Marek Chlebuś (ur. 1959) — inżynier, ekonomista, laureat Nagrody Specjalnej Sekretarza Naukowego Polskiej Akademii Nauk w zakresie fizyki. Doradca gospodarczy i finansowy, członek Rady Informatyki przy Prezesie Rady Ministrów. Ma w swoim dorobku publikacje naukowe i popularyzatorskie z dziedziny fizyki, informatyki oraz finansów publicznych. |
News Deal, News Age. Rozważania nad losem cywilizacji europejskiej c.d. cz. I i początek cz. II |
|
Marek Chlebuś |
||
Rozdział
4. Socjogeneza a rozwój osobniczy W
biologii ewolucyjnej można spotkać interesujący i bardzo inspirujący
pogląd, że ontogeneza powtarza filogenezę, czyli że rozwój płodowy
organizmu przebiega przez stadia zbliżone do tych, jakie przebywał w
drodze ewolucji jego gatunek. Oczywiście ani nie wszystkie stadia, ani
nie dokładnie, płód raczej staje się podobny do zarodków coraz to bliższych
przodków — tych, którzy wnieśli
istotny wkład w rozwój gatunku. Czy
nie podobnie może być z ewolucją całej cywilizacji (kultury), której
główne fazy powtarza w swym rozwoju każdy jej uczestnik? Czy w naszej
kulturze człowiek nie przechodzi faz: ukształtowanej przez biologię
(pierwszy rok), przez powinność (kolejne dwa-trzy lata), przez ambicję
(następne cztery-pięć lat), przez innowację (dalsze osiem-dziesięć
lat), przez konsumpcję (kolejne kilkanaście lat), a na końcu — resztę
życia, która może być przeróżna, choć w najdojrzalszej formie zdaje
się być ukształtowana przez wrażliwość i kontemplację. Mimo płynnych
i umownych granic kolejnych faz rozwoju osobniczego, warto odnotować, że
przyjmują one coraz dłuższe (w przybliżeniu podwajające się) liczby
lat. Znaczy to, że przebycie kolejnych faz zajmuje coraz więcej czasu, a
pozostawanie w tych fazach staje się coraz łatwiejsze i coraz bardziej
stabilizowane przez otoczenie. Oczywiście
określone wyżej etapy rozwoju są pewnym uproszczeniem: początkowo
zaburza je dojrzewanie seksualne, nie mające żadnych analogii z
socjogenezą, a pod koniec życia schyłkowe pomieszanie, a może nawet
regres do wcześniejszych faz. Modelowo rzecz biorąc, w rozwoju
kulturowym człowieka pojawiają się etapy uderzająco podobne do wyróżnionych
w rozwoju kultury. Czasem porządek ulega zmianie, a rozwój pewnych ludzi
zatrzymaniu w jednej z wczesnych faz, jednak analogia zdaje się zdumiewająco
ścisła. Ewolucja
kultury jest zjawiskiem odmiennym i słabo zależnym od rozwoju
biologicznego, ale mimo to wciąż jest ewolucją. W socjogenezie
uczestniczą nie geny — wzorce biologiczne, lecz poglądy, mody, idee i
inne wzorce kulturowe, podlegają one jednak selekcji, konkurencji i innym
mechanizmom znanym z teorii ewolucji, tyle że są inaczej przekazywane i
dziedziczą je nie potomkowie biologiczni, ale następcy kulturowi, którzy
dany wzorzec przejmują. Ważną różnicą jest też to, że wzorce
kulturowe mogą być i najczęściej są przekazywane wybiórczo — człowiek
inspiruje innych nie całą swoją kulturą, lecz często jednym zdaniem
lub poglądem, niekoniecznie spójnym z resztą jego osobniczej kultury. Dzieci
naszych czasów są kolejno ludźmi wieków ciemnych i średniowiecza, w młodzieży
naszych czasów odżywa renesans, a później kapitalizm, a w dorosłych
— nasze czasy i zapewne czasy następne. „Małe”
kultury indywidualnych ludzi podlegają swoistej hodowli lub, jak kto
woli, uprawie. Wykonują ją przede wszystkim rodziny, szkoły i media,
powodujące, że społeczeństwa składają się ze względnie wyrównanych
modeli osobniczych postaw oraz „małych”
kultur pojedynczych ludzi. Z tą wyrównaną populacją typowych
indywidualnych kultur współistnieją jednak kultury różnorako
odmienne, rozwinięte inaczej. Czasem kultury „małe”
