kierował wyd.: STOP, Książnica Literacka, KLON, od 1993 kieruje doMem wYdawniczym tCHu). W niewielkich nakładach wydał: tomiki poezji Przeczucie (1982), Tam jest tu (2004), dramaty: Erozja (1975) i Ostry zakręt (1975, 1984) oraz tomy refleksji Spis rzeczy (1988), Te słowa (1996). Zamieszczone obok listy pochodzą z tomu Teraz.

 

 

 

 

 

Droga Pani Agnieszko!

Ma Pani b. dużo racji - jesteśmy wszyscy głupcami w obliczu Miłości boskiej, uświęcającej Łaski. Dlatego nie mam najmniejszego powodu, żeby się na Panią gniewać, obrażać, odrzucać tylko dlatego, że nazwała nas Pani brzydko. A i dlatego, że najwyraźniej nie zapoznała się Pani z zawartością naszej strony. Ze smutkiem stwierdzić mi przyjdzie, że czytała Pani zapewne jakieś broszurki przeciwko „gnostykom i innym szatanistom” - co wnoszę z frazeologii i ogólnego tonu Pani listu.

Otóż nie jesteśmy żadną sektą, ale grupą ludzi, którzy dążą do duchowego rozwoju. Niektórzy spośród nas są protestantami, niektórzy nawet katolikami o pro-gnostyckich sympatiach. A więc armata, którą Pani wytacza przeciwko nam przyciężki ma kaliber.

Daję wiarę, że znalazła Pani pokój i pocieszenie we wspólnocie katolickiej, czego nie mogli Pani zapewnić komuniści ani anarchistyczni sprzedawcy odpustów. Nie jesteśmy badaczami Pisma Świętego, nie sprawiamy całopalnych ofiar, ani nie odprawiamy czarnych mszy. Do grona naszych współpracowników należą również osoby duchowne. Więc chyba Pani mini-krucjata wymaga godniejszego przeciwnika.

Z przykrością dopuszczam smutną ewentualność, że wysyła Pani jeden list do wszystkich nie-katolików, albo na takich wyglądających.

Nie będę podobnie wytaczał armat i opowiadał, byście wejrzeli we własne sumienia i wspomnieli iluście naszych spalili na stosach. Nie, to jest niepotrzebne. Credo wiary wspartej na poczuciu wyższości nad bliźnim jest poniżaniem siebie, bliźniego i samego aktu wiary. Przeciwnie, uważamy, że czerpanie ze wszystkich czystych źródeł wzbogaca człowieka. Dlatego nie wyklinamy Sufich, Chasydów ani Lamów, Taoistów ani Zaratusztrian. Wiemy, że możemy się od nich wiele nauczyć. Poszukujemy tego, co łączy, nie dzieli. To, co prawdziwe jest najwyższą nauką i tajemnicą niemal wszystkich religii.

Jeśli mi Pani nie wierzy, niechaj Pani poczyta nasze strony, obejrzy sztukę, którą prezentujemy, przeczyta mieszczące się tam wiersze. Z pewnością odkryje Pani wiele zbieżności z naukami światłych pasterzy katolickich.

Dziękuję za Pani b. osobiste wyznania (jakkolwiek nie podpisuje Pni listu nazwiskiem) dramatycznego doświadczenia piekła i nawrócenia. I za zaufanie.

Jestem przekonany, że dokonała Pani tego krzywdzącego osądu bez rozpatrzenia się w przedmiocie. Dufam, że stało się to w dobrej wierze, a więc nie żywię urazy.

Chętnie podejmę rzeczowe argumenty przeciwko konkretnym błędom, przejawom pychy - jak pani pisze - i jej skutku: zaślepienia. Będę starał się na w miarę możności bezstronną analizę i - jeśli okażą się zasadne - skorzystam ze wskazówek by niedopatrzenia i błąd naprawić.

Pozdrawiam

Lech R.

 

ps. filmów niemal nie oglądam (między nami mówiąc uważam je za rodzaj narkotyku, albo pornografii), ale jeśli będę miał sposobność zwrócę uwagę na wymienione przez Panią tytuły.

