Agnieszka Jackl 
(ur. 1957), socjolog, propagator dorobku duchowego kultur antycznych. Zamieszczony poniżej tekst stanowi rozdział jej pracy Myśl Carla Gustava Junga a współczesność.

Świat współczesny w oczach Junga cz.I

Agnieszka Jackl

 

Carl Gustav Jung wielokrotnie wypowiadał się na temat współczesności. Bywała dla niego tematem samym w sobie, albo też pojawiała się na marginesie innych rozważań.

Nie da się jednak przedstawić poglądów Junga na temat współczesności bez przytoczenia tego co myślał o przeszłości. Przeszłość i teraźniejszość są bowiem w jego myśli tak ściśle związane, że nie dadzą się rozdzielić. Aby wyjaśnić czasy współczesne Jung cofa się czasem aż do antyku, omawia także powstanie chrześcijaństwa i różne zjawiska kultury nowożytnej.

Według Junga każda epoka pozostawia ślad w nieświadomości zbiorowej. Zapisują się w niej kolejne, jednostkowe doświadczenia. Jednocześnie, każda epoka ma związek z poprzednimi, dzięki już zapisanym doświadczeniom. Niektóre stulecia, jak wiek XIX, pozostawiają zaledwie drobny osad pyłu na odwiecznej duszy ludzkiej1. Inne odgrywają znaczniejszą rolę. Przypada ona tym czasom, w których następuje przemiana jednej epoki w drugą. O ile nieświadomość zbiorowa zmienia się nieznacznie w trakcie kolejnych epok, to świadomość ludzka, przez którą rozumie Jung panujące treści świadomości, różni między sobą epoki.

 

Podział na epoki

 

Koncepcja historiozoficzna Junga jest oparta na pojęciach platońskiego roku i miesiąca. Rok platoński trwa 25800 lat. Tyle czasu zajmuje przesunięcie się punktu równonocy wiosennej przez cały zodiak. Punkt ten przesuwa się po ekliptyce w związku z ruchem osi ziemskiej. Jest to tak zwane zjawisko precesji2. Platon wierzył, że zakończeniu każdego wielkiego obiegu towarzyszy katastrofa na skalę światową, po której życie rozpoczyna się na nowo3. Dla Junga kolejne miesiące platońskie stanowiły osobne epoki. Taki „miesiąc” trwa 2150 lat, tyle ile przesunięcie się punktu równonocy przez jeden znak zodiaku. Ruch ten odbywa się w kierunku wskazówek zegara, tzn. przez Byka do Barana, po czym do Ryb, a z Ryb do Wodnika. Przy przejściu punktu równonocy z jednego znaku do drugiego następuje, według Junga, przemiana psychiczna, co znaczy że dominujące w jednej epoce treści świadomości ustępują miejsca innym, charakterystycznym dla nowej epoki. Treści świadomości odpowiadają cechom znaku astrologicznego, który jest tranzytowany przez punkt równonocy. Jung nie twierdzi, że przesuwanie się punktu równonocy jest przyczyną przemian świadomości. „Byłoby rzeczą niewłaściwą proponować tu jakiekolwiek wyjaśnienia kauzalistyczne. Chodzi tu raczej o przedświadome, z góry ukształtowane związki między archetypami; wzmianki o nich spotykamy także w innych układach, w szczególności zaś przy tworzeniu mitów.” 4 Czyli jeżeli każdy znak zodiaku ma swój archetypowy zestaw cech, to przejście punktu równonocy do któregoś z nich rozgrywa się równolegle do przemian w ludzkiej świadomości jednostkowej i zbiorowej. W trakcie przemiany świadomość zbiorowa kształtuje się zgodnie z treściami archetypowymi znaku, w który wchodzi punkt równonocy. „Jak wiemy z historii starożytnego Egiptu, kresowi jednego platońskiego miesiąca i początkowi następnego towarzyszą zjawiska związane z psychiczną przemianą. Są to... zmiany w konstelacji psychicznych dominant, archetypów, »bogów«, które wywołują świeckie przemiany psychiki zbiorowej lub im towarzyszą. Przemiana ta zaczęła się w czasach historycznych i pozostawiła ślady przede wszystkim przy przejściu z epoki Byka do epoki Barana, a następnie z epoki Barana do epoki Ryb, której początek zbiega się z powstaniem chrześcijaństwa. Obecnie zbliżamy się do wielkiej przemiany, której należy oczekiwać wraz z wejściem punktu równonocy wiosennej w gwiazdozbiór Wodnika.” 5 Zjawisko przemiany tłumaczy Jung za pomocą stworzonego przez siebie pojęcia synchroniczności akauzalnej. Wyjaśniać za pomocą synchroniczności to nie szukać przyczyn jakiegoś zjawiska, ani nie uważać go za skutek innego zjawiska, ale ukazywać powiązanie zjawiska z innymi jednocześnie występującymi, poprzez wspólną treść lub motyw. Za pojęciem synchroniczności kryje się przekonanie, że wszechświat jest całością, a wszystkie występujące w nim zjawiska są wzajemnie powiązane. Każde zjawisko z osobna być może ma jakąś przyczynę, lub jest skutkiem czegoś. Jednak występowanie zjawisk o podobnym motywie lub treści, parami lub grupowo, nie da się wytłumaczyć inaczej niż za pomocą synchroniczności akauzalnej. Pojęcie to oznacza: „...zasadę akauzalnego powiązania zjawisk i nawiązuje do starych koncepcji »sympatii« czy »harmonii przedustawnej«. Ową synchronicznością Jung tłumaczy analogie pomiędzy wydarzeniami ziemskimi a układami gwiazd. Zakłada to istnienie czynników wpływających na przebieg zjawisk w przyrodzie. Te czynniki, podobnie jak w wypadku projekcji, mają psychiczny, choć nieświadomy charakter. To nie fizykalne procesy kształtują, zdaniem Junga psychikę, ale psychika kształtuje materię. Proces poznawania przyrody jest jedynie dopasowywaniem archetypów (prawzorów) do zewnętrznych zjawisk. U podstaw zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej rzeczywistości leży bowiem podobna struktura archetypowa, która jest powodem ich wzajemnej odpowiedniości. To ona decyduje o koincydencji zdarzeń, których prawdopodobieństwo pojawienia się jest znikomo małe,  a przy tym o jej wystąpieniu nie rozstrzygają żadne relacje przyczynowe” tłumaczy w Spotkaniach z astrologią Tadeusz Doktór6.