bywają swoistymi alternatywami, zupełnie nietypowymi dla głównej linii
rozwoju historycznego, a czasem mogą zapowiadać w różnych wariantach
możliwości dalszego rozwoju kultury „dużej”. W
każdym gatunku występuje zróżnicowana pula genowa —
różne osobniki noszą rozmaite mutacje. Jedne letalne, inne
nieistotne, ale poprzez odmienność stanowiące alternatywę dla
dotychczasowego genotypu. W nieustannej grze prokreacji i konkurencji wyłania
się zwycięzca, który może zapoczątkować nowy gatunek. Podobnie w
rozwoju kultury — niektórzy jak gdyby antycypują swoją „małą”
kulturą możliwe następne fazy kultury powszechnej. Oczywiście istnieje
cała gama wariantów wyboru i dopiero wielka gra społeczna wyłania
model kultury przyszłości. W każdym pokoleniu żyją zarówno ludzie,
którzy zatrzymali się na wczesnych stadiach rozwoju, jak i prekursorzy
następnej epoki. Gdzie
szukać dziś tych prekursorów? Jeśli założymy model rozwoju ludzkości
bez większych katastrof, kolejne epoki winny układać się we względnie
konsekwentny szereg. Następna epoka powinna zatem być najlepiej
antycypowana przez tych, którzy przeszli przez fazę epoki ostatniej,
czyli zapewne przez ideały czasów News
Dealu. Wydaje się, że są nimi gwiazdy kultury masowej i „stachanowcy
konsumeryzmu”. Jak kształtują się ich życiorysy, zwłaszcza tych spośród
nich, którzy wyrastają z przymusu olśniewania tłumów lub
ponadludzkiej konsumpcji? Co stanowi treść ich dalszego (chciałoby się
rzec następnego) życia, kiedy wychodzą z formacji właściwej czasom News
Dealu? Wydaje się, że na ogół dekadencja, alkohol, narkotyki i
inne używki, eskapizm nawet samobójczy, mistycyzm, kliniczne neurozy, a
ostatnio wirtualne światy. Wśród tych postaw należałoby szukać
naszej przyszłości, zwłaszcza wśród tych, które są zaraźliwe i osiągalne
w skali powszechnej. Dekadencja,
alkoholizm, narkomania, skłonności samobójcze lub neurotyczność —
wróżyłyby schyłek naszej kultury. Pierwiastków rozwojowych można więc
poszukiwać tylko w mistycyzmie oraz aktywności wirtualnej. Z tworzywa
jednej z tych postaw może powstać nowa era. A może z obu? Sam mistycyzm
mógłby nadmiernie ograniczać konkurencyjność nowej cywilizacji w
otoczeniu innych kultur. Sam świat wirtualny mógłby nie dostarczać
dostatecznych podniet do walki z otoczeniem. Mistycyzm w świecie
wirtualnym może zaowocować postawą dostatecznie skuteczną i zdolną
— poprzez technosferę —
nawet do eksterminacji pozostałych kultur. Środowisko takich postaw może
ukształtować dojrzałą postać News
Dealu, którą nieco przewrotnie, choć świadomi wszelkich nasuwających
się skojarzeń, nazwiemy News Agem. Część
II Spojrzenie
wstecz Rozdział
5. Człowiek, ludzie, świat Ponieważ
kultura jest tym, co się dzieje w samych ludziach oraz tym, co zachodzi
pomiędzy ludźmi a światem, w tym światem innych ludzi, decydujące
znaczenie dla rozwoju kultury — czy jako jej przejaw, czy jako przyczyna
— powinny mieć zmiany w ludzkich wnętrzach oraz w stosunku człowieka
do świata i innych ludzi. Ważniejsze
prognozy zawarte w tej pracy wzięły się z rozważania takich właśnie
ciągów zmian, z których ważniejsze przytoczymy poniżej w
tabelarycznym skrócie. Omawianie
przedstawionych ciągów nie ma większego sensu. Są one przytaczane wyłącznie
dla ujawnienia pewnych założeń oraz kierunków inspiracji autora. Jako
syntezy i intuicje mogą podlegać dowolnie długiej dyskusji lub — równie
dobrze — być przyjęte wprost jako przejaw indywidualnych poglądów
czy metod. Korzystając z tej drugiej możliwości, w dalszej części
uwzględnimy je bez dyskusji. Marzenia
człowieka (atom
