Lech Robakiewicz (ur.1954) grafik, wydawca. Mieszka i praktykuje w Warszawie. Wydał: Ostry zakręt, Przeczucie, Spis rzeczy. Poniższe refleksje pochodzą z tomu przygotowywanego do wydania.

Te słowa

Lech Robakiewicz

 

Miarą naszej wolności jest nasza nieświadomość.

Jeżeli ilość i konfiguracja informacji składających się na obraz jakiegoś zjawiska, czy zespołu zjawisk przekracza zdolność pojmowania grupy ludzi - powstaje religia.

Rytuały są znacznie łatwiejsze do opanowania niż wiedza - i o tyle bardziej, na sposób sensualno-mimetyczny, przekonujące.

W końcowym rozrachunku liczyć się będzie tylko samorodna bezinteresowność. Wszystkie inne miary mierzą tylko formę - te wszystkie przymioty kulturowe etc. Będzie probierzem etapu osiągniętego przez człowieka w rozwoju.

Jedzenie jest rodzajem komunii – czynności w sposób materialny przyłączającej, a to, co spożywam stanowi złączenie, czyni mnie, przeprowadza.

Czynienie dobra, nawet jeśli wobec człowieka zaowocuje pogardą i poniżeniami, staje się trwałym antidotum krążącym w krwiobiegu społeczności i jeśli nie da olśniewających natchnień, bohaterskich czynów, ułatwi człowiekowi sponiewieranemu uśmiechnięcie się do następującego na odcisk, zobojętni wpływ złości, zawiści, goryczy.

Następujące po sobie cykle obrzędów, aż nadejdzie otwarcie.

Oswajanie absolutu - asymilowanie pewnych aspektów - powracanie do poprzedniej postawy i znów - ewolucja. Powolne tłumaczenie tamtych doświadczeń na język dotychczasowego życia, tak, by mogły zostać trwale wpisane, żeby nie były rugowane na zasadzie nieprzystawalności do poprzednich.

Bóg jest ojcem naszym i dzieckiem. Rodzi się w nas w każdej chwili. Pije z nas naszą esencję poprzez swą pępowinę. Tam czeka na swe narodzenie, by świat stworzyć i sądzić.

Może tam wchodzi się dopiero przez śmierć, ale szukać tej śmierci nie trzeba. Ona jest. Śmierć jest tym „pomiędzy”. Życie to śmierć nieustanna. Życie to trwanie tam. Jego dziwność - to dziwność odczuwana przez człowieka stojącego każdą nogą po innej stronie zwierciadła. Kiedy czuje, że jest tam, ale nie widzi tej drugiej połowy, a boi się zdać na to niewiadome, wobec wyrazistości, wręcz brutalnej sugestywności doświadczenia przepełniającego jego pamięć, dyktującego kroki.

Przywracanie rzeczywistości. Przemycanie w rzeczywistość. Przesycanie tymi pierwiastkami. Spirala.

Mieć to znaczy brać, albo obejmować w posiadanie. To znaczy wyłączność decydowania o przedmiocie, czy zjawisku.
Czy biorąc nie jesteśmy tym samym brani? Przedmiot zabiera w naszej świadomości miejsce, jako część naszego „ja”, tego co tym odczuciem ogarniamy. Obciąża.

Człowiek przegląda się chciwie w (krzywym) zwierciadle swoich rzeczy.

W każdej sile czai się niepostrzeżona słabość, w każdej słabości niedoceniona siła. (W sile siła?)

- Myślę, że dopytywanie się mistrzów o takie sprawy ma w sobie coś z pouczania ich o tym, co jest istotne, a co nie. Chyba byłoby sensowniej nie pytać o nic, nie narzucać się z własnymi kategoriami poznawczymi, a starać się wyciszyć, jakby opróżnić i czekać na to, co mają do ofiarowania sami.

Medytacja odsłania i prowadzi do uświadomienia i dezintegracji coraz głębszych pokładów sprzeczności, konfliktów i opartej na złudzeniach osobowości. Odsłaniając, unieczynniając pewne „doskonalsze” formy, leżące bliżej „powierzchni”, uwidacznia, umożliwia nadawanie tonu postępowaniu przez „prymitywniejsze”, bardziej pierwotne, egoistyczne, leżące w głębi, mroczne, nieoświetlone introspekcją - stąd paradoksalne zachowania - nadmierna drażliwość, egocentryzm o dramatycznych częstokroć przejawach w sytuacjach stresujących. Aż do przejrzenia i odgarnięcia.

Bitwa materialna

Jeśli bliźniego swego należy kochać jak siebie samego, to znaczy, że siebie samego również należy kochać, a może nawet w pierwszym rzędzie. Niemniej powinna to być miłość dojrzała.
Jeżeli pałamy do Boga miłością nieogarnioną, to zarówno siebie, jak bliźnich darzę tą samą miłością. To znaczy miłować w Bogu.
Ale to znaczy przejrzeć siebie i pojąć i z wyrozumiałością znosić swoje słabości i odsuwać od siebie dufność i pychę.

Tak, jak zasadniczym „towarem” na rynku motywacji zmysłowych jest użycie, tak na ideowych jest ocalenie /zbawienie/ od strachu.
Użycie oczywiście też jest podszyte strachem. A sens ma w zatraceniu poczucia więzi ze straszną rzeczywistością.

Bóg nie jest ani zły, ani tępy, ani bezsilny, jak sądzą niektórzy małej wiary, wymaga jedynie zrozumienia języka, którym przemawia.
Tego, co jest dobre w ogóle, nie można utożsamiać z partykularnym interesem osób, czy ułatwianiem im życia.

Miarą wolności jest stopień braku uświadomienia, zrozumienia sensu.
Jeżeli sens jest jasny, „wolność” ulega ograniczeniu, bądź zniesieniu, ponieważ wybór zostaje raz dokonany, droga do celu jest wiadoma i zbaczanie na obszary pustki ma żaden sens.

Niebo pożądań. Niebo w podaniach ludowych i mitologiach religijnych ma charakter krainy ziszczonych pragnień (pożądań). Jest niebem zaspokojenia i braku zagrożeń.

Świat materialny jest światem informacyjnym - światem słowa. I my też jesteśmy w tym świecie słowami - wszystko, co stanowi kształt wewnętrzny i zewnętrzny naszego istnienia, jest zapisem zawieszonym w sieci informacyjnej świata. Ten zapis jest czytelny i dostępny. Stąd też wyodrębnianie pojęciowe „świata wewnętrznego”, czy „zewnętrznego”, jest całkowicie zbędne. Jest jednolity i jednakowo dostępny. Nie ma powodu ukrywania jakichkolwiek wiadomości i uczuć. Są i tak odczytywane, ale ich „zatajenie” sprawia, że wytworzona w człowieku, czasowo wydzielona, fałszywa świadomość, odsuwa go, wyobcowuje, wywołuje poczucie osamotnienia. Jedynie otwartość i miłość są prawdziwie twórczymi, adekwatnymi postawami. (Przez otwartość rozumiem nie tylko otwarcie na wszystkich i wszystko, ale bezwzględną szczerość, nietajenie żadnej opinii, jeśli taka powstaje, bez względu na bolesność skutków, jakie może wywołać.)

Pouczanie, jakie znamy, ma zawsze aspekt politowania, ferowania wyroku wynikającego z porównania wiedzy pouczanego i własnej, oferowania klucza do jego niedoskonałości, wykutego z doskonałości własnej. Prawdziwym nauczaniem jest jedynie darzenie bezinteresowną miłością, niosącą w stronę miłości.

Przyjmując, że wszystko, co postrzegamy jest procesem, stanem, to istotnie imiona i rzeczowniki są nieprawdziwe, pochodzą od (diabłów; pomylonych), a te słowa, które odpowiadałyby czasownikom biorą się od (Elohima).
A więc język adekwatny nie powinien zawierać rzeczowników chyba. Piszę „chyba”, bo to, co by pozostało doprawdy wymyka się naszym nawykom pojmowania.
Wymyka się pojmowaniu, bo wszystko pojmowane jest w kategoriach „pojęć”, przedmiotów oddziałujących, bądź podlegających oddziaływaniu (tzw. podmioty też są przedmiotami - o mniejszym niby stopniu przedmiotowości).
Czasowniki też nie pochodzą z „wyższego porządku”, odnoszą się do działań przedmiotów między sobą - mniemanie o istnieniu enklaw języka aniołów w naszym to scholastyczna iluzja (może to wyższy porządek - na wyższym poziomie abstrakcji, ale to prządek z tego świata). Może prowadzi do... - jakoś przybliża „istotę rzeczy” i w aspekcie pedagogicznym ma pewne znaczenie. Nie wyjaśnia jednak, bo wyjaśnienie nie tkwi w mówionym słowie, a w [„człowieku”- czytaj: „podmiocie”- czytaj: „świecie”- czytaj: Bogu].

Przerażenie wyrastające z wyobrażenia miażdżącego wpływu środowiska (w sensie wąskim, czy kosmosu w ogóle) na człowieka, wynika z jego wartościującego, egocentrycznego nastawienia. Uważając się za jedyny w istocie podmiot, w swoim ograniczeniu, uprzedmiotowieniu, widzi zagrożenie sensu istnienia. I być może, w jego przedmiototwórczej logice sens ten jest przez potężny wpływ świata podważany. Odnosi bowiem wrażenie, jakby z kasty podmiotów (o pożądanej jak najwyższej suwerenności) był spychany do kasty lichych, bezwolnych przedmiotów. To oczywiście iluzja, podobna różnemu utożsamianiu się z różnymi częściami ciała; mniejszemu z włosami, czy nogą, pupą - większemu z oczami, głową, czy dłonią, na których skupia się więcej doraźnej, zmysłowej uwagi.
Dążenie do ogarniania swą suwerennością coraz rozleglejszych obszarów jest spowodowane przedmiotowym w istocie stosunkiem do samego siebie i do swojej podmiotowości, również (o ile jest uświadomiona) widzianej jako przedmiot.
W istocie nie jesteśmy wyróżnialni, jesteśmy składnikiem kosmosu, spojeni z nim trwale; nie jesteśmy żadnymi wyspami, tak też winniśmy siebie postrzegać. To bardzo trudne.

Odczuwając niedowład zastanego modelu komunikowania - zastępuję, próbuję zastąpić go czymś, co jest bliższe treści, jaką pragnę przekazać, szukam po omacku, wprowadzam do obiegu stale, choćby mimowolnie, upowszechniam swe intuicje jako upodobania językowe, czynię mikrozmiany. Dalsze kroki z czasem. Wizja języka porozumienia, odsłonięcia, nie - ukrycia i gry.

Ogień

Wszystko to
Wszystko to
Wszystko to
Wszystko to
wszystko

Religia, jej powstanie jest skutkiem niezrozumienia, niepojęcia Prawdy.

Czy bogowie starożytności są jakimiś aspektami relacji człowieka ze światem, hipotetycznymi węzłami kardynalnymi sieci (wewn. i zewn. uwarunkowań), w której (strukturze kryształu) tkwi człowiek? Jakimiś archetypami. Konstrukcjami, kondensatami postaw /?/, sekwencji wyborów?
Przedstawionymi w sposób osobowy dla utrwalenia w przystępnej mnemotechnicznie formie, czy może dla odwołania się do najgłębszych stref świadomości z pominięciem płytkiego ego. Są sposobem zaszyfrowania tajemnicy, przetrwaln
ikami wiedzy?

