|
||
Agnieszka
Jackl |
Świat współczesny w oczach Junga cz.I |
|
Agnieszka Jackl |
||
Carl
Gustav Jung wielokrotnie wypowiadał się na temat współczesności. Bywała
dla niego tematem samym w sobie, albo też pojawiała się na marginesie
innych rozważań. Nie
da się jednak przedstawić poglądów Junga na temat współczesności
bez przytoczenia tego co myślał o przeszłości. Przeszłość i teraźniejszość
są bowiem w jego myśli tak ściśle związane, że nie dadzą się
rozdzielić. Aby wyjaśnić czasy współczesne Jung cofa się czasem aż
do antyku, omawia także powstanie chrześcijaństwa i różne zjawiska
kultury nowożytnej. Według
Junga każda epoka pozostawia ślad w nieświadomości zbiorowej. Zapisują
się w niej kolejne, jednostkowe doświadczenia. Jednocześnie, każda
epoka ma związek z poprzednimi, dzięki już zapisanym doświadczeniom.
Niektóre stulecia, jak wiek XIX, pozostawiają zaledwie drobny osad pyłu
na odwiecznej duszy ludzkiej1.
Inne odgrywają znaczniejszą rolę. Przypada ona tym czasom, w których
następuje przemiana jednej epoki w drugą. O ile nieświadomość
zbiorowa zmienia się nieznacznie w trakcie kolejnych epok, to świadomość
ludzka, przez którą rozumie Jung panujące treści świadomości, różni
między sobą epoki. Podział
na epoki Koncepcja
historiozoficzna Junga jest oparta na pojęciach platońskiego roku i
miesiąca. Rok platoński trwa 25800 lat. Tyle czasu zajmuje przesunięcie
się punktu równonocy wiosennej przez cały zodiak. Punkt ten przesuwa się
po ekliptyce w związku z ruchem osi ziemskiej. Jest to tak zwane zjawisko
precesji2.
Platon wierzył, że zakończeniu każdego wielkiego obiegu
towarzyszy katastrofa na skalę światową, po której życie rozpoczyna
się na nowo3. Dla
Junga kolejne miesiące platońskie stanowiły osobne epoki. Taki „miesiąc”
trwa 2150 lat, tyle ile przesunięcie się punktu równonocy przez jeden
znak zodiaku. Ruch ten odbywa się w kierunku wskazówek zegara, tzn.
przez Byka do Barana, po czym do Ryb, a z Ryb do Wodnika. Przy przejściu
punktu równonocy z jednego znaku do drugiego następuje, według Junga,
przemiana psychiczna, co znaczy że dominujące w jednej epoce treści świadomości
ustępują miejsca innym, charakterystycznym dla nowej epoki. Treści świadomości
odpowiadają cechom znaku astrologicznego, który jest tranzytowany przez
punkt równonocy. Jung nie twierdzi, że przesuwanie się punktu równonocy
jest przyczyną przemian świadomości. „Byłoby rzeczą niewłaściwą
proponować tu jakiekolwiek wyjaśnienia kauzalistyczne. Chodzi tu raczej
o przedświadome, z góry ukształtowane związki między archetypami;
wzmianki o nich spotykamy także w innych układach, w szczególności zaś
przy tworzeniu mitów.” 4
Czyli jeżeli każdy znak zodiaku ma swój archetypowy zestaw cech, to
przejście punktu równonocy do któregoś z nich rozgrywa się równolegle
do przemian w ludzkiej świadomości jednostkowej i zbiorowej. W trakcie
przemiany świadomość zbiorowa kształtuje się zgodnie z treściami
archetypowymi znaku, w który wchodzi punkt równonocy. „Jak wiemy z
historii starożytnego Egiptu, kresowi jednego platońskiego miesiąca i
początkowi następnego towarzyszą zjawiska związane z psychiczną
przemianą. Są to... zmiany w konstelacji psychicznych dominant, archetypów,
»bogów«, które wywołują świeckie przemiany psychiki zbiorowej lub
im towarzyszą. Przemiana ta zaczęła się w czasach historycznych i
pozostawiła ślady przede wszystkim przy przejściu z epoki Byka do epoki
Barana, a następnie z epoki Barana do epoki Ryb, której początek zbiega
się z powstaniem chrześcijaństwa. Obecnie zbliżamy się do wielkiej
przemiany, której należy oczekiwać wraz z wejściem punktu równonocy
wiosennej w gwiazdozbiór Wodnika.” 5
Zjawisko przemiany tłumaczy Jung za pomocą stworzonego przez siebie pojęcia
synchroniczności akauzalnej. Wyjaśniać za pomocą synchroniczności to
nie szukać przyczyn jakiegoś zjawiska, ani nie uważać go za skutek
innego zjawiska, ale ukazywać powiązanie zjawiska z innymi jednocześnie
występującymi, poprzez wspólną treść lub motyw. Za pojęciem
synchroniczności kryje się przekonanie, że wszechświat jest całością,
a wszystkie występujące w nim zjawiska są wzajemnie powiązane. Każde
zjawisko z osobna być może ma jakąś przyczynę, lub jest skutkiem
czegoś. Jednak występowanie zjawisk o podobnym motywie lub treści,
parami lub grupowo, nie da się wytłumaczyć inaczej niż za pomocą
synchroniczności akauzalnej. Pojęcie to oznacza: „...zasadę
akauzalnego powiązania zjawisk i nawiązuje do starych koncepcji »sympatii«
czy »harmonii przedustawnej«. Ową synchronicznością Jung tłumaczy
analogie pomiędzy wydarzeniami ziemskimi a układami gwiazd. Zakłada to
istnienie czynników wpływających na przebieg zjawisk w przyrodzie. Te
czynniki, podobnie jak w wypadku projekcji, mają psychiczny, choć nieświadomy
charakter. To nie fizykalne procesy kształtują, zdaniem Junga psychikę,
ale psychika kształtuje materię. Proces poznawania przyrody jest jedynie
dopasowywaniem archetypów (prawzorów) do zewnętrznych zjawisk. U
podstaw zarówno wewnętrznej, jak i zewnętrznej rzeczywistości leży
bowiem podobna struktura archetypowa, która jest powodem ich wzajemnej
odpowiedniości. To ona decyduje o koincydencji zdarzeń, których
prawdopodobieństwo pojawienia się jest znikomo małe, a przy tym o jej wystąpieniu nie rozstrzygają żadne
relacje przyczynowe” tłumaczy w Spotkaniach z astrologią
Tadeusz Doktór6. Jung
był przekonany, że wiedza o charakterze planet i znaków zodiaku powstała
za pomocą projekcji, czyli rzutowania nieświadomych treści na zjawiska
zewnętrzne (przypisywanie w różnych kulturach tych samych cech
planetom, świadczy niewątpliwie o wspólnej strukturze archetypowej całego
rodzaju ludzkiego). Przesuwanie się punktu równonocy po ekliptyce wiąże
się wobec tego z „wyciąganiem” z psychiki cech związanych z
kolejnymi znakami i działaniem zgodnie z nimi. Przy przejściu punktu równonocy
z jednego znaku do drugiego zmieniają się, napełniając się inną treścią,
archetypy, które choć rzutowane na zewnątrz, pozostają w nieświadomości,
a stosownie do nich, lub równolegle — treści świadomości. Przemiana
ta zaczyna się jeszcze przed zmianą znaku przez punkt równonocy, a kończy
jakiś czas po wejściu w nowy. Jung zajmował się bliżej antykiem, którego
nie łączył szczególnie z żadnym miesiącem platońskim, oraz epoką
Ryb, której początek wiązał z powstaniem chrześcijaństwa i nadchodzącym
czasem Wodnika. Powstanie
chrześcijaństwa Chrześcijaństwo
powstało na przełomie epoki Barana i Ryb. Zgodnie z myślą Junga musiała
wtedy nastąpić zamiana archetypów czy też „bogów”. Powinny były
pojawić się nowe treści świadomości zbiorowej, zgodne z archetypowym
charakterem znaku Ryb. Jung
nie uważa chrześcijaństwa za żadne novum w ludzkiej historii.