stosunku człowieka do samego siebie) wieki
ciemne
przetrwanie Średniowiecze
świętość Renesans
sława Kapitalizm
potęga News
Deal
przyjemność News
Age
(?) Ideał
człowieka (atom
stosunku człowieka do siebie i innych ludzi, wyraźnie umieszczony w
kontekście społecznym) wieki
ciemne samowystarczalny, silny Średniowiecze święty, rycerz Renesans
artysta, kupiec, myśliciel Kapitalizm fabrykant, uczony News
Deal stachanowiec konsumpcji, gwiazda pop News
Age kreator mód i światów(?) Człowiek
a świat (atom
stosunku człowieka do szeroko rozumianego otoczenia, przejawiający się
między innymi w kulturze materialnej i sztuce) wieki
ciemne przetrwanie we wrogim otoczeniu żywiołów Średniowiecze równowaga, współzależność Renesans
eksploracja, uprzedmiotowienie natury Kapitalizm
innowacja, przekształcanie świata News
Deal
całkowite podporządkowanie świata News
Age
internalizacja świata zewnętrznego(?) Człowiek
a ludzie (atom
stosunków społecznych) wieki
ciemne walka, wrogość Średniowiecze powinność, współzależność Renesans
ambicja, wywyższenie Kapitalizm konkurencja, dominacja News
Deal zabawa, współzawodnictwo News
Age gra(?) Rozdział
6. Wymowa czasu minionego Nowożytna
cywilizacja europejska stopniowo rozprzestrzeniła się daleko poza
rodzimy kontynent. U schyłku dwudziestego wieku można powiedzieć, że
praktycznie całą ludzkość porwał nurt tej dynamicznej i agresywnej
cywilizacji, którą zbudowali dawni barbarzyńcy na ruinach
zdemontowanego cesarstwa rzymskiego. Cywilizacja
ta, po kilku wiekach zwanych ciemnymi, wytworzyła system feudalny
zharmonizowany z unitarystyczną religią chrześcijańską. Epoka prymatu
religijności oraz feudalnej organizacji społeczeństwa rolniczego to średniowiecze.
Jego koniec zwykło się wiązać z odkryciem i rozpowszechnieniem
duchowych zdobyczy antyku, które wkrótce przeobraziły religię, estetykę,
politykę i gospodarkę. W następnej epoce —
renesansie, pobożni rolnicy wciąż stanowili większość ludzi, a w
elitach władzy wciąż dominowali feudałowie, coraz bardziej jednak ton
nadawali myśliciele, artyści i kupcy. Europa zaczęła się znów
urbanizować, a eksploracja kulturowa przeniosła się z obszaru religii
na handel, sztukę i coraz bardziej laickie dociekania filozofów. Wielkie
odkrycia filozoficzne i geograficzne oraz wynalazki społeczne i
techniczne stworzyły podwaliny następnej epoki, która w odróżnieniu
od renesansu była czymś istotnie nowym i nie znajdującym dawnych, odległych
choćby, czy utopijnych pierwowzorów. O ile średniowieczny system lenny
nie był wynalazkiem wyłącznie europejskim, a renesansowy rozkwit
przypominał wielokrotnie przytrafiające się innym cywilizacjom okresy złotego
wieku, to kapitalistyczna innowacja, indywidualizm i racjonalizm stały się
specjalnością Europy. Chyba tylko raz w historii ludzkości doszło do równoczesnego
wyzwolenia tych potężnych i kreatywnych sił — wolnego rozumu i
wolnego rynku oraz nieskrępowanego indywidualizmu, egoizmu i
eksperymentu. Kapitalizm
zaczął przeobrażać świat, coraz bardziej marginalizując pozostałości
poprzednich epok. Mimo silnej opozycji — zarówno instytucjonalnej, jak
i duchowej — człowiek stawał się istotą coraz bardziej racjonalną i
zekonomizowaną. Z czasem moralność stała się kontraktem, dzieło
sztuki — produktem, a życie rozpadło się na niezależne obszary
pracy, religii, kultury i wypoczynku. Świat utracił starożytną jedność,
której nie odzyskał po dziś dzień. Nauka
i kapitalizm rozwijały się równolegle i raczej niezależnie, choć
korzystały z tej samej słabości społeczeństw i państw, niezdolnych
do skutecznego powstrzymywania inwencji filozoficznej, technicznej i społecznej.