Elektryczne narzędzia utrwalające głosy, obrazy, podtrzymują w /człowieku/ jego fałszywe ego.

Ubezwłasnowolnia nas system uwarunkowań tkwiących w nas samych, konstelacje oczekiwań tyczących się zachowań, egzekwowanie rytuałów. Nie sposób przecież nie podać własnej, gdy wyciąga się ręka, zignorować promienny uśmiech. Tak trudno oprzeć się pochlebstwom, łatwym usprawiedliwieniom, zwalniającym od próby ognia wobec każdego wypowiadanego słowa, każdego przyzwolenia, wyrażanego choćby brakiem sprzeciwu.

Postawy ludzkie to słowa. Ludzie to pytania: Czy tak? Czy postawa, którą wystawiam się na strumień przeciwieństw jest najwłaściwsza.

Egotyzm, skupienie na fałszywym, przedmiotowym, posiadanym ego, wywołuje dwojaką postawę sentymentalną, afirmującą to ego.
Jedna to ekspansja, próba podporządkowania okrutnego świata, ucieleśniona w ideale „prawdziwego mężczyzny”.
Drugą jest eskapistyczne odizolowanie, próba wytworzenia, wypromieniowania własnego świata, nałożenia miękkiego pokrowca na ostre, kaleczące krawędzie, opatrunku na rany.
Błędne, mitotwórcze identyfikacje.

Egoizm to kłamstwo, to pustka, to śmierć, /chaos/
Jeśli jest tym kluczem otwierającym, osnową obrazu świata - cały obraz, cała tkanka jest fałszem, bowiem jej elementy prawdziwe są wobec siebie w fałszywych relacjach; to, co mogą stworzyć - to tylko złudzenie, niepoważny substytut obrazu siebie i świata. A to, co muszą - nieszczęście.

Wszelkie porównania są chybione, a doświadczenia nieprzekazywalne. Nie powstał jeszcze język mogący unieść treść doświadczenia ludzkiego, mogący przenieść ją ze wszystkimi kontrastami, „ukazać” jednego /objawić/ człowieka drugiemu. I język takich słów tego nie udźwignie nigdy. Tych słów, tych języków, jakimi posługujemy się mówiąc dziś.

Zdania twego na temat domniemanego schyłku, zapachu śmierci, ewentualnie życia nie podzielam, jako że traktuję literaturę nie jako byt samoistny ale emanację kultury, duszy tzw., czy drogi człowieka do. Tzn. zgadzam się niejako z tym, co piszesz - z litery, ale nie z ducha; nie widzę powodu do rozdzierania szat nad obumierającą literaturą. Tak, obumierającą, a nie umierającą. Niepotrzebne wydają mi się czarne krepiny i duszne kadzidła, i płaczki. Wyczerpywanie się sensów: opowiadania nieskończonej ilości wariantów anegdot, mnożenia kombinatorycznego układów fabuł jest już od dość dawna wiadome. Modernizm, antypowieści, surrealistyczna groteska, czy wreszcie przywoływanie ożywczej fabuły awanturniczej, kostiumu SF, literatury faktu, przedłuża jedynie czas funkcjonowania archaicznej koncepcji przekazu, będącej pochodną archaicznej koncepcji świata, człowieka i języka, jako sposobu wyjaśnienia drugiego przez pierwsze. Literatura obumiera, ale zanim umrze (a będzie to jakiś, dość długi, czas trwało) porodzi nowy język, będący skutkiem nowego sposobu widzenia. Będący skutkiem widzenia. Z pewnością nie będzie to literatura strachu, jaką w bardzo poważnej mierze jest ta literatura kombinatoryczna, przypowieściowo-moralistyczna, rozdająca recepty na skuteczny /rad/ sposób, a to: przed żywiołem i śmierzcią od niego niechybną, przed taką to a taką niewolą, a to: zdrowie, szczęście i zadowolenie moralne. I język jej wcale odmienny, ale jaki - wróżyć nie chcę, choć jestem po jego stronie i intuicje moje się tu i owdzie prześwitują. Co do czasowników.

Na diabła mam pogląd dialektyczny, który może kiedy indziej się określi, jeśli będzie cię to zajmować. Pisałem, że nie wierzę - to niezupełnie tak. Sądzę raczej, że to coś, co można by określić niedoistotą (ktoś?). Poglądy chrześcijańskie są mętne, niespójne i - sądzę - eskapistyczne (hehe). Zło wcielone nie mogłoby istnieć chwili. „Idea rozprzęgająca” jako osoba, to absurd - jakiż immunitet chroniłby ją niby przed wewnętrzną dekompozycją i „zaprzestaniem istnienia”. No, chyba że to taka złość, że aż nie istnieje, a mimo to oddziaływa - rzec byś mógł przekornie. No to tu właśnie - odrzekłbym przystając na ten tryb - zaczyna się konstytuować ta „niedoistota” - byt istniejący w rozproszeniu, „pasożytujący”, noszony w sobie przez różne inne, skonsolidowane, komunikujący się ze sobą samym przy okazji rozmaitych styczności jego nosicieli i okazjonalnie przybierający postać trochę bardziej zwartą, w naszym rzecz jasna, laickim wyobrażeniu. Byt jego przez to mętny, nieustrukturowany, a nawet dla nieuczulonego oka wręcz niepostrzegalny. Krystalizujący się, „ucieleśniający” powoli i umierający jako zasada w momencie osiągnięcia pełnowartościowej świadomości. Nie do.

Cywilizacja śmierci, strachu, ciemności i sentymentalnego kultywowania wspominków, brzucha.

Jaki język jest językiem prawdziwego porozumienia: język kształtów, gestów, całych sekwencji zachowań, język, w którym poszczególne istoty stanowią słowa? Kto do kogo tym językiem przemawia? Kto czyni te sny? Do siebie?

Widzenie mozaikowe. Widzenie kamyczków tej rozsypanej mozaiki.
Spis rzeczy - przypowieść o przemianie.

Widzenie mozaiki - przejawów zjawiska oddzielonych od siebie przestrzenią, czasem i wyrazem - jej elementy pojawiają się w najróżniejszych kontekstach - już to jako element muzyczny, kolejność hałasów ulicznych, część artykułu z gazety, oświetlenie posągu, kolor samochodu (który jako obiekt nie ma zupełnie znaczenia), czyjś głos - jego natężenie tylko (nie treść), bądź wibracja, spotykani ludzie, którzy wypowiadają niczym w teatrze kwestie, ale jedni gestem, drudzy (układem linii papilarnych) potem, zapachem, ktoś milczeniem w połowie całkiem nieważnego zdania.
To rozpiętość przejawów. To wysycenie stałą obecnością. Tego który czyta. Przypowieść.

To jest próba świadczenia, przepisania stanu świata. Czasem nieporadna, ale taka była i taka ma pozostać, jeśli ten spis rzeczy ma być na wszystkich swych poziomach tym, czym miał być w chwili stworzenia. Penetracja. Penetruje swymi wszystkimi wyciągniętymi rękami rozległe korytarze, współrzędne, możliwości, wymiary.

Czy pan jest człowiekiem wierzącym, czy też może solipsystą?

Rozerwać pancerz wyobrażeń.

Powtarzać. Powtórzenia powodują powstawanie śladów, odwzorowań, naśladownictwo, rytuały. Stwarzają iluzję niezmienności, a przynajmniej istnienia pewnej skończonej, nie bardzo wielkiej, ilości elementów, które wchodzą ze sobą w skończoną (i nie bardzo wielką) ilość zależności, których można się wyuczyć i potem przewidzieć mające nastąpić warianty ustawień.

Dzieci, szczególnie wtedy, kiedy jeszcze nie mówią, mogą ludziom starszym wiele wiedzy udzielić, nieskażonej, nieuwarunkowanej, spontanicznej, reakcji prawdziwych, szczerych. I się tak jakoś dopełnić, wzajemnie uzupełnić. Wy nam - a my /?/. /Co? Nasze wrzody, egzemy, liszaje nasze czyraki gromadne/

Ludzie niestety przywiązują się do rzeczy, wyobrażeń, pojęć, stąd bierze się nienawiść.

Pęknięcie
Na krótką chwilę, na mgnienie, w chwili uderzenia pioruna, w ogniu błyskawicy, świat uchyla maski, jakby dla (przypomnienia) unaocznienia swej istotnej natury. Do nas dociera to tylko jako porażające zmysły: grzmot i blask. /Bezzwłocznie, nieomylnie zasklepia/

Czy czynić dobrze - to znaczy spełniać oczekiwania ludzi, zaspakajać ich pragnienia? Zabliźnianie otwierających się w nich wszystkich ran, w tym tych, powstających na tle trzecio-, czwartorzędowych okaleczeń, rozszalałych egotyzmów, rozbudzonych pożądań, wydaje się nie tylko niewykonalne, ale i niecelowe; tak jednak nie jest. Ocalenie świata, uzdrowienie tych wszystkich kalek zaczyna się od głębokiego uleczenia jednego człowieka. (A zaczyna się od siebie)
Jedyną drogą jest przyjmowanie na siebie ich bólu (w tym tego, który przejawia się w ciosach, jakie zadają), otwieranie się coraz pełniejsze bez względu na reakcje - nawet te okrutne.

Bezdroża, bezdroża. Tu istotnie nikt nie bywa.
Jakieś wspaniałe światło je oświetla. Jakaś wola porusza i ośmiela. Nienazwane niepoliczone wciąż ruchome. Lecz nie trwóż się, niezamykalne, uwalniające, uwolnione. Lecz śmiej - krok weź, upragnione. Lecz śmiej się bo bezdroża, bo niewysłowione.

Ten który wie, czuje ból, lecz nie cierpi, odczuwa szczerą, niewinną radość i nie umiera /bo go nie ma, haha/
/bo go dla śmierci nie ma/

Bariera /przegroda/ wyróżniania, pożądania, strachu, litości, oddziela nas od świata, od siebie.

Wracam, słuchając Shankara /Song for Everyone/, do sprawy tej martwej muzyki. To poważna sprawa. Powtarzanie. Się. Dzień, dzień, noc, kształt, wygląd. Pamięć. Choroba na pamięć. Wyzbyć?, poniechać? tych zajmujących kombinacji oświetleń, brzmień, symboli i pięter nawarstwień skojarzeń. Misterna sieć. Oplata. Moje zabawki /konkrety/ abstrakcje. Wpleciona między nie wstęga Słowa. Wyławiać. Ale nie przez uwarunkowywanie się, uprzedzanie. Rybak? Ryba? Rzecz?

Ten, który wie, czyni poprzez miłość i cokolwiek czyni, nosi na sobie jej znak, jest nią uświęcone. I czynności pospolite nabierają znaczenia uczestnictwa w zjednoczeniu. I obywa się bez hieratycznych gestów, podniosłych obrzędów, bo to, z czym obcuje zostaje włączone w jego objaśniającą, porządkującą, odnowicielską misję, w sposób całkiem powszedni, mimochodem nawet.