Motywy na jakich zostało ono oparte, można, jak sądzi, odnaleźć w
starszych od niego religiach; a samo przyjście Chrystusa było dokładnie
przygotowane przez różne wydarzenia. Główną przyczynę narodzenia się
Syna Bożego znajduje Jung w starotestamentowej Księdze Hioba; jej
bohater zostaje przez Boga poddany rozlicznym próbom, gdyż Bóg chce się
przekonać, czy przebyte nieszczęścia doprowadzą go do utraty wiary.
Pomysł wypróbowania Hioba zostaje podsunięty Bogu przez szatana. Chociaż
wszystkowiedzący, Bóg idzie za podszeptem szatana. Jednak Hiob, w
prawdziwej lawinie nieszczęść, jakimi są dla niego kolejno: śmierć
dzieci, wyginięcie zwierząt domowych, niezgoda z żoną, odwrócenie się
odeń przyjaciół i własna choroba, zachowuje wiarę. Ciosy, które na
niego spadają, przyjmuje z prawdziwą pokorą i nie wątpi w dobro Boga.
Według Junga Bóg, który idzie za podszeptem szatana i zsyła na człowieka
zło, chociaż w swojej mądrości powinien znać wynik zakładu, okazuje
się w zestawieniu z Hiobem niższy moralnie i nie tak świadomy. Aby
uzyskać wyższy poziom moralności i świadomości, Bóg musi wcielić się
w człowieka, twierdzi Jung. Historia Hioba pokazuje także, że Bóg nie
jest samą miłością. Pozwala bowiem działać szatanowi, który jest
jego tworem. Zatem Bóg jest pełen sprzeczności. Jest w nim i dobro i zło.
Właśnie po to, by dobro mogło się zmierzyć ze złem, musi narodzić
się Bóg w człowieku, twierdzi Jung, a powstanie chrześcijaństwa uważa
za nieuniknioną odpowiedź na historię Hioba. Przeczuwali je także inni
autorzy Starego Testamentu. „Wewnętrzna niestałość Jahwe stanowi założenie
nie tylko stworzenia świata, lecz także dramatu w pleromie, którego
tragiczny chór tworzy ludzkość. Rozprawa z własnym stworzeniem
przemienia stwórcę. W Starym Testamencie znajdujemy — począwszy
od VI wieku p. n.e. — coraz więcej dowodów tej przemiany. Pierwsze główne
jej przejawy występują w tragedii Hioba i w objawieniu Ezechiela. Hiob
jest człowiekiem cierpiącym niesprawiedliwie, Ezechiel jednak widzi już
»uczłowieczenie« i zróżnicowanie postaci Jahwe, a przez to, że tytułuje
go się Synem Człowieczym pokazuje mu się, iż inkarnacja i »czwórca«
Boga są jak gdyby pleromatycznym prototypem tego, co przez przemianę
Boga i przyjęcie przezeń postaci ludzkiej stanie się z człowiekiem, a
nie tylko z przewidzianym od prawieków Synem Bożym. To zaś spełnia się
w intuicyjnej antycypacji u Henocha. W ekstazie staje się on w pleromie
Synem Człowieczym, a zabranie go z ziemi na ognistym wozie (podobnie jak
Eliasza) stanowi prefigurację zmartwychwstania zmarłych. Aby spełnić
swą rolę jako »kierującego sprawiedliwością«, musi on znaleźć się
w bezpośredniej bliskości Boga, a jako preegzystentny syn człowieczy
nie podlega już śmierci. Ponieważ jednak jest on także zwykłym śmiertelnym
człowiekiem, przeto również inni śmiertelnicy, podobnie jak on, mogą
dostąpić oglądania Boga, poznać swego Zbawiciela, a tym samym stać się
nieśmiertelnymi.”7 Powstanie
chrześcijaństwa uważa Jung za próbę rozwiązania problemu
psychicznego, jakim było istnienie w Bogu przeciwieństw, miłości i
okrucieństwa, dobra i zła. Albowiem: „Paradoksalność Boga rozdziera
również ludzi i skazuje ich na pastwę pozornie nierozwiązywalnego
konfliktu tkwiących w nim przeciwieństw”8.
Konflikt ów w chrześcijaństwie został wyrażony otwarcie za pomocą
pary Chrystus — Diabeł, w której Chrystus reprezentuje wyłącznie
dobro, a Diabeł wyłącznie zło. „Przeciwieństwo to stanowi właściwie
najważniejszy z istniejących problemów, którego zresztą jak dotąd
nie rozwiązano9. Z
przyjściem Chrystusa wiąże się pytanie o źródło zła. „pytanie o
źródło zła nie pojawiło się jeszcze w czasach Ojca”10.
