|
||
Marek Chlebuś (ur. 1959) — inżynier, ekonomista, laureat Nagrody Specjalnej Sekretarza Naukowego Polskiej Akademii Nauk w zakresie fizyki. Doradca gospodarczy i finansowy, członek Rady Informatyki przy Prezesie Rady Ministrów. Ma w swoim dorobku publikacje naukowe i popularyzatorskie z dziedziny fizyki, informatyki oraz finansów publicznych. |
News Deal, News Age. Rozważania nad losem cywilizacji europejskiej początek cz. I |
|
Marek Chlebuś |
||
Część
I Rozważania
początkowe Rozdział
1. Wstęp metodologiczny Niniejsza
praca powstała na przełomie lat 1996 i 1997 jako próba refleksji nad
dotychczasowym rozwojem nowożytnej cywilizacji i jej prawdopodobną
przyszłością. Podobnie jak wiele innych rozważań o ambicjach
futurologicznych, tak i jej dociekania muszą być obciążone
pierworodnym grzechem wszelkich studiów nad przyszłością. Po
pierwsze, rozumowanie oparte na doświadczeniach pochodzących z przeszłości
może prowadzić do prawidłowych sądów na temat przyszłości tylko w
tym zakresie, w jakim jest zdeterminowana przez znaną
przeszłość, i w dodatku determinizm ten musi mieścić się w przyjętym
dla celów prognostycznych paradygmacie, nie wymykając się zastosowanej
metodzie. Jest to wymóg trudny do spełnienia, bowiem nawet gdyby całą
historię ludzkości ujmowały prawa determinizmu, to aby jej dalszy bieg
przewidzieć, konieczne byłoby uwzględnienie wszystkich
istotnych czynników określających badany rozwój oraz zastosowanie
wystarczająco trafnie dobranego i dokładnego modelu zmian. Po
drugie, każda prognoza obarczona jest psychologicznym piętnem
obserwatora, i dla jej zrozumienia równie ważne bywa wczucie się w
motywacje i intencje autora, co nadążanie za tokiem jego wywodu. Na
przykład: pesymista i optymista mogą uzyskać krańcowo różne
prognozy, mimo że opierają się na identycznych danych i pracują z
jednakową biegłością w obrębie jednego paradygmatu. Wiara w
samoregulację, chaos czy fatalizm, agnostycyzm, religijność czy nawet
chwilowy nastrój autora — mogą ukształtować prognozę silniej niż
cała jego wiedza i doświadczenie. Co
do pierwszej — obiektywnej — ułomności każdej, a więc i tej
prognozy, należy podkreślić, że zaprezentowane niżej rozumowanie
opiera się na przedłużeniu stosunkowo świeżych, bo niespełna
stuletnich tendencji, które ukształtowały ostatnią epokę w rozwoju
naszej cywilizacji. Ponieważ dotychczasowe epoki trwały po kilkaset lat,
można domniemywać, że również ta najnowsza powinna mieć przed sobą
kilkusetletnią przyszłość. Kilkaset lat wydaje się okresem aż nadto
długim, aby spodziewane zmiany stały się nieodwracalne — podobnie jak
nieodwracalna stała się kiedyś rolnicza, a potem produkcyjna aktywność
ludzkości. Dlatego krótsza perspektywa prognozy jest stosunkowo łatwa
do obrony. W dalszym horyzoncie wywód nabiera charakteru bliższego wizji
niż zwykłej ekstrapolacji, i należy go traktować raczej jako przykład
niż jako zapowiedź dalszej ewolucji ludzkości. Antycypowany świat jawi
się co prawda jako najbardziej prawdopodobny spośród wariantów dostępnych
wyobraźni autora, ale nie przestaje być tylko możliwością
— w odróżnieniu od wyniku prognozy krótkoterminowej, która zdaje się
opisywać — obłożoną co prawda licznymi założeniami — konieczność. Co