Gdzieś uciec od tej śmiertelnej śmierci od tej odpowiedzialności smutnej, ponurej powszechnej, ale nie w nieodpowiedzialność przecie tylko w ufność miłość przekroczyć siebie zreumatyzowany mebel porwane przewody ścięgna i cięgła tchawki syczące krwiste gąbki powietrzne upięty splot holograficzny spis węzeł otworzyć w słońce w
/przecież/
I nic nie będzie takie jak dawniej.
Jakie nigdy nie było i nie będzie.

Niebo się przeciera - występują podłużne, no, te /chmurki/ o układzie przywodzącym na myśl układ fal piasku na wydmie.
/Ich język zwiotczeje i sczeźnie/

Podróże są całkiem zbędne /mówię/, a życie tak ułożone być winno, żeby je postrzegał stale jako dobro samo w sobie, a nie przykrość, od której uwolni jakaś ucieczka pociągiem.

Wydaje się, że to może [niepraktyczne/?] albo nie - ; nie wiem co nie - , ale pewnie ktoś może pomyśleć że nie - /?/ może nie Ty.

Przybór wód.
Widziałem na urwisku nad morzem uczepione skał drzewo figowe, targane wiatrem, smagane pyłem słonym, unoszonym znad rozbijających się o skały fal. Liście miało ponadżerane, obwiedzione rdzawą tkanką stoczoną przez sól. Jaki wybór ma drzewo; którą zamieszkać stronę, ziemię, czy wodę. A człowiek? Kto.

Jest kilka zdań, które tę groteskową krzątaninę negliżują jak pogoń za kombinacją jednakowych numerów, więc co.
Ach, numery, litery wypełniające pamięć obrazy wzruszenia wrażenia wyobrażeń oczekiwań klatka.

Jakiś system rezonansowy, który by odpowiadał na każde drgnienie najodleglejszego źdźbła trawy w najodleglejszej galaktyce, bo bez tej wiedzy o tej konkretnej trawce wiedza globalna o kosmosie - niepełna - majstrują, czy będą majstrować, kiedy zdadzą sobie sprawę z konieczności dowiedzenia się wszystkiego i stworzenia adekwatnego modelu dla uczynienia swego świata przewidywalnym, a po to się ta wiedza przez stulecia zbiera i hołubi. Ale nie ma konieczności. Bo sami jesteśmy takimi rezonatorami, tylko o tym pamiętać i uzyskać do tego wewnętrznego odbioru wszechświata wgląd.

Jestem tu.
Moje; to ciało, ten niebanalny mechanizm biologiczny, którego sens i przeznaczenia niewiadome /mu/.
A służy tkaniu rozległej osnowy, powolnemu sprzęganiu, naginaniu prawdopodobieństw i zagarnianiu w swe trzewia rozproszonej swego czasu energii. Którą zamyka, organizuje i przekształca. Otwiera wysyła nici drążą dostępny świat.
A zwłaszcza jego oczy chłoną piją wprost jej strumienie.
Ale nie wie o tym nie pamięta nie jest pewien i zapomina bo nikt nie wie nie chce się przyznać powiedzieć wstydzi się bo nikt.
Ale czasem zauważa że może nie jeść całymi dniami zajęty przekształcaniem, przemianami, strumieni, obszarów, obłoków nienazwanych niepoliczalnych /wciąż ruchome/. Treść.

Uwolnić się ze wszystkich zniewalających więzów - krępujących podmiotowość w nas, systemu sieci zniewoleń nałożonych na nas przez nasz strach, strach rozkrzewiony i przeglądający się z upodobaniem w sobie - w innych ludziach. Uwolnić od wszystkich narkotyzujących, zamykających oczy, odgradzających od prawdziwego świata i siebie. Cukru, telewizji, martwej muzyki, mebli, wyobrażeń i przyzwyczajeń, obżarstwa i ciekawskości.

Lecz barwy ich zszarzeją, zblakną w świetle, przestaną wabić i zniewalać, pochlebiać i zaciemniać, a kształty ich prześwietlone kusić grozić tworzyć /zajmować przestaną/

Istotą gry jest nieporozumienie. Brak szczerości, otwartości, bądź niewydolność środków porozumiewania; świadome, lub nie - zatajanie informacji, rozmyślne wprowadzanie w błąd.
Bierzemy udział w grze - w sposób aktywny czy bierny. Statyści, aktorzy, inscenizatorzy - manipulanci. W grze, której przyczyną i skutkiem jest nieporozumienie i nieszczęście.
Nawet gry z pozoru jawne - o tak zwanej pełnej informacji są niczym więcej jak ważeniem masy gambitów wkutych, wprawionych do tej, czy tamtej głowy. To dysproporcja w poinformowaniu o kształcie drzewa możliwych decyzji, o uwarunkowaniach konkurenta, decyduje o wyniku. Jest jeszcze główny przedmiot pretensji i kryterium pierwszeństwa - naga operatywność intelektu. [Pewnie tak. Niechaj więc zawody szachowe, na podobieństwo turniejów piękności, toczą się o tytuł najbardziej rasowego mózgu. Niechaj przyznają nagrody i medale za najszybsze przewodzenie impulsów i najsprawniejsze wydzielanie mediatorów synaptycznych, najefektywniejszą syntezę związków - faktorów pamięci: medal złoty 10 ng/godz., srebrny - 9.6, brązowy - 9.3]
Gra trwa na poziomie konkurencji genotypów - od mikroorganizmów po wielkie ssaki, konkurencji programów - matryc zachowań społecznych, obszarów identyfikacji, matryc wyzwalających właściwe dla sytuacji nastroje psychiki pojedyńczego człowieka; gra polegająca na zatajaniu wiadomości użytecznych wobec aktualnego kryterium preferencji. (Znasz hasło - przechodzisz, masz co najmniej metr sześćdziesiąt- będziesz żył.) A kryteria pochodzą - bo skąd - z tej samej sieci komunikacyjnej, w której krążą jako prawdy - kłamstwa, przesądy i manipulacja, z sieci, w obrębie której, na wszystkich piętrach i we wszystkich jej językach też nieustannie toczy się gra.

Tajemnica jest stygmatem strachu /i niemożności, jego pochodnej/

Myślę, co napisałaś o lubieniu i akceptowaniu. Przymuszanie się do tego to chyba zaprzeczenie otwartości i porozumienia, miłości. Jeśli człowiek jest skłonny zrozumieć, nie zamykać się chociaż, to akceptacja przychodzi z czasem. Jeżeli jestem na kogoś otwarty, jestem gotów go słuchać i pocieszyć - i on po jakimś czasie otwiera się. O ile to otwarcie nie ma pozostać martwą deklaracją, a krąg ludzi, na których się otwieramy, zamknięty, musimy wiedzieć, że z wieloma będzie trudniej - również dlatego, że nie będą chcieli nas właśnie zaakceptować, będą uważać za głupich albo nadętych, dziwaków czy pozerów, chociaż sami tkwią w dybach swoich konwencjonalizmów jak manekiny, kukły, czy prawie trupy. Chciałbym, żebyś się uzbroiła w cierpliwość, nawet jeśli niekonsekwencje ich postępowania tak zniechęcają. Próbujmy wydobyć ich z tego gorsetu sami zachowując się niekonwencjonalnie - pamiętasz, jak napisałaś kiedyś, że jeśli masz żal do siebie - to o to, że byłaś za mało terrible. Bardzo mi się to w tamtym liście podobało i trochę mi tego - kiedy obserwowałem cię w zetknięciu z nimi brakowało. Oczywiście też nie wyprzedzać słowami uczuć, nie kokietować, bo to może być bardzo szkodliwe - po prostu próbować zrozumieć i mówić to, co się czuje.

Niezbadane są drogi słowa.
Głodówka przywraca mi świadomość.

Jego świat jest szczelnie wymeblowany. Nie jest dokładnie wymodelowany ale wypełniony opisaniem. Jakiś wielki strach się za tym skrywa, czai. Wyczerpać wszelkie możliwości, unieruchomić.

Zaszczepiono nam dwa mity, zaprogramowano wiarę w posiadanie i niezmienność. To dwa filary skłamanego przez sprytnych organizatorów świata i „życia” uwolnionego od odpowiedzialności motłochu szeregowych wytwórców nieskomplikowanych detali mechanizmu. Mechanizmu zapewniającego względne bezpieczeństwo i sterującym i sterowanym w uporządkowanej hierarchii podziału przywilejów, zabezpieczeń.
Zwichnięte zostało poczucie odpowiedzialności: to nie świadomość decydowania w każdej sekundzie o przyszłości, wybieranej drodze, ale zgodność postępowania, czyli tychże wyborów jednostkowych z zaszczepioną matrycą. (tak myślą)

Byliśmy usilnie kształtowani i wychowywani na zautomatyzowanych, podległych niewolników.
Czemu nasza prawdziwa obecna słabość, coś, co w założeniu miało stanowić pancerz ochronny, ale zamieniło się w sztywny gorset miałoby doprowadzić do naszej śmierci, a nasza prawdziwa moc - zdolność do miłości i wolności ma w tym gorsecie ostatecznie obumrzeć?
Prawdziwa odpowiedzialność to nie odpowiedniość, ale nieustanna czujność, nieustanna praca wyobraźni, intelektu, pokora, wczucie w drugiego, zdolność ustawicznego dokonywania wyboru w zmieniającym wciąż swoje oblicze strumieniu zmian, pędzie zdarzeń, nieuleganie kuszącym, lecz alienującym mitologiom.

Gra ze światem przeciwko sobie.

Fałszywa identyfikacja - mylne wyobrażenie o tym kim się w istocie jest.

Tak, porozumiewa się. Nie ukrywa tego, co pozostało. Mowa jego jasna i jawna, słowa wystarczające, lecz czują, że przejawia się i pomiędzy słowami, a nawet czują czasem, że mówi też, że zmienia ich milcząc zupełnie. Próbowali rozmawiać o tym między sobą, ale czegoś im zabrakło do słusznego objaśnienia przyczyn i wynikania. Próbowano więc jego o to pytać. Odrzekł, że tak, że porozumiewa się. Nie ukrywa tego, co pozostało.

Jestem nieustannie reedukowany, wtłaczany w gorset rezonansowy, mam odpowiadać tylko. Być odpowiedni, odpowiedzialny. Być odpowiedzią na pytania na zestaw testowy na zagadki. Wytwarzać obraz odpowiadający powszechnemu wyobrażeniu o prawdzie, obraz wewnętrzny, przekonanie własne i zdolność przekonywania reszty nieprzekonanych co do słuszności odpowiednio wszczepionych, zakorzenionych, ugruntowanych, budujących, konstruktywnych odpowiedzi.
Jeśli (Zaproś tatusia na kluseczki. Dobra zupka taki krupniczek jarski. Pieczarki jeszcze białe nie sciemniały w duszeniu dobre? Soi chcesz? Może jarzynki? Dlaczego tak mało bierzesz? Na śniadanie się najadłeś? Tą zupą? No to jak to nie jesteś głodny? Buraczki weź i sosikiem polać. Tak, tak, śmietany jeszcze.) się wahasz, wiedz, że my wiemy, już sprawdziliśmy, jesteśmy, żyjemy wciąż - to świadczy o nas najlepiej (Leszek! zjedz z nami, co tam piszesz?), o naszej słusznej racji wyznacza przypisane jej powinności. Na zasadzie odruchu wyzwalane znakiem biologicznego generatora cyklu. Spać, jeść, przyswajać, sprawdzać, pracować.
Wszyscy mamy, znamy i wywiązujemy się ze swych powinności (ze swych ról) i musisz wiedzieć, że to nie są sprawy wymyślone przez nas, czy przez człowieka w ogóle. To realizacja planu, tak, nie śmiej się, tak, czemu się śmiejesz? Z nim zupełnie nie można rozmawiać.
Jestem nieustannie redukowany.

