|
||
Jest to wstępny rozdział książki Esoterisches Christentum (Stuttgart 1975); jej autor Gerhard Wehr (ur. 1931 r.) jest pastorem protestanckim i antropozofem, który w swym dorobku posiada kilkanaście książek poświęconych historii chrześcijaństwa, przede wszystkim ezoterycznego (gnozy i mistyki). |
Przed horyzontem ezoteryki |
|
Gerhard Wehr |
||
Ruchy
duchowo-religijne mają nie tylko stronę zewnętrzną, którą wszyscy
widzą. Są one czymś więcej niż to, co się nam jawi i co kształtuje
życie społeczne i kulturalne. W zasięgu widzenia powszechnej świadomości
najczęściej widać tylko część aktualnej rzeczywistości religijnej.
Organizacja, ryty, nauka i co tylko służy „misji” i wieści
niesionej światu mają się do wnętrza religii jak różnorakie naczynia
do ich niewyczerpanej, to znaczy ostatecznie nie dającej się wyczerpać,
zawartości. Właśnie
tym porównaniem posługuje się Apostoł Paweł, kiedy pisze: „Mamy zaś
ten skarb w naczyniach glinianych, aby się okazało, że moc, która
wszystko przewyższa, jest z Boga, a nie z nas...” A bezpośrednio
przedtem znajdujemy uzasadnienie tego twierdzenia: „Bo Bóg, który rzekł:
Z ciemności niech światłość zaświeci, rozświecił serca nasze, aby
zajaśniało poznanie chwały Bożej, która jest na obliczu
Chrystusowym” (II Kor. 4, 7 i 6).1 Nowina
chrześcijańska w swym niepowtarzalnym zwycięskim pochodzie podbiła świat
i historię. Dzieje rozpowszechniania Ewangelii, annały misji kościelnej,
bynajmniej nie pozbawione wątpliwych kart, świadczą o zniewalającej całe
kultury i kontynenty sile niema! bezprzykładnej woli ekspansji. Co
pierwotnie głosili pewien żydowski Rabbi, religijny outsider, i
garstka galilejskich rybaków w odległej, pod względem politycznym i
kulturalnym mało znaczącej prowincji Imperium Rzymskiego, podbiło całą
Ziemię, Oikoumene, cały zamieszkały świat. Ta ekspansja była
od początku oczywista: „Idźcie na cały świat, do wszystkich ludów!”.
Z prowincji do żydowskiego miasta świątyni, z Jerozolimy do metropolii
Cesarstwa Rzymskiego, z Azji do Europy, z chroniącego łona świadomości
wschodniej, przesyconej obrazowością, na ateński Areopag, do synagogi
zwróconej ku światu żydowsko-hellenistycznej diaspory i do szkół
Aleksandrii. A tego, co z ust mandatariuszy Chrystusa wychodziło jako kerygma,
orędzie herolda, żadne prześladowania chrześcijan nie potrafiły
odebrać uszom i pamięci słuchaczy. Galilejczyk zwyciężył ich
wszystkich. Jego Ewangelista, nastawiony ekumenicznie Łukasz, zachował
dla potomności plan akcji istniejący od samego początku: „Będziecie
moimi świadkami w Jerozolimie, w całej Judei i Samarii, i aż po krańce
Ziemi”. Tej
właściwości ekspansji przestrzennej odpowiada cel teologiczny: odsłanianie
i ukazywanie rzeczy ukrytych z dachów domostw i publiczne głoszenie
tajemnicy zbliżającego się Królestwa Syna Człowieczego. Naglące
zaproszenie do wielkiej uczty przyszłego Króla dotyczy wszystkich.
