Esej Roberta Stillera 
(ur. 1928), pisarza, literaturoznawcy, wybitnego tłumacza, przede wszystkim literatury pięknej, prezentuje wpływ kabały żydowskiej na myśl twórcy psychoanalizy Zygmunta Freuda 
(1850- 1939).

Freud i żydowska tradycja mistyczna

Robert Stiller


 

Freud nigdy nie ukrywał swego żydostwa. Zacierał jednak z rozmysłem żydowską genezę i tradycję swego myślenia oraz dzieł i teorii będących wynikiem tego myślenia.

Tak można by podsumować wnioski, które Dawid Bakan, profesor psychologii na University of Missouri, przedstawił i uzasadnił w swej książce Sigmund Freud and the Jewish Mystical Tradition (Nowy Jork, 1958), która w ówczesnym kontekście politycznym w Polsce musiała przejść niezauważona i tak już zostało do dzisiaj. Wydaje się, że po trzydziestu kilku latach sporo uświadomień wstępnych, w owym czasie potrzebnych, ocierałoby się o banał i anachronizm; choćby dlatego trudno się spodziewać polskiego wydania; tym bardziej natomiast warto przypomnieć nieco argumentacji Bakana i jego podstawowe konkluzje.

Psychoanaliza, kładąca tak wielki nacisk na dociekanie początków, sama wydawała się ich pozbawiona. Biografowie i komentatorzy Freuda, jak i on sam w niektórych wzmiankach, podkreślają, że jego przełomowe odkrycia wybuchły nagle w okresie życia zbliżającym się do czterdziestki, kiedy już miał za sobą długie lata pracy i doświadczenia w medycynie, anatomii, fizjologii i neurologii; nie jako ich kontynuacja, lecz jakby wbrew wszystkiemu, czym się dotąd zajmował. Co prawda przesadą jest twierdzić, że nie miał prekursorów; wątpliwe, czy jest w dziejach ludzkiej myśli taki przypadek. Przeczucia „freudowskich” zjawisk (podświadomość, biseksualizm, rozdwojenie jaźni, kompleksy, wykładnia snów) od dawna pojawiały się intuicyjnie; zwłaszcza u pisarzy; lecz nie tylko. Zgromadził je H. Ellenberger w artykule The Unconscious before Freud („Bulletin of the Menninger Clinic” 1957, nr 21). Publikujący w połowie XIX wieku Carl Gustaw Carus jest tu najbardziej znaczący.

Ale dopóki traktuje się freudyzm jako fenomen bez precedensu, anomalia ta prowokuje hipotezy usiłujące ją wyjaśnić: rodzinnymi urazami (aż po kompleks Edypa) w biografii samego Freuda; błyskiem objawienia lub geniuszu; niezwykłością indywidualnego talentu do wnikania w duszę ludzką lub do systematyzacji pojawiających się tu i ówdzie intuicyjnych spostrzeżeń.

Czyżby więc tylko tyle?

Freud pisze w swej autobiografii: „Urodziłem się 6 maja 1856 w miasteczku Pribor na Morawach, w obecnej Czechosłowacji. Rodzice moi byli Żydami i ja sam pozostałem Żydem.”

To prawie manifestacja. Chrzest w Austrii tych czasów był (jak pisze Heine) „kartą wstępu do europejskiej cywilizacji” i Żydzi chrzcili się w dużej liczbie dla uniknięcia już nie tylko przeszkód w karierze, ale i represji antysemickich. Tymczasem Freud odradzał pytającemu go przyjacielowi wychowywanie syna do wiary chrześcijańskiej: „Jeśli nie dasz mu wyrosnąć na Żyda, pozbawisz go tych źródeł energii, których nic nie może zastąpić. Będzie musiał walczyć jako Żyd, a ty powinieneś rozwijać w nim energię, która będzie mu potrzebna do tej walki. Nie odbieraj mu tego przywileju.” Stwierdzał, że sam jest Żydem, a nie Austriakiem czy Niemcem. Odrzucał wiarę i praktyki religijne judaizmu (tak samo jak chrześcijańskie), ale w żydowskie święta posyłał życzenia krewnym. Obracał się głównie pośród Żydów i niemal wyłącznie ich miał za przyjaciół. Należał do wiedeńskiej loży B'nai B'rith i tam wygłaszał swe pierwsze wykłady o teorii snów. Pośród wczesnych psychoanalityków niemal wszyscy byli Żydami, jak i Josef Breuer, któremu sam Freud przyznawał jakiś czas rolę sprawczą w odkryciu psychoanalizy. W tym samym okresie rozwinęła się największa przyjaźń w życiu Freuda, żenująca dla jego wyznawców i wytykana mu z satysfakcją przez krytyków: jako że fizyk Wilhelm Fliess, którego Freud przez długie lata ślepo uwielbiał jako geniusza i swego mistrza, okazał się niewątpliwie maniakiem pogrążającym się w jałowej numerologii: z pewnością jednak i w tym się wyraził u Fliessa wpływ tradycji kabalistycznych, u Freuda zaś nostalgiczna chęć wprowadzenia ich do nauki współczesnej. Freud należał też do wileńskiego YIVO (Żydowskiego Instytutu Naukowego) i pisał do jego przedstawiciela w 1938 roku: „My Żydzi zawsze docenialiśmy wartości duchowe. Z idei czerpaliśmy swą jedność i dzięki nim przetrwaliśmy do dzisiaj... Nasz lud znowu stoi w obliczu mrocznych czasów, wymagających od nas, abyśmy zebrali wszystkie siły dla zachowania bez uszczerbku całej kultury i wiedzy w tych okrutnych burzach”. Wyczulony był na antysemityzm i uważał go za wszechobecny, jeśli nie w otwartych przejawach, to w ukrytych. Wykazywał (jest to zanotowane) głęboko zakorzenioną w żydowskiej tradycji, charakterystycznie odruchową (i aż nadto uzasadnioną) skłonność do nieufnego zatajania wobec gojów wszelkiej specyfiki żydowskiej. Był sympatykiem syjonizmu od chwili jego powstania, znał osobiście Theodora Herzla, szanował go i podarował mu swą książkę z osobistą dedykacją.