Wyobrażenia, oczekiwania, opinie.

Wszelkie podobieństwa pozorne, powierzchowne, a analogie zawsze chybione.

mieć znaczy decydować, decydować znaczy wybierać. wybierać - wartościować - porównywać, wydzielać na najbardziej podstawowym poziomie
mieć to też - od strony psychicznej być skupionym na „przedmiocie posiadania”, złączonym w pewien sposób, uzależnionym od jego obecności
to lęk nakazuje posiadanie decydowanie o jak największym obszarze świata, niejako unieruchomienie go dla dokonania najkorzystniejszego wyboru. może to czasowo złagodzić dotkliwość odczuwanego lęku, czasowo, bo niebawem włącza się obawa o całość stanu posiadania, o suwerenność decyzji go tyczących.
prawdziwie odgarnąć lęk może tylko miłość, która nie musi nic brać ani dawać, która nie sądzi, a odsłania zakryte - po prostu jest.

Miłość nie jest przedmiotem a stanem, jak [to] co jest istotnie w nas. Nie można jej dawać ani brać, nie jest rzeczą ani towarem, to nieporozumienie; można ją tylko czuć, być nią i można ją okazywać.
Jej istotą jest zgoda, zrozumienie i współczucie, a nie chęć posiadania, poddania i wywyższenia. Całkowita równoprawność, lecz wyrozumiałość dla głoszących walkę i kłamstwo. Przyjmowanie, nie - wyróżnianie.

Jeść nie - by się najeść - ale posilić, nasycić głód. To ważne.
Jedząc mieć świadomość, że to, co się je, to ciało żyjącej istoty, to przyjęcie jej ofiary, a może raczej wzięcie jej na siebie, rodzaj komunii, /zjednoczenia/ z tym który staje się mną. I dlatego skutki konieczności zapewnienia dopływu dostatecznej ilości energii dla mnie winny być jak najmniej dotkliwe, prowokować najmniejsze szkody.
To wzięcie na siebie odpowiedzialności za wyczerpanie sensu życia tej istoty, jej karmy. Każdy następny kęs odgryzam świadomie, wiem, że jest konieczny, że jest o czasie i miejscu, że jestem nim.

Ta kultura wtłacza w nas poczucie bezustannego zagrożenia. Każe budować zabezpieczenia i postrzegać inne istoty przede wszystkim w takich kategoriach, być gotowym do walki, do wyeliminowania konkurenta /o gradient entropii - być zjadającym, nie - zjedzonym/ - bądź przez zakłócenie postrzegania świata, bądź przez gotowość do zadania śmierci.

Miłość to stan łaski, to otwarte okno promieniujące światłem; to zrozumienie, to zgoda, to wola zgodności, ale łagodność, bez jakiego nacisku i woli podporządkowania temu rytmowi współodczuwania.
To uczucie ku każdej istocie, całemu światu i sobie, jako tego świata części, bez konieczności różnicowania i wyróżniania. Bez potrzeby wyławiania poszczególnych dźwięków w symfonii sfer. Jedna miłość.

Ta kultura im bardziej bezwzględna, dzika, krwiożercza, tym próbuje piękniejszych, słodszych, pochlebczych dobyć z siebie głosów, tym bardziej bezpieczna, swojska, opiekuńcza chce się wydać, tym wymyślniejsze, wznioślejsze usprawiedliwienia przywołuje, pogodniejsze maski przybiera.

Manifestacje poszczególnych pułapów istnienia. Posiadają własne znaki, języki, niepostrzegalne a w najlepszym razie niezrozumiałe dla innych, bardziej zamkniętych poziomów. (Bo poziom “jestem” jest bardziej otwarty od ostatniego z wymienionych)

Rytuały wtajemniczenia w dostęp do opiekuna

Przekleństwo jako błogosławieństwo.
Jeśli ci ślepcy się ode mnie odżegnują, to znaczy, że jestem na dobrej
drodze.

Medytacja jest uchylaniem powieki, jest chwilowym przebudzeniem ze snu, o którym pisze Mani, Szekspir, Calderon de la Barca, gnostycy w swych pismach, Goethe, Leary w swoim manifeście, czy Beatlesi w Strawberry fields forever. Zdajemy sobie sprawę, że nie musimy wyczerpywać postulatów żadnego mitu, że życie zaczyna się teraz, że teraz to całe życie, że żaden dowód tożsamości, żadna legitymacja istnienia nie uprawnia bardziej do życia niż życie, że żaden grzech, żadna wina już nie obciąża, żadna kara nie zagraża, że legendy już nie mają władzy nad prawdą.

spisek rzeczy

Czy obrzęd imituje życie? Czy jest teatrem życia; jego zagęszczeniem, odegraniem przypadków mistrza przed oczami następcy i spadkobiercy?

sieci rezonansowe.
sieci identyfikacyjne -
rozproszone elementy ustawione w siatkę rozpoznawalną dla wtajemniczonego, znającego pewne klucze - elementy wstępne, wejściowe tej siatki i mogącego przy ich pomocy „wejść”, a innym dające nieokreślone przeżycie „metafizyczne”.

powtarzalność - porównywalność - podobieństwo - niezmienność /trafność/ modelu

Bezustanna walka na atrybuty o utrzymanie istniejących lub narzucenie pożądanych kryteriów wyróżnienia, o utrzymanie samej zasady wyróżniania, stanowienie o jej bezspornej oczywistości.

Jeśli prawda sprawia ból, to znaczy, że nie jestem przygotowany na jej przeżywanie, żywię mity, uprzedzenia i nastawienia, że pewne obrazy zdarzeń stały się osnową życia, utożsamiły się z nim i resztę widzę jako pomyślne o ile umiejscawiają się w tej samej płaszczyźnie i mogą ulec wpleceniu. Wysiłek dostosowywania się do innych planów, odczuwam jako ból.
Tak trudne jest dotarcie do tego, że prawda jest, to to, co jest tu.
/I szukać jej wcale nie trzeba; wystarczy tylko otworzyć oczy/

Niebezpieczeństwo uprawiania gnostycyzmu tkwi w skupianiu, w utrwalaniu wiedzy, przypisywaniu okolicznościom, osobom, przedmiotom znaczeń. To skupienie jest równoważne zamknięciu. /kłamstwu czyli grzechowi/

sobowtór, bliźniak - potrzeba symetrycznego, zrozumiałego, rozumiejącego świata

Pułap integracji obrazu - na pewnym poziomie wydolności dokonujemy scalenia wizji.
Nie zdajemy już sobie sprawy, nie chcemy, poprzestajemy na tym, co (jak nam się zdaje) jest, co, jak się nam zdaje, już obiektywne. A można by wstrzymać się jeszcze od syntezy, włączyć te niepokojące, kanciaste, kolące, bolesne części świata. Żeby się nareszcie okazało, że istnieje jakaś obiektywna rzeczywistość. Ale nie. Dowiem się, że dokonuję jakiejś integracji na jakimś pułapie ogólności; wciąż niedostatecznym i wciąż będzie próbował wydostać się z pułapki wizji, dezintegrować, będzie wracał, zapominając, że już tędy szedł, że rozstawał się z sobą już takim, albo zupełnie podobnym, może tym samym, aż osiągnie, aż stanie się życiem.

Życie to stopienie się w kręgu współodczuwania. A nawet dalej, bo odczuwanie to też stwierdzenie kontaktu między sygnałami, między ich brakiem a nimi.
Życie to to „miejsce”, gdzie ruch ustaje, gdzie przestrzeń zapada się, albo rozmywa, gdzie jednostajna biel, a nawet przejrzystość, gdzie prawdopodobieństwa zrównują się, gdzie widać wszystko, przenikanie się eonów i galaktyk ale nie okiem. i słowa, głosy wszystkie wypowiedziane.

Tajemnica to kłamstwo, to głupstwo. W gruncie rzeczy nie ma żadnej tajemnicy.

Stopnie, przestrzenie kompetencji wstępującej hierarchii świętych, bogów, którzy ogarniają coraz rozleglejsze strefy, mając w swej władzy (pieczy) stojących niżej - odpowiadają porządkowaniu świata przez zamykanie w coraz bardziej uniwersalne pojęcia obejmujące, oświetlające wciąż większe obszary, by wreszcie ogarnąć adekwatną nazwą /imieniem/
całość.

Wielkie światło sprawia, że oko przestaje wyróżniać, przestaje /również/ widzieć.

Tajemnica istniejąca już i urzeczywistniona /trwająca jako tajemnica/ może być tylko objaśniona nie wyjaśniona. Tak wiele ukrytych zależności powstaje w każdej sekundzie jej ukrycia.

Wrócił
A serce jego było czyste
A sny jego były czyste
A myśli jego były czyste
A słowa jego były czyste
A ciało jego było czyste
i wnętrze jego było czyste
i krew jego była czysta
i ślina jego była czysta
i soki jego były czyste
i nasienie jego było czyste
i włosy jego były czyste
i oczy jego były czyste
i dłonie jego były czyste
A ruchy jego były czyste
A odzienie jego było czyste
A co czynił było czyste
A kto błądził a pragnął -
- przez obcowanie został czystym
A co było zbrukane czynił czystym
A nie czynił nic, czego by nie czynili
inni i ci, co oczy mieli zakryte,
urągali, że rzeczy powszednie powiada
i czyni, ale też byli otwarci,
oczyszczeni, a ci prawdzie dali
świadectwo. Bo widzieli

Różne rodzaje energii. Różne widma, zakresy pól, obszary, konfiguracje. Przyjazne, nieprzyjazne różnym stanom /osobom/. Wędrujące jej skupienia, pęcherze, szybkie strumienie, rozproszone chmury. Miejsc, czasów. Ich drżenie.

Święta osobiste: urodziny, imieniny - dla udostępnienia odświętnej ważności, znaczenia, podmiotowości - aktorom, odtwórcom przepisanych ról, a w istocie - przedmiotom. Trochę jak babilońskie, raz do roku obchodzone święto fałszywego króla, kiedy pierwszy lepszy, a często i pomylony, sadzany był na tronie, wydawał mające moc (choć może na dzień tylko) wyroki, władał, rozkazywał, wszyscy się cieszyli odmianą. Czy starogreckie saturnalia. Być raz Kimś. To nagroda za posłuszeństwo, za powszednią zgodę na wyzucie z suwerenności, za zrzeczenie się jej na rzecz anonimowej społeczności, a istocie na rzecz najmocniejszych jej członków, kształtujących, narzucających obyczaj.
Doliczyć należy oczekiwane niecierpliwie prezenty - różne wikłające przedmiociki, z których „wartości” można wnioskować jak bardzo obdarowującym na obdarowywanym zależy, jak go cenią.
Żeby się nie wymknęli, najwłaściwiej jest wszczepić im na drodze seansów warunkowania tak pomyślany program, żeby pilnowali sami siebie przed wykroczeniem poza obwód systemu, żeby identyfikowali swój interes z zaszczepionymi sobie celami. Temu służą obezwładniające wizje świata, obyczaje i obchody, które w znacznej mierze myślą za człowieka - corocznie powtarzająca się jednakowa sekwencja świąt - porządkująca przestrzeń czasu, zdejmująca część odpowiedzialności za konieczny wybór.