Ewentualne przywileje lub ograniczenia ze względu na płeć, narodowość,
rasę czy przynależność do jakiejś warstwy społecznej zostają
zniesione lub przynajmniej wyraźnie zrelatywizowane. Różnice między Żydami
a Grekami, mężczyzną a kobietą, niewolnikami a ludźmi wolnymi stają
się nieistotne. Ten eon przemija i bez tego, ba, właściwie już przeminął
(I Kor. 7, 31); zaczęła się zupełnie nowa epoka, właśnie epoka Syna
Człowieczego i Królestwa Niebieskiego. Pocieszające i zarazem
majestatyczne wezwanie: „Przyjdźcie do mnie wszyscy!” dociera także
- i przede wszystkim - do zdeklasowanych, spotwarzanych i wyzutych z praw
we wszystkich czasach. Zresztą Bóg chrześcijan nie zna względu na osobę
- tak głosi „Apostoł Narodów” Paweł, który w słowie i w piśmie
dał niepowtarzalny wyraz ekspansywnej tendencji posłannictwa
Chrystusowego. Duża część pranowiny pierwotnego chrześcijaństwa, Nowego
Testamentu, pochodzi przecież od niego. Jeśli
uwzględnimy to wszystko, a przy tym ulegniemy wrażeniu, jakie robi
obfitość świadectw historii chrześcijaństwa od najstarszych tradycji
po współczesne dokumenty i oświadczenia kościelne, to w obliczu wręcz
totalnej ekstrawersji chrześcijaństwa niełatwo nam przyjdzie mówić o
ezoteryce chrześcijańskiej. Do
tego dochodzi nieco pogardliwy ton, z jakim mówi się o ezoteryce. Dzieje
się to na przykład wszędzie tam, gdzie chce się napiętnować wręcz
podejrzanie elitarną ekskluzywność i skrytość ezoteryków i ich
praktyk. Termin „ezoteryka”, zgodnie ze znaczeniem greckiego słowa eiso,
eso (do wewnątrz, wewnątrz) - w przeciwieństwie do exo =
na zewnątrz, poza - wyraża fakt, że jakieś zjawisko lub wydarzenie ma
nie tylko pierwszoplanową stronę zewnętrzną, lecz także swe wnętrze,
istotę rzeczy, centrum znaczeniowe. O tyle też ezoteryka wskazuje na
ukryty, niedostępny zewnętrznemu oku wymiar jakiejś rzeczywistości, która
właśnie nie wyczerpuje się już w tym, co od początku jest otwarte i
od razu da się wyrazić. Toteż ezoteryka zawiera w sobie tajemnicę. Kto
chce w nią wniknąć, ten musi pójść drogą, która prowadzi „z zewnątrz”
do „wewnątrz”. Ta, jak ją nazywa Paul Tillich, mistyczna ezoteryka
„ma swe źródło w tym, że pewne doświadczenia religijne i psychiczne
nie są osiągalne bez surowych przygotowań”2. Jeśli
zapytamy, gdzie ezoteryka ta ma swe miejsce w chrześcijaństwie, to możemy
odpowiedzieć, że jej miejsce jest tam, gdzie chrześcijanin partycypuje
w Mądrości Bożej (gnosis theou); gdzie na drodze konsekwentnego
naśladowania (imitatio Christi) otwiera się dostęp do
zjednoczenia z Chrystusem, którego nie można postawić na równi z zewnętrznym
aktem sakramentalno-kultowym. Jednakże mistyka i ezoteryka, jak się
jeszcze przekonamy, nie są po prostu tożsame. O jakimś wydarzeniu
ezoterycznym można w chrześcijaństwie mówić w końcu tam, gdzie wiara
jest wiarą widzącą, tj. spełniającą funkcję poznawczą, wyższą i
głębszą od rozumu (nous) (Fil. 4, 7). Gnozy, mistyki, pistis
(wiary) nie należy „wygrywać” przeciwko sobie, jakby jedna z nich była
cenniejsza od innych (jest to zresztą niebezpieczeństwo, które
wprawdzie często przezwyciężano, ale które raz po raz pojawia się od
nowa). Z drugiej strony nie można zaprzeczyć, że istnieją stopnie
poznania, doświadczenia i dojrzałości. Można być bliżej lub dalej
misterium wiary; na drodze naśladowania Chrystusa można robić postępy
lub potykać się w obliczu występujących trudności. Otóż
kto chce wyjaśnić ezoteryczne aspekty chrześcijaństwa, ten powinien
zdać sobie sprawę z tego, że w powszechnej historii religii ezoteryka
opiera się na o wiele szerszej podstawie, niż się to dzieje lub zdaje
się dziać w chrześcijaństwie. Ernest Benz zwrócił kiedyś uwagę na
to, że przy porównaniu instytucjonalnej struktury chrześcijaństwa i