Skromnie zaprzecza, jakoby znał języki jidysz i hebrajski, ubolewając, że za jego lat studenckich nie kultywowano tradycji narodowej; ale są dowody, że wyniósł je z domu; w jego dziełach nie brakuje wtrąceń hebrajskich i żydowskich; gromadził żydowskie dowcipy i anegdoty, dopatrując się w nich „głębokiego znaczenia” i napomknąwszy kiedyś, że są „za dobre dla gojów”. Z zasady nie przyjmował honorariów za przekłady swych dzieł na te dwa języki. Co tydzień zaś grywał w taroka (którego karty pełne są motywów kabalistycznych) i to była jego główna rozrywka.

Ojciec Freuda pochodził z Tyśmienicy koto Stanisławowa na Podolu, a matka z Brodów, czyli z rejonów najbardziej rozwiniętego chasydyzmu. Wśród krewnych i powinowatych David Bakan wymienia cały legion postaci wybitnych w życiu umysłowym i religijnym Żydów galicyjskich, polskich, niemieckich.

Jest zatem oczywiste, że i dlaczego Freud miał we krwi żydowskie tradycje chasydów i kabalistów. Przypomnijmy sobie elementarne fakty z dziejów kabalistyki. Jej początki przypisywane są faryzejskiemu przywódcy z I wieku Jochananowi ben Zakaj (wspomnianemu przez Freuda) i Szimonowi ben Jochaj z połowy II wieku, podstawy zaś ujęte w księgach Sefer Jecira (z III-VI wieku ze śladami wpływów gnostyckich i neopitagorejskich) i zwłaszcza Zohar (powstałej w Hiszpanii pod koniec XIII wieku). Zohar awansował stopniowo (zwłaszcza po wygnaniu Żydów z Hiszpanii w 1492 roku) do rangi niemalże tej co Biblia i Talmud, doczekał się blisko setki wydań i przekładów, aż do dziś wywierając ogromny wpływ nie tylko na myśl żydowską, a w środowiskach orientalnych i chasydzkich zachowując pozycję księgi świętej. Złoty wiek kabały to przełom XIII i XIV wieku, a znaczącą postacią tych czasów był Awraham ben Szmuel Abulafija, o którym odnotujmy cztery istotne szczegóły: że ujawnił swe powołanie na mesjasza, że w studiach kabalistycznych „diabeł stał po jego prawicy”, że w wieku 40 lat poczuł się dojrzałym do pisania dzieł proroczych i że pojechał do Rzymu, starając się (i omal nie płacąc za to życiem) nawrócić papieża.

Te cztery elementy z biografii czy tradycji, prócz jego nauk, okażą się istotne dla Freuda.

Co dalej działo się w mistyce żydowskiej?

Kolejne i olbrzymie wstrząsy: masakry Żydów za Bohdana Chmielnickiego - szokujące nie tylko ze względu na potworną liczbę 300 tysięcy wymordowanych, ale tym bardziej że przypadły na rok 1648, kiedy w kabale zapowiedziano przyjście mesjasza; potężny ruch Szabtaja Cwi, ogarniający niemal całe Żydostwo i haniebnie zakończony w 1666 roku przejściem rzekomego mesjasza na islam i służbę u sułtana Turcji; sekta Jakuba Franka i jej zbiorowe wychrzczenie się w 1759 roku. Mnożące się w tym wszystkim zbrodnie popełniane zbiorowo na Żydach przez Kozaków, Tatarów, wreszcie polskich studentów i jezuitów. Obok tego potężniejący od pierwszej połowy XVIII wieku chasydyzm, który połączył w sobie i częściowo spacyfikował kolidujące mniej, czy bardziej elementy kabalistyki, ortodoksji rabinackiej i sabateizmu; sam jednak pozostał reformatorskim nurtem zapóźnionym co najmniej o dwa stulecia i zarazem na tle talmudyzmu bliskim herezji.

Wreszcie odrodzenie żydowskie: Haskala, od połowy XVIII wieku przez lat sto kilkadziesiąt walcząca o pełne włączenie Żydów do współczesnej kultury europejskiej, po czym załamująca się około 1880 roku, więc już na oczach Freuda, pod ciężarem uświadomienia, że Żydzi muszą wybrać swój los między asymilacją (w dodatku wcale nie chroniącą ich od antysemityzmu i pogromów), a syjonizmem i zachowaniem swej identyczności.

Wszystko to unosiło się w powietrzu, którym oddychał Freud i nic z tego nie powinno być zlekceważone w głębszych badaniach nad istotą i genezą jego nauk.

Na razie wystarczy wskazać na konteksty i całkiem oczywiste związki freudyzmu z mistyką żydowską już na szczeblu jej źródeł tak podstawowych i najdawniejszych jak Abulafija i Zohar. Na to, że w odwiecznym sporze judaizmu ortodoksyjnego, rabinackiego czy talmudycznego z mistycznym, Freud regularnie deklaruje się (co najmniej w przenośni) po stronie mistycznego. Że jego tak wyraźna fascynacja postacią Mojżesza (której poświęcił dwie szczególnie osobiste prace z intencją ukrywania ich autorstwa) skupia się mniej na tym, że Mojżesz jako prawodawca był niewątpliwie jednym z największych i wyraźnie indywidualnych geniuszów ludzkości - a bardziej na tym, że Mojżesz karzący za odstępstwa od swoich praw (dla Freuda uosobiony zwłaszcza w rzeźbie Michała Anioła), mimo wszystko powściąga swój gniew i tym samym dopuszcza możliwość odstępstwa w granicach kreowanego przez siebie systemu.

I jeszcze na coś trzeba koniecznie wskazać: że nie tylko w alegoriach Zoharu mistyka żydowska jest pełna seksu.

Pełno go też w historii Szabtaja Cwi, i to w wersjach dość skandalicznych: dwa małżeństwa rozwiązane, bo nie chciał lub nie mógł ich skonsumować; podejrzenie o homoseksualizm; i jego trzecia żona Sara, prostytutka wychowana w chrześcijańskim konwencie, wędrująca po świecie w poszukiwaniu mesjasza i deklarująca, że Bóg pozwolił jej w ten sposób zaspokajać swe żądze, gdyż poślubić mogłaby dopiero mesjasza; i dlatego właśnie Szabtaj Cwi ją pojął za żonę - a mówi się, że proceder swój nadal uprawiała wśród jego wyznawców. On zaś później w Salonikach kazał sobie dać ślub z rodałami Tory. I tak dalej prawi o nim historia, czy tradycja.