Tamtejszy świat, jak twierdzi Jung, charakteryzowała jedność z całą
naturą. „była to epoka, kiedy Grecy poddali świat krytyce, epoka
gnozy w najszerszym znaczeniu tego słowa...”11. Charakter
Chrystusa i schemat triadyczny, jakim jest Trójca Święta, nie były według
Junga niczym nowym. „Archetyp Boga-zbawiciela i praczłowieka jest
prastary [...] Syna, objawionego Boga, który jako człowiek staje się
dobrowolną lub niedobrowolną ofiarą, aby świat mógł powstać lub by
mógł zostać zbawiony od zła, spotykamy już w indyjskiej filozofii
Puruszy, a także w wyobrażeniu pierwszego człowieka Gajomarda u Persów.
Gajomard jako syn świetlistego Boga staje się ofiarą ciemności i z
ciemności musi zostać ponownie wyzwolony dla zbawienia świata. Jest to
prawzór dla [...] nauki o zbawiającym ludzkość Chrystusie”12.
Triada: Ojciec, Syn i Duch Święty ma według Junga charakter
archetypowy. Różne symbole trójcy pojawiały się już przedtem w
historii ludzkości (w Babilonii i starożytnym Egipcie, a także u
Platona). Trójca jest według Junga formą wyższą od jedności, stąd
schemat triadyczny łączy się z wyższym poziomem świadomości. Symbol
trójcy przybrał formę Trójcy Świętej, gdy postawiono pytanie o naturę
zła, a ludzka świadomość zaczęła się usamodzielniać. Działanie
archetypowego schematu trójcy Jung tłumaczy następująco: „Archetyp
sam w sobie jest [...] czynnikiem nieobrazowym, dyspozycją, która w określonym
momencie rozwoju ducha ludzkiego zaczyna się aktywizować, porządkując
zgromadzony w świadomości materiał i nadając mu określoną postać;
łączy mianowicie wyobrażenia bogów w triady i trójce, a nieskończoną
ilość zwyczajów rytualnych i magicznych [...] układa „trójkami”
lub dzieli na trzy części”13.
Trójca jest według Junga jednym z często spotykanych schematów uporządkowania
psychiki, a z praktyki terapeutycznej wynika, że trójca pojawia się w
snach, wtedy, gdy świadomość śniącego znajduje się na dość
prymitywnym stopniu rozwoju. Wyraża ona wtedy występującą u śniącego
potrzebę większego uduchowienia. Taka potrzeba musiała być
powszechnie, choć nieświadomie, odczuwana na przełomie epok, twierdzi
Jung. Stąd tak szerokie zaakceptowanie i zasymilowanie symbolu trójcy. Postaci
Trójcy Świętej Chrystusa
trudno jest odtworzyć jako postać historyczną, ponieważ z miejsca
został on wchłonięty przez przygotowany na jego przyjęcie archetyp,
twierdzi Jung. „Najważniejszymi symbolicznymi wypowiedziami o
Chrystusie są przede wszystkim atrybuty życia bohatera: nieprawdopodobne
pochodzenie, boski ojciec, narażone na niebezpieczeństwo narodziny,
ratunek w ostatniej chwili, wczesna dojrzałość (wzrastanie bohatera),
przezwyciężanie matki i śmierci, cudowne czyny, tragiczny, wczesny
koniec, symboliczne znaczenie rodzaju śmierci, pośmiertne oddziaływanie,
pojawienia się, cudowne znaki itd. [...] Jako zjawisko ludzkie jest
herosem i bezgrzesznym Bogiem-człowiekiem, a więc jest pełniejszy i
doskonalszy od człowieka naturalnego. Przewyższa go i obejmuje [...]
Tego rodzaju wypowiedzi opisują mitologicznie [...] pewien archetyp, który
w mniejszym lub większym stopniu wyraża się poprzez tę symbolikę i
pojawia się w snach poszczególnych ludzi lub fantastycznych projekcjach,
tj. w specjalnych formach przeniesienia rzutowanych na żywych ludzi
(projekcje bohaterskie). Treść tego rodzaju tworów symbolicznych
stanowi wyobrażenie doskonałej czy pełnej istoty, która przewyższa i
obejmuje inne, a którą reprezentuje albo jakiś człowiek obdarzony
heroicznymi właściwościami [...] albo też bezpośrednio —
geometrycznie — mandala. To archetypowe wyobrażenie odpowiada istniejącej
jako nieświadomy obraz całości jednostki, tj. jaźni”14.
Jung sądzi, że to archetyp jaźni zareagował na pojawienie się
Chrystusa, stąd konkretny Jezus został tak szybko zasymilowany przez
skonstelowany archetyp. Chociaż Chrystus jest Człowieczym Synem Bożym,
nie ma całkowicie ludzkiego charakteru. Z racji niepokalanego poczęcia,
nie jest skażony grzechem pierworodnym. Nie ma w nim ciemnej części.
Nie jest rzeczywiście zmieszany z materią. O
ile postacie Ojca i Syna można jeszcze myślowo uchwycić, o tyle trzecia
osoba Trójcy, Duch Święty, ma, jak sądzi Jung, bardziej skomplikowaną
naturę. Jest on jednocześnie rodzicielem Syna i pozostawionym przez
niego, wśród ludzi, Parakletem. Jung uważa, że jest on tym boskim
czynnikiem znajdującym się we wnętrzu człowieka, dzięki któremu możliwa
jest indywiduacja czyli proces rozwoju. Pozostawienie Ducha Świętego miało
przynieść wielkie konsekwencje dla dalszej historii rodzaju ludzkiego, sądzi
Jung. Poprzez niego bowiem człowiek został obdarzony boskim charakterem.
Wywyższenie to może prowadzić do różnych niebezpiecznych zjawisk
(przeczuwanych przez takich twórców jak Nietzsche). Spełnieniem tego
typu przeczuć był w dużej mierze wiek XX, twierdzi Jung. Ojciec
i Syn są rodzaju męskiego, chociaż Kościół przyznaje, że Chrystus
ma naturę dwupłciową. Duch Święty, który oznacza tchnienie, jest
rodzaju nijakiego (po hebrajsku duch, ruach, to słowo rodzaju żeńskiego).