buddyzmu, ten ostatni różni się poważnie od chrześcijaństwa
zachodniego. Benz ma na myśli fakt, „że jednej z ezoterycznych szkół
buddyzmu, która opiera się zarówno na określonej tajemnej tradycji
nauczania, jak również na określonych ezoterycznych rytach i
praktykach, udało się przybrać charakter społeczności obejmującej
miliony ludzi, która wykazuje cechy niemal Kościoła ludowego, dysponuje
własnymi uniwersytetami i zakładami naukowymi, posiada kalendarz świąt
z publicznymi świętami, które przyjmują całkowicie charakter świąt
ludowych; szkołą tą jest szkoła singon3”. Różnica
w porównaniu z kościelnym chrześcijaństwem Zachodu polega więc na
tym, że wprawdzie również w chrześcijaństwie od początku istniały
typowo ezoteryczne formy, że ich znaczenia bynajmniej nie można nie
doceniać, że jednak nie uzyskały one tego powszechnego szacunku i
uznania, jakim cieszy się wspomniana szkoła buddyjska. Bardziej niż
zewnętrzne prześladowania, tym, co rozpoczęło proces tłumienia
ezoteryki chrześcijańskiej, było wewnątrzkościelne oczernienie jej i
uznanie za herezję. „Z
tej racji powszechna historiografia kościelna, która zasadniczo
ogranicza się do przedstawienia historii Kościołów jako instytucji,
prawie wcale lub tylko wyjątkowych wypadkach przyjmuje do wiadomości także
istnienie chrześcijaństwa ezoterycznego. Zwartej prezentacji dziejów
chrześcijaństwa ezoterycznego w ogóle nie ma...”4 Obserwacja
ta jednak nie przeczy temu, że przez dwa tysiące lat dziejów Kościoła
ukryte chrześcijaństwo stanowiło podziemny nurt, który pojawiał się
tu i ówdzie, rozdzielał się na wiele duchowych strug, by pozornie znowu
zniknąć. Mimo woli przypominają się tu słowa C.G. Junga: „Chrześcijaństwo
usnęło i zaniedbało w toku stuleci dalej rozbudowywać swój mit. Tym
zaś; którzy dawali wyrazu utajonemu rozwojowi, odmówiło posłuchu”.
Aby lepiej zrozumieć to zdanie, trzeba dodać, że Jung ma na myśli
potoczne kościelne chrześcijaństwo, które na nosicieli ducha, czerpiących
inspirację z tego nurtu ezoterycznego, nie zwróciło uwagi, jaka należy
się im dla dobra rozwoju chrześcijaństwa. Gdzie
należy szukać przyczyn takiego obrotu rzeczy? - Na pytanie to dawane są,
w zależności od stanowiska ich autorów, różne odpowiedzi. I dopiero
syntetyczne uwzględnienie różnych czynników przyczynia się do wyjaśnienia
zjawisk, o które pytamy. Nie wyprzedzając wniosków, do których dochodzę
w niniejszej książce, chcę powiedzieć, co następuje: Sceptyczna
postawa wobec ezoteryki odpowiada określonemu procesowi w historii
kultury i określonym zjawiskom rozwoju świadomości ludzkiej. Przy tym
odgrywają rolę dwie zasadnicze postawy ludzkie, które ukazuje nam
Ewangelia. Zna je każdy czytelnik Biblii: Pierwszą z nich jest postawa
aktywna, która wyraża się w pilności i pracowitości, w odwadze, ale
także w niepokoju, i w niezmordowanej aktywności; wszystkie siły stawia
się wtedy w służbie realizacji jakiegoś zadania, misji, posłannictwa.
Ekstremalna możliwość bezlitosnego zaangażowania tkwi w tym, że człowiek,
który je podejmuje, zapomina o sobie. Zabierając się do podbicia świata
(w najszerszym znaczeniu tego słowa), ponosi straty na własnej duszy.
Diagnostyczno-terapeutyczny aspekt tej utraty duszy jest dziś w najwyższym
stopniu aktualny6. - A wtedy, jako rodzaj środka zaradczego i
jako konieczne zrównoważenie takiej postawy, można przyjąć postawę
medytacyjnego oddania, gotowości do duchowej koncentracji na „jednym,
czego trzeba”. Ustęp z Ewangelii dotyczący Marii mającej postawę
medytacyjną i Marty nieustannie aktywnej, ilustruje obie możliwości
tkwiące w naszej duszy (Łk 10, 38-42). Znamienne jest to, że Jezus ten
zwrot do wewnątrz przedkłada nad zainteresowanie wymogami codzienności.