Znaku szukać nie trzeba.
Ten świat jest znakiem.
Jeśli choć trochę uważa - wie.

Nie wierzą, nie wiedzą, że żyją

Żadnych przeszkód nie ma

Przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść ale lęk. Sama nienawiść jest tylko obrazem, uzewnętrznieniem lęku.

Gdy tajemnicy nie ma, może mówienie sensu wyzbyte bo żadnego znaku nie objaśni, nie obnaży, nie wyświetli. Lecz może wobec naszej ślepoty, głuchoty i lęku pozwoli odnaleźć i umocnić ufność, wiarę w szczerość wobec nas intencji rozmówcy, albo w nim je zbudzi, wiarę w możność przebicia pęcherza, otorbienia samotności, wiarę w życie. I może nie to istotne, co niosą te modulowane dźwięki, jaka za wydającym je wiedza, filozofia stoi, ale co mówi całym sobą - poprzez skurcz źrenicy, drżenie głosu, pochylenie głowy, rytm oddechu, zapach potu, to że się z pułapek błędnika słów próbuje przedostać, podzielić, ofiarować dostęp, to jest ważne, bo stąd już niedługo do wiary w życie i pojęcia, że tajemnicy nie ma i do życia.

Poczucie utraty uczucia, osoby, bierze się z poczucia zagrożenia - ograniczonej ilości dóbr zapewniających ocalenie - przed śmiercią (w gruncie rzeczy), odtrąceniem, upadkiem. Tę obecność śmierci można w zasadzie nazwać wiarą w śmierć, która urasta do rangi bóstwa. Sensem egzystencji człowieka wierzącego w śmierć jest lęk. To on rodzi przedmiotowe widzenie świata i siebie. To on każe wyznawcom śmierci straszyć, utrzymywać w lęku hierarchie zastraszonych.
Drugim, a raczej pierwszym, pełniejszym, szerszym widzeniem jest wiara w życie. Człowiek wierzący w życie odnajduje sens egzystencji w miłości, nie musi wcale szukać, to miłość odnajduje jego, miłość po prostu jest i jeśli człowiek odsunie lęk „odnajduje” życie, a z nim i miłość.

Postaraj się do nich tak odnosić, jakby się urodzili wczoraj, jakby o niczym nie mieli pojęcia, jakby byli niewinnymi, nieprzejmującymi się jeszcze niczym dziećmi. Spróbuj przyjąć, że to wszystko, co między wami się staje zależy tylko od twojego nastawienia (nastrojenia).

Dziś jest pierwszy dzień stworzenia.

Mity to martwe figury mnemotechniczne, podane w formie przyswajalnej wzorce pożądanego zachowania.
Mitem podstawowym, nieartykułowanym i funkcjonującym immanentnie we wszystkich mitach jest mit niezmienności.

Przejście do prawdziwego świata - przedmiot poszukiwań [Raju utraconego]

stopnie, kręgi
demitologizujących mitologii - prowadzące do uwolnienia od przywiązania do obrazu rzeczywistości; prowadzące do uwolnienia od najbardziej prymitywnych wyobrażeń, wprowadzające zastępcze, mniej zniewalające obrazy, mniej kategoryczne rygory, bliższe „prawdzie”, coraz rozleglejsze uogólnienia.
Sens istnienia tych sieci, ich umownych węzłów - postaci mitologii - absorbujących uwagę, pozwalających przyjąć zasadność przemiany drogą naśladowania postawy. Łagodzenie przejścia ku zmianie, ku życiu. Systema helikoidale.

Ci, którzy żyją życiem są dla śmierci nieobecni, niewidzialni, zupełnie przezroczyści

Ci, którzy żyją w ciemności widzą boga w świetle
Oku tego, który wie, który żyje życiem nie potrzebne jest to światło.

pieczęć pieczęci

labirynt to pieczęć tajemnicy, wtajemniczenia, tajemnica - pieczęć lęku, niepewności drogi przyszłości i zawodności pamięci, lęk to stygmat /pieczęć/ nieustannie obecnej śmierci, której oczywistość bez przerwy egzekwuje nasz wewnętrzny błędnik - mózg trzewny.
choć każda cela labiryntu trwania to osobna rzeczywistość prostopadła do jego płaszczyzny, to osobna wieczność, pragnieniem uwikłanego w labirynt (i jego dwuwymiarową tajemnicę) jest „wyprostowanie” jego zakrętów, spojrzenie na przestrzał ku początkowi i kresowi drogi, ustawienie w jego załamaniach /loci/ zwierciadeł pamięci. powoduje nim prostoduszna wiara w możność ujednocześnienia obecności we wszystkich miejscach drogi (podania dłoni wszystkim sobowtórom, bliźniakom, wcieleniom) bez rozstawania się z obecnością w biegnącej teraźniejszości i ze swym /przywiązanym/ sentymentalnym tzw. „ja”.
[dla światła oczu, ich wyobraźni, istnieją przeszkody i następstwo. dla światła życia nie ma zapór, pieczęci, a jego recepcji nie po
trzebny jest symbol i mit.]

Gry mity strachy błędne słowa.

straszyć to zabijać

Jaki jest sens liczenia, skoro nie wnosi ono żadnych walorów poznawczych. Każdy z „przedmiotów” liczonych jest niepowtarzalny - jakby policzyć obok siebie gwiazdę, górę, dwóch ludzi i powiedzieć, że jest ich czworo.
To tworzenie zastępczych imion, grupowanie indywiduów w arbitralnie tworzone klasy. To mnemotechniczna sztuczka wywiedziona z eskapistycznego pragnienia posiadania, podstawiająca w miejsce prawdziwej wiedzy zwodzący substytut.
Czy zdanie „on waży 80 kg” niesie istotnie informację? Czy ciało składa się z osiemdziesięciu jednakowych pudełek, każde o wadze kilograma? Może to nie dla ukrycia ważnych wiadomości, ale z lenistwa paraliżującego chęć dotarcia do nich, czy ze
strachu.

Wyzwolenie z zaczarowanego ogrodu kultury, instrumentu cywilizacji, jej języka zainteresowań, wytworzonego i utrzymywanego dla podtrzymywania istotnych żywotnie mitów, jej podstaw, pragnień, zabezpieczenia przed lękiem, odepchnięcia od śmierci. Skupianie uwagi, czynienie pewnych związków znaczeniowych rodzajem niewidzialnego ogrodzenia, przenikalnego dla jednych, jednak dla ogółu nie do przebycia; związana z wiotkością trudność dowiedzenia jego funkcji obiektywnej.
Najefektywniej artykułowanymi sferami zainteresowania cywilizacji są te, które znajdują najczęściej wyraz w jej komunikatach, w najczęściej używanych określeniach, tworzonych standardowych sformułowaniach. Do nich, mocno wczepionych w świadomość najłatwiej czynić odniesienia, porównania, dokonywać w oparciu o nie („)własnych(”) ocen i wyborów.
Poglądy sformułowane w innej „poetyce” (czy mówiące o czym innym niż to, na czym ta kultura nakazuje <kusi> skupić uwagę) są słyszane, mogą być postrzegane, rozumiane, ale nie są uznawane za swoje, są trudniejsze do przyswojenia i jako takie nie zapadają, nie oddziaływują, nie uzyskują pułapu mocy sprawczej, nie wpływają na oceny, na widzenie świata, na wybory tej większości wprzęgniętych w kierat, o której świadomość toczy się gra.
Najsprawniej oddziałujące rodzaje psycho-(socjo-)technik, to te, które jako techniki nie są postrzegane przez ich działaniu poddanych. Jeśli się odwołują do tych zakorzenionych w świadomości haseł ich wstęp do świadomości jest łatwiejszy, bardziej bezkarny, niejako przywoływane hasło ręczy za rzetelność przywołującego.

dym nie widzi ognia

Umartwiać to znaczy wypierać, tłamsić
znaczy nie wiedzieć, nie widzieć
nie rozumieć
Kto wie nie wypiera się nie dławi nie wyrzeka się.
Wie że jest. wie. jest.

Jeśli nie przywiązuje się do przedmiotów to dlatego, że wie, że to nie jest specjalnie istotne, że ich byt przedmiotowy jest wyłącznie przez niego konstytuowany, przez jego na nich skupienie i nie musi stale przypominać sobie, żeby w rzeczy nie obrastać, bo te rzeczy się go - jakby - nie tyczą. I to wcale nie jest obojętność, to niekonieczność. Niestety naśladowanie bez rozumienia, posługiwanie się nakazami, rygorem, prowadzi właśnie do wytworzenia pancerza, pokrywy obojętności imitującej nieprzywiązywanie się, a prowadzącej nie ku twórczej radości, ale wyjałowieniu, wysuszeniu i goryczy. Jeśli taki człowiek powodowany jest powinnością okazywania miłosierdzia, litości, (w złączeniu z obojętnością dla dóbr doczesnych) może sprawić wrażenie prawdziwie wyzwolonego, uwieść obrazem widzącego mędrca. I uwodzi - do swego lęku.

W każdej chwili dokonuję wyboru, w każdym wyborze opowiadam się. Wybieram, określam swoją przyszłość. Kiedy głód już nasycony, a sięgam po jeszcze jedną porcję smacznej sałatki: mówię tak śmierci, konsumpcyjnemu molochowi, kiedy podejmuję grę, licytację racji, przyglądam się gadającym głowom, tv, wciąż wybieram.
Tym, którzy boją się, zależy żeby się wszyscy bali, wtedy będzie bardziej swojsko, a może niektórych uda się nawet bardziej nastraszyć. Powstaje rodzaj paradoksalnej solidarności strachu, wykazywania się poziomem lęku, wywierania presji zbiorowej na mniej wystraszonych - żeby się dostosowali. Czynnościami związanymi z bezmyślnymi czynnościami zastraszonych zaczynają zawiadywać odruchy. Zupełnie więc automatycznie naciskam włącznik tv, sięgam po gazetę, pałaszuję sałatkę, dyskutując o polityce. O to idzie gra.
Najskuteczniejszą strategią zastraszania jest zdobycie kontroli nad tworzeniem wizji rzeczywistości, przy czym rzeczywistość to to, co jest dla nas w niej najbardziej znamienne, najbardziej istotne. Nadawanie waloru istotności, przekonywanie i utwierdzanie w nowowytworzonych przekonaniach to elementy strategii. Wydolność kreacyjna to miara szybkości w podejmowaniu inicjatyw osaczających całkowicie - biernych, a przekształcających tych, którzy są jedynie powolniejsi - w przedmioty gry, mącąca obraz, rozogniskowująca poczucie istotności.