Jung był przekonany, że wiedza o charakterze planet i znaków zodiaku powstała za pomocą projekcji, czyli rzutowania nieświadomych treści na zjawiska zewnętrzne (przypisywanie w różnych kulturach tych samych cech planetom, świadczy niewątpliwie o wspólnej strukturze archetypowej całego rodzaju ludzkiego). Przesuwanie się punktu równonocy po ekliptyce wiąże się wobec tego z „wyciąganiem” z psychiki cech związanych z kolejnymi znakami i działaniem zgodnie z nimi. Przy przejściu punktu równonocy z jednego znaku do drugiego zmieniają się, napełniając się inną treścią, archetypy, które choć rzutowane na zewnątrz, pozostają w nieświadomości, a stosownie do nich, lub równolegle — treści świadomości. Przemiana ta zaczyna się jeszcze przed zmianą znaku przez punkt równonocy, a kończy jakiś czas po wejściu w nowy. Jung zajmował się bliżej antykiem, którego nie łączył szczególnie z żadnym miesiącem platońskim, oraz epoką Ryb, której początek wiązał z powstaniem chrześcijaństwa i nadchodzącym czasem Wodnika.

 

Powstanie chrześcijaństwa

 

Chrześcijaństwo powstało na przełomie epoki Barana i Ryb. Zgodnie z myślą Junga musiała wtedy nastąpić zamiana archetypów czy też „bogów”. Powinny były pojawić się nowe treści świadomości zbiorowej, zgodne z archetypowym charakterem znaku Ryb.

Jung nie uważa chrześcijaństwa za żadne novum w ludzkiej historii. Motywy na jakich zostało ono oparte, można, jak sądzi, odnaleźć w starszych od niego religiach; a samo przyjście Chrystusa było dokładnie przygotowane przez różne wydarzenia. Główną przyczynę narodzenia się Syna Bożego znajduje Jung w starotestamentowej Księdze Hioba; jej bohater zostaje przez Boga poddany rozlicznym próbom, gdyż Bóg chce się przekonać, czy przebyte nieszczęścia doprowadzą go do utraty wiary. Pomysł wypróbowania Hioba zostaje podsunięty Bogu przez szatana. Chociaż wszystkowiedzący, Bóg idzie za podszeptem szatana. Jednak Hiob, w prawdziwej lawinie nieszczęść, jakimi są dla niego kolejno: śmierć dzieci, wyginięcie zwierząt domowych, niezgoda z żoną, odwrócenie się odeń przyjaciół i własna choroba, zachowuje wiarę. Ciosy, które na niego spadają, przyjmuje z prawdziwą pokorą i nie wątpi w dobro Boga. Według Junga Bóg, który idzie za podszeptem szatana i zsyła na człowieka zło, chociaż w swojej mądrości powinien znać wynik zakładu, okazuje się w zestawieniu z Hiobem niższy moralnie i nie tak świadomy. Aby uzyskać wyższy poziom moralności i świadomości, Bóg musi wcielić się w człowieka, twierdzi Jung. Historia Hioba pokazuje także, że Bóg nie jest samą miłością. Pozwala bowiem działać szatanowi, który jest jego tworem. Zatem Bóg jest pełen sprzeczności. Jest w nim i dobro i zło. Właśnie po to, by dobro mogło się zmierzyć ze złem, musi narodzić się Bóg w człowieku, twierdzi Jung, a powstanie chrześcijaństwa uważa za nieuniknioną odpowiedź na historię Hioba. Przeczuwali je także inni autorzy Starego Testamentu. „Wewnętrzna niestałość Jahwe stanowi założenie nie tylko stworzenia świata, lecz także dramatu w pleromie, którego tragiczny chór tworzy ludzkość. Rozprawa z własnym stworzeniem przemienia stwórcę. W Starym Testamencie znajdujemy — począwszy od VI wieku p. n.e. — coraz więcej dowodów tej przemiany. Pierwsze główne jej przejawy występują w tragedii Hioba i w objawieniu Ezechiela. Hiob jest człowiekiem cierpiącym niesprawiedliwie, Ezechiel jednak widzi już »uczłowieczenie« i zróżnicowanie postaci Jahwe, a przez to, że tytułuje go się Synem Człowieczym pokazuje mu się, iż inkarnacja i »czwórca« Boga są jak gdyby pleromatycznym prototypem tego, co przez przemianę Boga i przyjęcie przezeń postaci ludzkiej stanie się z człowiekiem, a nie tylko z przewidzianym od prawieków Synem Bożym. To zaś spełnia się w intuicyjnej antycypacji u Henocha. W ekstazie staje się on w pleromie Synem Człowieczym, a zabranie go z ziemi na ognistym wozie (podobnie jak Eliasza) stanowi prefigurację zmartwychwstania zmarłych. Aby spełnić swą rolę jako »kierującego sprawiedliwością«, musi on znaleźć się w bezpośredniej bliskości Boga, a jako preegzystentny syn człowieczy nie podlega już śmierci. Ponieważ jednak jest on także zwykłym śmiertelnym człowiekiem, przeto również inni śmiertelnicy, podobnie jak on, mogą dostąpić oglądania Boga, poznać swego Zbawiciela, a tym samym stać się nieśmiertelnymi.”7

Powstanie chrześcijaństwa uważa Jung za próbę rozwiązania problemu psychicznego, jakim było istnienie w Bogu przeciwieństw, miłości i okrucieństwa, dobra i zła. Albowiem: „Paradoksalność Boga rozdziera również ludzi i skazuje ich na pastwę pozornie nierozwiązywalnego konfliktu tkwiących w nim przeciwieństw”8. Konflikt ów w chrześcijaństwie został wyrażony otwarcie za pomocą pary Chrystus — Diabeł, w której Chrystus reprezentuje wyłącznie dobro, a Diabeł wyłącznie zło. „Przeciwieństwo to stanowi właściwie najważniejszy z istniejących problemów, którego zresztą jak dotąd nie rozwiązano9. Z przyjściem Chrystusa wiąże się pytanie o źródło zła. „pytanie o źródło zła nie pojawiło się jeszcze w czasach Ojca”10. Tamtejszy świat, jak twierdzi Jung, charakteryzowała jedność z całą naturą. „była to epoka, kiedy Grecy poddali świat krytyce, epoka gnozy w najszerszym znaczeniu tego słowa...”11.