Z kolei w doktrynie Jakuba Franka rozwinęła się i sięgnęła szczytu stara, przewijająca się już dawniej u kabalistów koncepcja świętości grzechu. On sam, awanturnik i psychopata o wybujałej fantazji, włóczył się i nie gardził rozbojem ani świętokradztwem, zaopatrywał haremy i chełpił się podrywaniem mnóstwa kobiet, zwłaszcza Turczynek. Rozwinąwszy koncepcję Boga dwupłciowego wprowadził do jego kultu praktyki seksualne i zbiorowe orgie, o czym pamięć frankiści później starali się zatrzeć.

Czyż to nie istotny przyczynek do teorii Freuda? a zwłaszcza do jej źródeł?

Nie tylko z rodzinnych tradycji albo ech sabatejskich (termin w zniekształceniu pochodny, jak i sabateizm, od imienia Szabtaja Cwi). Te również są u Freuda bardzo wyraźne. Ale w pierwszej kolejności przypomina się Abulafija i cztery charakterystyczne dla niego szczegóły: nagłe przejście do pisania dzieł proroczych w wieku 40 lat, mesjanizm, Rzym i diabeł.

Otóż wszystkie te cztery elementy pojawiają się w biografii Freuda. Przede wszystkim liczba 40 tak wiele znacząca, nie tylko na określenie wieku, w tradycji żydowskiej.

Również dlatego, że 40 to w hebrajskim zapisie litera mem: a więc mesjasz, Mojżesz i bohater Menasze.

W wieku 40 lat podjął Freud życiowe decyzje o znaczeniu wręcz symbolicznym. Skończył z nie chcianą praktyką medyczną i zajął się psychoanalizą, z każdym krokiem i coraz szybciej oddalając się od swego dotychczasowego zawodu, wyobcowując się ze środowiska lekarskiego i tracąc z nim kontakt, a równocześnie szokując je swoimi pierwszymi publikacjami o psychoanalizie, które można bez przesady zaliczyć do dzieł z gatunku proroczych. Było to zarazem jak gdyby manifestacyjne (niemalże heretyckie w swej wymowie) opowiedzenie się przeciw ortodoksyjnej tradycji żydowskiej, w której zawody prawnika (co utożsamia się z rabinem i uczonym) oraz lekarza były i są z odwiecznych względów kulturowych (a nie praktycznych, jak się na ogół sądzi) szczególnie szanowane i stanowią dla mężczyzny swoiste ukoronowanie drogi życiowej. Od prawa (co wiemy z jego życiorysu) Freud odciął się wcześniej; teraz ostentacyjnie (i wbrew ortodoksji) przekreślił drugi z tych ideałów. Sam o tym pisze: „Moja samoświadomość mówi mi, że nigdy nie był ze mnie prawdziwy lekarz. Stałem się nim wskutek przymusowego odchylenia od mego pierwotnego celu i oto jest mój życiowy triumf: że po tak długim okrążeniu powróciłem na drogę mego początku”. Wtedy również zamanifestował swoje (chociaż nie ortodoksyjne) żydostwo zapisując się do B'nai B'rith.

A co z poczuciem mesjanizmu?

Dawid Bakan zgromadził przekonujące poszlaki, że poczucie to nie było Freudowi obce: i to w duchu wyraźnie sabatejskim. Należy wyjaśnić, że pojęcie mesjasza (czyli właściwie maszijach: namaszczony albo pomazaniec) jest dwuznaczne. Jeden to Maszijach ben Dawid, który przyjdzie sprawować rządy nad światem po odkupieniu. Drugi zaś to wojownik, który pojawi się, aby pokonać wrogów i zginąć, przygotowując drogę na przyjście tamtego, zwany Maszijach ben Josef, Maszijach ben Efraim albo Maszijach ben Menasze. Otóż tacy jak Szabtaj Cwi albo Jakub Frank uważali się z reguły za mesjaszów drugiego rodzaju i taki prześwituje także w niektórych zwierzeniach Freuda: który na przykład miewał nie lada skłonności militarne i fascynował się zwłaszcza marszałkami Napoleona; z nich był mu szczególnie bliski Massena; nie dość że uchodzący za Żyda; ale Freud wyraźnie oznajmił w Interpretacji snów, żę jego prawdziwe nazwisko brzmiało „Manasseh”, czyli we właściwszej transkrypcji Menasze, syn Josefa i brat Efraima. Wiadomo zaś, że Freud sam identyfikował się z imieniem Josef: ojciec jego miał na imię Jakub (jak biblijny ojciec Józefa) i tylko z oświeceniowych tendencji wynikło imię Sigmund, nadane mu ku czci trzech polskich królów Zygmuntów, z respektem wspominanych przez Żydów polskich, jako że wszyscy trzej upamiętnili się w roli ich liberalnych protektorów.

Ten z kolei wojowniczy mesjasz, podług tradycji żydowskiej, miał się pojawić w Rzymie, a do tego czasu zamieszkiwać w ukryciu przy bramach Rzymu.

Otóż przez całe życie Freuda, Rzym był jego obsesją. Marzył o zobaczeniu go i zamieszkaniu tam. Ciągle powracał w jego snach, z ich opisów zaś i analiz wiemy, że śnił m.in. o bramach Rzymu, również w kontekstach dotyczących Egiptu, Mojżesza i jednoznacznie mesjanicznych. Miał także i sny, i na jawie fascynacje postacią Hannibala, semickiego wodza, który omal nie podbił Rzymu. A w Interpretacji snów stwierdza po prostu: „Hannibal i Rzym byli dla mnie symbolem konfliktu między nieustępliwością Żydostwa, a organizacją Kościoła katolickiego”. Wszystko to w kontekście antysemickim.

W roku 1901 wreszcie udało mu się pojechać do Rzymu i po części przeżył w nim to, czego się spodziewał, a po części „uznał za trudne do zniesienia to łgarstwo na temat zbawienia ludzkości, tak dumnie podnoszące tam głowę ku niebu”. To jego słowa w liście do Fliessa opisującym na żywo pierwsze wrażenia.