020503

 

 

 

Pani Agnieszko, nie mogę polemizować z edyktami ani doktrynami władzy administracyjnej, której jurysdykcja mnie nie dotyczy. Nie napawają mnie przerażeniem groźby ekskomuniki, bo mnie od Boga nie są w stanie odciąć. A jeśli kogo ekskomunikują, to w pierwszym rzędzie tych tak ochoczo a bezrefleksyjnie ekskomunikami szermujących - nie ze wspólnoty sobie podobnych, ale ze wspólnoty ludzi z Bogiem, bo rządzi nimi zaślepienie i pycha. Myślę, że Jezus się z tych grzmiących urzędników podśmiewa.

Jednak nie przeczę, że są - wcale liczni - którym tryb nakazowo-rozrachunkowy bardzo odpowiada, bo „zagospodarowuje” przestrzeń wolności, w której czują się zagubieni.

Proszę, żeby starała się Pani rozmawiać ze mną - o ile mamy rozmawiać - językiem zrozumiałym dla obojga nas i słowami, które mają moc i ważność dla Pani i dla mnie. Nie podzielam Pani dumy, że książki, które Pani czyta mają „imprimatur”, to dla mnie po prostu niewiele znaczące zaklęcie, liczman.

Jeśli nasza nauka „nie jest do pogodzenia w żadnym względzie z doktryna Kosciola Katolickiego”, proszę nie poprzestawać na pustych ogólnikach rodem z broszurek propagandowych, ale wskazać konkret - jaka nasza nauka stoi w sprzeczności z jakim elementem „doktryny” - i czy bieżącej, czy tej sprzed kilkudziesięciu lat.

Co do „doktryny Lucyferystycznej” (co za „szumne” podsumowanie) - zrobiłem Pani zestaw wypisów z kilku tekstów Jerzego Prokopiuka i kilku innych autorów publikujących w Gnosis i na naszej stronie - może się Pani trochę zmityguje w swym świętym oburzeniu.

Tym „obcym bogiem” naszej gnozy jest Jezus Chrystus, Miłość, którą uosabia.

Raczej podtrzymuję opinię o Pani niezbyt rzetelnym rozeznaniu w terenie, na który robi Pani kaznodziejsko-misjonarski wypad.

Z innymi „natchnionymi” gromami pod moim adresem nie będę już polemizował, to epitety. Z pewnością nie pokora stoi za nimi. I nie miłosierdzie je dyktuje. A do tych fundamentalnych cnót chrześcijańskich Panią serdecznie namawiam.

Pozdrawiam

Lech R.

 

ps. Wypisy dołączam w osobnym liście.

020504

 

 

 

 

Droga Pani,

poprzedni list, jaki Pani do mnie przesłała wprawił mnie w nie lada kłopot. Był bardzo osobisty i bardzo osobiste doświadczenie przekazywał. W tym liście dopowiada Pan wiele rzeczy, które tam już były zaznaczone. Pisze Pani o „Moim Jezusie”, co b. wiele wyjaśnia i Pani też powinno wiele wyjaśnić. Doktryna doktryną, a choć trzoda jedna, to każda owieczka drepcze swoją ścieżką. Jezus też to wiedział - do jednych przemawiał „w podobieństwach”, do innych w sposób bardziej dosłowny (pewnie, gdyby powiedział wprost, najświatlejsi z nich by niczego nie pojęli). Obraz Jezusa, nastawienie do niego w każdym jest inne, tak jak każdy człowiek jest inny.

