|
||
Jan
Tomkowski |
Mędrzec na wagarach |
|
Jan Tomkowski |
||
Jak
wagary, to wagary. Idą w kąt potężne tomy dzieł filozoficznych i
traktaty teologów. Wszystko w nieładzie. Tu Tomasz rozprawia o
substancjalnej formie ciała, a tam wyśpiewuje swoje poematy William
Blake, jedyny w dziejach mistyk, który umarł śpiewając. Niech się kłócą
i godzą, niech ustalają stanowiska, niech z pilnością wzorowego
detektywa szukają antynomii w systemach. Mędrzec ich nie słucha, bo
akurat dzisiaj postanowił udać się na wakacje. Będzie przyglądać się rzeczom z uczuciem radosnego zdziwienia, będzie śledzić bieg heraklitowej rzeki czasu. Ciągle wierzy, że zdarzają się jakieś powroty i repetycje. Może zapisując – nawet bezładnie, bez świadomego wyboru – już zdolni jesteśmy utrwalać i usystematyzować? Moje słowo zachowało jeszcze jakąś cząstkę magicznej mocy? W najnowszym tomiku Czesława Miłosza gasną filozoficzne gwiazdy, abstrakcje wydają się nużące, mądrości teologiczne - niepewne. Zostaje świat widzialny, konkret, królestwo smaku i dotyku. Trzeba wyjść z Biblioteki, by uznać chwałę ludzkiego gospodarowania na ziemi. Trzeba zapomnieć choć na chwilę o filozofach, którzy chcieli świat objaśniać albo zmieniać, i pochylić się nad żywotami ludzi, o których milczą kroniki. Wszystko staje się wtedy ważne i tajemnicze. Mędrzec
na wagarach ma prawo czuć się dzieckiem, a co najwyżej młodzieńcem.
Nie musi być głęboki ani poważny. Zachowuje się nieodpowiedzialnie -
na przykład zaczepia dziewczyny i dziewczynki (możecie to rozumieć, jak
chcecie). Wolno mu słuchać z podobną uwagą głosów uczonego, teologa
i poczciwego proboszcza, dla którego Tomasz z Akwinu najpierw jest świętym,
a dopiero potem filozofem. Nie
poszukuje porządku, wędruje bez planu, podążając tam, gdzie prowadzą
kaprysy pamięci. Mistycy powiadają, że historia świata zapisana została
na kartach Pisma Świętego. Historia – być może, choć z jej
mrocznych obszarów przybyło do „Europy błot i sosnowych lasów” państwo
Lewiatana. Ale co z naturą? Czy atlas Linneusza nie odwzorowuje boskiej
hierarchii, pracowicie zbudowanej w niebie przed początkiem czasu? Richard
Jefferies uważał, że natura, która trwa po śmierci człowieka, jest
nieludzka. W Dalszych okolicach Miłosza nie przeraża już obojętność
przyrody. Jej dostojna obecność wydaje się urzekająca. Nawet jeżeli
niebo jest puste, zaś archetypy stanowią wyłącznie koncept filozofów,
drozd na gałęzi pozostaje wieczny. Zatrzymuje go słowo poety. To
my sami obdarzamy istnieniem przedmioty, zwierzęta, ludzkie swarze,
epizody. „Być - to znaczy być postrzeganym”. Za pomocą tej właśnie
idei biskup Berkeley pragnął ostatecznie rozprawić się z
niedowiarkami. Miłosz poddaje ją przekornej interpretacji. W Dalszych
okolicach Bóg okazuje się genialnym fotoreporterem, z równym zapałem
jak człowiek utrwalającym obrazy przeszłości. Dla niebiańskich
demiurgów opisanych we wspaniałym wierszu Stwarzanie świata
kreacja jest radosną zabawą. Jest także przedsięwzięciem
nieobliczalnym. Machina czasu, raz puszczona w ruch, nigdy nie zamiera.
Ale nikt nie uczy nas tu figur tańca śmierci – to tylko dziwaczna
bieganina: „A słońce wschodzi i słońce zachodzi./ Kiedy oni biegają,
biegają”. Błysk boskiego geniuszu każe artyście przenosić na płótno fragment rzeczywistości. Historyk sztuki, wytrawny koneser, ceniony krytyk zwykł lekceważyć ten wysiłek. Interesuje go przecież kompozycja, układ barw, gra światła, perspektywa. Mędrzec na wagarach inaczej patrzy na malarstwo Turnera, Constable’a, Corota. Postrzegając, ożywia, przywołuje zdarzenia, jakby był ich świadkiem. Nie na darmo uczył Blake, że Wyobraźnia jest Wizją i że jest boska w swej genezie. Miłosz
usprawiedliwia płynność świata, nie przeciwstawia jej wieczności.
Zachwyca go pełnia stworzenia, zdumiewają najdrobniejsze jego przejawy.
Wychodzi z Biblioteki, by stwierdzić, że świat jest najwspanialszą i
najgościnniejszą z bibliotek. Odkrywa, że świat jest także muzeum
wiecznych form, teatrem życia, wreszcie – wymarzoną pracownią
filozofa i ogrodem poety. Czy ktoś ośmieli się powiedzieć, że to za
mało? Czesław Miłosz: Dalsze okolice, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 1991, s. 70 |