We wspomnieniach o Freudzie (w „Lindauer Psychotherapiewoche” 1954) przytoczył R. Laforgue jego zaskakującą wypowiedź: „Pan nie wie, że jestem diabłem? Przez całe życie musiałem grać diabła, żeby inni z dostarczonych przeze mnie materiałów mogli budować najpiękniejsze katedry”.

Że może to być więcej niż od niechcenia rzucone sformułowanie o znaczeniu czysto werbalnym, świadczą inne poszlaki, dość licznie rozsiane po życiorysie i pismach Freuda.

W artykule z 1892 roku Przypadek udanej kuracji hipnotycznej, niemalże rozpoczynającym nowy okres w jego życiu i działalności, zatrącił o problem wypędzania złych duchów i stwierdził: „Głównie pojawienie się anty-woli jest odpowiedzialne za to, że histeryk często sprawia wrażenie jakby opętania przez złego ducha”. Ociera się o tę sprawę epizod z kokainą, którą w pewnym momencie Freud zaczął eksperymentalnie zażywać i zachwycony jej działaniem przeszedł niebawem do (nieodpowiedzialnego w naszym rozumieniu) aplikowania jej żonie, przyjaciołom i kolegom lekarzom, dla nich samych i dla ich pacjentów, jako „lek magiczny”, nie bez podtekstów paktu z diabłem. Z kolei magia i odkryta niebawem technika przeniesienia (czyli osobistego urzeczenia i podporządkowania pacjenta czy pacjentki, nie bez zabarwienia erotycznego, czy to samemu Freudowi, czy innemu psychoterapeucie) mają dość wyraźne powiązania z rolą maga, uzdrawiacza, istoty opętującej i diabła, w których przeobraża się lekarz. Gdyby nie wyjątkowo udany i monogamiczny własny związek małżeński, kto wie, do czego mogłyby doprowadzić twórcę psychoanalizy te intymne seanse z bogatymi i znerwicowanymi seksualnie paniami z wiedeńskiej plutokracji. Tak czy owak wywoływanie miłości to znów rys typowo diabelski. Jeśli zaś anty-wola zawiesza działanie woli podporządkowanej nadjaźni (czyli tak zwanemu superego) i wiedzie albo

zachęca do pogwałcenia jego zakazów i nakazów, to w aspekcie psychologicznym diabeł daje się utożsamić z zawieszeniem nadjaźni.

Wzięte z Vergiliusa łacińskie motto do Interpretacji snów musiało wiele znaczyć dla jej autora, skoro to pierwsze zwierzył Fliessowi ze swego dzieła: Flectere si nequeo superos, Acheronta mouebo: „Jeżeli bóstw nie ugnę, poruszę piekło”.

W rozprawie Nerwica opętania diabelskiego w XVII wieku Freud stwierdza, że „teoria demonologiczna tych mrocznych czasów, na dalszą metę potwierdziła się”, jakkolwiek „to, co wtedy uważano za złe duchy, to dla nas niskie i złe pragnienia, pochodne impulsów, które myśmy odrzucili i stłumili. W jednym tylko względzie nie podpisujemy się pod średniowiecznym wytłumaczeniem tych zjawisk: zarzuciliśmy ich projekcję w świat zewnętrzny, natomiast początek ich przypisujemy wewnętrznemu życiu pacjenta, w którym się przejawiają”. Dalej analizując przypadek z XVII wieku stwierdza, że dla paktu z diabłem nie jest istotne, czy przyjmie się realność jego istnienia; i wyróżnia motywy takiego paktu, jaki zawarł ów XVII-wieczny Haitzmann: depresja z powodu śmierci ojca i troska o środki do życia. Otóż w tym właśnie stanie i z tych samych przyczyn znajdował się Freud w okresie pracy nad Interpretacja snów. I dochodzi tam do rozdziału pt. Diabeł jako substytut ojca, zmierzając do wniosku, że tym substytutem jest zarówno Bóg, jak i Diabeł, początkowo będący jedną postacią i dopiero wtórnie podzieleni na czyniącego dobro i czyniącego zło, chociaż wiadomo, że te ich dwie funkcje wciąż się mieszają.

W omówieniu Buntu aniołów Anatola France, powiada Freud prosto t precyzyjnie: „Pokonany Bóg staje się Diabłem, a zwycięski Diabeł stanie się Bogiem”.

Z dawien dawna Bóg się kojarzy z ukrywaniem wiedzy (czyli ze spychaniem jej w podświadomość) i z nakazem pokornej zgody na niewiedzę, a diabeł z jej odkrywaniem i uświadamianiem (czyli dobywaniem z podświadomości). Bóg wytwarza poczucie winy, a diabeł mu zaprzecza. Do powszechnych atrybutów diabła należy wiedza, umiejętność i zdolność udzielania pomocy tam, gdzie wszystko inne zawiodło. Ta właśnie dychotomia najdobitniej wyraża się w tradycji Drzewa Wiadomości Dobrego i Złego oraz wygnania z Raju. Jej innym odbiciem są chrześcijańskie tradycje prawne, w których niewiedza jest okolicznością łagodzącą, a wiedza obciążającą: jak gdyby źle było wiedzieć, a dobrze nie wiedzieć.

Ujawniająca to, co zepchnięte w podświadomość, psychoanaliza wiedzie się z przeciwnych źródeł i wbrew takiej tradycji.

Jest to więc archetyp takiego Diabła, który wszystko ujawniając i pozwalając na wszystko, prowadzi do unicestwienia samego siebie: bo gdy zniknie naiwna projekcja tej dychotomii, on również przestanie istnieć.

Otóż i czwarty z elementów odbitych i przeobrażonych u Freuda w ślad za jego kabalistycznym poprzednikiem.

Abulafija zalecał „rozpieczętowanie duszy” i „rozsupłanie jej węzłów” pętających ją coraz bardziej w wyniku codziennych przeżyć i działań, aby dojść do kontaktu z nurtem boskości. Służyły temu dwie metody: swobodne kombinacje liter oraz dilug i kfica, czyli przeskakiwanie od jednych pojęć i wyobrażeń do drugich. Bliżej omawia jego doktrynę Gershom Sholem: Die Jüdische Mystik in Ihren Hauptströmungen (Mistycyzm żydowski, Warszawa 1997). Widać w tym uderzające analogie do psychoanalizy z koncepcją stłumień i rozwiązywania ich metodą swobodnych skojarzeń; roli nauczyciela w przeniesieniu i utożsamieniu się; a nawet skrycie przebijające ślady introspekcji autobiograficznej.