Charakter Chrystusa i schemat triadyczny, jakim jest Trójca Święta, nie były według Junga niczym nowym. „Archetyp Boga-zbawiciela i praczłowieka jest prastary [...] Syna, objawionego Boga, który jako człowiek staje się dobrowolną lub niedobrowolną ofiarą, aby świat mógł powstać lub by mógł zostać zbawiony od zła, spotykamy już w indyjskiej filozofii Puruszy, a także w wyobrażeniu pierwszego człowieka Gajomarda u Persów. Gajomard jako syn świetlistego Boga staje się ofiarą ciemności i z ciemności musi zostać ponownie wyzwolony dla zbawienia świata. Jest to prawzór dla [...] nauki o zbawiającym ludzkość Chrystusie”12. Triada: Ojciec, Syn i Duch Święty ma według Junga charakter archetypowy. Różne symbole trójcy pojawiały się już przedtem w historii ludzkości (w Babilonii i starożytnym Egipcie, a także u Platona). Trójca jest według Junga formą wyższą od jedności, stąd schemat triadyczny łączy się z wyższym poziomem świadomości. Symbol trójcy przybrał formę Trójcy Świętej, gdy postawiono pytanie o naturę zła, a ludzka świadomość zaczęła się usamodzielniać. Działanie archetypowego schematu trójcy Jung tłumaczy następująco: „Archetyp sam w sobie jest [...] czynnikiem nieobrazowym, dyspozycją, która w określonym momencie rozwoju ducha ludzkiego zaczyna się aktywizować, porządkując zgromadzony w świadomości materiał i nadając mu określoną postać; łączy mianowicie wyobrażenia bogów w triady i trójce, a nieskończoną ilość zwyczajów rytualnych i magicznych [...] układa „trójkami” lub dzieli na trzy części”13. Trójca jest według Junga jednym z często spotykanych schematów uporządkowania psychiki, a z praktyki terapeutycznej wynika, że trójca pojawia się w snach, wtedy, gdy świadomość śniącego znajduje się na dość prymitywnym stopniu rozwoju. Wyraża ona wtedy występującą u śniącego potrzebę większego uduchowienia. Taka potrzeba musiała być powszechnie, choć nieświadomie, odczuwana na przełomie epok, twierdzi Jung. Stąd tak szerokie zaakceptowanie i zasymilowanie symbolu trójcy.

 

Postaci Trójcy Świętej

 

Chrystusa trudno jest odtworzyć jako postać historyczną, ponieważ z miejsca został on wchłonięty przez przygotowany na jego przyjęcie archetyp, twierdzi Jung. „Najważniejszymi symbolicznymi wypowiedziami o Chrystusie są przede wszystkim atrybuty życia bohatera: nieprawdopodobne pochodzenie, boski ojciec, narażone na niebezpieczeństwo narodziny, ratunek w ostatniej chwili, wczesna dojrzałość (wzrastanie bohatera), przezwyciężanie matki i śmierci, cudowne czyny, tragiczny, wczesny koniec, symboliczne znaczenie rodzaju śmierci, pośmiertne oddziaływanie, pojawienia się, cudowne znaki itd. [...] Jako zjawisko ludzkie jest herosem i bezgrzesznym Bogiem-człowiekiem, a więc jest pełniejszy i doskonalszy od człowieka naturalnego. Przewyższa go i obejmuje [...] Tego rodzaju wypowiedzi opisują mitologicznie [...] pewien archetyp, który w mniejszym lub większym stopniu wyraża się poprzez tę symbolikę i pojawia się w snach poszczególnych ludzi lub fantastycznych projekcjach, tj. w specjalnych formach przeniesienia rzutowanych na żywych ludzi (projekcje bohaterskie). Treść tego rodzaju tworów symbolicznych stanowi wyobrażenie doskonałej czy pełnej istoty, która przewyższa i obejmuje inne, a którą reprezentuje albo jakiś człowiek obdarzony heroicznymi właściwościami [...] albo też bezpośrednio — geometrycznie — mandala. To archetypowe wyobrażenie odpowiada istniejącej jako nieświadomy obraz całości jednostki, tj. jaźni”14. Jung sądzi, że to archetyp jaźni zareagował na pojawienie się Chrystusa, stąd konkretny Jezus został tak szybko zasymilowany przez skonstelowany archetyp. Chociaż Chrystus jest Człowieczym Synem Bożym, nie ma całkowicie ludzkiego charakteru. Z racji niepokalanego poczęcia, nie jest skażony grzechem pierworodnym. Nie ma w nim ciemnej części. Nie jest rzeczywiście zmieszany z materią.

O ile postacie Ojca i Syna można jeszcze myślowo uchwycić, o tyle trzecia osoba Trójcy, Duch Święty, ma, jak sądzi Jung, bardziej skomplikowaną naturę. Jest on jednocześnie rodzicielem Syna i pozostawionym przez niego, wśród ludzi, Parakletem. Jung uważa, że jest on tym boskim czynnikiem znajdującym się we wnętrzu człowieka, dzięki któremu możliwa jest indywiduacja czyli proces rozwoju. Pozostawienie Ducha Świętego miało przynieść wielkie konsekwencje dla dalszej historii rodzaju ludzkiego, sądzi Jung. Poprzez niego bowiem człowiek został obdarzony boskim charakterem. Wywyższenie to może prowadzić do różnych niebezpiecznych zjawisk (przeczuwanych przez takich twórców jak Nietzsche). Spełnieniem tego typu przeczuć był w dużej mierze wiek XX, twierdzi Jung.