do drugiej — subiektywnej — ułomności futurologicznej, uczciwość
nakazuje zaprezentować pokrótce poznawczą postawę autora. Otóż jest
on zaniepokojony obserwowanym kierunkiem rozwoju ludzkości, a uzyskane
wyniki prognozy wydają mu się przerażające nie tylko, a nawet nie tyle
w swym kształcie, co w rychłej nieuchronności. Wydaje się, że ludzkość
wchodzi, a może już weszła w ostatnie lata, w których ma jeszcze jakiś
wybór — dobry czy zły, realny czy utopijny, ale nadal intelektualnie
możliwy. Za kilkadziesiąt lat próby uświadomienia sobie trendów, o których
mówi ta praca, mogą być interesujące głównie dla historyków, jeśli
kumulujące się przemiany staną się nieodwracalne. Na
użytek rozważań tej pracy przeprowadzono szereg roboczych prób
modelowania, ale miało ono charakter wyłącznie pomocniczy i nie stanowiło
ani celu, ani treści rozważań. Z tego punktu widzenia praca nie spełnia
wymogu ścisłości naukowej, gdyż jej głównym narzędziem poznawczym
były metody uważane zwykle za nieobiektywne, takie jak wyobraźnia,
inspiracja lub intuicja. Mówiąc nawiasem, wszelkie poznanie, nawet
pozornie zamykające się w modelu pozytywistycznym, więcej zawdzięcza
intuicji i innym czynnikom subiektywnym, niż się to zwykło przyznawać.
Gdyby nie owa mucha, której tor lotu zainspirował Kartezjusza, to —
jakkolwiek predestynowany — nie sformułowałby on ani wtedy,
ani takiej geometrii
analitycznej, jaką znamy. Również gdyby nie mityczne jabłko, którego
upadek miał olśnić Newtona, to zapewne nie odkryłby on swojej
mechaniki albo odkryłby inną — wyrażoną w odmiennych pojęciach i
obejmującą inne aspekty niekoniecznie tych samych zjawisk. Nawet
pozornie obiektywne systemy scjentystyczne zawdzięczają wiele intuicji i
olśnieniu, zresztą nie tylko wtedy, gdy powstają, ale w pewnym stopniu
również wtedy, gdy są stosowane. Ktokolwiek posługiwał się
zaawansowanymi technikami matematycznymi, ten wie, jaką rolę w ich
opanowaniu i następnie stosowaniu odgrywa wyrobienie sobie intuicji i
ukształtowanie specyficznej wyobraźni. Heurystyczność rozumowania,
podobnie zresztą jak ścisłość, ani nie wyklucza prawdziwości wniosków,
ani jej nie zapewnia. Za
najściślejszą i nawet wzorcową dziedzinę racjonalnej wiedzy często
uznawana jest mechanika newtonowska. Warto jednak zauważyć, że nawet
ten ideał determinizmu nie pozwala precyzyjnie rozwiązać trywialnego na
pozór zagadnienia ruchu pojazdów kosmicznych. Nawet w pustej i martwej
przestrzeni międzyplanetarnej, wystrzelone pod kontrolą najbardziej
zaawansowanej technologii sondy muszą być wyposażane w silniki korygujące
tor ruchu. Obecność tych silników oznacza ni mniej, ni więcej, tylko
uznanie rozbieżności pomiędzy ruchem przewidywalnym teoretycznie, a
realnym. Tym bardziej nieprecyzyjne muszą być przewidywania w mniej ścisłych
dziedzinach wiedzy. Należy
wspomnieć o możliwych w przyszłości, a dziś trudnych do przewidzenia
katastrofach, jakie wielokrotnie się już zdarzały. Nie można wykluczyć,
że w dowolnym momencie przyszłości pojawią się klęski żywiołowe,
epidemie lub wojny, ale także wielkie odkrycia, wynalazki czy nowe poglądy,
które mogą gwałtownie i dramatycznie przeobrazić świat i skierować
rozwój cywilizacji na całkiem nowe tory. Zjawiska takie, chociaż nie
wszystkie, mogą podlegać prognozowaniu jakościowemu. Na przykład:
znana z podręczników szkolnych teoria dryfu płyt kontynentalnych
przekonująco wyjaśnia mechanizm powstawania trzęsień ziemi, ale nie
pozwala przewidzieć momentu ich zaistnienia; za to niektóre skutki trzęsień
ziemi są w ramach tej teorii dobrze przewidywalne. Pamiętając, że nie
wszystkie katastrofy będą w stanie zaburzyć opisany rozwój, a niektóre
mogą go nawet przyśpieszyć, trzeba zastrzec, że w zasadniczym wywodzie
katastrofy nie będą uwzględniane. Przemiany
cywilizacyjne chyba nigdy nie były linearnym procesem o wyraźnie
rozgraniczonych kolejnych okresach. Feudalizm gdzieniegdzie przetrwał do
dwudziestego wieku, a cywilizacje podobne do europejskiego renesansu często
poprzedzały go o tysiące lat. Różne zjawiska i różne prądy pojawiały
się i zanikały w rozmaitych częściach świata, nawet wynalazki
techniczne i społeczne były wielokrotnie odkrywane i zapominane. Nie można
udowodnić, że europejskie następstwo epok jest w jakimkolwiek stopniu
typowe, że było naturalnym objawem ogólnie obowiązującej ewolucji społecznej.
Być może, gdyby nie rozmaite katastrofy, system lenny mógłby trwać i
zadowalać ludzkość po dziś dzień? Autorowi nie jest znane żadne
wiarygodne wyjaśnienie następstwa epok i nie próbuje zwiastować nowych
czasów opartych na zjawiskach i procesach innych niż obserwowane
obecnie. Niniejsza praca stanowi przede wszystkim studium i próbę
prognozy rozwoju współczesnej
epoki. W
wywodzie skoncentrowano się na przemianach ludzkich postaw, świadomości,
dążeń, wizji świata oraz wizji innych ludzi, a także środowiska
pracy i życia. Autor uważa, że gospodarcze, społeczne i polityczne
aspekty rozwoju ludzkości, jeśli nawet nie będą bezpośrednio wynikać
z wymienionych wyżej aspektów psychologicznych, to w najbliższej epoce
pozostaną przez nie zdominowane. Pierwotność faktów psychospołecznych
względem faktów technicznych i organizacyjnych jest zresztą w jakimś
sensie oczywista, bo nawet jeśli przyjąć, że psychologię człowieka
kształtuje jego techniczne i organizacyjne otoczenie, przecież nie
przychodzi ono z zewnątrz, lecz jest w całości jego wytworem. Aby mogła
zaistnieć psychologia ukształtowana przez miasto, wcześniej musi
zaistnieć psychologia, w ramach której jest możliwe i wskazane
zbudowanie miasta. Rozstrzyganie
pierwotności i wtórności zjawisk społecznych i historycznych jest
zresztą zazwyczaj chybionym zajęciem. Struktury świata, a tym bardziej
jego historii, bywają bardziej złożone od prostych związków
przyczynowo-skutkowych i nawet jeśli są w istotnej warstwie przyczynowe,
to być może w kategoriach, których w ogóle nie dostrzegamy. Bardziej
uprawnione jest rozważanie współzależności zjawisk. Co
do przesłania, należy podkreślić, że autor nie proponuje w tej pracy
konkretnej alternatywy dla przewidywanego rozwoju wydarzeń, lecz tylko
zaprasza do rozmyślań nad możliwymi alternatywami i nad wyborem dalszej
drogi. Wybór ten będzie z konieczności na tyle mądry i na tyle
skuteczny, na ile pozwoli ułomna ludzka kondycja, ale autorowi wydaje się
ważne, aby był to wybór świadomy. Następne
rozdziały, po ustaleniu metodologii pokażą, czym jest, a czym nie jest
nasza epoka, którą nazwiemy News
Dealem, jak również do czego będzie ona samorzutnie zmierzać.