Tego oddania pierwszeństwa koncentracji i medytacji na niekorzyść
aktywności zewnętrznej z pewnością nie należy rozumieć jako
alternatywy, oznacza ono jednak, że tylko człowiek, który własny ośrodek
znajduje w sobie, zdolny jest do otrzymania oczekiwanego przezeń posłannictwa
i że w gruncie rzeczy tylko on dorasta do swojego zadania. Koncentracja
stoi wyżej od posłannictwa. Odwrócenie np. reguły Benedyktynów: Ora
et labora, Módl się i pracuj, jest nie do pomyślenia. Zasada ta
obowiązuje nawet w praktyce ezoteryczno-alchemicznej. Oratorium i
laboratorium to dwa aspekty odniesione do siebie w tej kolejności jednego
opus - dzieła, którego należy dokonać. Nie znoszą one rozdziału. Ale
właśnie tę równowagę utraciła nowożytna ludzkość. Niewątpliwie
świat zachodni, uformowany przez chrześcijaństwo, w dużej mierze przyjął
postawę zasadniczo ekstrawertyczną. Najwyraźniej daje się to zauważyć
od czasów Renesansu, kiedy człowiek zaczął pojmować siebie jako istotę
historyczną i autonomiczną, niezależną od obcych autorytetów. Ten
autonomiczny człowiek odkrył dla siebie świeckość świata. Poznał własne
powołanie, żeby za pomocą dotychczas nie znanego światopoglądu
przyrodniczego oraz odpowiedniego opanowania natury za pomocą techniki
podbić - właśnie kwantytatywnie dający się zważyć, zmierzyć,
policzyć i manipulować - świat zewnętrzny. Rudolf Steiner był jednym
z pierwszych, którzy zwrócili uwagę na to, że u podstaw takiego
rozwoju znajduje się określona tendencja świadomości ludzkiej. Z tej
racji konieczna była ta historyczna przemiana. Trzeba było stopniowo
wyrzec się dawnej, opartej na bezpośrednim oglądzie duchowym
introwersji ze względu na rozwój jaźni i wykształcenie pełnej „świadomości
Ziemi” i „świadomości dnia” (świadomości, jaką posiadamy na
jawie). Bez tej obejmującej cały świat i wszystkie dziedziny życia
ekstrawersji ludzkość nie „przyszłaby do siebie”8. Pochód
Ewangelii i rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa, które, rzecz
znamienna, przebiegały ze Wschodu na Zachód, potwierdza i akcentuje tę
podstawową tendencję. Ludzkość w swej - europejskiej i amerykańskiej
części - musiała wyrzec się dawnych możliwości duszy. Jednocześnie
trzeba było się pogodzić z uwarunkowanym przez to duchowym zubożeniem
człowieka. Przejawem tego zubożenia są światopoglądy
materialistyczno-nihilistyczne, jak również przyznanie się do
religijnej niemocy, o której świadczy wielce dyskutowany szyfr poetów (Jean
Paul) i myślicieli (Hegel, Nietzsche, Sartre), a także teologów: „Bóg
umarł...”. W
ten sposób cenne duchowe dobro ezoteryki uległo zdyskredytowaniu i popadło
w zapomnienie. Liczba tych, którzy jeszcze mieli naturalny dostęp do źródła
bezpośredniego doświadczenia religijnego, nieustannie malała. A
nielicznych rzadkich ludzi, którzy mają jeszcze do swej dyspozycji stare
możliwości duszy i pozazmysłowe formy spostrzegania; często uważa się
dziś za chorych psychicznie. Stan faktyczny, który mamy tu na myśli,
Ernst Benz tak oto scharakteryzował w swym obszernym dziele poświęconym
formom doświadczenia wizji: „Żadna