Ta reglamentacja inwencji była jednym z ważniejszych sposobów
stabilizowania status quo przez
wcześniejsze cywilizacje. Europa okazała się w tym zakresie niewydolna
i niezrównoważona, czyli w myśl tradycyjnych kryteriów niezdolna do
trwania, jednak wewnętrzna różnorodność i brutalna eksploracja innych
światów pozwoliły na osiągnięcie stanu równowagi dynamicznej, w której
nie tylko oswojono, ale wręcz zaprzęgnięto do służby permanentną
rewolucję i niestabilność. Do
spotkania dwóch różnych produktów postawy idywidualistycznej i
racjonalistycznej, czyli pozytywistycznej nauki i kapitalizmu doszło
dopiero w dziewiętnastym wieku, gdy powstały nauki stosowane, a fabryki
zaczęły konkurować, zatrudniając niegdysiejszych uczonych, teraz
naukowców do optymalizowania technologii, organizacji i rynku. Gody tych
dwóch, wcześniej całkiem niezależnych światów powołały do życia
nową jakość. Kapitalizm
zużył się w pierwszej połowie XX wieku. Oczywiście gdzieniegdzie
rozkwita i zapewne będzie istnieć jeszcze wiele lat — podobnie jak
feudalizm, który przetrwał w Prusach aż do XX wieku, jednak już nie
kapitalizm napędza rozwój naszej cywilizacji. Nie wdając się teraz w
szczegóły, warto zauważyć, że obydwa filary kapitalizmu —
samoregulujący się wolny rynek oraz suwerenność gospodarcza
kapitalisty — są dzisiaj tak osłabione, że chyba żadne rozwinięte
państwo nie opiera już na nich swojej prosperity. XX
wiek wprowadził naszą cywilizację w nowy etap ewolucji, którego początkowa
postać to News Deal. Świata
ludzi nie kształtuje już ani walka
o byt — jak w wiekach
ciemnych, ani powinność — jak w średniowieczu, ani ambicja
— jak w renesansie, ani nawet chciwość
— jak w kapitalizmie, lecz zwykły banalny hedonizm. Oczywiście wcześniejsze postawy wciąż funkcjonują i
zapewne nigdy nie zanikną, lecz ich wpływ na procesy cywilizacyjne jest
tym mniejszy, im bardziej odległa epoka ich dominacji. Poza tym dążenie
do przetrwania, zbawienia, wywyższenia czy wzbogacenia — jest dzisiaj
coraz częściej i coraz skuteczniej wyrażane w nowym uniwersalnym
paradygmacie News Dealu — satysfakcji. Kolosalny
wzrost wydajności pracy pozwolił na utrzymywanie bezprecedensowo
wysokiego poziomu życia, a przy tym na gigantyczne rozdęcie bytów
zbiorowych — przede wszystkim państw, które zaczęły aktywnie
wytwarzać infrastrukturę techniczną i społeczną, najpierw na użytek
wojen, a wkrótce jako wartość samą w sobie. Regulowana przez państwa
konsumpcja zbiorowa rośnie nieprzerwanie od co najmniej dwustu lat, a jej
udział w konsumpcji ogólnej zyskuje dziś rolę wyraźnie dominującą.