To, że w Trójcy nie jest reprezentowany element żeński, wydaje się
Jungowi znaczące. Pierwiastek żeński zawsze wiązano z materią, która
jest skażona przez działanie w niej diabła. Zło jest więc umieszczone
poza Trójcą. Poza nią znajduje się też osoba Matki Boskiej. Nasuwa się
wobec tego pytanie: jaki jest właściwie związek między materialnym człowiekiem,
który jest zamieszany w zło, a Trójcą Świętą?
Na pytanie to odpowiada Jung za pomocą swojej koncepcji psychiki
nowożytnego człowieka. Jung
sądzi, że powstanie symbolu trynitarnego miało wpływ na całą nowożytną
historię ludzkości. Charakter tego wpływu widać po przeanalizowaniu osób
Trójcy. Jeżeli istnieje syn, to aby przejąć dziedzictwo ojca, musi on
decydować, dokonywać osądów moralnych. O ile z ojcem jest związany świat
praw, o tyle syn musi dokonywać wyboru, co wiąże się z rozwojem świadomości.
Przejście od Ojca do Syna, które nastąpiło wraz z narodzeniem się
Chrystusa, łączy się według Junga, z ofiarą z dziecięcej zależności,
jest więc czynnikiem postępu, zmusza do niego niejako. Istnienie Ducha
Świętego łagodzi przeciwieństwa między Ojcem a Synem. Przejście od
Syna do Ducha Świętego, oznacza dla ludzi, jak sądzi Jung, wyrzeczenie
się całkowitej samodzielności, bowiem na poziomie psychiki, Duch Święty
to dla Junga nieświadomość zbiorowa, dzięki której możliwe jest
zbawienie, czyli przeżycie pełni w trakcie procesu indywiduacji, przy założeniu,
że Chrystus jest tu archetypem jaźni, a ta jest obrazem Boga. Symbol
trynitarny przyczynił się więc do rozwoju kultury. Doprowadził ludzkość
do wyższego poziomu świadomości. Na jego bazie nastąpiły zmiany w
uporządkowaniu psychiki ludzkiej. W wyniku tego ludzie epoki Ryb różnią
się znacznie od ludzi antyku. Ludzie
antyku a ludzie współcześni Wielu
myślicieli przeciwstawiało antyk czasom nowożytnym. Jung powołuje się
na rozważania Schillera, dla którego antyk także był punktem
odniesienia przy ocenie współczesnej mu kultury europejskiej. „Nie
uchodzą bynajmniej mojej uwagi te zalety — powiada Schiller — które
dzisiejszą ludzkość, wziętą jako całość i położoną na szali
rozsądku, mogłyby wynieść ponad najlepszych świata starożytnego;
jednakże musiałaby ona do zawodów tych stanąć w zwartym szeregu, jako
całość zmierzyć się z całym dawnym światem. Albowiem któryż z
nowożytnych, jako jednostka, mógłby współzawodniczyć z pojedynczym
Ateńczykiem, stając, jeden na jednego, do walki o laur człowieczeństwa?
Skąd więc pochodzi ten niekorzystny stosunek jednostek, przy całej wyższości
w skali gatunku”?15.
Winą za ten stan rzeczy obarcza Schiller kulturę ówczesną, która
zmusza jednostki do jednostronnego rozwoju. Jednostronność panuje też
na terenie nauki, gdzie rozum intuicyjny i spekulacyjny rozdzielają się,
a dziedziny ich zastosowania zamykają się przed sobą. „Jeżeli tu
zbytkowna wyobraźnia niszczy zasadzone w żmudnym trudzie rozsady
intelektu, to tam duch abstrakcji tłumi płomienie, przy których rozgrzać
się miało serce i rozpalić fantazja”16
— przytacza Jung słowa Schillera. „Skoro państwo czyni urząd miarą
człowieka; skoro w jednym obywatelu honoruje tylko pamięć, w drugim
analityczny intelekt, w trzecim zaś biegłość mechaniczną; skoro tu,
bez względu na charakter, wymaga jedynie wiadomości, tam natomiast
wybacza zupełne zaćmienie intelektu, chwaląc za to ducha porządku i
przestrzeganie praw; skoro wreszcie poszczególne te zdolności państwo
chętnie widziałoby rozwijane z intensywnością przynajmniej tak wielką,
jak dopuszczany przezeń stopień ekstensywności rozwoju poszczególnych
podmiotów — to czyż możemy się dziwić, że pozostałe zdolności
umysłowe zostają zaniedbane i że całą troskę poświęca się wyłącznie
tej jednej, która przynosi cześć i nagrody”?17,
twierdzi dalej Schiller. Jung całkowicie zgadza się z tym wywodem. Uważa
się jednak, że niesłusznie przecenia się antyk, zapominając, że pełnia
człowieczeństwa była w tamtych czasach przywilejem nielicznych.
„Gdyby któryś z tych późniejszych wielbicieli greckiego nieba i
arkadyjskich rozkoszy zrządzeniem losu przyszedł na świat jako attycki
helota, to na piękno Grecji spoglądałby innym okiem”18.
Gdyż, jak dalej twierdzi Jung: „jedyne w swoim rodzaju piękno greckie
w niemałej mierze zawdzięczało swe istnienie kontrastowi ze środowiskiem,
w którym powstało. Zaletą Greka było to, że był mniej zróżnicowany
od człowieka nowożytnego [...] Jeżeli już w prymitywnych warunkach,
jakie panowały w V wieku przed Chrystusem, jednostka miała większą możliwość
wszechstronnego rozwoju swoich właściwości i zdolności, było to możliwe
tylko dzięki temu, że tysiące jej bliźnich wiodło ograniczone i skarłowaciałe
życie w nędzniejszych warunkach. Poszczególne jednostki na pewno osiągały
wysoką kulturę indywidualną ale kultura zbiorowa była antykowi obca.
To osiągnięcie miało przynieść chrześcijaństwo”19.