rola nie przypada nauce łatwiej niż rola sługi Wagnera, który »mnogość
słów i lic przerywa, nudny pleciuga«. Wizjonerzy kuszą dziś
badacza-uczonego najczęściej do traktowania ich w kategoriach czysto
psychopatologicznych i - jeśli to możliwe - do poddania terapii. Nasza
współczesna epoka broni się przed wszelkimi wstrząsami, na jakie mógłby
ją narazić świat transcendentny, z takim lękiem, że współczesnych
nosicieli zdolności wizjonerskich od razu pakuje do klinik dla nerwowo
chorych, z rzetelnym zamiarem uwolnienia ich tam od wizjonerskich »zaburzeń«;
także dawniejszych nosicieli tego rodzaju »anormalnych« zdolności
psychicznych uznaje za psychopatów i przynajmniej w ten sposób jeszcze i
in effigie dostawia ich do klinik dla nerwowo chorych”9. Ale
pomijając nawet to, wydaje się, iż zapomniano, że istnieje coś
takiego jak spontanicznie występująca „boska choroba”, która
potrafi spełnić funkcję obudzenia człowieka. Do
naszego „spisu inwentarzowego” należy jeszcze inna obserwacja, która
odnosi się do duchowej funkcji chrześcijańskiej gminy i do charyzmatyków
legitymujących się szczególnymi talentami duchowymi. Także wtedy,
kiedy wyjdziemy od tego, że wszystkie formy usługiwania i funkcje w
chrześcijaństwie pierwotnym pojmowano jako „spowodowane przez
ducha”, a alternatywnie rozumiane zróżnicowanie (tu nosicieli urzędu,
tam charyzmatyków) miało być zasadniczo wykluczone, to jednak wkrótce
rozwój poszedł w kierunku uformowania późniejszego hierarchicznego i
monarchicznego kierowniczego urzędu w Kościele. Miejsce pracharyzmatyka,
który wybijał się dzięki szczególnemu darowi słowa, nauki, żarliwości
w czynach większej od innych członków gminy, choć czynił to w służbie
gminy, zajmował w coraz większym stopniu nosiciel urzędu, który jako
monarchiczny biskup, a nawet jako najwyższy biskup (papież), faktycznie
nie mógł być kwestionowany przez żadną wolę większości gminy.
Swobodnie władające daty ducha zostały zastąpione przez urzędowe pełnomocnictwo
powołując się na kapłańską sukcesję. Najpóźniej od połowy II
wieku proces ten zaczął przybierać wyraźne kontury. To, co kiedyś
czerpano z pierwotnego przeżycia ducha, teraz zostało zastąpione przez
trwałe formuły konfesyjne; z podobnej przyczyny w II wieku rozpoczęła
się kanonizacja pism Nowego Testamentu, a monarchiczny biskup stał się
odtąd gwarantem prawowierności Kościoła, do której dążono. Ci
wszyscy, którzy jeszcze mieli bezpośredni kontakt z duchem, to znaczy
charyzmatycy w najszerszym znaczeniu tego słowa, którzy nie pełnili żadnej
funkcji na mocy kościelnej ordynacji, czyli wyświęcenia, byli w Kościele
cierpiani tylko wtedy, jeśli ich myślenie i życie, ich wiara i ogląd,
odpowiadały normom nauczycielskim i konfesyjnym konsolidującego się Kościoła.
Już nieznaczne odchylenia, również u nieezoteryków, wystarczały, żeby
chrześcijańskich braci obrzucić klątwą kościelną i - od czasu
„zwycięstwa” Kościoła za Konstantyna (IV wiek) przekazać „świeckiemu
ramieniu”, by zniszczyło ich ogniem i mieczem. Nie
zwyciężyło chrześcijaństwo. Zwyciężyła jedynie pewna forma chrześcijaństwa.