Ojciec i Syn są rodzaju męskiego, chociaż Kościół przyznaje, że Chrystus ma naturę dwupłciową. Duch Święty, który oznacza tchnienie, jest rodzaju nijakiego (po hebrajsku duch, ruach, to słowo rodzaju żeńskiego). To, że w Trójcy nie jest reprezentowany element żeński, wydaje się Jungowi znaczące. Pierwiastek żeński zawsze wiązano z materią, która jest skażona przez działanie w niej diabła. Zło jest więc umieszczone poza Trójcą. Poza nią znajduje się też osoba Matki Boskiej. Nasuwa się wobec tego pytanie: jaki jest właściwie związek między materialnym człowiekiem, który jest zamieszany w zło, a Trójcą Świętą?  Na pytanie to odpowiada Jung za pomocą swojej koncepcji psychiki nowożytnego człowieka.

Jung sądzi, że powstanie symbolu trynitarnego miało wpływ na całą nowożytną historię ludzkości. Charakter tego wpływu widać po przeanalizowaniu osób Trójcy. Jeżeli istnieje syn, to aby przejąć dziedzictwo ojca, musi on decydować, dokonywać osądów moralnych. O ile z ojcem jest związany świat praw, o tyle syn musi dokonywać wyboru, co wiąże się z rozwojem świadomości. Przejście od Ojca do Syna, które nastąpiło wraz z narodzeniem się Chrystusa, łączy się według Junga, z ofiarą z dziecięcej zależności, jest więc czynnikiem postępu, zmusza do niego niejako. Istnienie Ducha Świętego łagodzi przeciwieństwa między Ojcem a Synem. Przejście od Syna do Ducha Świętego, oznacza dla ludzi, jak sądzi Jung, wyrzeczenie się całkowitej samodzielności, bowiem na poziomie psychiki, Duch Święty to dla Junga nieświadomość zbiorowa, dzięki której możliwe jest zbawienie, czyli przeżycie pełni w trakcie procesu indywiduacji, przy założeniu, że Chrystus jest tu archetypem jaźni, a ta jest obrazem Boga.

Symbol trynitarny przyczynił się więc do rozwoju kultury. Doprowadził ludzkość do wyższego poziomu świadomości. Na jego bazie nastąpiły zmiany w uporządkowaniu psychiki ludzkiej. W wyniku tego ludzie epoki Ryb różnią się znacznie od ludzi antyku.

 

Ludzie antyku a ludzie współcześni

 

Wielu myślicieli przeciwstawiało antyk czasom nowożytnym. Jung powołuje się na rozważania Schillera, dla którego antyk także był punktem odniesienia przy ocenie współczesnej mu kultury europejskiej. „Nie uchodzą bynajmniej mojej uwagi te zalety — powiada Schiller — które dzisiejszą ludzkość, wziętą jako całość i położoną na szali rozsądku, mogłyby wynieść ponad najlepszych świata starożytnego; jednakże musiałaby ona do zawodów tych stanąć w zwartym szeregu, jako całość zmierzyć się z całym dawnym światem. Albowiem któryż z nowożytnych, jako jednostka, mógłby współzawodniczyć z pojedynczym Ateńczykiem, stając, jeden na jednego, do walki o laur człowieczeństwa? Skąd więc pochodzi ten niekorzystny stosunek jednostek, przy całej wyższości w skali gatunku”?15. Winą za ten stan rzeczy obarcza Schiller kulturę ówczesną, która zmusza jednostki do jednostronnego rozwoju. Jednostronność panuje też na terenie nauki, gdzie rozum intuicyjny i spekulacyjny rozdzielają się, a dziedziny ich zastosowania zamykają się przed sobą. „Jeżeli tu zbytkowna wyobraźnia niszczy zasadzone w żmudnym trudzie rozsady intelektu, to tam duch abstrakcji tłumi płomienie, przy których rozgrzać się miało serce i rozpalić fantazja”16 — przytacza Jung słowa Schillera. „Skoro państwo czyni urząd miarą człowieka; skoro w jednym obywatelu honoruje tylko pamięć, w drugim analityczny intelekt, w trzecim zaś biegłość mechaniczną; skoro tu, bez względu na charakter, wymaga jedynie wiadomości, tam natomiast wybacza zupełne zaćmienie intelektu, chwaląc za to ducha porządku i przestrzeganie praw; skoro wreszcie poszczególne te zdolności państwo chętnie widziałoby rozwijane z intensywnością przynajmniej tak wielką, jak dopuszczany przezeń stopień ekstensywności rozwoju poszczególnych podmiotów — to czyż możemy się dziwić, że pozostałe zdolności umysłowe zostają zaniedbane i że całą troskę poświęca się wyłącznie tej jednej, która przynosi cześć i nagrody”?17, twierdzi dalej Schiller. Jung całkowicie zgadza się z tym wywodem. Uważa się jednak, że niesłusznie przecenia się antyk, zapominając, że pełnia człowieczeństwa była w tamtych czasach przywilejem nielicznych. „Gdyby któryś z tych późniejszych wielbicieli greckiego nieba i arkadyjskich rozkoszy zrządzeniem losu przyszedł na świat jako attycki helota, to na piękno Grecji spoglądałby innym okiem”18. Gdyż, jak dalej twierdzi Jung: „jedyne w swoim rodzaju piękno greckie w niemałej mierze zawdzięczało swe istnienie kontrastowi ze środowiskiem, w którym powstało. Zaletą Greka było to, że był mniej zróżnicowany od człowieka nowożytnego [...] Jeżeli już w prymitywnych warunkach, jakie panowały w V wieku przed Chrystusem, jednostka miała większą możliwość wszechstronnego rozwoju swoich właściwości i zdolności, było to możliwe tylko dzięki temu, że tysiące jej bliźnich wiodło ograniczone i skarłowaciałe życie w nędzniejszych warunkach. Poszczególne jednostki na pewno osiągały wysoką kulturę indywidualną ale kultura zbiorowa była antykowi obca. To osiągnięcie miało przynieść chrześcijaństwo”19. Zróżnicowanie jednostek jakie przyniosło chrześcijaństwo, nie wynikało według Junga z postępu, ale z potrzeby. Problemem antyku było bowiem istnienie niewolników i helotów. Słowa Juliana Apostaty: „Serce ludzie wypełnia szalona walka” charakteryzują, jak sądzi Jung, wewnętrzne rozdarcie późnego antyku, objawiające się w zamęcie myślowym i uczuciowym ówczesnych ludzi. Chrześcijaństwo obiecywało wybawienie z owego zamętu. Nie przyniosło ono jednak rozwiązania problemu ale zbawienie „tj. uwolnienie jednej wartościowej funkcji od wszystkich innych funkcji, które wówczas również pragnęły władać psychiką. Chrześcijaństwo nadało ludziom jeden określony kierunek, wykluczając wszystkie inne”20. Przez to stworzyło kulturę zbiorową, na pewno wyższą niż antyczna, ale zniszczyło kulturę indywidualną nielicznych jednostek. Dokonało się to za pomocą ustanowienia Trójcy Świętej i uporządkowania zgodnie z nią psychiki.