Zróżnicowanie jednostek jakie przyniosło chrześcijaństwo, nie wynikało
według Junga z postępu, ale z potrzeby. Problemem antyku było bowiem
istnienie niewolników i helotów. Słowa Juliana Apostaty: „Serce
ludzie wypełnia szalona walka” charakteryzują, jak sądzi Jung, wewnętrzne
rozdarcie późnego antyku, objawiające się w zamęcie myślowym i
uczuciowym ówczesnych ludzi. Chrześcijaństwo obiecywało wybawienie z
owego zamętu. Nie przyniosło ono jednak rozwiązania problemu ale
zbawienie „tj. uwolnienie jednej wartościowej funkcji od wszystkich
innych funkcji, które wówczas również pragnęły władać psychiką.
Chrześcijaństwo nadało ludziom jeden określony kierunek, wykluczając
wszystkie inne”20.
Przez to stworzyło kulturę zbiorową, na pewno wyższą niż antyczna,
ale zniszczyło kulturę indywidualną nielicznych jednostek. Dokonało się
to za pomocą ustanowienia Trójcy Świętej i uporządkowania zgodnie z
nią psychiki. Schemat
psychiki zgodny z Trójcą Świętą Jung
uważał, że każdy człowiek dysponuje czterema funkcjami psychicznymi,
które są ze sobą związane parami, tak że intelekt pozostaje w związku
z uczuciem, a percepcja z intuicją. Twierdzi on, że antyczne
niewolnictwo nie zniknęło całkowicie, ale zmieniło jedynie miejsce. Ze
świata zewnętrznego przeniosło się do wnętrza jednostki. „Ponieważ
chrześcijański dogmat o niezbywalnej duszy nadał wartość jednostce,
nie można już było mniej wartościowej większości podporządkowywać
w praktyce wolności bardziej wartościowej mniejszości i w jednostce główna
funkcja psychiczna zajęła, w stosunku do funkcji niższych, miejsce
uprzywilejowane. W ten sposób zasadnicze znaczenie przypisano jednej
wartościowej funkcji na niekorzyść wszystkich innych funkcji. Tym samym
zewnętrzną społeczną formę kultury antycznej przeniesiono — w
sensie psychologicznym — do wnętrza podmiotu, przez co w jednostce
wytworzył się stan wewnętrzny odpowiadający w starożytności sytuacji
zewnętrznej: dominująca, uprzywilejowana funkcja rozwijała się i różnicowała
kosztem mniej wartościowej większości. Dzięki temu procesowi
psychologicznemu stopniowo powstawała kultura zbiorowa”21. Kultura
współczesna jak i za czasów Schillera nie pozwala jednostce na
wszechstronny rozwój, czyli wykorzystywanie wszystkich funkcji.
Wykonywanie zawodu, bycie kimś w społeczeństwie, łączy się z
rozwojem tylko jednej funkcji. Z czym wiąże się tłumienie funkcji
pozostającej z nią w parze, która staje się w dużej mierze funkcją
nieświadomą i wiąże się blisko z archaicznymi treściami nieświadomości.
Do najbardziej rozwiniętej funkcji dołączają zwykle dwie z drugiej
pary, z których także jedna jest bardziej rozwinięta. Istnieje więc
pewna ilość typów charakterologicznych, które zupełnie inaczej
odbierają świat i nań reagują. Co łączy intelektualistę
intuicjonistę z uczuciowcem percepcjonistą? Albo uczuciowca intuicjonistę
z intelektualistą percepcjonistą? Biorąc pod uwagę, że każdy z nich
może być introwertykiem, czyli kimś kto obcuje głównie ze światem
zewnętrznym, albo też ekstrawertykiem, który przeżywa siebie jedynie
za pomocą działań w świecie zewnętrznym otrzymujemy osiem typów. (W
życiu nie spotykamy ich w formie idealnej, ale jako mniej lub bardziej
wyraźne mieszanki.) Ludziom tym jest trudno i porozumieć się, i
wzajemnie zrozumieć. Tym, co ich łączy, jest niedorozwinięcie jednej
funkcji, która jest czymś na kształt niewolnika pozostałych. Funkcja
najbardziej rozwinięta, to ta z której się żyje. Płacą nam za nią,
twierdzi Jung. Na jej bazie jednostka buduje sobie personę. Jest to
zestaw zachowań i reakcji, które najbardziej pasują do zawodu, czy
funkcji jaką się pełni w społeczeństwie. Persona co prawda ułatwia
życie jednostce i służy społeczeństwu, jest jednak dość sztywnym
garniturem, który bywa, że dusi. Cała reszta psychiki także dopomina
się o swój udział w życiu jednostki, czyli przede wszystkim zniewolona
funkcja czwarta. Czasami się ona buntuje, a ponieważ jest mocno związana
z treściami nieświadomymi, może poważnie zagrozić uładzonemu
funkcjonowaniu jednostki w życiu społecznym. Z konfliktu między
funkcjami wynikają i problemy psychiczne jednostek i różnorakie
zjawiska społeczne. Konflikt ów nie istniał w czasach antycznych, stąd
dla wielu są one owym Złotym Wiekiem, czasem, gdy jednostki mogły się
wszechstronnie rozwijać. „Rozbicie harmonijnego współdziałania sił
psychicznych w życiu instynktowym jest jak zawsze otwarta, nigdy nie gojąca
się rana, prawdziwa rana Amfortasa, albowiem zróżnicowanie jednej z
wielu funkcji nieuchronnie pociąga za sobą jej przerost oraz zaniedbanie
i skarłowacenie innych.”22
Dodać trzeba, że gdy element zła jest poza Trójcą Świętą, a
psychika jest uporządkowana według schematu trójcy, tak że jedna
funkcja jest tłumiona, to musi ona łączyć się ze stłumionym jako
problem złem. Skutki
uporządkowania opartego na Trójcy Chrześcijaństwo
przyniosło rozwój kultury zbiorowej. Gwarantuje ona co prawda jednostce
prawa ludzkie, ale jest oparta na „subiektywnej kulturze
niewolniczej”, co podnosi poziom kultury zbiorowej, ale obniża poziom
kultury indywidualnej. Rana antyku pozostała otwartą raną, tyle że
znalazła się we wnętrzu psychiki ludzkiej. Na zjawisku zróżnicowania
funkcji ludzie tracą jako jednostki, ale zyskują jako gatunek. Cały ten
mechanizm ma za zadanie rozwinąć wielkie możliwości człowieka. Aby je
rozwijać, musiał je najpierw ze sobą skłócić. Tak twierdzi Schiller,
a Jung się z nim zgadza. Zjawisko to ma jednak szereg skutków
negatywnych. O jednym z nich, czyli relatywnej niższości człowieka nowożytnego
w stosunku do ludzi antyku, była już mowa. Są i inne. W dzisiejszych
czasach jednostkę utożsamia się z jej główną funkcją, stąd właściwie
wykorzystuje się człowieka mechanicznie, w ramach tej jednej funkcji. Można
by powiedzieć, że człowiek istnieje dzisiaj jedynie jako funkcja, a współczesne
wielkie organizacje dążą właściwie do pełnej likwidacji jednostki.