Zwyciężył ów Kościół, który wraz z uznaniem go przez państwo rościł
sobie prawo do przywilejów polityczno-gospodarczych i zwracając się ku
światu wzgardził granicą między „Królestwem Bożym” a „królestwem
z tego świata”. Ezoteryczne podziemne i uboczne nurty chrześcijaństwa,
poszczególni ludzie i społeczności nierzadko musiały cierpieć pod
panowaniem zwycięzców. Historia
Kościoła jest długimi okresami historią heretyków, a to znaczy, że
duże części dziejów chrześcijaństwa obejmują zwalczanie kacerzy,
dogmatyczne odgraniczenia od innych „wyznań” i ucisk względnie
wykluczenie inaczej myślących we własnych szeregach. Nierzadko walczono
z tymi, którzy starali się wierzyć i żyć zgodnie z Ewangelią, kiedy
zjawiska degeneracji i wewnętrznego rozpadu przyjmowały w Kościele groźne
rozmiary. Prześladowania nierzadko dotykały takich chrześcijan - i to
prześladowania przez własnych współwyznawców - których można nazwać
reprezentantami chrześcijaństwa ezoterycznego, jeśli ich działalności
z góry nie zdyskredytowano konsekwentnym przemilczaniem. Poza
tym jest przecież rzeczą znaną, że swą historiografię zwycięzcy
zwykli uprawiać z dokładnością, którą oni sami uważają za
odpowiednią. W historii Kościołów herezji nie jest inaczej. A ci, którzy
idą jeszcze za godnym uwagi przykładem Gottfrieda Arnolda i zdobywają
się na napisanie Bezstronnej historii Kościoła i kacerzy (1699)
lub, jak Walter Nigg, ryzykują mówienie „herezji o Heretykach”10,
muszą raz po raz godzić się z faktem, że określone ważne dla
historyka źródła, stają się niedostępne lub wysychają. I tak na
przykład tak wielowarstwowy ruch duchowy, jak wczesnochrześcijański
gnostycyzm, do niedawna był poświadczany niemal wyłącznie przez cytaty
z kościelnych polemik antygnostyckich. Jest to przykład na to, jakimi
metodami posługiwali się zwalczający „herezje”... A przemilczanie
jest także jedną z form zabijania. Trzeba
oczywiście natychmiast dodać, że ezoteryka chrześcijańska była
trudno dostępna nie tylko dlatego, że antyezoteryczna prawowierność
niszczyła jej świadectwa, gdzie tylko mogła, i tak uniemożliwiła
potomności wyrobienie sobie bezstronnego sądu o ezoteryce. Ezoteryka,
tak jak ją tu rozumiemy, już z racji jej odrębnego charakteru nie daje
możliwości dowolnego przekazywania jej dalej. Treści ezoteryczne nie
dadzą się przekazać bez dodatkowych wyjaśnień. Trzeba przywołać
obrazy, symbole, mity, które są czymś więcej niż dające się
jednoznacznie zdefiniować znaki, żeby służyły jako naczynia dla
rzeczy w istocie niewyrażalnych. Do wrogości i do sporów wynikłych z różnicy
zdań dochodzi najczęściej wtedy, kiedy informacja symboliczna, która z
konieczności musi się posługiwać konkretnymi obrazami, mylona jest z
samą rzeczą. Informacja
ezoteryczna dowolnego rodzaju wymaga przeżycia jej i jej realizacji, jeśli
ma być pojęta i przyjęta zgodnie z jej pierwotną intencją. Doświadczenia
religijnego nie da się przekazać tak, jak przekazuje się jakąś zewnętrzną
własność. O tyle też tajemnic ezoterycznych ostatecznie nie można
zdradzić. Tego, co w misterium jest „tajemnicą”, nie da się wyrazić.
