Jan Tomkowski 
(ur. 1953), prozaik, eseista, historyk literatury. Opublikował m.in.: Juliusz Słowacki i tradycje mistyki europejskiej, Mistyczny świat Williama Blake'a, Mistyka i herezja.

Czy św. Jan był gnostykiem?

Jan Tomkowski

  

Bardzo dziwny tytuł, dziwna książka i równie nietypowy autor. Konrad W. Tatarowski debiutuje jako poeta (i prozaik) w wieku czterdziestu czterech lat. Przed wyjazdem z Polski w 1983 roku znany był raczej jako literaturoznawca, a także jeden z niewielu w Łodzi współpracowników opozycji demokratycznej. Na Zachodzie związał się z Radiem Wolna Europa. Przypuszczam, że wielu czytelników pamięta jego głos. Dla szerszej publiczności pozostaje bowiem komentatorem bieżących wypadków politycznych, zajmującym się także publicystyką kulturalną.

Wiersze pisuje od dawna — rzadko, z wieloletnimi przerwami, z potrzeby ducha, bez większej nadziei na spektakularny sukces. Nie wiadomo, czy i kiedy wyda następny tomik. W niewielkim objętościowo Świetle w ciemności zmieścił przecież doświadczenia całego dotychczasowego życia.

Poszczególne części zbioru odpowiadają kolejnym rozdziałom biografii poety. Mówią o okresie internowania po 13 grudnia 1981 roku, próbach aklimatyzacji na ziemi amerykańskiej, powrocie do kraju w zmienionej już sytuacji. Niektóre partie Światła w ciemności świadczą o zaufaniu do poetyki dokumentu. Autor staje się w nich rejestratorem cudzych zwierzeń, zapisuje skrupulatnie zewnętrzne fakty. Dotyczy to zwłaszcza fragmentów pisanych prozą — suchych, reportażowych, nacechowanych dziennikarską solidnością.

Tak powinna wyglądać zdaniem Tatarowskiego dzisiejsza proza, której misją ma być „pisywanie tego świata w jego najdrobniejszych elementach, pokazywanie go jak najprawdziwiej”. A co z poezją, która dominuje w pierwszej i moim zdaniem najcenniejszej części zbioru? Jej przeznaczeniem jest według autora „uchylanie powierzchni zjawisk albo — po Norwidowsku patrząc — sondowanie materii w głąb, aby „przepalać glob sumieniem”. Łatwo zakwestionować zasadność takiego rozgraniczenia — tym bardziej, że sam poeta nie do końca go przestrzega. Wszystko miesza się albo raczej „przeplata” — wieczność i codzienność, piękno i brzydota, poezja i proza.

Najpiękniejsze wiersze: sonety Anna i Baudelaire, Genezis i Gnozis powstają jednak wówczas, gdy Tatarowskiemu udaje się zapomnieć nie tyle o swej dziennikarskiej profesji, co o obowiązku rejestrowania rzeczywistości zewnętrznej. W Genezis rozwija z powodzeniem stary gnostycki mit, w sonetach staje się barokowym poetą metafizycznym, któremu nieobce są przecież i poszukiwania liryki współczesnej. I nie wiadomo już, czy to dobrze, że w tej pierwszej książce znalazło się tyle tematów naraz, że musiała ona pomieścić kilka książek jednocześnie.

Dla kogoś, kto jak ja spędził parę ładnych lat nad tekstami mistycznych herezjarchów, szczególnie kuszący musi wydać się wiersz zatytułowany Genezis. Tak jak w biblijnej opowieści, na początku jest ich czworo. W interpretacji tradycyjnej hierarchia wygląda inaczej. Stwórca ponad stworzeniem, wąż czekający dopiero na ujawnienie swej szatańskiej mocy, ogród pełen niezakłóconej harmonii. Poeta przekonuje nas, że było inaczej. Bóg to tylko Starzec śpiący w cieniu dębu — pozbawiony już mocy i twórczej energii, właściwie wyłączony z gry. Adam jest naiwny jak dziecko („Taki był szczęśliwy/ mocując się z niedźwiadkami i spijając ukradkiem/ ptasie jaja”). W Genezis Konrada Tatarowskiego liczą się tylko dwie postacie: Ewa — uosobienie wiecznej kobiecości i Wąż — Stróż Drzewa Poznania, zarazem Książę Tego Świata, istota lucyferyczna. I tak jak światłu pisane jest zwycięstwo nad ciemnością, tak Ewa musi w końcu zwyciężyć wszystkie bóstwa i demony:

 

Pamiętasz te afery Pomieszanie języków

Potop Zagłada Sodomy Nic nie pomogło

zwyciężyłaś

albowiem mnie pokonałaś

i tylko to naprawdę się liczy

 

To właśnie ona, pierwsza (i jedyna) kobieta — Ewa, Anna, dobra i zła wróżka, niosąca nam miłość, piękno, ocalenie, a niekiedy gorycz i zagładę, staje się prawdziwą bohaterką tej pogańskiej, poetyckiej gnozy. Motto, które czytamy na początku książki, cytowane wielokrotnie słowa z Ewangelii św. Jana („światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła”) uznać wypadnie za drogowskaz — niepewny, ryzykowny, prawie już nieczytelny. Bo na co dzień żyjemy poza światłem i ciemnością. Otacza nas banał, szarość, mgła, toniemy w bezrefleksyjnym przeżywaniu upływających lat:

 

od kawy do kawy od plotki do plotki

życie tak łatwo przeżyć

że nawet nie ma czasu

powtórzyć pytanie jak żyć

 

Dopiero Anna czyni nas gnostykami, poszukiwaczami wiecznego światła albo — zbłąkanymi i nieszczęśliwymi wędrowcami.

 

Konrad W. Tatarowski, Światło w ciemności. Fundacja NOWEJ, Warszawa 1992.

powrót do strony GNOSIS 8    powrót do głównej strony GNOSIS