Przedstawiona tendencja rozwoju wydaje się raczej trudna do uniknięcia,
chociaż uświadomienie sobie jej przyczyn może doprowadzić do mniej lub
bardziej udanych prób zapobieżenia takiemu biegowi wydarzeń. Wydaje się
jednak, że sama wiedza i sama determinacja niewiele tu pomogą.
Przeciwdziałanie spodziewanej ewolucji zdaje się mieć szanse przede
wszystkim w razie wystąpienia jakichś poważniejszych katastrof, które
raczej trudno zaplanować czy choćby przewidzieć. Rozdział
2. Zez antropiczny Wiedza
ludzka oraz ludzkie umiejętności, przypadki i osiągnięcia nieustannie
się zmieniały na przestrzeni dziejów. W okresach spokoju, kiedy
stopniowo kumulowały się ludzkie doświadczenia, zmiany zachodziły
spokojnie, w sposób ciągły i równowagowy. W okresach katastrof czy
rewolucji zmiany traciły dotychczasową ciągłość i nabierały
dramatyzmu właściwego niosącym je czasom. Rozwój wypadków
niejednokrotnie zmieniał kierunek, a często powodował w pewnych
dziedzinach swoiste nawroty. Nawet tak stabilne cywilizacje jak chińska,
pomimo doktrynalnej równowagi i konserwatyzmu — stawały się z każdym
pokoleniem nieco inne. Współczesna
cywilizacja europejska, o ile czymś istotnym różni się od swoich
poprzedniczek, to przede wszystkim tym, że kilkaset lat temu trwale
zaburzyła własną równowagę, a następnie w ustawicznej katastrofie i
rewolucji osiągnęła pewien stan równowagi dynamicznej, w której
stabilizują się nie cechy, lecz dynamika ich zmian. Starożytni
historycy przez całe tysiąclecia nie opisywali przemian historycznych we
współczesnym rozumieniu, gdyż po prostu ich nie dostrzegali. Na pisane
przez nich historie z konieczności składały się wyłącznie przypadki
wielkich mężów. Do syntez i uogólnień brakowało im odpowiedniej
perspektywy historycznej, a zapewne i pojęć. Świat, tak jak go
rozumieli, był statyczny. Podobnie
historycy współcześni (jakichkolwiek czasów) opisują głównie
uczynki sławnych mężów, zazwyczaj nie siląc się na historiozoficzną
syntezę. Jest to w pewnym stopniu skutek asekuracji zrozumiałej przy
opisywaniu współczesnych sobie ludzi lub ich bliskich poprzedników,
jednak i odważni badacze własnych czasów rzadko dostrzegają zjawiska
istotne dla cywilizacji. Dlaczego? Zapewne z powodu braku dystansu i
perspektywy. Jeśli
cywilizacja jest statyczna, jutro będzie tak samo, jak dzisiaj i wczoraj,
a jeśli kultura nasza raczej się zmienia, wciąż jednak w obrębie tych
samych tendencji, to różnica między dniem wczorajszym, a dzisiejszym
musi mieć podobną naturę i nawet skalę, jak różnica między dniem
dzisiejszym, a jutrzejszym – o ile oczywiście właśnie dziś nie
przytrafi się jakaś fundamentalna zmiana logiki dziejów. Zmiany takie
zdarzają się jednak niesłychanie rzadko i na ogół teraźniejszość
jest tylko subiektywnie wyjątkowym momentem na osi czasu. Brak tej świadomości
sztucznie oddziela historię od futurologii, a często wytwarza zadufane
przeświadczenie chyba wszystkich czasów, że aktualna wiedza jest już
prawie zamkniętą księgą, że wiemy wszystko o świecie i ludziach, a
następne pokolenia mogą tę wiedzę uporządkować, uzupełnić o nowe