Nie myślę w żadnym razie, że nie jest Pani godnym „przeciwnikiem”, nawet do głowy mi nie przyszło, żeby widzieć w Pani przeciwnika. Szanuję Pani widzenie spraw ostatecznych. I nie dlatego, że stoją za Panią miecze, albo doktoraty teologii, ale czuję, że jest Pani b. przekonana do tego, co Pani artykułuje, jakkolwiek można by to określić może mianem żarliwości neofity, czującego się powołanym do rozliczania wszystkich wokół ze stosowania się do Prawa, do Litery Pisma. Nie chcę Pani z tej żarliwości w żadnej mierze zwodzić, to - rzec by można - przywilej pierwszej miłości. Z czasem zapewne Pani relacja okrzepnie i spowoduje, że będzie Pani widzieć więcej z Ducha Pisma, nastawienia - i swojego i innych ludzi, tego, kim są w istocie. Czy chcą zjadać, zarządzać dla samej pasji rządzenia, czy ofiarowywać swój czas, swoje życie, by pomóc innym i niczego (nawet podzięki) za to nie oczekują.

Nie próbuję Pani pouczać, ani dyskredytować. Staram się rozumieć i wyrazy potępienia z jednej, i uwielbienia z drugiej strony. Pod wielu Pani zdaniami mogę się sam podpisać.

Wiem, że nie trzeba być członkiem Pani kościoła, żeby doświadczać tego, co Pani. To z jednej strony wyjątkowe, z innej - relacji takich spotykam b. wiele. Przecież wiemy nie tylko o świątobliwych zakonnikach, pustelnikach, czy laikach katolickich. Są i święci prawosławia, są i hinduizmu. O Jezusie Hindusi mówią, że był wielkim bodhisatwą. Zacytuję Pani na zakończenie kwestię, którą pewien niewierzący działacz podziemia usłyszał od prowadzącego rekolekcje księdza. Ów działacz w rozmowie z księdzem wyznał, jak bliskie są mu wszystkie nauki moralne, wskazówki i wiele wzorców osobowych w chrześcijaństwie, jednak nie może się przemóc, by stać się człowiekiem wierzącym, bo go cała mitologia zniechęca, nie przekonuje, nie tylko nie przybliża do głoszonych prawd, ale wręcz odstręcza. Na co ksiądz (znał tego człowieka od pewnego czasu) rzekł: synu, ja widzę w tobie światło miłości, to jest cel, o który w chrześcijaństwie chodzi, mitologia jest tylko środkiem do tego celu, przygotowaniem człowieka. Ty już bez przypowieści jesteś przygotowany. Nie zmuszaj się do tych spraw, one ci nie są konieczne.

Nie wysilajmy się na to, co nie jest nam potrzebne, nie silmy się na pomijanie mitologii, przypowieści, jeśli są dla nas pomostem do prawdziwego zrozumienia.

W każdym z nas, nawet w kanonizowanych, są przywary. Prawdziwa jasność widzenia, to postrzeganie przede wszystkim tego, co jest w innych jasne. I rozbudzanie, pomoc w rozwijaniu tego elementu. Myślę, że na tym opiera się ruch ekumeniczny, który może być wyrazem słabości - jak to widzą niektórzy - ale może być i (w świetle powyższego) siły.

Bo jedyna prawdziwa siła tutaj, i wolność, i sens - to Miłość.

(Oczywiście ci, którzy poszukiwaliby siły poprzez miłość dostaną bolesną nauczkę. Bo i wolność i moc mają „po tamtej stronie” zupełnie inny od tego lękowego wymiar.)

Jak więc Pani widzi, ani nie zalecam Pani swojego kościoła jako drogi jedynie słusznej, ani nie potępiam, ani nie próbuję zwieść i zakusić. Może chodzi o „zbieżności”, „namiastki”, „substytuty” - jak je Pani określa. Pozostawiam to Pani sądowi.

Pozdrawiam Panią

Lech R.

020506

 

 

 

 

Droga Pani, wydaje mi się, że w jakimś sensie dobrze się stało, że pisze Pani, że się reinkarnacja Pani nie podoba - to bardzo jasny przykład preferencji osobistych i tego, że jednym jest bliżej do Boga inną ścieżką niż innym.

Pani stwierdzenie „jest Miłość, Ok” jest dla mnie pewnie podobnie bulwersujące, jak dla Pani moje nazywanie ekskomuniki zaklęciem.

Zadałbym Pani podchwytliwe i prowokujące pytanie - skoro tak Pani ujmuje miłość, to kiedy Pani wstąpi w związek małżeński, co się stanie z Pani miłością do Jezusa i co z miłością do tego zakonnika, u którego chciała się Pani spowiadać?