 

Schemat psychiki zgodny z Trójcą Świętą

 

Jung uważał, że każdy człowiek dysponuje czterema funkcjami psychicznymi, które są ze sobą związane parami, tak że intelekt pozostaje w związku z uczuciem, a percepcja z intuicją. Twierdzi on, że antyczne niewolnictwo nie zniknęło całkowicie, ale zmieniło jedynie miejsce. Ze świata zewnętrznego przeniosło się do wnętrza jednostki. „Ponieważ chrześcijański dogmat o niezbywalnej duszy nadał wartość jednostce, nie można już było mniej wartościowej większości podporządkowywać w praktyce wolności bardziej wartościowej mniejszości i w jednostce główna funkcja psychiczna zajęła, w stosunku do funkcji niższych, miejsce uprzywilejowane. W ten sposób zasadnicze znaczenie przypisano jednej wartościowej funkcji na niekorzyść wszystkich innych funkcji. Tym samym zewnętrzną społeczną formę kultury antycznej przeniesiono — w sensie psychologicznym — do wnętrza podmiotu, przez co w jednostce wytworzył się stan wewnętrzny odpowiadający w starożytności sytuacji zewnętrznej: dominująca, uprzywilejowana funkcja rozwijała się i różnicowała kosztem mniej wartościowej większości. Dzięki temu procesowi psychologicznemu stopniowo powstawała kultura zbiorowa”21.

Kultura współczesna jak i za czasów Schillera nie pozwala jednostce na wszechstronny rozwój, czyli wykorzystywanie wszystkich funkcji. Wykonywanie zawodu, bycie kimś w społeczeństwie, łączy się z rozwojem tylko jednej funkcji. Z czym wiąże się tłumienie funkcji pozostającej z nią w parze, która staje się w dużej mierze funkcją nieświadomą i wiąże się blisko z archaicznymi treściami nieświadomości. Do najbardziej rozwiniętej funkcji dołączają zwykle dwie z drugiej pary, z których także jedna jest bardziej rozwinięta. Istnieje więc pewna ilość typów charakterologicznych, które zupełnie inaczej odbierają świat i nań reagują. Co łączy intelektualistę intuicjonistę z uczuciowcem percepcjonistą? Albo uczuciowca intuicjonistę z intelektualistą percepcjonistą? Biorąc pod uwagę, że każdy z nich może być introwertykiem, czyli kimś kto obcuje głównie ze światem zewnętrznym, albo też ekstrawertykiem, który przeżywa siebie jedynie za pomocą działań w świecie zewnętrznym otrzymujemy osiem typów. (W życiu nie spotykamy ich w formie idealnej, ale jako mniej lub bardziej wyraźne mieszanki.) Ludziom tym jest trudno i porozumieć się, i wzajemnie zrozumieć. Tym, co ich łączy, jest niedorozwinięcie jednej funkcji, która jest czymś na kształt niewolnika pozostałych.

Funkcja najbardziej rozwinięta, to ta z której się żyje. Płacą nam za nią, twierdzi Jung. Na jej bazie jednostka buduje sobie personę. Jest to zestaw zachowań i reakcji, które najbardziej pasują do zawodu, czy funkcji jaką się pełni w społeczeństwie. Persona co prawda ułatwia życie jednostce i służy społeczeństwu, jest jednak dość sztywnym garniturem, który bywa, że dusi. Cała reszta psychiki także dopomina się o swój udział w życiu jednostki, czyli przede wszystkim zniewolona funkcja czwarta. Czasami się ona buntuje, a ponieważ jest mocno związana z treściami nieświadomymi, może poważnie zagrozić uładzonemu funkcjonowaniu jednostki w życiu społecznym. Z konfliktu między funkcjami wynikają i problemy psychiczne jednostek i różnorakie zjawiska społeczne. Konflikt ów nie istniał w czasach antycznych, stąd dla wielu są one owym Złotym Wiekiem, czasem, gdy jednostki mogły się wszechstronnie rozwijać. „Rozbicie harmonijnego współdziałania sił psychicznych w życiu instynktowym jest jak zawsze otwarta, nigdy nie gojąca się rana, prawdziwa rana Amfortasa, albowiem zróżnicowanie jednej z wielu funkcji nieuchronnie pociąga za sobą jej przerost oraz zaniedbanie i skarłowacenie innych.”22 Dodać trzeba, że gdy element zła jest poza Trójcą Świętą, a psychika jest uporządkowana według schematu trójcy, tak że jedna funkcja jest tłumiona, to musi ona łączyć się ze stłumionym jako problem złem.