Święto misteryjne Sakrament Ołtarza jako taki spełniał niegdyś jako
chrześcijańskie święto misteryjne aż po zewnętrzne formy związanych
z nim czynności - można opisać w dosłownym brzmieniu towarzyszących słów
i w jego wszystkich poszczególnych czynnościach, nie odsłaniając nawet
najmniejszej z jego tajemnic. Tak więc ezoteryki nie da się omówić ani
też racjonalnie zinterpretować. Raczej trzeba samemu wejść na „ścieżkę
tajemną”, samemu przejść proces rozwoju duszy i ducha, aby pojąć
ich istotę. Dlatego zasada inicjacyjna, związana z regularnym procesem
wtajemniczenia, odgrywa poważną rolę w każdym kontekście
ezoterycznym. Z tego punktu widzenia - zgodnie ze Steinerem - także dzieło
matematyczne, czy filozoficzne jest dziełem ezoterycznym. Pozostaje ono
„zapieczętowane” tak długo, jak długo nie jesteśmy w stanie powtórzyć
myślowo i przeżyciowo tego, co stworzył odnośny autor. O tyle też
prawdziwe misterium ukrywa się przed nami samo. Toteż
jeśli chodzi o ezoterykę chrześcijańską, potrzebna jest ni mniej, ni
więcej pewna „kongenialność”, „współbrzmienie” z jej
geniuszem; jeśli mamy „zrozumieć” świadectwa chrześcijaństwa
ezoterycznego, począwszy od samej Biblii i skończywszy na jego
aktualnych postaciach. Oczywiście ezoteryki nie można zrozumieć w
potocznym sensie tak, jak na przykład rozumiemy i pojmujemy,
kwestionujemy w dyskusji czy sprawdzamy słuszność treści jakiejś
doktryny filozoficznej czy teologicznej. Ezoteryka odwołuje się do głębszych
sfer bytu, niż by to było możliwe za pośrednictwem zewnętrznego
przekazu wiedzy lub moralnych apeli. Karlfried hrabia von Durckheim zauważa
w związku z tym: „O
prawomocności i doniosłości doświadczeń bytu może sądzić tylko
ten, kto sam je miał i ich skutki przeżył na sobie samym, ale nie ktoś,
kto ich nie miał lub do nich nie dopuścił z racji swej wierności
pewnym systemom dogmatycznym”11. Ezoteryka
zatem odsyła nas do wydarzeń i procesów, które przełamują ogólne
ograniczenia religijne wiary uznawanej jedynie za prawdziwą. Ta naiwna
wiara, która nie potrafi spełnić żadnej funkcji poznawczej, i już z
tej racji, w przeciwieństwie do prawdziwej gnozy, pozostaje równie
daleka od ezoteryki, co intelekt obstający wyłącznie przy krytycznej
analizie. Ezoteryka ta również nie ma nic wspólnego z mistycznymi
ekstazami lub wręcz wątpliwymi wizjami i halucynacjami mętnego
religijnego mistycyzmu, choć niekiedy trudno jest wskazać jednoznacznie
dzielące je granice. Jednakże pierwiastek ezoteryczny w powszechnej
ezoteryce chrześcijańskiej poznać można zwłaszcza po dwóch istotnych
cechach: po pierwsze po tym, że ezoteryka pod wieloma względami łączy
się ze wzmożeniem świadomości uważanej za normalną oraz z
poszerzeniem horyzontu poznawczego; po drugie ezoteryka wiąże się z
czynnikiem inicjacyjnym, a więc z wtajemniczeniem, które ma za cel
istotną przemianę człowieka. Jest to jakościowo coś więcej niż
historycznie uwarunkowane wyznanie religijne, które opiera się na
konsensie wielu i na zgodności z uprzednio ukształtowanymi normami
religijnymi. Nikt nie przeczy przy tym, że różne formy ezoteryki
przywdziewają obrazową i wyobrażeniową szatę swej epoki. Jednakże
duchowa substancja ezoteryki ma naturę ponadczasową. Dlatego w przypadku
ezoteryki nie chodzi wyłącznie o jej historyczne pochodzenie czy związki
przyczynowe w ramach jej tradycji. Niewątpliwie także w ezoteryce
istnieje żywa i bezpośrednia tradycja, jeśli nawet nie zawsze da się ją
udokumentować, na przykład z tej racji, że przestrzegana dyscyplina w
zakresie zachowania tajemnicy pozwalała jedynie na ustny przekaz między
mistrzem a uczniem dojrzałym do otrzymania wiedzy ezoterycznej. Ponadto
musimy się tu liczyć z właściwą duchowi bezpośredniością
spontanicznie dokonującego się i jawiącego misterium. Jest tak zawsze