Jung sądzi, że taki stan rzeczy wypływa z samego chrześcijaństwa. Nie
ceni ono bowiem wartości indywidualnych, a chociaż jest oparte na
zasadzie miłości, wręcz gwałci indywidualność. Proces ten postępuje
od czasów Schillera coraz dalej. Życie zbiorowe tak wciąga jednostki,
że nawet gdyby chciały się rozwijać jako indywidualności, nie starcza
im na to czasu. Poza tym wyobrażenie człowieka współczesnego o sobie
samym nie pokrywa się zwykle z funkcją, jaką wykonuje, co bywa źródłem
konfliktu. Czy jest, czy nie jest jednostką wartościową w sensie
kolektywnym, czy zdaje sobie sprawę ze swej jednostronności, czy nie, i
tak jest barbarzyńcą, twierdzi Jung. Gdyż: „Istota barbarzyństwa
tkwi w jednostronności i niepohamowaniu, a więc w ogóle w fałszywych
proporcjach”23.
Nowożytni są więc barbarzyńcami i ludźmi kolektywnymi, bo: „Być tożsamym
z jedną zróżnicowaną funkcją to tyle, co być kolektywnym — zresztą
nie kolektywnie identycznym, jak ludzie pierwotni, lecz kolektywnie
przystosowanym — o tyle, o ile »w naszym sądzie wypowiadamy sąd
wszystkich umysłów«, jako że wtedy myślimy i mówimy dokładnie tak,
jak spodziewają się po nas ci wszyscy, których myślenie jest w tym
samym stopniu zróżnicowane i przystosowane. Również »wybór serc
wszystkich reprezentowany jest w naszym czynie« o tyle, o ile myślimy i
działamy tak, jak sobie życzą, byśmy myśleli i działali. Wszyscy
przecież sądzą, że rzeczą najlepszą i godną największych wysiłków
jest osiągnięcie możliwie największej tożsamości ze zróżnicowaną
funkcją (wszyscy tego również pragną), albowiem przynosi to największe
społeczne korzyści, choć »mniejszości« natury ludzkiej, która
niekiedy stanowi większą część indywidualności, wyrządza największe
szkody”24.
Tymczasem „może się zdarzyć tak, że zaniedbane funkcje kryją o
wiele wyższe wartości indywidualne, które wprawdzie mają małe
znaczenia dla życia zbiorowego, ale dla życia indywidualnego są
najcenniejsze i dlatego stanowią wartości życiowe, zdolne życiu
jednostki nadać taką intensywność i piękno, jakich nadaremnie
oczekuje ona od funkcji kolektywnej.”25
Niedorozwinięcie jednej funkcji stanowi ową wciąż krwawiącą ranę.
Schiller jest bliski stwierdzeniu, że ludziom nowożytnym przypadł dość
pośledni los w udziale. „Bylibyśmy niewolnikami ludzkości, przez
kilka tysiącleci spełnialibyśmy za nią niewolniczą pracę, znacząc
naszą okaleczoną naturę hańbiącym piętnem tej usłużności — po
to, aby późniejsze pokolenia w błogim próżniactwie mogły strzec
swego moralnego zdrowia i rozwijać swobodnie swe człowieczeństwo.”26 Inny
schemat uporządkowania psychiki Wizjonerzy
widywali czasem Boga o czterech twarzach. Istnieją cztery funkcje
psychiczne. Trójca Święta nie zawiera elementu materialnego, nie występuje
w niej pierwiastek żeński, ani zło. Wskazuje to na istnienie innego
schematu, którym jest według Junga czwórca. Podział na cztery uważa
on za naturalny, zawsze obowiązujący w psychice. Twierdzi, że liczba
cztery stanowi pewną całość. Za jej pomocą opisuje się świat i częściej
i dokładniej niż za pomocą trójki. Mamy przecież cztery żywioły,
cztery strony świata, cztery pory roku, cztery zmysły itp. Aby Trójca
stała się czwórcą, należy do niej dodać element związany z materią,
ciemnością lub złem. W chrześcijaństwie nie akcentuje się siły zła.
Twierdzi się często, że jest ono jedynie brakiem dobra. Jung uważa taką
postawę za zamykanie oczu na istnienie problemu. Według niego zło jest
bytem substancjonalnym i realną siłą. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć
historię Hioba i dwudziestowieczne wydarzenia? Zło
w chrześcijaństwie reprezentuje diabeł. W Starym Testamencie podobną
rolę odgrywał szatan. Jung uważa diabła (czy szatana) za pierworodnego
Syna Bożego. Sądzi, że właściwym celem narodzin Chrystusa było
stoczenie walki ze złem reprezentowanym przez brata-przeciwnika, diabła.
Przyjście Chrystusa nastąpiło na przełomie epok Barana i Ryb, co nie
było według Junga przypadkiem. Konflikt między Chrystusem a diabłem,
dobrem a złem, jasnością i ciemnością odpowiada, jak sądzi,
archetypowym cechom znaku Ryb. Dla astrologów każdy znak zodiaku jest
jakby typem idealnym, zestawem cech charakteru i celów życiowych. Wiele
o samym znaku może powiedzieć jego symbol, w tym wypadku dwie poruszające
się w przeciwną stronę ryby. Jest to więc znak dualizmu, przeciwieństw.
„Analizując źródła astrologiczne oraz ikonografię tego motywu odkrył
on (Jung) w symbolu Ryb kilka warstw znaczeniowych: problem krzyża,
przeciwieństwo moralne przedstawione jako walka Chrystusa z Antychrystem,
narodziny z dziewicy i klasyczna tragedia Matki i Syna, niebezpieczeństwo
po urodzeniu oraz zagadnienie Ratunku i Zbawienia. Archetyp eonu Ryb jest
więc przedstawiony jako charakteryzujący się nasileniem walki przeciwieństw.