 

Skutki uporządkowania opartego na Trójcy

 

Chrześcijaństwo przyniosło rozwój kultury zbiorowej. Gwarantuje ona co prawda jednostce prawa ludzkie, ale jest oparta na „subiektywnej kulturze niewolniczej”, co podnosi poziom kultury zbiorowej, ale obniża poziom kultury indywidualnej. Rana antyku pozostała otwartą raną, tyle że znalazła się we wnętrzu psychiki ludzkiej. Na zjawisku zróżnicowania funkcji ludzie tracą jako jednostki, ale zyskują jako gatunek. Cały ten mechanizm ma za zadanie rozwinąć wielkie możliwości człowieka. Aby je rozwijać, musiał je najpierw ze sobą skłócić. Tak twierdzi Schiller, a Jung się z nim zgadza. Zjawisko to ma jednak szereg skutków negatywnych. O jednym z nich, czyli relatywnej niższości człowieka nowożytnego w stosunku do ludzi antyku, była już mowa. Są i inne. W dzisiejszych czasach jednostkę utożsamia się z jej główną funkcją, stąd właściwie wykorzystuje się człowieka mechanicznie, w ramach tej jednej funkcji. Można by powiedzieć, że człowiek istnieje dzisiaj jedynie jako funkcja, a współczesne wielkie organizacje dążą właściwie do pełnej likwidacji jednostki. Jung sądzi, że taki stan rzeczy wypływa z samego chrześcijaństwa. Nie ceni ono bowiem wartości indywidualnych, a chociaż jest oparte na zasadzie miłości, wręcz gwałci indywidualność. Proces ten postępuje od czasów Schillera coraz dalej. Życie zbiorowe tak wciąga jednostki, że nawet gdyby chciały się rozwijać jako indywidualności, nie starcza im na to czasu. Poza tym wyobrażenie człowieka współczesnego o sobie samym nie pokrywa się zwykle z funkcją, jaką wykonuje, co bywa źródłem konfliktu. Czy jest, czy nie jest jednostką wartościową w sensie kolektywnym, czy zdaje sobie sprawę ze swej jednostronności, czy nie, i tak jest barbarzyńcą, twierdzi Jung. Gdyż: „Istota barbarzyństwa tkwi w jednostronności i niepohamowaniu, a więc w ogóle w fałszywych proporcjach”23. Nowożytni są więc barbarzyńcami i ludźmi kolektywnymi, bo: „Być tożsamym z jedną zróżnicowaną funkcją to tyle, co być kolektywnym — zresztą nie kolektywnie identycznym, jak ludzie pierwotni, lecz kolektywnie przystosowanym — o tyle, o ile »w naszym sądzie wypowiadamy sąd wszystkich umysłów«, jako że wtedy myślimy i mówimy dokładnie tak, jak spodziewają się po nas ci wszyscy, których myślenie jest w tym samym stopniu zróżnicowane i przystosowane. Również »wybór serc wszystkich reprezentowany jest w naszym czynie« o tyle, o ile myślimy i działamy tak, jak sobie życzą, byśmy myśleli i działali. Wszyscy przecież sądzą, że rzeczą najlepszą i godną największych wysiłków jest osiągnięcie możliwie największej tożsamości ze zróżnicowaną funkcją (wszyscy tego również pragną), albowiem przynosi to największe społeczne korzyści, choć »mniejszości« natury ludzkiej, która niekiedy stanowi większą część indywidualności, wyrządza największe szkody”24. Tymczasem „może się zdarzyć tak, że zaniedbane funkcje kryją o wiele wyższe wartości indywidualne, które wprawdzie mają małe znaczenia dla życia zbiorowego, ale dla życia indywidualnego są najcenniejsze i dlatego stanowią wartości życiowe, zdolne życiu jednostki nadać taką intensywność i piękno, jakich nadaremnie oczekuje ona od funkcji kolektywnej.”25 Niedorozwinięcie jednej funkcji stanowi ową wciąż krwawiącą ranę. Schiller jest bliski stwierdzeniu, że ludziom nowożytnym przypadł dość pośledni los w udziale. „Bylibyśmy niewolnikami ludzkości, przez kilka tysiącleci spełnialibyśmy za nią niewolniczą pracę, znacząc naszą okaleczoną naturę hańbiącym piętnem tej usłużności — po to, aby późniejsze pokolenia w błogim próżniactwie mogły strzec swego moralnego zdrowia i rozwijać swobodnie swe człowieczeństwo.”26

 

Inny schemat uporządkowania psychiki

 

Wizjonerzy widywali czasem Boga o czterech twarzach. Istnieją cztery funkcje psychiczne. Trójca Święta nie zawiera elementu materialnego, nie występuje w niej pierwiastek żeński, ani zło. Wskazuje to na istnienie innego schematu, którym jest według Junga czwórca. Podział na cztery uważa on za naturalny, zawsze obowiązujący w psychice. Twierdzi, że liczba cztery stanowi pewną całość. Za jej pomocą opisuje się świat i częściej i dokładniej niż za pomocą trójki. Mamy przecież cztery żywioły, cztery strony świata, cztery pory roku, cztery zmysły itp. Aby Trójca stała się czwórcą, należy do niej dodać element związany z materią, ciemnością lub złem. W chrześcijaństwie nie akcentuje się siły zła. Twierdzi się często, że jest ono jedynie brakiem dobra. Jung uważa taką postawę za zamykanie oczu na istnienie problemu. Według niego zło jest bytem substancjonalnym i realną siłą. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć historię Hioba i dwudziestowieczne wydarzenia?

Zło w chrześcijaństwie reprezentuje diabeł. W Starym Testamencie podobną rolę odgrywał szatan. Jung uważa diabła (czy szatana) za pierworodnego Syna Bożego. Sądzi, że właściwym celem narodzin Chrystusa było stoczenie walki ze złem reprezentowanym przez brata-przeciwnika, diabła. Przyjście Chrystusa nastąpiło na przełomie epok Barana i Ryb, co nie było według Junga przypadkiem. Konflikt między Chrystusem a diabłem, dobrem a złem, jasnością i ciemnością odpowiada, jak sądzi, archetypowym cechom znaku Ryb. Dla astrologów każdy znak zodiaku jest jakby typem idealnym, zestawem cech charakteru i celów życiowych. Wiele o samym znaku może powiedzieć jego symbol, w tym wypadku dwie poruszające się w przeciwną stronę ryby. Jest to więc znak dualizmu, przeciwieństw. „Analizując źródła astrologiczne oraz ikonografię tego motywu odkrył on (Jung) w symbolu Ryb kilka warstw znaczeniowych: problem krzyża, przeciwieństwo moralne przedstawione jako walka Chrystusa z Antychrystem, narodziny z dziewicy i klasyczna tragedia Matki i Syna, niebezpieczeństwo po urodzeniu oraz zagadnienie Ratunku i Zbawienia. Archetyp eonu Ryb jest więc przedstawiony jako charakteryzujący się nasileniem walki przeciwieństw. Określa go Jung jako archetypowy motyw »wrogich braci«. Jego zdaniem tak silnie przejawiające się w dwudziestym wieku napięcia oznaczają zbliżanie się następnego etapu rozwoju świadomości. Będzie to epoka Wodnika, w której zapanuje dążenie do pogodzenia przeciwieństw.”27