wtedy, kiedy duch „ocienia” człowieka, kiedy przemawia „wewnętrzne
świadectwo” (testimonium internum) Ducha Świętego, obywające
się bez oficjalnego pośrednictwa nosicieli urzędów w ramach Kościołów
instytucjonalnych i bez dyplomu „wyższej szkoły”. W ten sposób raz
po raz rodzą się wielcy bezimienni i niepozorni, w których życiu i
duchowym doświadczeniu manifestuje się to, co ostatecznie nie da się
przekazać, jeśli nawet do tych „pionowych powiązań” dochodzi tylko
w wyjątkowych wypadkach. (Mówi o tym Julius Evola, wskazując na przykład
szewca ze Zgorzelca, Jakuba Böhmego). Przez „powiązanie pionowe” w
przeciwieństwie do „powiązania poziomego” Evola rozumie „powiązanie
z nie-ludzkimi sposobami istnienia, a to jest decydujące. Ba, można
nawet powiedzieć, że jedno z tych powiązań znajduje swe
usprawiedliwienie jedynie jako pośrednik drugiego”. Dlatego mówi on o
tym, że ezoteryczno-inicjacyjne stowarzyszenia, które utraciły swe powiązania
pionowe, właśnie swój bezpośredni kontakt z duchem „w pewnym sensie
przeżyły same siebie i stały się jedynie fantomem tego, czym
pienuotnie były lub być miały...”12 Wreszcie
trzeba podkreślić, że ezoteryka specyficznie chrześcijańska nie jest
ani wyłącznie, ani przede wszystkim sprawą związaną z tradycją i tym
samym z dotychczasową historią chrześcijaństwa. Ezoteryka ta jest
przede wszystkim tajemnicą przyszłości, misterium Adwentu. Ezoteryka
chrześcijańska zna dwa słowa-klucze: elpis nadzieja i parousia
- zbliżające się drugie Przyjście Chrystusa. Otwierająca ten wymiar
nowotestamentowa profecja, przede wszystkim wyrażona przez Jana i Pawła,
nie jest jeszcze - nie na ostatnim miejscu ze względu na jej transkościelną
ezoteryczną treść - uwzględniana w dostatecznym stopniu. Jednakże mnożą
się głosy tych, którzy dziś wraz z C.G. Jungiem podzielają
przekonanie, że „to nie chrześcijaństwo, lecz jego dotychczasowe
pojmowanie i interpretacja są przestarzałe w obliczu dzisiejszej
sytuacji świata. Symbol chrześcijański jest żywą istotą, która nosi
w sobie zarodki dalszego rozwoju. Może się on rozwijać dalej, a rozwój
ten zależy tylko od tego, czy zdecydujemy się raz jeszcze i nieco
gruntowniej rozważyć założenia chrześcijańskie”13. Same Ewangelie dają wystarczającą podstawę do praktykowania takiego myślenia, które byłoby otwarte na „metanoię” (zmiana sposobu myślenia, „nawrócenie” się według Mk 1, 15), w którym jest miejsce dla duchowego wymiaru ezoteryki [...]. Przełożył Jerzy Prokopiuk Przypisy 1.
W. Stählin w: Predtgthilfen, t. II, Kassel 1960, s. 211. 2.
P. Tillich, „Freiheit im Zeitalter des Umbruchs” (1940), w: Für
und wider den Sozialismus. Hamburg-Miinchen 1969. s. 111. 3.
E. Benz, „Esoterisches Christentum”. Zeitschrift fur Religions- und
Geistesgeschichte, rocznik XIX, 1967, s. 193. 4.
Tamte. s. 194. 5.
C. G. Jung. Erinnerungen, Traume, Gedanken. Aufgezeichnet und
herausgegeben von A. Jaffe, Zurich 1963. s. 334. 6.
Por. W. Bitter. Der Verlust der Seele. Ein Psychoterapeut analystert die
moderne Gesellschaft, Freiburg 1969. 7.
O człowieku znajdującym własny ośrodek w sobie por. F. Melzer. Konzentration. Vom Wege, von der Nachfolge, vom lebendigen
Wort, Stuttgart 1955, s. 63 i n. 8.
G. Wehr, C.G. Jung und Rudolf Steiner, Konfrontation und Synopse,
Stuttgart 1972, s. 133 i n. 9.
E. Benz, Die Vision. Erfahrungsformen und Bilderwelt, Stuttgart
1969, s. 17. 10.
W. Nigg, Das Buch der Ketzer, Zurich 1949, s. 9 i n. 11.
K. Graf von Dürchheim, Überweltliches Leben in der Welt. Der Sann
der Mündigkeit, Weilheim 1969, s. 72 i n. - Por. tenże, Im Zeichen
der Grossen Erfahrung, München 1974. 12.
J. Evola, „Uber das Initiatische”. Antaios,
t. VI 1964, nr 2, s. 198. 13.
C.G. Jung, Gegenwart und Zukunft, Zurich 1957, s. 40. |
||