Teza o reinkarnacji, którą Pani tak potępia była przez jakiś czas tolerowana przez Kościół katolicki, a więc to nie od zawsze i nie nauka Chrystusa.

Zza Pani ostatniego pytania wygląda wielkie przywiązanie do tego, co przemija. To przywilej młodości. Naprawdę jeśli byliśmy kiedykolwiek kochani, będziemy kochani wiecznie, więcej: jeśli kiedykolwiek kochaliśmy, to tak jakbyśmy byli kochani wiecznie.

Pozdrawiam Panią

Lech R.

020507

 

 

 

 

Wie Pani co, jeździłem dziś na rolkach i myślałem sobie - nie wiem czemu - jak to dobrze, że czasy inkwizycji się skończyły, bo przecież gdyby tak nagle ten upiór wrócił, to w samej Polsce spłonęłoby na stosach kilkaset tysięcy ludzi. Poczułem wielką ulgę.

Nie będę Pani przekonywał, że kościół uznawał reinkarnację, a potem przestał. Gdybym miał na to dowody pod ręką, to bym przedłożył, a nie mam - przyznaję szczerze. Jest to prawdopodobne, bo ilość wolt i wykładni Pisma przez kościelnych interpretatorów jest przeogromna. Mówiono mi, że dla ominięcia tego drażliwego tematu pewne fragmenty Starego Testamentu są tłumaczone (łagodnie mówiąc) stronniczo. Sam Jezus mówił o powtórnym przyjściu proroka Eliasza - bardzo ciekawe jak to Pani nazwie inaczej niż reinkarnacją. I jak wygląda w takim świetle x. dogmatyk Salij. Przynajmniej niepoważnie. Są i inne argumenty za tym poglądem - rzekłbym teologiczno-spekulatywne. Ja osobiście nie jestem specjalnie przywiązany do samej idei reinkarnacji. Ani jej nie odrzucam, ani nie absolutyzuję jej znaczenia. Raczej uważam to za rodzaj niezbyt istotnej koncepcji umysłu, ćwiczenia, łaty na trudne do przezwyciężenia problemy logiczne. Straszne, że z takiego powodu ludzie są w stanie skakać sobie do gardeł.

Pytanie o miłość było oczywiście prowokacją - jak lojalnie uprzedzałem. Chodziło mi o wydobycie różnicy pomiędzy przywiązaniem, które nie pozwala Pani wierzyć w reinkarnację, a Miłością, która jest esencją Życia. Koncepcja r. w Miłość nie godzi - wręcz otrzymujemy więcej szans na zrozumienie, dojrzenie, może doświadczenie wszystkich skutków naszych działań, obejrzenia tego, co czynimy - z rozmaitych perspektyw. Jak powiedziałem, nie będę Pani nawracał, ani na pojmowanie sensu życia, ani na r. też. Zresztą dla uważnego (i pokornego) obserwatora koncepcja r. realizuje się nieustannie w naszym obecnym życiu. Wciąż wstępujemy w śmierć i rodzimy się do nowego życia - czymże innym to jest niż reinkarnacją. Ale o nazwy też nie mam zamiaru kruszyć kopii - są sprawy istotniejsze.

Jak długo jestem poza Kościołem katolickim? Musiałbym zrobić rzetelny rachunek sumienia. Mimo jakichś takich nawrotów (bez bardzo głębokiego przekonania) musiałbym powiedzieć, że b. długo. Dopóki jesteśmy ludźmi i szanujemy w sobie nawzajem człowieczeństwo, prawo do odrębnego widzenia świata i tej odrębności jesteśmy ciekawi i świadomi - że może twórczo wzbogacać, dopóty uważam, że kontakty z tym Kościołem są dla mnie cenne. Kiedy do głosu dochodzi ksenofobia, a nawet nie mających nic z Kościołem katolickim wspólnego, obkłada się ekskomuniką, ba - grozi takową za kontakty z nimi, wtedy (z istotnym smutkiem) myślę, że wyklinających trzeba z ich wyklęciami zostawić. Jezus mówił: Zostaw umarłym grzebanie umarłych, a ty idź i głoś Królestwo Boże. To b. pouczające.