Określa go Jung jako archetypowy motyw »wrogich braci«. Jego zdaniem
tak silnie przejawiające się w dwudziestym wieku napięcia oznaczają
zbliżanie się następnego etapu rozwoju świadomości. Będzie to epoka
Wodnika, w której zapanuje dążenie do pogodzenia przeciwieństw.”27 W
epoce Ryb mamy więc do czynienia z dwoma schematami psychicznymi, które
przejawiają się w kulturze. Świadomy schemat Trójcy znajduje się w
niezgodzie z naturalnym schematem czwórcy. Jest on nieświadomy, ale
akcentuje się go w chrześcijaństwie, w którym jednocześnie istnieje
duże napięcie między przeciwieństwami, występującymi w parach takimi
jak na przykład dobro i zło. Za pomocą symbolu trynitarnego konflikt między
nimi jest nie do rozwiązania. Przeciwieństwo między Chrystusem a diabłem
„wyraża w skrajnej formie pewien konflikt, a tym samym również świeckie
zadanie, jakie ludzkość ma do spełnienia, zanim nastanie nowa era,
kiedy dobro i zło zaczną się relatywizować, kiedy każde z nich zwątpi
w siebie i kiedy rozlegnie się wołanie o wyjście »poza dobro i zło«.
Jednakże w epoce chrześcijańskiej, tj. epoce myślenia trynitarnego,
tego rodzaju idea jest wręcz wykluczona; albowiem konflikt między
dobrem, a złem, jest zbyt gwałtowny na to, żeby złu można było
przyznać jakikolwiek inny logiczny stosunek do Trójcy Świętej niż
stosunek absolutnej sprzeczności. W sprzeczności afektywnej nie można
widzieć jednocześnie tezy i antytezy. Pozwala na to dopiero chłodne
rozpatrzenie relatywnej wartości dobra i relatywnej antywartości zła.
Wtedy jednak nie można już wątpić, że wspólne życie jest nie tylko
rezultatem »tchnienia« Ojca i jasnego Syna, lecz także Ojca i ciemnej
istoty”28. Nawet
krzyż, centralny symbol chrześcijaństwa, ma więcej wspólnego z czwórcą
niż z trójcą. Sam Chrystus był często przedstawiany w otoczeniu
czterech elementów (czterech ewangelistów itp.). Jednak świadomość
epoki nowożytnej bazuje na schemacie triadycznym, co nie daje człowiekowi
możliwości wszechstronnego rozwoju, powodując nie tylko problemy
psychiczne jednostek, ale i wyniszczające ludzkość zjawiska społeczne. Próby
rozwiązania konfliktu funkcji Jak
twierdzi Jung, w epoce Ryb trwają nieustanne próby poradzenia sobie z
niewolnictwem wewnętrznym. Chodzi w nich o zintegrowanie ze sobą
wszystkich funkcji i rozwijanie pełni człowieczeństwa, a także o
poradzenie sobie z problemem zła, który jest spychany w nieświadomość,
nie znajduje się w centrum zainteresowania, a jednocześnie dramatycznie
ujawnia się w ludzkim życiu. Jung sądzi, że im dalej od narodzin
Chrystusa, z tym większą ilością zła mamy do czynienia w życiu społecznym,
o czym świadczy historia XX wieku. Jednak
dążenie do pełni towarzyszyło ludziom przez całą epokę Ryb. Wyrażało
się ono na marginesie chrześcijaństwa. Poszukiwania alchemików tylko z
pozoru dotyczyły stworzenia złota. W rzeczywistości pragnęli oni
stworzyć nowego, doskonałego człowieka, a procesowi alchemicznemu
towarzyszyły przemiany ich psychiki, w wyniku których nierzadko osiągali
stan, który przeżył sam Jung i w którego przeżyciu pomagał swoim
pacjentom. „Dlatego też zawsze istnieli tacy ludzie, którzy w ukryciu
i na marginesie społeczeństwa, ku swej zgubie lub zbawieniu, nie
zadowalali się dominantą istniejącą w ich życiu świadomym, lecz
szukali owego praprzeżycia wiecznych korzeni psychiki i, zafascynowani
widokiem wzburzonego morza swej nieświadomości, udawali się na tę
pustynię, na której Jezus potykał się z synem ciemności [...] i sami
również z nim się ścierali”29.
W działaniach alchemicznych występowały te same etapy, co we współczesnej
terapii analitycznej, twierdzi Jung. Alchemicy stykali się z własnym
cieniem, co prowadziło ich do pogodzenia przeciwieństw zawartych w
psychice. Stapiały się one w jedność, która nie mogła się już
rozdzielić, a którą stanowiło połączenie pierwiastka żeńskiego z męskim,
ciemnego z jasnym itp. Współczesną
próbę poradzenia sobie z problemem rozdarcia, stanowiła terapia
analityczna autorstwa Junga. Symbole podobne do występujących w
traktatach alchemicznych pojawiały się w snach i fantazjach samego Junga
i jego pacjentów. W końcu mogli oni doświadczyć przeżycia jaźni, a
tym samym zintegrować wszystkie swe psychiczne funkcje, świadomość z
nieświadomością, dobro ze złem. Trudno zresztą słowami przekazać co
im się zdarzyło. Tak samo jak byłoby trudno opowiedzieć przeżycie satori
w zen. Przeżycie jaźni było bowiem przeżyciem mistycznym, doświadczeniem
Boga we własnym wnętrzu. Można o nim wnosić jedynie z przekazu tych,
którzy go doświadczyli. Jungowi przeżycie to wydaje się najlepszym, co
może się przydarzyć. I
alchemicy, i pacjenci Junga to nieliczne jednostki, którym dane jest (dzięki
własnym poszukiwaniom, czy terapii analitycznej) poradzić sobie z
problemem rozdarcia psychiki. Reszta też go odczuwa, mniej lub bardziej
świadomie. Problem ten nowożytni często próbują rozwiązać w sferze
kultury. O ile przeżycia mistyczne zdarzają się wybranym, to resztę
porywa „przerażająca wręcz sugestywność, charakterystyczna dla ruchów
masowych, począwszy od »prawdziwych Badaczy Pisma Świętego« wśród
ludzi prostych i tak zwanego —
z racji prestiżowych — »Oxford (Group) Movement« w klasach wyższych,
a skończywszy na narodowym socjalizmie, który ogarnął cały naród. I
to wszystko w poszukiwaniu — mającego dać pełnię — przeżycia
mistycznego”30! Zło,
które przyniósł nazizm jest ewidentne. Inne ruchy społeczne, którym
nie towarzyszą zbrodnie, nie wnoszą co prawda tyle zła, ale nie mają
żadnego sensu, gdyż nie przynoszą prawdziwego rozwiązania problemu.