szczegóły, lecz przecież głównych jej tez nie zakwestionują. W ten
sposób aktualna wiedza ulega antyhistorycznej absolutyzacji. Doskonałym
przykładem takiego poglądu są praktyki dawnych medyków w zestawieniu z
ich opiniami o wstecznych praktykach poprzedników. Dalsze uzupełnienie
tej układanki o praktyki i opinie współczesnych lekarzy musi u
roztropnego człowieka wywołać pełen dystansu uśmiech. Aktualna
wiedza musi być niedoskonała, i to fundamentalnie, a nie przez brak
szczegółowych pomiarów czy obserwacji. Gdyby tak nie było, dzień
dzisiejszy musiałby być ostatnim dniem rozwoju ludzkiej wiedzy. Czemu właśnie
ten dzień, a nie którykolwiek inny? Ano, z powodu subiektywnego błędu
obserwatora. Inny powód trudno byłoby znaleźć. Rozważaniami
podobnymi lub nawet identycznymi z przeprowadzonymi wyżej na temat
cywilizacji i wiedzy ludzkiej można objąć prawie wszystkie ludzkie
sprawy: doświadczenia, osiągnięcia i porażki, a nawet szeroko rozumianą
kondycję ludzką. Ich przeszłość i przyszłość są tym samym czasem,
myląco rozdzielonym przez teraźniejszą chwilowość opisu. Jest to
jedno z najpoważniejszych obciążeń wszelkiej historiozoficznej
refleksji, które jak optyczny zez rozdziela jednolity czas na dwa różne
nie przystające do siebie półobrazy, wytwarzane wyłącznie przez ułomność
obserwatora. Poważne rozważania muszą tymi samymi metodami opisywać i
przeszłość, i przyszłość; w każdej historii musi być zapowiedź
czasów przyszłych, a w każdej futurologii nawiązanie do historii. Rozdział
3. Systematyka epok Na
użytek niniejszej pracy przyjęto następującą systematykę epok w
rozwoju nowożytnej cywilizacji europejskiej: wieki ciemne (VI-IX/X w.),
średniowiecze (X/XI-XIV w.), renesans (XIV-XVII w.), kapitalizm (XVII-XX
w.), system współczesny, zwany News
Deal (od XX w.). Podział taki dobrze oddaje tak przemiany w kulturze
materialnej i gospodarce, jak w życiu społecznym i duchowym. Z punktu
widzenia prowadzonego wywodu mnożenie epok byłoby zabiegiem niewiele
wnoszącym i raczej sztucznym, zaś ich konsolidacja wiodłaby do zatarcia
wyrazistości pewnych istotnych przemian. Ponieważ
przyjęta systematyka epok nie jest całkiem klasyczna, wypada podać
elementarne definicje. Historycy kultury umieszczają po średniowieczu
renesans, a po nim manieryzm, barok, oświecenie i kolejne okresy, zaś
historycy gospodarki czasem w ogóle nie dostrzegają renesansu, włączając
go do średniowiecza, po którym bezpośrednio umieszczają kapitalizm, który
ma się rozciągać po dzisiejsze czasy. Na użytek naszego wywodu przyjęta
zastała klasyfikacja najbliższa epokom historii gospodarczej, ale
wprowadzono dwa istotne odstępstwa: wyodrębnienie renesansu, jako epoki
pieniądza i handlu w gospodarce, oraz konstatacja końca kapitalizmu w XX
wieku i związane z nią wyodrębnienie nowej epoki News
Dealu. Za
wieki ciemne uznano okres zamętu, rozbicia większych struktur społecznych
i zaniku większości zdobyczy cywilizacyjnych po upadku zachodniego
cesarstwa rzymskiego. W okresie tym zanikały dawne organizacje
terytorialne utrzymywane wcześniej w ramach pax
romana, a tworzone nowe państwa ulegały szybkiemu rozpadowi, rzadko