Coraz poważniejszą troską państw staje się nuda obywateli. Nuda ta
jest być może główną życiową dolegliwością społeczeństw krajów
rozwiniętych. Zawarta
w dalszych rozdziałach próba ekstrapolacji rozwoju naszej cywilizacji w
epoce News Dealu oparta jest na
założeniu, że rozwój ten będzie się dokonywał w środowisku o
dominującej postawie hedonistycznej. Zapewne w ciągu setek lat pojawi się
jakaś nowa — dzisiaj może jeszcze nawet trudna do nazwania — postawa
dominująca. Może ona istotnie zmienić opisane procesy — o ile zdąży,
bo od pewnego momentu prognozowane zmiany będą zapewne nieodwracalne. Rozdział
7. Mity naszych czasów Próbując
ekstrapolować na najbliższe stulecia istniejące już tendencje i
procesy, należy dobitnie uświadomić sobie najważniejsze faktyczne i
mityczne elementy dzisiejszej sytuacji. Zacznijmy od idei często uważanych
za zdobycze albo wręcz symbole naszej epoki: ekologii, wolnego rynku,
demokracji i kapitalizmu, które po dogłębnym przeanalizowaniu okazują
się mitami. Po
pierwsze, Ziemia stała się — w całkiem dosłownym sensie — hodowlą
jednego gatunku z biocenozą coraz bardziej podporządkowaną jego
potrzebom. Dzika lądowa biomasa zwierzęca, obejmująca wszystkie
stworzenia duże i małe, nie hodowane przez człowieka ani nie będące
ludźmi, została pod koniec XX wieku zredukowana do zaledwie
kilkuprocentowej pozostałości. Mówienie o naturalnej biocenozie i o życiu
w równowadze ze środowiskiem naturalnym jest w tej sytuacji dość
naiwne — jeśli pomija — lub fanatyczne — jeśli zakłada —
eksterminację większości żyjących dziś ludzi, których w sposób
naturalny nie mogłaby wyżywić nasza planeta. Środowisko naturalne
upraszcza się do gatunkowych monokultur. Jest to proces pradawny, który
trwa prawie od początku istnienia ludzkości — wszak na tym właśnie
polega wpływ rolnictwa na środowisko. Różnorodność gatunkowa Ziemi w
sposób naturalny i spontaniczny rosła przez miliardy lat, dopóki nie
pojawili się rolnicy i ich uprawy, wraz z którymi większość roślin
uzyskała status chwastów, a większość zwierząt — status szkodników.
To starożytny rolnik — będący w symbolice ekologów niemal elementem
przyrody — zainicjował proces przeciwnego naturze upraszczania
biocenozy. Bohater negatywny wszystkich ekologów — współczesny
przemysłowiec — jest więc nie pierwszym i nie największym
niszczycielem Ziemi. Po
drugie, kapitalistyczne ideały wolnego rynku i wolnej gry sił równie słabo
przystają do dzisiejszej rzeczywistości, jak rycerskie i feudalne ideały
szlachty przystawały do epoki osiemnasto—
i dziewiętnastowiecznego kapitalizmu. Współczesne życie podlega złożonym
regulacjom, obejmującym planowanie i projektowanie tendencji oraz zdarzeń,
socjotechniczne, edukacyjne i propagandowe wspomaganie lub wręcz
kreowanie zjawisk oraz drobiazgową kontrolę coraz większej liczby
parametrów i zmiennych. Życie codzienne, kultura, nauka, oświata,
zdrowie, bezpieczeństwo, praca i wypoczynek — są coraz bardziej
podporządkowane dużym organizacjom, wśród których na pierwszym
miejscu należy wymienić — nie tak dawno zresztą powstałe — państwa
terytorialne i ponadnarodowe korporacje. Omnipotencja tych organizacji
jest coraz większa, ale też coraz bardziej nieunikniona, gdyż uzasadnia
ją, a często się jej domaga rosnąca złożoność i wielkość
infrastruktury niezbędnej do utrzymania przy życiu miliardów ludzi.
Trudno nawet wyobrazić sobie, aby ktoś pojedynczy albo mała grupa
specjalistów, a tym bardziej zgromadzenie przedstawicielskie, mogło
rozwijać, czy choćby utrzymać tę potężną infrastrukturę. W miarę
jak istniejące systemy infrastrukturalne integrują się i maleje liczba
autonomicznych obszarów, wolnorynkowe lub demokratyczne eksperymenty
zaczynają być coraz groźniejsze, a zatem muszą być i są ograniczane
do bezpiecznych, czyli nieszkodliwych ram. Po
trzecie demokracja przedstawicielska przestała spełniać swoje cele. W
skali dziesiątek i setek milionów trudno sobie wyobrazić organizację
systemu przedstawicielskiego nie obciążonego brakiem jakiejkolwiek więzi
elektów z elektoratem. Co prawda, w najbliższych latach stanie się możliwa
technicznie realizacja antycznego ideału bezpośredniej demokracji.