Czy jednak Abulafija był znany Freudowi?

Galicyjskie pochodzenie i tło rodzinne to niemalże pewność obfitej, wczesnej i głębokiej styczności z mistyką żydowską, więc i z jej tak słynnym klasykiem.

Na współczesnym zaś gruncie tę samą w praktyce pewność daje inna postać: Adolf Jellinek. Ten czołowy przedstawiciel grupy żydowskich uczonych, którzy w XIX wieku przystąpili do solidnych badań nad kabałą metodami jak najbardziej współczesnej, zachodniej wiedzy uniwersyteckiej, nie tylko był w latach 1856-1893 najsłynniejszym w Wiedniu (i bodaj czy nie na świecie) kaznodzieją żydowskim, którego każde wystąpienie było całymi dniami publicznie roztrząsane; ale i ogłosił po niemiecku szereg prac, których tematem był Abulafija. Następca zaś Jellinka, Max Grunwald, zaliczał się do osobistych znajomych Freuda.

Z kolei Zohar, chociaż zgoła inaczej (bo względnie trzeźwo i bez nacisku na podniosłość indywidualnych doznań mistycznych) traktujący kabałę niż Abulafija, zawiera aż nadto innych rysów i koncepcji, których samo wyliczenie brzmi jak bezpośrednia zapowiedź nauk Freuda: ciągłe odwoływanie się do metaforyki rodzinnej i seksualnej eksponujące tę sferę życia jako podstawową; człowiek jako istota biseksualna; seksualno-społeczna teoria rozwoju; system technik interpretacji wytworów słownych; a nawet całkiem podobne ujęcie antysemityzmu.

W tradycjach żydowskich nigdy nie uważano wstrzemięźliwości płciowej za cnotę lub zasługę religijną. Zarówno w rabinackim nurcie, jak i w mistycznym zbyt poważnie traktowany był nakaz płodności i rozmnażania się. Nawet i w Bogu dopatrywano się seksualizmu, tym bardziej że hebrajski czasownik jadac oznacza równocześnie poznać, wiedzieć i spółkować (wszystko to mieści się w podstawowym znaczeniu doznawać: czyli odbierać wrażenia zmysłowe za pomocą świadomości). Sprzyjało to utożsamianiu pojęć wiedzy i seksu, tak metaforycznie i symbolicznie, jak i dosłownie. Toteż obcowanie płciowe małżonków symbolizowało relację Boga i Obecności Boskiej, która pod nazwą Szchina (jako obecność Boga w narodzie Izraela w przeciwieństwie do jego transcendencji) była rodzaju żeńskiego i stanowiła w Bogu element żeński. Człowiek zaś również był stworzony jako dwupłciowy i zasadniczo męski z zawartym w sobie, jak Szchina w Bogu, pierwiastkiem żeńskim, który później dopiero wyodrębniono z niego jako żebro, aby stworzyć kobietę. Podobnie libido, czyli żądza jest (u Freuda tak samo jak w Zoharze) pierwiastkiem męskim bez względu na to, czy przejawia się w mężczyźnie, czy w kobiecie, i na którą płeć skierowana.

W podstawowym dla kabalistyki schemacie bytu, tak zwanym Drzewie Życia, łączy się w precyzyjną hierarchię dziesięć sfer (po hebrajsku sfirot). Pod najwyższą z nich zwaną Keter, czyli Korona (przedstawiająca Boga w transcendencji), widnieją pochodne z niej męska Chochma, czyli Mądrość, i żeńska Bina, czyli Rozum; z ich kopulacji wynika Dacat, czyli Wiedza; traktowana jako pół-sfira, nie figuruje ona we właściwym Drzewie Życia i przedstawia boski płód aktu seksualnego już na tak wzniosłym poziomie. Sam wyraz dacat wiedzie się z tego samego rdzenia co jadac i bywa też używany na określenie stosunku płciowego. Natomiast dziewiąta i przedostatnia u dołu sfira to Jesod, czyli Podstawa: jako że wszystkie sfirot są emanacjami Boga i kojarzone z częściami jego istoty, Jesod oznacza jego genitalia i zawiera też dodatkową aluzję do wyrazu sod - tajemnica; wszystkie wyższe sfirot jakby spływały w dziewiątą i z tej, z genitaliów Boga, wynika dziesiąta i najniższa sfera Malchut, czyli Królestwo, gdzie mieści się nasz świat materialny.

Ten schemat kabalistyczny wiele wyjaśnia w systemie pojęć Freuda i w jego genezie.

A wreszcie sam Freud napisał już w 1897 roku w Pochodzeniu i rozwoju psychoanalizy: „Co byś powiedział o sugestii, że cała moja nowiutka teoria pierwotnych początków histerii była już dobrze znana i ogłaszano ją po stokroć od kilku stuleci”.

Może tu chodzić tyleż o średniowieczną teorię opętania przez diabła, jak i mistykę żydowską.

Spójrzmy jeszcze na kilka z podstawowych koncepcji Zoharu i na ich uderzające odbicia w psychoanalizie Freuda.

Zohar jest na pozór komentarzem do Tory. Jego układ ściśle trzyma się Pięcioksięgu Mojżesza i przytacza jego kolejne ustępy, a potem je interpretuje. Tak więc Tora jest dla Zoharu (jak w ogóle dla judaizmu) pojęciem nadrzędnym. Trzeba jednak przypomnieć (dla uniknięcia częstych nieporozumień) znaczenie wyrazu Tora: jest to nie tylko (w najwęższym i najczęściej stosowanym rozumieniu) tekst Pięcioksięgu Mojżesza lub jego fizyczny kształt w formie rodałów, czyli dwóch zwojów liturgicznych, ale także w rozszerzonym znaczeniu cały Tanach (czyli Stary Testament) lub nawet całość Miszny, Talmudu i innych pism komentatorskich, a nawet całokształt żydowskiego Zakonu, czyli Prawa zarówno w formach pisanych, jak i w tradycji ustnej.

Otóż w Zoharze mamy typowo kabalistyczne utożsamienie Tory z postacią mesjasza i wreszcie cadyka.