W epoce Ryb mamy więc do czynienia z dwoma schematami psychicznymi, które przejawiają się w kulturze. Świadomy schemat Trójcy znajduje się w niezgodzie z naturalnym schematem czwórcy. Jest on nieświadomy, ale akcentuje się go w chrześcijaństwie, w którym jednocześnie istnieje duże napięcie między przeciwieństwami, występującymi w parach takimi jak na przykład dobro i zło. Za pomocą symbolu trynitarnego konflikt między nimi jest nie do rozwiązania. Przeciwieństwo między Chrystusem a diabłem „wyraża w skrajnej formie pewien konflikt, a tym samym również świeckie zadanie, jakie ludzkość ma do spełnienia, zanim nastanie nowa era, kiedy dobro i zło zaczną się relatywizować, kiedy każde z nich zwątpi w siebie i kiedy rozlegnie się wołanie o wyjście »poza dobro i zło«. Jednakże w epoce chrześcijańskiej, tj. epoce myślenia trynitarnego, tego rodzaju idea jest wręcz wykluczona; albowiem konflikt między dobrem, a złem, jest zbyt gwałtowny na to, żeby złu można było przyznać jakikolwiek inny logiczny stosunek do Trójcy Świętej niż stosunek absolutnej sprzeczności. W sprzeczności afektywnej nie można widzieć jednocześnie tezy i antytezy. Pozwala na to dopiero chłodne rozpatrzenie relatywnej wartości dobra i relatywnej antywartości zła. Wtedy jednak nie można już wątpić, że wspólne życie jest nie tylko rezultatem »tchnienia« Ojca i jasnego Syna, lecz także Ojca i ciemnej istoty”28.

Nawet krzyż, centralny symbol chrześcijaństwa, ma więcej wspólnego z czwórcą niż z trójcą. Sam Chrystus był często przedstawiany w otoczeniu czterech elementów (czterech ewangelistów itp.). Jednak świadomość epoki nowożytnej bazuje na schemacie triadycznym, co nie daje człowiekowi możliwości wszechstronnego rozwoju, powodując nie tylko problemy psychiczne jednostek, ale i wyniszczające ludzkość zjawiska społeczne.

 

Próby rozwiązania konfliktu funkcji

 

Jak twierdzi Jung, w epoce Ryb trwają nieustanne próby poradzenia sobie z niewolnictwem wewnętrznym. Chodzi w nich o zintegrowanie ze sobą wszystkich funkcji i rozwijanie pełni człowieczeństwa, a także o poradzenie sobie z problemem zła, który jest spychany w nieświadomość, nie znajduje się w centrum zainteresowania, a jednocześnie dramatycznie ujawnia się w ludzkim życiu. Jung sądzi, że im dalej od narodzin Chrystusa, z tym większą ilością zła mamy do czynienia w życiu społecznym, o czym świadczy historia XX wieku.

Jednak dążenie do pełni towarzyszyło ludziom przez całą epokę Ryb. Wyrażało się ono na marginesie chrześcijaństwa. Poszukiwania alchemików tylko z pozoru dotyczyły stworzenia złota. W rzeczywistości pragnęli oni stworzyć nowego, doskonałego człowieka, a procesowi alchemicznemu towarzyszyły przemiany ich psychiki, w wyniku których nierzadko osiągali stan, który przeżył sam Jung i w którego przeżyciu pomagał swoim pacjentom. „Dlatego też zawsze istnieli tacy ludzie, którzy w ukryciu i na marginesie społeczeństwa, ku swej zgubie lub zbawieniu, nie zadowalali się dominantą istniejącą w ich życiu świadomym, lecz szukali owego praprzeżycia wiecznych korzeni psychiki i, zafascynowani widokiem wzburzonego morza swej nieświadomości, udawali się na tę pustynię, na której Jezus potykał się z synem ciemności [...] i sami również z nim się ścierali”29. W działaniach alchemicznych występowały te same etapy, co we współczesnej terapii analitycznej, twierdzi Jung. Alchemicy stykali się z własnym cieniem, co prowadziło ich do pogodzenia przeciwieństw zawartych w psychice. Stapiały się one w jedność, która nie mogła się już rozdzielić, a którą stanowiło połączenie pierwiastka żeńskiego z męskim, ciemnego z jasnym itp.

Współczesną próbę poradzenia sobie z problemem rozdarcia, stanowiła terapia analityczna autorstwa Junga. Symbole podobne do występujących w traktatach alchemicznych pojawiały się w snach i fantazjach samego Junga i jego pacjentów. W końcu mogli oni doświadczyć przeżycia jaźni, a tym samym zintegrować wszystkie swe psychiczne funkcje, świadomość z nieświadomością, dobro ze złem. Trudno zresztą słowami przekazać co im się zdarzyło. Tak samo jak byłoby trudno opowiedzieć przeżycie satori w zen. Przeżycie jaźni było bowiem przeżyciem mistycznym, doświadczeniem Boga we własnym wnętrzu. Można o nim wnosić jedynie z przekazu tych, którzy go doświadczyli. Jungowi przeżycie to wydaje się najlepszym, co może się przydarzyć.