„Przeżycie przemiany w grupie, to coś zupełnie innego niż przeżycie
jej w samotności [...] Przeżycie grupowe dokonuje się na niższym
poziomie świadomości, niż poziom, na którym dokonuje się przeżycie
indywidualne [...] Jeśli wielu ludzi się zbierze i złączy we wspólnym
stanie umysłu, z grupy tej wyłania się rodzaj duszy zbiorowej, która
stoi niżej od duszy indywidualnej [...] Grupowe przeżycie pojawia się o
wiele częściej, niż indywidualne przeżycie przemiany. Również łatwiej
jest je osiągnąć, albowiem jednoczesna obecność wielu ludzi ma wielką
siłę sugestywną [...] Tak więc identyfikacja z grupą stanowi prostą,
łatwą drogę; ale przeżycie grupowe nie prowadzi nas głębiej, niż
doprowadził nas sam fakt bycia w grupie. Zmienia ono coś w człowieku
ale mu nie wystarcza; przeciwnie, ciągle od nowa musimy »ginąć« w tłumie,
aby przeżycie to utwierdzić i móc w nie wierzyć [...] A jeśli poczuję,
że ta masa stanowi wielką i cudowną jedność, to staję się bohaterem
wywyższonym wraz z grupą [...] Ponieważ jest to łatwa i wygodna droga
do podniesienia rangi osobowości, przeto człowiek zawsze tworzył grupy,
które umożliwiały kolektywne przeżycie przemiany, często przybierającej
formę oszołomienia”31.
Nie tędy droga. I
alchemicy, i pacjenci Junga, nie mówiąc już o uczestnikach ruchów
masowych, pragną czegoś, odczuwają jakiś brak, cierpią. Problem
rozdarcia jest co prawda powszechnie odczuwany, ale rzadko rozumiany, gdyż
nie jest całkiem uświadomiony. Jedynie nieliczne jednostki, takie jak
Schiller, są w stanie nazwać ów brak. Jung sądzi, że problem dręczący
Schillera, był także problemem Wagnera, wyrażonym w Parsifalu
(tam zaginiona włócznia odnalazła się, a rana Amfortasa została
wyleczona), a także problemem Goethego w Fauście gdzie raz po raz
pojawia się pytanie o „czwartego”. Dręczył on także Nietzche’go.
„Za życia Schillera nie nadszedł jeszcze czas rozprawy ze światem niższym.
Nietzsche bliższy był tej epoce, również wewnętrznie, toteż był
pewien, że wchodzimy w czasy największej z walk. Dlatego też, jako
jedyny prawdziwy uczeń Schopenhauera, rozdarł zasłonę naiwności i w
swym Zaratustrze ukazał coś z tego, co miało się stać najwyższą
treścią nadchodzących czasów”32. Jung zastanawia się, czy można się spodziewać szerszego, obejmującego całą ludzkość, rozwiązania problemu tłumienia nieprzydatnych funkcji. „Dopóki jednak cel kultury nie zbiega się z ideałami pełni ludzkiej dopóty funkcje te będą cenione nisko i tym samym będą ulegały relatywnemu stłumieniu”33. Na razie: „Psychice zbiorowej nienawistny jest poniekąd każdy rozwój indywidualny, który nie służy bezpośrednio celom zbiorowości”34. W przyszłości czeka nas starcie między funkcją zniewoloną, związaną z nieświadomością, a funkcjami rozwiniętymi i świadomymi, albo też między postawą świadomą i nieświadomą. „Postawa świadoma — ze względu na swoją wysoką i absolutną pozycję — może się szczycić niejakim podobieństwem do Boga, w tym samym stopniu rozwija się też postawa nieświadoma, której podobieństwo do Boga oznacza jednak podobieństwo do »niższego« archaicznego Boga zmysłowej i brutalnej natury. Heraklitejska enantiodromia zatroszczy się już o to, by nadszedł czas, w którym ujawni się ten deus abconditus i przyciśnie do muru Boga naszych ideałów”35. Samo pragnienie zharmonizowania psychiki oznaczałoby »bunt niewolników« przeciwko ideałowi heroicznemu, który zmusza nas, byśmy dla jednej rzeczy poświęcili wszystkie inne. Jeśli kiedyś zerwiemy z tą zasadą — która, jak wiadomo, wykształcona najpierw w najwyższym stopniu przez chrześcijaństwo w celu uduchowienia człowieka, dostarczyła potem najskuteczniejszego środka do jego zmaterializowania — to naturalnie niższe funkcje wyswobodzą się i, słusznie czy niesłusznie, zażądają takiego samego uznania, jakim cieszy się funkcja zróżnicowana”36. Według Junga nie da się wymyślić całkowitego rozwiązania konfliktu funkcji. „W istocie do wszystkich wielkich przemian, które objęły ludzkość, nie doszło na drodze intelektualnych kalkulacji, ale na drogach, które współcześni przeoczyli lub wykluczyli jako bezsensowne i których wewnętrzna konieczność stała się jasna dopiero w długi czas potem.”37 Nie można się spodziewać, że rozwiąże go jakaś niezwykła jednostka. „Byłoby niesłuszne, gdybyśmy po jednym człowieku, choćby nawet wielkim chcieli się spodziewać rozwiązania tego gigantycznego problemu, który rozwiązać mogą jedynie całe epoki i ludy, i to również nie świadomie, lecz za zrządzeniem losu.”38 Na razie pozostaje nam, jak sądzi Jung, podejmować jednostkowe próby rozwiązania problemu i ufać w szczęśliwe zrządzenie losu, które pomoże rozwiązać go ogólnie. |
||