A co do świątyni - jak wygląda? Smukłe, obłe, cieńczejące ku sklepieniu, mnogie  kolumny rozdzielają się na wysokości w pęki rozgałęzień, ściany wyłożone są miękką i ciepłą w dotyku substancją, całe wnętrze podzielone jest na cztery części parami ze sobą połączone i parami rozdzielone - przejścia rozwierają się w regularnych odstępach czasu, strzeżone przez precyzyjny mechanizm. Cóż, trzeba dodać, że cała świątynia jest wypełniona krwią. To serce.

 

I ja Panią pozdrawiam

Lech R.

020509

 

 

 

 

PS.

Szanowna Pani,

a więc do Eliasza: Mateusz pisze (17:12): Mt 17:12-13

12. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie poznali go i postąpili z nim tak, jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał.

13. Wtedy uczniowie zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu.

Z tego wynika jednoznacznie, że w osobie Jana Chrzciciela przyszedł Eliasz. Teraz pozostaje kwestia autorytetu - czy jest nim Pismo, czy x. Salij.

Reinkarnacja tłumaczy mi tyle, ile Pani opisałem w poprzednim liście. A więc de facto niewiele. I, jak napisałem, są sprawy ważniejsze, o wiele.

Pani argumentacja mnie nie przekonuje. Cóż, że człowiek jest niepowtarzalny - każdy stan umysłu jest niepowtarzalny, jest rodzajem kosmosu i można by mu spokojnie nadać imię. To kwestia obszaru obejmowanego widzeniem.

Wie Pani, nie bardzo mam ochotę kruszyć kopię w tej nie-zasadniczej sprawie. Jest b. wiele argumentów za, wiele przeciw. Wszystkie wydają mi się równie scholastyczne. Cóż, że żywotów byłoby tysiąc, kiedy Miłość jedna? Można powiedzieć że z Jej punktu widzenia te żywoty są jak dni w tym życiu, którego doświadczamy, jak myślimy, że doświadczamy, a tylko z tamtej perspektywy można powiedzieć z sensem, czy prawdziwie, czy nie.

Z tej perspektywy różne stowarzyszenia, kongregacje, tajne, jawne - te, które się nazywają kościołami, wspólnotami wiernych, są wszystkie przezroczyste, jakby były utkane z pajęczyny, a ważne o tyle, o ile są pomocne w drodze do miłosierdzia, które jest dopiero konkretem, tym, o co można się oprzeć i  na czym budować.

 

Mam przykre wrażenie, że nie odnosi się Pani do b. wielu rzeczy, o których piszę, wydobywa te sprawy, które mogą mieć wymiar ,,publicystyczny", zwłaszcza te, które nas różnią, nie zwracając kompletnie uwagi na zbieżności światopoglądu, postaw - i w ten sposób poniekąd mnie - na własny użytek - ustawiwszy, prokuruje diatrybę przeciwko.

Nie wiem, co to jest Y man club. Nie interesuję się tym. Ani to grzeje ani ziębi. Bez względu na to, co sobie myśli jakiś urzędnik w hierarchii kościelnej, mason może tak samo zostać świętym w oczach Pana, jak każdy inny człowiek, a żadne dostojeństwa urzędowe nie zagwarantują nikomu zbawienia - nie darmo Dante widział papieża w piekle.

Czy gdzieś ,,należę"? Tak, należę do Klubu Gnosis, o którym może Pani przeczytać na naszej stronie i obejrzeć b. ładne obrazki Czeczota. I do redakcji pisma GNOSIS, które się ukazuje, kiedy uda się zebrać od ludzi dobrej woli potrzebne do tego fundusze, a więc nie za często.

Dziękuję Pani za ofiarę czasu.

I pozdrawiam

Lech R.

powrót do strony Rozmów GNOSIS     powrót do strony głównej eGNOSIS