Freud poszedł o krok dalej po tej samej linii: rozszerzył to podejście na każdego człowieka. Ale już Zohar, stawiając znak równania między opowieściami i literackimi ozdobnikami Tory a strojem człowieka; między ważniejszym od strojów ciałem, a tak zwanymi gufej Tora, dosłownie: ciałami Tory, czyli jej podstawowymi zasadami; polecał wnikać mądrością w to, co najważniejsze i najgłębiej ukryte, czyli w duszę człowieka i Tory.

Kiedy Freud odkrył zasadę przeniesienia i zrelacjonował to we Fragmentach analizy pewnego przypadku histerii, wybrał dla opisanej tam pacjentki umowne imię Dora. Później w Psychopatologii życia codziennego poświęcił ustęp temu właśnie imieniu i jak je wybierał. Zaszyfrował tam kilka dość oczywistych wskazówek dla tego, kto potrafi się doczytać aluzji, że Dora=Tora. Wplótł klucze takie jak: „szukałem imienia dla osoby, która nie mogła zachować własnego imienia”, „miałem do rozporządzenia całe mnóstwo kobiecych imion, lecz narzuciło mi się jedno i żadne inne, było to imię Dora”, „w interpretacji snów przywiązywaliśmy takie samo znaczenie do każdego odcienia formy słownej i jakby Pismo Święte traktowaliśmy to, w czym inni autorzy dopatrywali się przypadkowej improwizacji”. Gdzie indziej Freud zrównał egipskie bóstwo słońca imieniem Aton z hebrajskim Adonaj, niby sygnalizując wymienność litery t przechodzącej w d. Gdyby czegoś jeszcze brakowało, dość zauważyć, że w 17 ustępie kabalistycznej Sefer Jecira pisze się o identyczności tych dwóch liter czy głosek.

Warto może dodać, że tradycja niesłychanie drobiazgowego rozpatrywania i kopiowania liter w tekście Tory jest głęboko żydowska. Ta skrajna pedanteria i doszukiwanie się tajemnych znaczeń dotyczy nawet błędów kopisty lub takich szczegółów jak nierówna wielkość którejś litery.

Wynikają stąd wnioski nie tylko dla tego, co Freud chciał w zaszyfrowanej formie powiedzieć swym przyszłym czytelnikom, lecz i dla tego, jakie konsekwencje w interpretacji na pozór nieistotnych i przypadkowych szczegółów niosło przyjęcie zasady, że człowieka bada się jak wcielone Pismo Święte.

Freudowska metoda interpretacji snów charakteryzuje się tym, że nie rozpatruje ich w całości strukturalnej, lecz rozbija na elementy, i każdy z nich bada osobno, raczej nie wiążąc go z innymi, metodą ciągu skojarzeń. Niemal identyczna metoda od wieków występuje w tradycji żydowskiej i posługiwali się nią nagminnie Talmud, Zohar i Abulafija.

Interpretacja snów (mimo że rabini bezskutecznie usiłowali ją zwalczać) od niepamiętnych czasów cieszyła się u Żydów niezwykłą popularnością. Obszernie zajmuje się nią już w Talmudzie traktat Brachot i znajdziemy tam wiele spostrzeżeń i poglądów jakby wprost zapowiadających Freuda:

Między innymi obfitość wykładni seksualnych. „Śniłem, że polewam oliwki oliwą. Odpowiedział: Pohańbił swą matkę. Rzekł: Śniłem, że całują się wzajemnie moje oczy. Odpowiedział: Pohańbił swą siostrę. Rzekł: Śniłem, że całuję księżyc. Odpowiedział: Pohańbił żonę Izraelity. Rzekł: śniłem, że idę w cieniu mirtu. Odpowiedział: Pohańbił zaręczoną. Rzekł: Śniłem, że rozciąga się cień nade mną, a jednak pode mną. Odpowiedział: Oznacza to stosunek przeciwny naturze”.

Sformułowano też kilka podstawowych zasad:

Że każdy sen coś znaczy. Powiedziano w Brachot: „Sen nie wyłożony to jak list nie przeczytany”.

Że snów nie należy brać dosłownie, bo „sen, zły czy dobry, nigdy się nie sprawdza w całości, najwyżej w części”.

Że od snu ważniejsza jest jego interpretacja, bo „wszystkie sny idą za ustami”. Dlatego pierwsza z wykładni, również na wolnym skojarzeniu oparta, przeważa nad następnymi.

Że według zasady „sny idą za ustami”, prawdziwe mogą być różne wykładnie i nawet sprzeczne.

Wszystkie te reguły znalazły wyraźne odbicie we Freuda teorii snów. A po drodze był jeszcze Szlomo ben Jaakow Almoli, który w 1515 roku wydał po raz pierwszy swe dzieło poświęcone wykładni snów Pitron Chalomot. W roku 1694 przełożone na jidysz, miało niezliczone wydania i cieszyło się ogromnym wzięciem jeszcze w XX wieku. Almoli poprzedził Freuda i zapewne wskazał mu drogę, stanowczo twierdząc, że wykładnia snów wymaga głębokiej wiedzy i studiów; że w interpretacji równie istotne są jej ogólne zasady, jak i znajomość osoby i charakteru tego, kto śnił, jak również otoczenia i okoliczności.

Niemała rola przypada u Freuda grom słów, kombinacjom liter i liczb. Wszystko to ma swoje prastare, bardzo zawiłe odpowiedniki hebrajskie. Ta dziedzina kabalistyki, zwana ceruf, dzieli się na trzy główne techniki: gematrija dociekająca znaczeń na podstawie numerycznej wartości liter i słów; notarikon oparty na rozwijaniu słowa w wyrażenia z paru słów zaczynających się od pierwszej i ostatniej lub od trzech spółgłosek słowa wyjściowego; i tmura wytwarzająca nowe słowa z przestawiania tych samych liter.

Freud w interpretacji snów i bez niej obficie stosuje te same albo podobne zabiegi.