W chwili gdy zrozumie przestanie się obawiać. Otaczające go wrzask, ucieczka i pogoń nie są już sygnałami trwogi, są łagodną wiadomością, że życie trwa. Jak nocna cisza albo uderzanie fal o piach jak czyjś kojący śpiew. Widzi mityczny dom którego szukano ten własny kąt. Wtedy właśnie znajduje się tu. Odnajduje się. Zaczyna się śmiać.

Nieustanna, skomasowana presja dla oderwania człowieka od siebie, od głębokiej, rzeczywistej niezależności, dla przekształcenia większości elementów „ja” rozumiejącego w „ja” egoistyczne, lękowe i odwiedzenia od pragnienia udziału w społeczności miłości, wtłaczanie w karby społeczności lęku i wyobcowania. Miażdżenie osobowości jako groźby dla działania religii śmierci, systemu egzekwującego poddanie się śmierci, podporządkowanie się hierarchii lęku. Całe uniwersum śmierci - od mowy, przez kulturę, jej wszystkie instytucje z pieniądzem, jako bardzo ważnym instrumentem.
Każde przekręcenie klucza w zamku, każdy szelest banknotu w twoich palcach jest opcją „tak” dla tego uniwersum, jest wyrazem mocy więzi jakimi jesteśmy przez śmierć spętani. Z jaką potęgą narzuca nam jako oczywistości swoje wzorce działań, wyboru, motywacji, jak silnie jest w nas zagnieżdżona.

[wiedza bez miłości nie oświetla]

Nakładające się obrazy z wielu oczu.

Tajemnica znaczy nie ufam ci, znaczy NIE /lęk, uwięzienie, obawa wyjścia/

Stosują przemoc strach i śmierć. Pełni śmierci rozdają ją. Lęk daje się mnożyć jak

Przechowują wiele przedmiotów, co pomaga im ożywiać obumierającą (jak czują) pamięć, zachować uchodzącą teraźniejszość, może młodość. Gazety, maskotki, ogarki, pudełka po słodyczach, butelki, przeczytane książki, stare szminki, płyty i kasety z martwą od lat muzyką, wykrzywione buty, zapiski. Budują specjalne przechowalnie, regały i szafy, potrzebują specjalnych pomieszczeń, mieszkań, by je ochraniać. Próbują uwolnić się od zmiany, otoczyć tym, co zakotwiczy w umykającym dziś i wplątują się, przywiązują nićmi pamięci do pękającego, kruszejącego obrazu, wierząc, że jego statyczny porządek da wolność, albo chociaż spokój.

dążą do wolności przekroczenia siebie swej martwoty nawyków granic strzeżonych przez zegary obrzędu języki zamki wplątani w pragnienia wyobrażenia boją hałasów karcą krzyczące radośnie tupiące dzieci myślą uporczywie gdzie to jest kiedy nareszcie tam się znajdę odsuwają gorzknieją osuwają.

niektórzy mówili, że odjechał wtedy kosztownym samochodem, co niektórych - spośród tych, którzy dali wiarę - zraziło, innych wcale, ci też twierdzili, że to żadnego znaczenia nie ma o wiele w ogóle jest prawdą

Widziano jak nauczał samym swym przebywaniem. Byli tacy, którzy nie wierzyli, ale wielu z nich zostało uleczonych poprzez przyglądanie się i słuchanie głosu. Niektórzy nie pojmowali nic, ale inni dostrzegli, że jego gesty, krok, ruchy dłońmi, gdy szedł, były właściwe, były takie jakie winne były być. To samo z ubiorem i włosami choćby. Nie skupiał na tym wcale uwagi, ale przecież znaczyło tak wiele, jakby te rzeczy zajmowały w wiadomej mu chwili przeznaczone sobie miejsce /by czynił/.

Jedynym stałym kryterium odniesienia, warunkiem przekroczenia schematów jest bezwzględne trzymanie się prawdy i szczerości. Prawda znaczy cała prawda, jej fragment jest prawdą niepełną, czyli dezinformacją, czyli kłamstwem. Nawet jeśli jest to subiektywna prawda - przekazana szczerze ma wielką twórczą wartość - bo prowadzi do zrozumienia, do porozumienia, do życia.

Nic na wyrost. Wszystko musi być prawdą.
Nie można pocieszać kłamstwem bo to zaklejanie papierem dziury w drodze.

Człowiek przebudzony jest jakoś podobny do tkwiącego w sieci pożądań, sieci lęku. Jest podobny oczywiście bardzo powierzchownie - może „tak samo” pracować, spotykać z ludźmi, jeździć samochodem, czy metrem, ale to nie to samo już wszystko i nawet ci, dla których istotnie jest nadal podobny, czy ten sam, po czasie niejakim spostrzegą to. Zobaczą, że inaczej mówi dzieńdobry inaczej patrzy i nie ucieka, nie musi grać. /A w ogóle nic nie musi./

Wszystkie najszczytniejsze idee mogą obrócić się w mit jeśli tylko dają się wysłowić, przekształcić w przedmiot posiadania. Mam rękę, mam myśl, mam mądrość, mam szczęście, mam patent na zbawienie.

1. droga lęku, to droga wyodrębniania, klasyfikacji, analizy, zaprzeczenia; droga miłości to droga scalenia, przenikania, syntezy, akceptacji
2. role społeczne, mity - to rzeczy - otorbione byty, które domagają się aprobaty swych granic i wytyczenia granic wszystkiego, co nie policzone jeszcze i nie zważone (dla określenia ile jest, czyli ile ma)
Upiorny język, jakim posługuje się część ludzi w Londynie Orwella w 1984, nowo-mowa, język zamykający drogę do poznania rzeczywistości innej niż wykreowana przez monopartię, w gruncie rzeczy istnieje. Nie mamy świadomości tego, że posługujemy się czymś bardzo podobnym. Jak wielkie znaczenie ma kwestia posiadania, precyzyjnego mianownictwa, liczenia. Basia chciała powiedzieć, że najważniejsze to puste ręce i powiedziała mimowiednie: mieć puste ręce, dopiero refleksja ją zawróciła z mylnej drogi. To, co powiedziała jest rzeczywiście bardzo ważne, bo pozwala uwolnić się od wielkiego garbu, wielkiego balastu i od niespójności światopoglądu i tego, co jest jego skutkiem, odmianą hipokryzji.

Musimy sobie pomagać, wspierać się nawzajem w dziele otwierania oczu, przekraczania iluzji, otwierania się.

Amputacja przyrządów jest bolesna

Po przeminięciu pieśni Apollina, strofy Merkurego mogą mieć szorstki dźwięk. Nie pochlebiają i nie odwołują się do bezpiecznych, znajomych asocjacji, przyswojonych już kadencji i rytmów, brzmień.
W obliczu prawdy zawodzi estetyka powtarzalności i oczekiwań /pamięci/, tylko rzeczywista gotowość przebywania może na nią otworzyć, na głos. Jej przyjęcie prześwietla całą /taśmę/, czyni powszechną obecność /i widomą już/ tych słów.

mity i puste - bo to są orzeczenia, słowa opisu.

Czy lęk to funkcja gradientu odmienności konstatowanej między podmiotem a środowiskiem? czy tylko niezrozumienia?

drogą istnienia tych, którzy śpią jest lęk
tych, którzy widzą - miłość

forma jako zestawienie rozpoznawalnych znaków jest zwierciadłem lęku

Ci, którzy mieszkali nad wodą mówili, że widzieli ptaki wylatujące mu z ust, inni brali go za mistrza retoryki, lecz nie chciał, by go naśladowano w przejawach i dawał to często poznać śmiechem lub lekko rzuconą uwagą, cienką jak promień i jak światło oświetlającą bez zadawania bólu, wywoływania lęku czy poczucia śmieszności, które sprzyja postawom obronnym i utwierdzaniu w porządku walki.

Symeon: drugi syn Jakuba i Lei, eponim jednego z dwunastu pokoleń Izraela, protoplasta Jezusa, sprawiedliwy i pobożny Żyd w Jerozolimie, chrześcijanin w Antiochii, prorok i uczony w Prawie, ktoś utożsamiany czasem z Szymonem Piotrem, którego imię znaczy „Bóg wysłuchał”, pełen zapału jeden z Dwunastu, jeden z braci Pana, trędowaty w Betanii, pewien faryzeusz, przypadkowy przechodzień, którego przymuszono do niesienia krzyża z Jezusem, ojciec Yehudy, szybujący w powietrzu w obliczu zdumionego Nerona czarnoksiężnik.

Obserwowanie szabatu.
Duże miesiące.
Obserwuję i zastanawiam nad sensem tych obrotów. Epicykle. Ta barbarzyńska kultura, jej rozdwojone języki.

Pieniądze tajemnica kłamstwo błąd.

Do innego rzekł: „Pójdź ze mną!”
Ten zaś odpowiedział: „Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mego ojca!”
Odparł mu: „Zostaw umarłym grzebanie umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże.” [Łk.9.59]

Dążenie do władzy, do mocy jest błędem. Jego źródłem jest lęk, a zamknięcie i przyporządkowanie jakiegoś fragmentu świata niczym więcej jak utwierdzeniem w błędzie, w złudzeniu.
Pragnienie wiedzy pozwalającej dzielić świat i nazywać to podobny błąd. Kategorie są uzurpacją - a co za tym idzie i liczby i klasy przedmiotów i znakomita część tych systemów sklasyfikowanych symboli, które nazywamy językami.
Ta wiedza, która wydziela nie jest w gruncie rzeczy żadną wiedzą a zabobonem. „Prawdziwa” „wiedza” „to” „ta” „dzięki” „której” „to” „co” „jest” „mną” „otwiera” „się” „na” „słońce” „świata”
[To miłość.]

Taniec i śpiew - niezrytualizowane, spontaniczne, są językiem, w którym - jak w improwizowanej muzyce wyraża się życie, przegląda niczym w szczerym, niezahamowanym przez kalkulacje słowie, niczym w prawdziwym zwierciadle - w Słońcu.
Tańczę wtedy, kiedy czuję, że ciało zaczyna się ruszać, nie trzeba niczego uruchamiać, niczego narzucać.

Mroczna mgła nieświadomości, wiedzy werbalnej, błędu.
[Pamięć, wola, zmiana, wybór]

gnoza martwej ręki. [uschłej]

Jeśli prawda jest użyta do poniżenia kogoś - zamienia się w kłamstwo.
[to sprawa intencji]

Wierzę, że wynikające z niewiedzy, instynktownego, lękowego egoizmu „zło” rozumiane jako wytwarzające się napięcia, zagrożenia, może zostać „odkupione” mocą miłości, rozumu i wyobraźni. Poprzez zrozumienie możemy napięcie doprowadzić do transformacji, zamienić jego moc niszczycielską (która niejako z założenia ma wyzwolona w gniewie przywrócić potencjalność, wolność, swobodę wyboru, ma zawrócić do chwili początku) w moc twórczą, na drodze pogodzenia, bez wyładowania, a co za tym idzie i burzenia.
Nie jest to broń boże próba afirmacji supresji, czy namawianie do jej uprawiania, a tylko wyznanie przekonania, że te trzy zdolności przy - to warunek
sine qua non - otwarciu człowieka, szczerości wobec samego siebie i otoczenia, są w stanie przywrócić nam utracone szczęście istnienia.