I alchemicy, i pacjenci Junga to nieliczne jednostki, którym dane jest (dzięki własnym poszukiwaniom, czy terapii analitycznej) poradzić sobie z problemem rozdarcia psychiki. Reszta też go odczuwa, mniej lub bardziej świadomie. Problem ten nowożytni często próbują rozwiązać w sferze kultury. O ile przeżycia mistyczne zdarzają się wybranym, to resztę porywa „przerażająca wręcz sugestywność, charakterystyczna dla ruchów masowych, począwszy od »prawdziwych Badaczy Pisma Świętego« wśród ludzi prostych i tak zwanego  — z racji prestiżowych — »Oxford (Group) Movement« w klasach wyższych, a skończywszy na narodowym socjalizmie, który ogarnął cały naród. I to wszystko w poszukiwaniu — mającego dać pełnię — przeżycia mistycznego”30! Zło, które przyniósł nazizm jest ewidentne. Inne ruchy społeczne, którym nie towarzyszą zbrodnie, nie wnoszą co prawda tyle zła, ale nie mają żadnego sensu, gdyż nie przynoszą prawdziwego rozwiązania problemu. „Przeżycie przemiany w grupie, to coś zupełnie innego niż przeżycie jej w samotności [...] Przeżycie grupowe dokonuje się na niższym poziomie świadomości, niż poziom, na którym dokonuje się przeżycie indywidualne [...] Jeśli wielu ludzi się zbierze i złączy we wspólnym stanie umysłu, z grupy tej wyłania się rodzaj duszy zbiorowej, która stoi niżej od duszy indywidualnej [...] Grupowe przeżycie pojawia się o wiele częściej, niż indywidualne przeżycie przemiany. Również łatwiej jest je osiągnąć, albowiem jednoczesna obecność wielu ludzi ma wielką siłę sugestywną [...] Tak więc identyfikacja z grupą stanowi prostą, łatwą drogę; ale przeżycie grupowe nie prowadzi nas głębiej, niż doprowadził nas sam fakt bycia w grupie. Zmienia ono coś w człowieku ale mu nie wystarcza; przeciwnie, ciągle od nowa musimy »ginąć« w tłumie, aby przeżycie to utwierdzić i móc w nie wierzyć [...] A jeśli poczuję, że ta masa stanowi wielką i cudowną jedność, to staję się bohaterem wywyższonym wraz z grupą [...] Ponieważ jest to łatwa i wygodna droga do podniesienia rangi osobowości, przeto człowiek zawsze tworzył grupy, które umożliwiały kolektywne przeżycie przemiany, często przybierającej formę oszołomienia”31. Nie tędy droga.

I alchemicy, i pacjenci Junga, nie mówiąc już o uczestnikach ruchów masowych, pragną czegoś, odczuwają jakiś brak, cierpią. Problem rozdarcia jest co prawda powszechnie odczuwany, ale rzadko rozumiany, gdyż nie jest całkiem uświadomiony. Jedynie nieliczne jednostki, takie jak Schiller, są w stanie nazwać ów brak. Jung sądzi, że problem dręczący Schillera, był także problemem Wagnera, wyrażonym w Parsifalu (tam zaginiona włócznia odnalazła się, a rana Amfortasa została wyleczona), a także problemem Goethego w Fauście gdzie raz po raz pojawia się pytanie o „czwartego”. Dręczył on także Nietzche’go. „Za życia Schillera nie nadszedł jeszcze czas rozprawy ze światem niższym. Nietzsche bliższy był tej epoce, również wewnętrznie, toteż był pewien, że wchodzimy w czasy największej z walk. Dlatego też, jako jedyny prawdziwy uczeń Schopenhauera, rozdarł zasłonę naiwności i w swym Zaratustrze ukazał coś z tego, co miało się stać najwyższą treścią nadchodzących czasów”32.

Jung zastanawia się, czy można się spodziewać szerszego, obejmującego całą ludzkość, rozwiązania problemu tłumienia nieprzydatnych funkcji. „Dopóki jednak cel kultury nie zbiega się z ideałami pełni ludzkiej dopóty funkcje te będą cenione nisko i tym samym będą ulegały relatywnemu stłumieniu”33. Na razie: „Psychice zbiorowej nienawistny jest poniekąd każdy rozwój indywidualny, który nie służy bezpośrednio celom zbiorowości”34. W przyszłości czeka nas starcie między funkcją zniewoloną, związaną z nieświadomością, a funkcjami rozwiniętymi i świadomymi, albo też między postawą świadomą i nieświadomą. „Postawa świadoma — ze względu na swoją wysoką i absolutną pozycję — może się szczycić niejakim podobieństwem do Boga, w tym samym stopniu rozwija się też postawa nieświadoma, której podobieństwo do Boga oznacza jednak podobieństwo do »niższego« archaicznego Boga zmysłowej i brutalnej natury. Heraklitejska enantiodromia zatroszczy się już o to, by nadszedł czas, w którym ujawni się ten deus abconditus i przyciśnie do muru Boga naszych ideałów”35. Samo pragnienie zharmonizowania psychiki oznaczałoby »bunt niewolników« przeciwko ideałowi heroicznemu, który zmusza nas, byśmy dla jednej rzeczy poświęcili wszystkie inne. Jeśli kiedyś zerwiemy z tą zasadą — która, jak wiadomo, wykształcona najpierw w najwyższym stopniu przez chrześcijaństwo w celu uduchowienia człowieka, dostarczyła potem najskuteczniejszego środka do jego zmaterializowania — to naturalnie niższe funkcje wyswobodzą się i, słusznie czy niesłusznie, zażądają takiego samego uznania, jakim cieszy się funkcja zróżnicowana”36. Według Junga nie da się wymyślić całkowitego rozwiązania konfliktu funkcji. „W istocie do wszystkich wielkich przemian, które objęły ludzkość, nie doszło na drodze intelektualnych kalkulacji, ale na drogach, które współcześni przeoczyli lub wykluczyli jako bezsensowne i których wewnętrzna konieczność stała się jasna dopiero w długi czas potem.”37 Nie można się spodziewać, że rozwiąże go jakaś niezwykła jednostka. „Byłoby niesłuszne, gdybyśmy po jednym człowieku, choćby nawet wielkim chcieli się spodziewać rozwiązania tego gigantycznego problemu, który rozwiązać mogą jedynie całe epoki i ludy, i to również nie świadomie, lecz za zrządzeniem losu.”38 Na razie pozostaje nam, jak sądzi Jung, podejmować jednostkowe próby rozwiązania problemu i ufać w szczęśliwe zrządzenie losu, które pomoże rozwiązać go ogólnie.

powrót do strony GNOSIS 2     powrót do strony głównej GNOSIS