przeżywając swych założycieli. Świat był rozbity na wiele małych,
samowystarczalnych wspólnot, oddzielonych znacznymi obszarami dzikiej
przyrody. W kulturze duchowej wiek ciemny cechowała dość barbarzyńska,
choć często już chrześcijańska religijność, a prymitywna gospodarka
oparta była zarówno na zbieractwie, łupiestwie, jak i słabo
zorganizowanym rolnictwie. Człowiek w tym okresie był zapewne zajęty głównie
walką o przetrwanie. Prawdopodobne ideały tej epoki, takie jak bezpieczeństwo,
sytość, prokreacja i potęga, były bardzo bliskie wartościom
biologicznym. Średniowiecze
przyjęto klasycznie jako okres dominacji militarno-agrarnej organizacji
coraz większych wspólnot w ramach systemu lennego. Życie duchowe tej
epoki było całkowicie podporządkowane idei zbawienia duszy (w ramach
religii chrześcijańskiej), a w gospodarce dominowało rolnictwo i względnie
autonomiczne majątki lenne, w których skupiała się również większa
część raczkującej jeszcze wytwórczości. Średniowiecze to nadal czas
zamkniętych małych światów, samowystarczalnych i unikających
komunikacji z otoczeniem. Rynek słabo rozwinięty i raczej towarowy. Ośrodki
handlu stanowiły jarmarki i miasta. Okres ten cechowały ideały równowagi,
powinności oraz łaski. Życie ludzkie było służbą wynagradzaną
raczej w innym świecie. Stosunki społeczne i gospodarcze podlegały
zasadom słuszności i sprawiedliwości. Średniowiecze zakończyła
wielka epidemia dżumy zwanej czarną
śmiercią, która wygubiła przeszło jedną trzecią ludności
Europy. Apokaliptyczne doświadczenie tych, którzy przeżyli, wstrząsnęło
duchowością i obyczajami, a w sferze gospodarczej, z przyczyny nagłego
niedostatku siły roboczej, praca stała się towarem, zaś inwencja
podnosząca jej wydajność przestała być hamowana. Oswobodzenie
inwencji i wynikające z osłabienia szeroko rozumianej władzy
przyzwolenie na zmiany, okazało się wkrótce bardzo brzemienne w
skutkach. Renesans
przestawia się zwykle jako okres odkrywania i przyswajania przez chrześcijańską
społeczność Europy duchowych, estetycznych i technicznych zdobyczy
cywilizacji antycznej. W prezentowanym obrazie tej epoki dominuje
eksplozja sztuk pięknych, literatury i filozofii oraz postępująca
urbanizacja. Na nasz użytek należy uwypuklić znakomity rozwój handlu,
teraz już pieniężnego, wielkie odkrycia geograficzne, szerokie
wykorzystanie zegara i zmianę pojęcia czasu, a także wprowadzenie druku
i upowszechnienie reformacji. Miasta wyzwalały się z średniowiecznego
zastoju, a majątki lenne zostały wciągnięte w społeczny podział
pracy oparty na pieniądzu, w następstwie czego zaczęły się
ekonomizować i racjonalizować wewnętrznie. Praca oddzieliła się od
reszty życia ludzkiego. Panowie feudalni tracili suwerenność, a
monarchie absolutne zaczęły tworzyć państwa terytorialne o coraz
bardziej spójnych i rozrastających się obszarach. Ceny i płace wciąż
podlegały drobiazgowym regulacjom, ale między obszarami o różnych
jurysdykcjach, regulacje te działały słabo lub wcale; tam panował
wolny rynek. Rosnąca wydajność upraw spowodowała przepływ siły
roboczej do rozwijających się dziedzin wytwórczości, transportu i usług.