Powtarzalność, podobieństwo stanów rodzi pęd klasyfikacyjny (będący składową aparatu adaptacyjnego). Stąd bierze się język weryfikujący, uśredniający koncepcje poznawcze jednostek. W istocie żadnych powtórzeń nie ma.

Chyba zrozumiałem co istotnie znaczyło tamto „nie przez ludzi”. Znaczyło: nie drogą intelektualnego międlenia, gadania, obrabiania narzędziami tego języka, bo to nie zaprowadzi nigdzie indziej, jak do utwierdzenia w labiryncie kultury, którego wyjście sprytnie wsunięto w wejście i werbalne rozstrzyganie pojawiających się problemów nie wymaga już wydostawania się poza gmach. Można by powiedzieć, że to, że piszę przeczy temu o czym piszę, ale tak nie jest. Chyba dopóki przywiązuję do tego, co piszę znaczenie, to znaczy uważam, że to może pomóc w wyjaśnianiu świata, czy czegokolwiek - pozostaję w kręgu zaklęcia (a może przekleństwa). Ale już chyba potrafię nie przywiązywać, a w każdym razie się tego uczę. Pewne piętra dystansujące. Lecz pewniej językiem tym nie można nawet w sposób prawomocny wypowiedzieć refleksji o jego bezsilności i - nieprawomocności.

Udzielenie każdej wiadomości inaczej niż niezwłocznie i zgodnie z najlepszą posiadaną wiedzą jest kłamstwem.
Każde kłamstwo jest błędem. Każdy błąd oddala.

Nie wierzę w żadne święta, w prawodawczą moc cykli, ich zwierzchność, ich szczerą zupełność.

Pieniądz to w tej kulturze miara (liczebnik) stopni swobody. Im więcej pieniędzy, tym większe poczucie wolności, tym mniej ograniczeń, mniejszy lęk, bliżej do stanu zadowolenia, domniemanego szczęścia. Przekonanie, że ulokowanie pieniędzy w prawidłowy sposób przynosi bezpieczeństwo i szczęście.
W gruncie rzeczy to wyrażona w punktach darwinowska sprawność sprostania bieżącym kryteriom selekcji, zdolność do skierowania największego strumienia energii we własne koryto, na własny młyn. Iluzja.

Skrawek ładu

Tylko teraźniejszość jest prawdą.
Cała przeszłość to mit. Wyobrażenia to nośnik mitów, ich sankcja.
Sposobem przekroczenia wyobrażeń jest uruchomienie wyobraźni.
Nie oglądajmy się na to, co było. To, co naprawdę istotne jest teraz. To jest pozytywne. To, co ma sens - to kochać, przekraczać mity, otwierać się i biec naprzód.
Nie skupiajmy się na tym, co jest złe. Zło wykruszy się samo, kiedy będziemy wypełnieni życzliwością, ufnością, miłością.
Nie trzeba szukać winnych ani winy. Najlepszym remedium na poczucie krzywdy to nie rewindykacja czy zemsta, ale przekroczenie, prześwietlenie przyczyny i rozładowanie, a za tym - samorzutne niejako - wybaczenie.
Serdeczność i szczerość ożywiają. Nawet rzeczy martwe i mity przesączone miłością ożywają. Miłość to jedyna prawda.

Nie muszę być od nikogo lepszy. Nie muszę być szybszy ani pierwszy. Nie muszę nikogo sądzić, nikomu przekazywać sądów ani nikogo straszyć.
Nie trzeba nikomu niczego zabraniać ani wstrzymywać.
Najbardziej przekonujące jest bycie sobą i czynienie tego, co z tego wynika bez strachu, bez potrzeby indoktrynowania kogokolwiek, czy rywalizowania.

Dzieci nie są materiałem na ludzi, ale ludźmi.

Czy zmiana jest życiem, a wybór śmiercią?
A dla „śmiertelnych” - zmiana śmiercią, a wybór - ocaleniem?
Wybór to wola dokonująca oceny wariantów przyszłości w oparciu o zarejestrowany przebieg wcześniejszych zmian, to transporter (wehikuł) przenoszący kwintesencję, niejako ziarno konfiguracji zdarzeń (procesów) pewnego wycinka czasu (tyczących wyborcy) w dalszy jego bieg. Ziarno, które zwiększa prawdopodobieństwo powtórzenia pewnych procesów, odtworzenia zbliżonej sekwencji zdarzeń.

Te niedoistoty znajdują wyjście na powierzchnię w tworzonych spontanicznie bajkach, baśniach i mitach ludów. Artykułują swe potrzeby, swoje skłonności w sposób niejako zaszyfrowany, gdyż używają języka zdarzeń zrozumiałych dla tego, z którego wyobraźni dla przejawienia się korzystają.

Pęk czujących błyskawic. Jak drzewo.

Nie trzeba się przejmować tym, jak reagują inni. Jeśli czujesz się naprawdę w porządku, odpręż się i rób swoje, nie daj się wciągnąć w walkę, obrazę, łaski. (To wszystko gra pozorów)
/pokora to cierpliwość/
Nie trzeba nikomu niczego wytykać, karcić, karać.
Nie reagując w ustalony, matrycowy sposób, nie reagując, a po prostu dążąc, rozprzęga się sieć prawidłowości, które rządziły dotąd światem, niweczy moc lęku, oślepia śmierć.

Użycie jest wyizolowaniem funkcji z ciągłości procesu i skupianiem się, przywiązaniem do niej jako do tworu, do ciągu wyodrębnionych zdarzeń.
Jego antytezą jest udział, zanurzenie w strumieniu procesu, niemal roztopienie.
Pułapka oznaczoności.
Jedynym stanem niwelującym wpływ nastawienia konsumpcyjnego jest miłość, która nasyca odmiennym sensem każdy wybór, każdą decyzję i łączy tak trwale, że pozostawia możność skupiania się (noszącego cechy użycia) bez wyizolowywania się ze strumienia trwania.

Prawo jest metaforą utwierdzającą (narzucającą) obraz miejsca osoby w świecie, stanowiącą co ważne, cenne.
Jest metaforą świata jako układu ukierunkowanych sekwencyjnych procesów.

Przyszło ich kilku i pytało podejrzliwie czemu nie je mięsa, na co uśmiechnął się przyjaźnie i wyjaśnił, że istotnie tak jest, ale, że to w gruncie rzeczy zależy od pewnych nastawień, czy zestrojenia porządków - tak mówił, aleśmy sami niewiele pojęli - no i jeszcze wywodził o tym związku życia i chaosu, czy czasu życia, ale to już zaczął chyba wtedy o czym innym, bo już z jedzeniem, czy niejedzeniem mięsa związku się nie mogłem dopatrzyć żadnego, chociaż - trzeba przyznać gwoli prawdy - że jeden z tamtych kiwał głową jakby rozumiał, może więc to dla niego tak mówił. Nam dawał różne przykłady i to zaraz stawało się jasne. A że mięsa nie jadł to jest prawda.

Czy życie między tymi nieżywymi jest możliwe?
Tak.
Lecz dopóki to Życie jest swego rodzaju celem, tzw. „punktem dojścia”, przedmiotem pragnień, jako sens, jakiś etap (wyższy <hehe>), dopóty jest powodem frustracji, rozczarowań, rozpaczy, bo tym, kto pragnie Życia jako pewnego cennego przedmiotu, a może i powodu do chwały, sprawdzianu swojej operatywności, wartości, jest właśnie ów pyszny trup, ego, jest też tym, który się rozczarowuje i rozpacza.
Życie jest wszędzie, jest i we mnie, ale obok tego przygłupiego sędziego, ślepca, wielomównego a niemowy.

Mani w swoim psalmie pisze: „O wy, którzy śpicie w piekle, zabłysło dla was światło, gnoza Parakleta, błyskawica światła. Pijcie wodę przeznaczenia, odrzućcie zapomnienie. Niech zraniony, co pragnie uleczenia, przyjdzie do lekarza”. W tłumaczeniu Miłosza Hymnu o perle czytam: „Ale rozpoznali, że nie jestem z nich i świadczyli mi grzeczności i mieszali chytrość z napojem i dali mi spróbować ich mięsiwa. Wtedy zapomniałem, że jestem synem Króla i służyłem ich królowi. Zapomniałem o Perle po którą posłali mnie rodzice. Dla ciężkości ich pokarmu zapadłem w głęboki sen.” Joyce, który w Ulissesie, opisuje historię pielgrzymki Blooma w labiryncie świata (reprezentowanego przez Dublin), tytułem swej ostatniej księgi Finnegans wake, wzywa Finneganów, czyli ludzi, do przebudzenia (w języku Celtów fin znaczyło - człowiek). Eliot kraj zamieszkały przez dotkniętych tym gatunkiem amnezji, nazywa „ziemią jałową”, nawiązując do legendy o Królu Rybaku, z cyklu legend o Graalu - to kraj, gdzie wszystko straciło sens od kiedy król zachorował, a król zapomniał o sensie życia, o życiu.
Obudzić się jest tak trudno. Zdarza się, że wpadam w rozpacz, że nie mam już siły, że zdaję się na zdrowy (chory) rozsądek, na jakieś idiotyzmy autom
atyzmy, a to czasem doprowadza mnie do błogiego ogłupienia. Po prostu bywam tak zmęczony, że nie jestem w stanie myśleć. Ale rozpacz jest podobno przejawem właściwie obranego kierunku. Jak pisze Hesse - kto jej nie zazna pozostanie dzieckiem, kto jej granice przekroczy - staje się Przebudzonym.

Nihilizm jest objawem niedowładu wyobraźni.

Nagość „przedmiotowa” - to odsłonięcie towaru z opakowania, to jakby danie do skosztowania kawałka, albo do powąchania, to sprzedanie go nieledwie, albo w pewnym aspekcie.
Nagość „podmiotowa” nie jest niczym specjalnie innym, nie jest żadnym odmiennym, wyróżnionym stanem, ponieważ taki człowiek [„człowiek”] jest nagi cały czas.
Prawdziwa nagość nie ma antynomii, nie ma i nie potrzebuje żadnego „ubrania”.

zasady utrwalone przy pomocy symboli, metafor, mitów.
poznanie werbalne, rozumowe oparte na przyjmowanych bezkrytycznie aproksymacjach (mitach) tkwiących w założeniu istnienia niezmiennych przedmiotów (pierwszy stopień zmitologizowania percepcji) i istnienia klas przedmiotów (drugi stopień).

Teraźniejszość jest punktem przejścia między ogromną ilością przeszłości i przyszłości, węzłem istnienia, punktem przecięcia pęku, a też soczewką rozpraszającą.
Graal - symbol przejścia do jakiegoś świata, albo właśnie do bezczasowej teraźniejszości.
[puchar -
crater od kerannynai - mieszać]

Każda zmiana jest słowem i każdy wybór jest słowem, odpowiedzią na pytanie zmiany.

Ita pytała mnie dlaczego dni się wciąż tak samo nazywają, dlaczego po sobocie jest znowu niedziela a nie jakiś inny dzień.

Kłamstwo nie istnieje. To, co nie jest prawdą o faktach, jest prawdą o relacjonującym, a poprzez niego i o faktach nawet. Świadomość zależności.