Bodajże najbardziej ambiwalentnie ocenianą pracą Freuda jest Totem i tabu. Krytyka wytykała mu, że istniejący materiał etnograficzny nie potwierdza jego przewodu myślowego i wniosków. Jednakże nie wiszą one tak w powietrzu, jak zdawałoby się z tego wynikać. Po prostu nie jest to dzieło naukowe z zakresu etnologii. Zyskuje natomiast pełny sens, jeśli odnieść jego problematykę do tradycji żydowskiej i jej odbicia w specyficznie żydowskiej psychologii: wtedy kazirodztwo i kaszrut (czyli zakazy dotyczące pokarmów) w ujęciu Freuda nie tylko legitymują swe korelacje i kluczowe miejsce w zaproponowanej przez niego koncepcji, lecz i nawiązują do przewodów myślowych Zoharu i Talmudu.

Tylko w hebrajskim przekładzie Freud zaopatrzył Totem i tabu w specjalnie napisany wstęp.

Stwierdza w nim, że chociaż odszedł od religii żydowskiej, pozostał „w istocie” Żydem i ma nadzieję, że nauka to kiedyś dostrzeże. W innej dyskusji zaś mówiąc o przyjęciu, jakie czeka Totem i tabu, zaznaczył, że praca ta „posłuży ostremu rozróżnieniu dzielącemu nas od wszelkiej religijności aryjskiej”.

Jakże to podsumować?

Do największych zasług Freuda należy z pewnością to, że w opozycji do przeważających prądów naukowej myśli swych czasów, tej samej myśli, która stworzyła i narzuciła światu zachodniemu ścisły racjonalizm wiedzy współczesnej, wychodząc z tych samych pozycji, zapoczątkował badanie i rozumienie ludzkich zachowań i reakcji na pozór nielogicznych, bez sensu, niby to przypadkowych. Przez ich bezkształtny szum i bełkot, badając luźne skojarzenia, sny, kompleksy, przejęzyczenia, żarty czy urojenia, wykrył w nich inną semantykę, niemalże inną rzeczywistość, ujawniającą realny byt i faktyczne związki, konteksty, następstwa tego, co według tamtych reguł miało nie istnieć.

Pośród nich szczególne miejsce zapewnił wszystkiemu, co dotyczy seksu, i raz na zawsze utorował drogę wszechstronnemu, nie tylko biologicznemu dociekaniu tych omal nie najważniejszych aspektów natury ludzkiej. Położył kres ich obsesyjnemu przemilczaniu i zapoczątkował proces naprawiania tej największej ze szkód, jakie wyrządziło ludzkości chrześcijaństwo.

Dzięki niemu cywilizacja zachodnia przystąpiła do wypełniania na swoich mapach tej pustki, gdzie od średniowiecza do wczoraj widniały tylko białe plamy z obłudnym napisem: Terra ubi leones. Freud i nie kto inny wtargnął na te zabobonnie omijane dotychczas przez hipokrytów i ślepców „ziemie niedostępne z powodu lwów” i sprawił, że obskurantyzm już nie zdoła ich uniedostępnić.

To dużo ważniejsze od konkluzji: na ile się konkretnie sprawdził? co w istocie rozwiązał?

Jedni entuzjastycznie utrzymują: że prawie wszystko. Inni pogardliwie: że prawie nic. Ci drudzy mogą widzieć to bardziej obiektywnie. Jednak nie bez powodu Freud zajął miejsce obok Darwina czy Einsteina i przyczynił się do ukształtowania świata (czy to w naukach, czy w sztuce, czy w pojęciach ogółu) na skalę tak olbrzymią, że porównywalną tylko do wpływu głównych religii (takich jak chrześcijaństwo, islam czy buddyzm) oraz do rewolucji wynikającej z informatyki.

I cóż z tego, że nie sprawdza się tyle jego hipotez bardziej szczegółowych, takich jak mit samoistnej podświadomości, kompleks Edypa, teoria snów i dziecięcego seksualizmu?

Co najwyżej odnotować można paradoks dysproporcji między tym, ile i jak fundamentalnych problemów umiał postawić, a jak mało z nich potrafił definitywnie rozwiązać. Jak olbrzymiego przełomu dokonał i jak wiele w nim pozostawił innym do realizacji. Tak czy owak, dokonał rzeczy zasadniczej: wydzielił z mistyki żydowskiej jej elementy nadprzyrodzone i odwołując się do całej reszty (a także twórczo ją rozwijając) przeniósł jej mądrość i metody na grunt nauki współczesnej. Wiele jeszcze potężnych osiągnięć wielu kultur nie-zachodnich czeka na takie przeniesienie; mogą i muszą z tego wyniknąć dla ludzkości olbrzymie korzyści; niektóre z nich już widnieją na horyzoncie; trudno sobie wprost wyobrazić, jak bardzo zmieni się i jakich szczytów sięgnie uniwersalna wiedza w ten sposób rozszerzana i wzbogacona bez wyrzekania się rygorów i narzędzi, w jakie wyposażyła ją kultura zachodnia. Ale decydujący wyłom na tej drodze jest dziełem Freuda.

Wreszcie kluczowe pytanie, na które z dystansu więcej niż stulecia odpowiedź nie wydaje się tak zaraz oczywista: czy Freud miał autentyczne powody, aby lękać się ujawnienia żydowskich kontekstów i źródeł swojej teorii? Owszem. Powody jak najbardziej rzeczywiste.

Czerwiec 1882 to data, którą sam Freud wymienia jako punkt zwrotny w swoim życiu: to wtedy jego pracodawca, profesor Ernst Wilhelm von Brücke, zdecydowanie odradził 26-letniemu Freudowi karierę akademicką i pchnął go na drogę praktyki lekarskiej.

Dlaczego akurat wtedy?

Nie było to jasne dla biografów.