Autorytet religii pozostawał silny, lecz instytucje religijne były coraz
mniej szanowane. Ideałem epoki była z jednej strony wielkość ducha, a
z drugiej bogactwo materialne. Coraz silniej zaznaczał się
indywidualizm, przejawiający się w chciwości, niezależności i
odrzuceniu autorytetów. Kapitalizmem
nazwano okres gwałtownego rozwoju i późniejszej dominacji produkcji
towarowej, w którym państwa znosiły dawne monopole oraz powstrzymywały
się od sterowania rynkiem. Dzięki temu okres kapitalizmu cechuje swoboda
gospodarcza kapitalisty oraz zdanie się państw na samoregulację rynku
(zasada „niewidzialnej ręki”). Powstają państwa narodowe, a w większości
krajów rozwiniętych ostatecznie upada porządek lenny. Rośnie wszelka
produkcja i systematycznie mechanizuje się. Wzrost wydajności rolnictwa
stwarza olbrzymie nadwyżki siły roboczej, absorbowanej przez handel,
przemysł i eksplorację dalekich ziem. Pojawia się biurokracja. W sferze
duchowej zaczyna dominować racjonalizm oraz paradygmat eksperymentu i
postępu. Całkowicie znika kontrola i zorganizowana selekcja innowacji
oraz odkryć. Pojawia się nowożytna nauka. Następuje rozpad wiedzy na
autonomiczne dziedziny, coraz częściej i szerzej podporządkowywane tak
zwanej metodzie naukowej. Osłabieniu ulega religia, zanika wiele dziedzin
wiedzy i umiejętności nie mieszczących się w paradygmacie nauki. Ideałem
staje się produkcja i przeobrażanie świata, a także racjonalizm oraz
innowacja. Kapitalizm skończył się w pierwszej połowie XX wieku, kiedy to rozwinięte państwa powróciły do praktyki regulowania gospodarki, a kapitał zdepersonalizował się i stracił dotychczasową wiodącą pozycję. Nastał nowy okres w rozwoju ludzkości, który swym charakterem wyraźnie nawiązuje do europejskiego socjalizmu i amerykańskiego New Dealu. Z uwagi na decydującą rolę różnorodnych postaci informacji oraz nowinek, okres ten nazwiemy News Dealem. Szczegółową analizę okresu zawiera rozdział 8, tutaj tylko nadmieniamy, że w News Dealu zanika indywidualizm, niezależność oraz kreatywność ludzi, traci wartość ich praca, twórczość i wrażliwość. Zamiera religijność, a ideał bogactwa zostaje wyparty przez ideały konsumpcji. Nauka i kapitalizm łączą się coraz ściślej, wskutek czego zanikają badania podstawowe. Rozrastająca się biurokracja państwowa i korporacyjna etatyzuje i kontroluje coraz więcej dziedzin aktywności indywidualnej i grupowej. Rośnie konsumpcja zbiorowa. Pojawia się produkcja masowa i rozwija konsumeryzm. Rozdyma się obszar bezrobocia i wypoczynku. Powstaje i stale się rozszerza hedonistyczna kultura czasu wolnego. Większość ludzi staje się klientami państwa, a kierowane ku niemu oczekiwania coraz mniej uwzględniają możliwości techniczne i finansowe. Mimo to państwa nie upadają, a kolejne — wydawałoby się nieuniknione — katastrofy jakoś „przechodzą bokiem”, czy to dzięki autentycznym odkryciom i wynalazkom, czy wskutek rozwiązań pozornych, które w zasadzie powinny pogarszać sytuację, a jednak tego nie czynią. Jakby na przekór rachunkom ekonomicznym oraz uczonym prognozom — współczesne państwa i społeczeństwa mają się całkiem dobrze. Chociaż ich błogostan może przywodzić na myśl sytość rolnika po zjedzeniu całego ziarna na zasiew, to lata mijają, a rolnik wciąż syty. Trudno znaleźć racjonalne wyjaśnienia tego ciągu szczęśliwych wypadków, spotykających ludzkość w ostatnich dziesiątkach lat; chciałoby się stwierdzić, że nasz dobrobyt zawdzięczamy w tej samej mierze pracy pokoleń, co sile własnego optymizmu oraz ignorancji pozwalającej na błogą nieświadomość nieustannych zagrożeń, które choć pozornie obiektywne, po zignorowaniu — rozpływają się jak mara. |