Jednak musi ona się stać tym, czym już się staje w krajach rozwiniętych
— domeną mass-mediów,
superspektaklem przyciągającym widownię prawie tak wielką, jak piłkarskie
mecze, wymagającym od wybieranych reprezentantów lub członków władz
raczej kwalifikacji aktorów czy gwiazd kultury masowej niż zarządców
albo kontrolerów. Po
czwarte nadmienić warto, że od dziesiątek lat zanika kapitalizm
rozumiany jako ustrój, w którym decyzje gospodarcze podejmuje
indywidualny właściciel kapitału, zwany kapitalistą. Dzisiaj nie on,
ale płatny menadżer podejmuje decyzje gospodarcze, a rola kapitału wyraźnie
zmalała — nie tylko wskutek rozproszenia akcjonariatu, ale również z
powodu rosnącej roli informacji. Warto zastanowić się, kto w XX wieku
robił fortuny na giełdach: czy ci, którzy mieli kapitał, czy raczej
ci, którzy wiedzieli, jak swój lub obcy kapitał zainwestować? Reasumując
— niewiele dziś jest, a w przyszłości będzie jeszcze mniej
naturalnego środowiska, wolnego rynku, kapitalizmu i demokracji. Mało
kto zresztą roni po nich łzy — dzisiaj być może z niewiedzy, a jutro
zapewne z powodu tak zwanej uświadomionej konieczności. Rozdział
8. Zasiew naszych czasów Po
ustaleniu w poprzednim rozdziale listy nieobecności, warto pomyśleć, które
z już istniejących zjawisk mogą się rozwinąć i zdominować życie
ludzi w następnych wiekach. XX
wiek jest wiekiem gigantycznej konsumpcji, która stała się możliwa po
wynalezieniu produkcji masowej, obniżającej koszty wytwarzania do nieosiągalnego,
a nawet niewyobrażalnego wcześniej poziomu. Uwaga korporacji przesunęła
się z obszaru produkcji na szeroko rozumianą sprzedaż. Było to
konieczne, gdyż moce produkcyjne zaczęły przekraczać wszelki wyobrażalny
spontaniczny popyt. Gospodarka przestała służyć zaspokojeniu potrzeb,
więc musiała zacząć je kreować. Odkrycia podświadomości i
psychologii głębi zastosowano w reklamie odwołującej się nie tyle do
zalet produktu, ile do wrażliwych punktów potencjalnego nabywcy. Reklama
irracjonalna pozwoliła skutecznie odsunąć w bliżej nieokreśloną
przyszłość widmo nadprodukcji, gdyż — na przykład — równoczesne
spożycie czekolady oraz środków na odchudzenie może rosnąć prawie w
nieskończoność. Rozbudzona ponad wszelkie potrzeby konsumpcja zastąpiła
lub ukształtowała na nowo dawne ideały religijne, estetyczne, moralne i
racjonalne. Co nie stało się konsumpcją, przestawało istnieć. Kształtowane
psychotechnicznymi instrumentami wybory konsumenckie utraciły swój
klasyczny racjonalny charakter, przestała zatem działać niewidzialna ręka
rynku — przynajmniej w sposób
opisany przez Adama Smitha. Skoro zanikły lub zaczęły wadliwie działać
obiektywne mechanizmy samoregulacji, stało się konieczne planowanie i
regulowanie rynku. Możliwości w tym zakresie dostarczyły masmedia i
aparat współczesnego państwa, które od czasów Wielkiego Kryzysu
aktywnie oddziałuje na gospodarkę pod pretekstem stabilizacji
naturalnych cykli koniunktury właściwych dla wolnego rynku. Produkcja
masowa i robotyzacja gospodarki dramatycznie zmieniły pojmowanie pracy,
produkcji i spożycia, a także relacje między nimi. Po pierwsze człowiek
przestał być wytwórcą. Prawie żaden przedmiot nie jest już
wytwarzany przez konkretną osobę, lecz przez złożoną strukturę, w której
pojedynczy człowiek jest zaledwie drobnym elementem, coraz szerzej zresztą
zastępowanym przez maszyny. Produkcja i produkty uległy dehumanizacji.
Po drugie, skoro coraz większa liczba ludzi stawała się bezużyteczna w
procesie wytwarzania dóbr, a tylko ich konsumpcja mogła uzasadniać
dalszą produkcję, zdolności konsumpcyjne musiały ulec oderwaniu od
ekwiwalentu świadczenia pracy. Znaczna, chyba nawet większa część
obywateli rozwiniętych krajów stała się klientami państwa, popadając
w pradawną relację klient-patron, w której ramach obywatele podporządkowują
się pewnym rygorom, w zamian za co przerzucają na państwo troskę o swój
byt i przyszłość. Państwo utrzymuje coraz więcej urzędników,
bezrobotnych, rencistów, emerytów, uczniów, żołnierzy, policjantów i
innych grup, do których odchodzą kolejne rzesze zbędne w wytwarzaniu dóbr.