Otóż wtedy właśnie wezbrała w Austrii olbrzymia i groźna fala antysemityzmu. Rok wcześniej ożyło na Węgrzech średniowieczne „oszczerstwo krwi” i w miejscowości Tisza-Eszlár stanął przed sądem Żyd nazwiskiem Joseph Scharf, oskarżony o zamordowanie 14-letniej Eszter Solymossy w celach rytualnych; towarzyszyła temu ogromna, histeryczna, międzynarodowa nagonka antysemicka; w samym Tisza-Eszlár zniszczono synagogę i dom jej szamesa. W tymże roku 1881 uznano za żydowski mord rytualny śmierć chłopca, którego ciało znaleziono w nadreńskim Xanten. Bratislava stała się widownią zorganizowanych ekscesów antysemickich. Na koszt arcyksiężnej Marii Teresy zaczęło się ukazywać pierwsze pismo antysemickie „Österreichischer Volksfreund”. Profesor uniwersytetu praskiego August Rohling wydał broszurę Żyd talmudyczny, przypominającą Protokoły mędrców Syjonu, która wśród międzynarodowego rozgłosu osiągnęła niebawem 17 wydań i rozpowszechniona była w setkach tysięcy, w tym również za darmo. W roku 1882 pobudził Wiedeń do publicznej histerii antysemicki agitator Frnnz Holubek, zwołując zgromadzenie kupców chrześcijańskich i wygłaszając mowę w tym oto stylu: „Żydzi to już nie są nasi współobywatele, oni rządzą nami, uciskają i prześladują nas! W stolicy Habsburgów chrześcijan się osłabia, niszczy i zniesławia. Czy musimy dźwigać to jarzmo? Powiedzcie: czy taki naród ma prawo żyć w cywilizowanym społeczeństwie? Czy wiecie, że Talmud was nazywa stadem świń, psów i osłów?”. W rok później ksiądz Joseph Deckert wydał z kolei broszurę Mord rytualny jako fakt potwierdzony w aktach procesu, powołując się m.in. na rzekomego świadka, który widział taki mord w Rosji. Następny rok 1894 to nie tylko sprawa Dreyfusa, lecz także w Rosji początek rządów cara Mikołaja II i pogromów tudzież oskarżeń o mordy rytualne. W roku 1899 w Czechach skazany został za mord rytualny Żyd nazwiskiem Hilsner. Przez cały ten czas rosła w potęgę antysemicka Chrześcijańska Partia Socjalistyczna, której przywódca Karl Lüger stał się później wzorem dla Hitlera (co wiadomo z Mein Kampf ) i natchnął go do antysemizmu.

Trudno o bardziej realne powody do ukrywania się i schodzenia z drogi. Nadzwyczaj szanowany przez Freuda profesor Brücke dobrze wiedział, co robi, kiedy w tym oku antysemickiego cyklonu doradził mu usunięcie się ze sfery największego zagrożenia.

Trzeba zaś dodać, że tzw. literatura żydowska (od pięknej po naukową) należała wówczas do głównych i najbardziej poglądowych celów napaści antysemickich.

Aby podsumować to słowami Dawida Bakana: jeżeli Freud był (a już niewątpliwie był) świadom, jaką rolę odegrała w jego myśleniu żydowska tradycja mistyczna, miał pierwszorzędny powód, aby nie powoływać się na nią. Jego z gruntu kontrowersyjna teoria byłaby narażona na niepotrzebną i może zgubną dla niej opozycję, gdyby wskazano jej żydowskie źródła.

W artykule na temat Oporów przeciw psychoanalizie Freud napisał później bez ogródek: „Można wreszcie; jakkolwiek z rezerwą, zadać sobie pytanie, czy osoba niżej podpisanego jako Żyda, który nie ukrywał nigdy swego żydostwa, nie przyczyniła się do wywoływania w jego środowisku antypatii do psychoanalizy. Ten rodzaj argumentów nieczęsto wypowiada się na głos... Może również być nie całkiem sprawą przypadku, że pierwszym rzecznikiem psychoanalizy był Żyd. Głoszenie wiary w tę nową teorię wymagało pewnej gotowości do pogodzenia się z pozycją samotnej opozycji: a do tej pozycji nikt nie przywykł bardziej od Żyda”.

Trudno już o wyraźniejszą kropkę nad i.

W ostatnich latach znów tak tłumaczył zamiar anonimowej publikacji swej pracy Mojżesz i monoteizm: „Żyjemy tu, w katolickim kraju (czyli w Austrii) pod ochroną Kościoła, niepewni, jak długo będzie trwać ta ochrona. Póki trwa, oczywiście waham się zrobić cokolwiek, co by musiało wzbudzić wrogość tego Kościoła. To nie tchórzostwo, lecz ostrożność; nowy wróg (a będę się wystrzegał, aby nie zrobić nic takiego, czym by się mógł posłużyć) [chodzi tu o hitleryzm - przyp. R.S.] jest bardziej niebezpieczny od poprzedniego, z którym już nauczyliśmy się żyć w pokoju. Badania psychoanalityczne w każdym razie, wzbudzić muszą podejrzliwą baczność katolicyzmu. Nie twierdzę, jakoby ta podejrzliwość była niezasłużona... Brutalne represje nie są bynajmniej obce Kościołowi katolickiemu; odczuwa on jako wtargnięcie na teren jego przywilejów, gdy inni uciekają się do tych samych środków... Niechaj więc mój esej spoczywa w ukryciu do czasu, gdy będzie mu dane bezpiecznie wyjść na światło albo gdy będzie można powiedzieć komuś innemu, kto dojdzie do tych samych poglądów i wniosków: W bardziej mrocznych czasach żył człowiek tak myślący jak ty”.

Oprócz tej oczywistej strategii życiowej, są też głębsze powody, dla których Freud ukrywał genezę swych nauk: Niektóre z nich omówił Leo Strauss w książce Persecution and the Art of Writing (Glencoe, Ill. 1952). Jako przykład służą mu w szczególności trzej wielcy filozofowie żydowscy: Maimonides, Jehuda Halevi i Spinoza. Na ich dziełach dowodzi twierdzenia, że wieki zagrożeń i prześladowań wytworzyły w przekazach myśli żydowskiej tradycję maskowania się, zaciemnień i niedomówień. Freud byłby jej kolejnym przykładem.

Jeszcze głębiej mogą się kryć te powody w kabalistycznej tradycji. Skoro docieka ona spraw aż tak bardzo tajemniczych, cóż dziwnego, że do jej istoty należy tajemniczość przekazu?

Rzeczywiście jest w kabale zasada, że tajemnice przekazuje się tylko wybranym; ustnie; w formie aluzji; tylko jednej osobie naraz. Tak i w praktyce psychoanalitycznej, kładzie się nacisk na ustny trening i szkolenie adepta. Nawet powtarza się frazes: że psychoanalizy nie da clę nauczyć z książek. W tym istotnym punkcie znów spotykają się dwa nurty tej samej krwi.

powrót do strony GNOSIS 2     powrót do strony głównej GNOSIS