Zaledwie co piąty, może co czwarty zatrudniony wytwarza dziś żywność
lub dobra materialne dla pozostałych obywateli. Reszta jest opłacana
niezależnie od tego, czy pracuje i czy jej praca przynosi jakikolwiek,
jakkolwiek rozumiany efekt. Współczesne bezrobocie jest raczej immanentną
cechą panującego systemu niż jego przejściową niewydolnością. Szeroka
i drobiazgowa regulacja życia społecznego i gospodarczego dotyka nie
tylko klientów państwa, od których państwo ma prawo domagać się określonych
postaw i zachowań, ale w coraz większym stopniu obejmuje również
tradycyjne enklawy niezależności — przedsiębiorczość, twórczość
artystyczną i naukową, życie rodzinne oraz kulturalne. Osoby pracujące
na własny rachunek, poddane ostrzałowi dolegliwych rygorów
administracyjnych, stają się grupą wymierającą: w rozwiniętych społeczeństwach
końca XIX wieku zaledwie jeden obywatel na pięciu nie pracował w ramach
samozatrudnienia, dziś proporcja ta uległa odwróceniu i tylko jeden na
dziesięciu pracuje na swoim. Od
kiedy telewizja zapewniła bezpośredni i w zasadzie nieprzerwany kontakt
państwa z obywatelem, lawinowo zanikają dotychczasowe formy
samoorganizacji społecznej i aktywności grupowej. Życie społeczne
przegrywa z modelem wiecznej rozrywki. Społeczeństwo atomizuje się do
nieskomunikowanego wzajemnie zbioru konsumentów kontaktujących się głównie
z technosferą. Kontakt człowieka z człowiekiem staje się coraz rzadszy
i coraz bardziej zrytualizowany, a przy tym oprawiony w technikę, bez której
często przestaje być możliwy. Z każdym nowym wynalazkiem, z każdą
inwestycją infrastrukturalną człowiek coraz bardziej uzależnia się od
technosfery. Umiejętność życia poza nią, jako w zasadzie zbędna,
zanika, a wraz z nią znika możliwość wyzwolenia ze zmechanizowanego środowiska. Egoizm,
który w kapitalizmie objawiał się w chciwości i braku odpowiedzialności
za zbiorowość i ogólny ład, teraz przybiera formę zobojętnienia na
sprawy innych ludzi. Ta nowa alienacja zamyka człowieka w świecie oper
mydlanych, gier komputerowych, quizów, festiwali i zawodów sportowych.
Paradoksalnie mniej wyalienowani i zdehumanizowani (przynajmniej na
nowoczesny sposób) są mordujący się kibice piłkarscy niż widzowie
meczów w telewizji. Ułomność spontanicznych kontaktów kibiców może
wprawdzie przerażać, ale ich fanatyzmu nie należy oceniać w oderwaniu
od szerszego kontekstu zjawisk, które ograniczają życie społeczne do
tak zdegenerowanej formy. Zanika
życie rodzinne. Rodzina zatraca wychowawczą rolę. Wyręczają ją w tym
media i powszechna oświata. Wskutek upowszechnienia postaw klientyzmu również
prokreacja traci swoją tradycyjną wartość, gdyż klient nie musi się
martwić o to, czyje dzieci odzieją i wyżywią go na starość, jest to
troską wielkiego patrona — państwa. W konsekwencji przyrost naturalny
przyjmuje wartości ujemne. Odbija się to dramatycznie na systemach
emerytalnych oraz na całości finansów publicznych. Niektóre państwa
zaczynają planować zdehumanizowaną prokreację poprzez wynajęte na
okres rozpłodu kobiety, które nie będą prawnymi matkami, lecz żywymi
inkubatorami dla nowych obywateli bez rodzin, jakich mają masowo wytwarzać
państwowe domy dziecka. Jak
w średniowieczu naturalną funkcją człowieka była uprawa roli, w
renesansie handel, a w kapitalizmie produkcja, tak dziś dominuje
przetwarzanie danych. Z roli, przez bazary, a potem fabryki, ludzkość
przeniosła się do biur, z których zresztą wkrótce też będzie
wychodzić. Tak jak niegdyś nowe techniki agrarne, zwiększające wydajność
pracy, wypędziły większość ludzi z roli, pozostawiając tam zaledwie
kilka procent populacji, jak potem nowoczesna dystrybucja dóbr odebrała
zajęcie drobnym kupcom, a umaszynowienie fabryk — robotnikom, tak
dzisiaj komputer coraz lepiej i coraz szerzej zastępuje pracę
biurokraty. Komputer jest zresztą biurokratą prawie doskonałym, a w każdym
razie lepiej od człowieka realizującym antyhumanistyczne ideały
biurokracji. Jest obiektywny, bezinteresowny, nie robi błędów, nie męczy
się i przede wszystkim staje się tańszy od urzędnika. W ten sposób
wyludnia się kolejna dziedzina — szeroko rozumiane przetwarzanie danych
i zarządzanie, które przez ostatnie stulecie było stale rozszerzającą
się domeną biurokracji. Jak
nazwać ten współczesny okres? Powszechnie stosowany model sterowania i
regulacji oraz społeczna frazeologia i odwoływanie się do mas nasuwają
skojarzenia ze społeczeństwem i państwem socjalistycznym. Słowo „socjalizm”
może jednak nieść pewne wprowadzające w błąd konteksty, dlatego
wolelibyśmy go dalej unikać, nie zapominając wszakże, iż idee Karola
Marksa i jego następców jednak w jakiś sposób zatriumfowały w XX
wieku nad ideałami modelu kapitalistycznego. Zważywszy na coraz większą
rolę informacji, przetwarzania danych, reklamy, specyficznej edukacji,
mediów i rozrywki oraz na paradygmaty regulacji i postępu, wydaje się
że alternatywna nazwa współczesnego okresu powinna eksponować rolę różnorakich
nowin, nowinek i nowalijek, nie zaniedbując wszakże roli specyficznej
wrażliwości społecznej oraz omnipotencji państwa. Nazwą ciekawą i
wcale nieprzypadkowo nawiązującą do amerykańskiego New
Dealu jest przyjęte w tej pracy określenie: News
Deal. News
Deal nie jest
kapitalizmem, ale też nie do końca jest socjalizmem, chociaż niektóre
podobieństwa do socjalizmu są uderzające. W News Dealu rządzi informacja. Przekaz jest ważniejszy od treści,
a nowinki coraz szerzej zastępują idee. Rozwój roli państwa nie
napotyka żadnych istotnych ograniczeń, rynki są drobiazgowo regulowane,
a obywatelstwo uzyskuje postać na wskroś ludyczną. Naturalnym środowiskiem
człowieka stało się biuro i świat multimediów, a fetyszem —
komputer i telewizor. Gdzie odejdą ludzie z biur? Tam, gdzie już odchodzą, na razie po pracy, a wkrótce również do pracy... i pewnie na stałe. Wyjdą z biur do domów, ale już nie takich, jakie dzisiaj mają lub chcieliby mieć, ale raczej bliższych japońskiemu modelowi hoteli — komód z rzędami szuflad na ludzi. Domy będą miały zapewniać jak najefektywniej, a więc optymalizując przestrzeń, warunki dla podtrzymania funkcji życiowych ludzkiego ciała na czas, gdy umysł i duch zagłębi się w rzeczywistość wirtualną. Czas ten będzie gwałtownie rosnąć, a powroty do świata realnego będą coraz krótsze i rzadsze. W końcu powrót z wirtualnej sieci przestanie być możliwy, podobnie jak niemożliwy stał się masowy powrót z bazarów na rolę, z fabryk na bazary oraz z biur do fabryk. Wybór takiego stylu życia dokona się oczywiście na zasadach indywidualnej dobrowolności. Wszak już dzisiaj nie jest potrzebny żaden bezpośredni przymus, aby powkładać Japończyków do szuflad, czy posadzić Amerykanów przed żałosną telewizją albo wszystkich ich zapędzić przed komputery. Każdy wybierze to, co uzna za lepsze, a zatem pewnie wygodniejsze i przyjemniejsze. Na tym polega nieuniknioność tej ewolucji. |