Stożek, róg, [CRN, KRN, QRN] stożkowe spojrzenie (Nodier), stożek według niektórych terminologii - palec boży. Góra - środek świata, też rodzaj rogu Ziemi. Graal - podwojony stożek - symbol przejścia; strzała wychodząca z czoła, spiczaste czapki (róg), rogaty Mojżesz, rogi z oczu, Keraunos celtycki. Korona - przedmiot zagięty

Liczba jako wyraz kryterium pewnych procesów fizjologicznych jest niczym więcej niż roboczą hipotezą, doraźną aproksymacją (swoistą legendą) - wobec nieznacznych wymagań całkiem zadowalającą. Jednak w miarę wzrostu wymagań, precyzji określenia stanu, przestanie wystarczać (podobnie jak klasyczna fizyka), nastąpi wzrost ilości kategorii, aż do osiągnięcia pułapu zupełnej adekwatności. Każdy stan każdego procesu może otrzymać właściwe imię, które będzie prawidłowo opisywać chwilę. Poza nią będzie jednak nieadekwatne.
[patrz: Wieża B
abel]

Wszelkie ulepszanie relacji międzyludzkich, wszelka refleksja musi być poprzedzona dysocjacją widzenia sieci zależności wiążących, uświadomieniem sobie ich nieoczywistości, a więc rodzajem dezintegracji wizji.
Istnieją przynajmniej dwie drogi wydobycia się z uniformizujących starań ogółu podporządkowanych - obie wyróżniające się (postrzeganą w języku systemu jako grzeszna) indywidualizacją: biologiczna, zjadająca, lękowa, zamykająca /brzuszna/, porządkująca w struktury, hierarchiczne, nacechowana grą, walką, narzucająca, oraz: otwierająca, poszukująca, porządkująca w struktury równorzędne, równoległe, wyobraźniowa, nacechowana pokorą.
Wyrazem tych dwu typów indywidualizacji są dwa kanony metafory - jeden związany z miejscem, przedmiotem, drugi z procesem - kreujące odpowiednio dwojakie mitologie (j.w. - jedną związaną z religią strachu, drugą - religią miłości): mitologię twierdzy i mitologię źródła. Przykładem pierwszej jest wielki dom, bastion, labirynt; drugiej zaś źródło żywej wody, święty Graal. Istnieją oczywiście świadectwa synkretyzujących prób wysławiania prawdy jednego porządku w języku drugiego, owocujących takimi paradoksami jak mityczny zamek świętego Graala, czy mające często charakter warowny przybytki (otwierającej z założenia) religii chrześcijańskiej.

Wybierając przedmiot, rzecz, kupując wybieramy w gruncie rzeczy pewną metaforę, symbol, dokonujemy deklaracji wobec strumieni [idei] przecinających się, czy wybiegających z tej chwili, tej zmiany. (Przerzucamy zwrotnicę) Może dlatego można traktować rzecz jako metaforę. Skupienie się na niej, zwrócenie na nią uwagi jest uzewnętrznieniem się konkretnej, tkwiącej w nas (czy będącej nami) opcji.

Cukier jest bardzo groźnym, depersonalizującym narkotykiem.
Podobnie ma się rzecz z mięsem.
Służy - po uzależnieniu do manipulowania - powodowania postępowaniem [denata]. Wytwarzania opinii.

Etos rycerza - tresura, gorset, zbroja przepisów - pokręcone, nieszczęsne osobowości. Wyzwolenie od prawdziwej odpowiedzialności - brzemienia dokonywania wyboru, który spoczywa już na władzy, prawodawcy, wierze.
Zemsta, pogarda, duma.
Szantaż - jeśli czegoś nie zrobisz, albo zrobisz nie to, zostaniesz ukarany. Bez perswazji, prawa wyboru.
Strażnik prawa, zakonu, może anioł prawa powrotu (rekonstrukcji raju).

Ta cywilizacja traktuje człowieka jako obiekt, który jako taki jest w najlepszym razie bezwartościowy, a w istocie z natury zły, obiekt, który dopiero ulepiony na obraz i podobieństwo ma szansę stać się na przykład kimś, czyli - jak to wykłada - pełnowartościową jednostką. To cywilizacja, której środkiem poznania jest ogląd, nie - wgląd, a wytworem - obraz. Istnieje - jak głosi - pewien obiektywnie doskonały wzorzec, który winien zostać zrekonstruowany. A więc nie każdorazowe rozpoznanie prawdy jest potrzebne, ale właśnie odtworzenie utraconego kształtu, własności, sytuacji. To, co naprawdę istotne to to, co przekazuje święty mit. Buduje oczywistość, imperatyw powrotu, a za tym prawo - nakazy i zakazy - dla odzyskania postradanej formy, zniweczenia skutków wydziedziczenia. Jest to model ucieleśniający lęk zracjonalizowany, lęk, który wziął w posiadanie intelekt. W obawie przed niepojętą teraźniejszością, niosącą niewiadome zagrożenia przyszłością, wystraszony rozum syci się mitem niezmienności (tęsknota za przeszłością, która jako wiadoma jest bezpieczna) i rekonstrukcji, indukuje wytworzenie swoistej dla siebie emocjonalności - egzaltowanego sentymentalizmu. To starotestamentowy wzorzec kultury z majestatem ustandaryzowanego prawa, groźnym Bogiem - Jehową, zawistnym, gniewnym intelektualistą, wymuszającym posłuszeństwo bezlitośnie drakońskimi karami, egotystą pragnącym zredukować swój lęk poprzez nasycenie lękiem swych podopiecznych i wzmacniającym w nich nośnik lęku - ciężkie, przedmiotowe ego. Tak podobnym blake’owskiemu Urizenowi.

Przebyć semn

Nieszczęściem chrześcijaństwa jest synkretyczna, metodologia - czerpiąca sposoby ucieleśnienia ideału Życia z wzorców starotestamentowych, czy wręcz pogańskich. Przywodzenie do miłości pochlebstwem, nakazem i zakazem.

Lekarstwem na przywiązanie do wyobrażeń jest żywa pulsująca wyobraźnia.

Strzeżmy się budowania podmiotowości na wyzuciu z podmiotowości

Każą sporządzać swe podobizny, malować portrety, robić fotografie, żeby przekonać się, że są, że istnieją. Im więcej tym mniej.

Przybysz z teraźniejszości

Między nami obrazami

Obżarstwo jest kłamstwem

przekroczyć lęk
przebić skorupę obrazu
odgarnąć siebie
otworzyć słońc

Czwarty wymiar jest prostopadły do wszystkich trzech znanych wymiarów, a więc jest przestrzenią prostopadłą do tej (swojskiej) trójwymiarowej, jest światem w który nie posiadamy bezpośredniego, spontanicznego wglądu, a którego istnienie jest w naszej świadomości nieustannie niepokojąco obecne.
My, przychodzący z ciemniejącej, stężałej przeszłości, po omacku przedzierający się przez gęsty las lęku ku groźnej przyszłości, pomijamy wzrokiem swej uwagi wejście, które towarzyszy nam stale, bramę, która jest wciąż w zasięgu ręki, wstęp do tamtej rzeczywistości. Naprawdę - do tej rzeczywistości. Dziwnej bezimiennej przestrzeni, którą w swej prostoduszności nazwaliśmy teraźniejszością.

 

na wyspie zakochania jest miejsce
ruchome
ogród o ścieżkach
drzew obejścia
drzew wspięcia
na wyspie zakochania jest
na wyspie tej zakochania jest
jest jest [pamiętać]

tamtędy
to most wody
to ognie
to ścieżka grań wysoka kręta
[wyrzekać?]
[ha, ha! zakręty głowy]

tak, tam jak przez rękaw
przejdź tu, tędy
przejdź teraz
miłość życie bezdroża słońce nie umierać

 

 

Walka wilka w człowieku.

Nie poddawać się naporowi brzusznego, ziemnego, kłamliwego ego, nie integrować w obronie jakichś przedmiotów.

Tajemnica jest wstrętna, znaczy: ja mam coś, czego ci nie dam. Znaczy: ja nie ty. Znaczy: ciemność.

ruchomość. świata, nas, zmienność, procesowość, bezustanna przemiana, nietrwałość, kruchość, przywiązywanie się do stanów, skłonność do wyobrażeniowego zamrażania, tworzenie statycznych obrazów.

bardzo ważne - zrozumienie. rozumiem i mniej się boję, rozumiem i nie muszę cię używać, siebie używać. to znaczy poniekąd, że zaczynam właśnie być tobą. kiedy przestaję cię używać do swoich celów, kiedy przestaję cię podporządkowywać swoim wizjom życia.

Brać czy być? Jestem, żyję, kocham - wtedy, kiedy jestem źródłem, kiedy nie myślę o tym, jakie korzyści będę miał z tego, co robię, kiedy otwieram się i promieniuję nie czując nawet, czy to, co się dzieje, to dawanie, jakie to wywoła dla mnie następstwa, jak mnie kto określi. Jak nazywać się, wołać.
Ten, który kocha nie reaguje

Prawdziwa nagość nie ma antynomii, nie ma i nie potrzebuje, żadnego „ubrania”.

Napięcie powierzchniowe. Medytacja ofiarowuje możliwość zanurzenia się w prawdziwą treść naszej osoby, ominięcie ego, jest vehiculum (pojazdem) wglądu, samoświadomości.

Czy wybierać znaczy - posiadać? Czyż wybierając nie konstytuujemy przedmiotu wyboru, nie wyodrębniamy, nie określamy - choćby intuicyjnie jego zastosowania, użyteczności - i używamy.
Posiadanie to możność decydowania o przedmiocie. Jeśli przedmiotem wyboru jest człowiek - dokonuje się jego uprzedmiotowienie. Czy to znaczy, że jesteśmy skazani na posiadanie? czy też możemy zrezygnować z wybierania? Wybrać niewybieranie?
Kochać, Miłość - znaczy nie wybierać.

Czwartego wymiaru nie można sobie wyobrazić. Można nim tylko być. Może nim być czas, może nim być Miłość. Czwarte słowo, czwarte dobre słowo.

Jeśli prawda przynosi ból, to znaczy, że powinniśmy wejrzeć w siebie, co jest w nas złego, jaka pycha nie pozwala nam przyjąć oczyszczenia.

Ten, kto nienawidzi, nienawidzi w pierwszym rzędzie siebie. Nie rozumie, boi się zrozumieć, boi się, że jego lękowy świat straciłby rację bytu.

Szczerość. Szczerość. Oczyszczająca moc szczerości.
Stłumienie /codzienne/ prawdziwych odczuć.
Zachowywanie, zachowanie to znaczy chyba powstrzymywanie, powściąganie.

Święta, życzenia, próba zamknięcia życia w (kieracie) schematy wyobrażeń i oczekiwań. Lęku. Jedyny sens ich to chyba kontemplacja, otwarcie właśnie, wyrzeczenie się opinii, rozproszenie obrazów.
To składanie życzeń to wzajemne utwierdzanie się w wyobrażeniach, w słuszności wzorca przyczynowo-skutkowego, mitach. To zamykanie życia w obrzędzie czarnej magii.
Każdy mit, każdy konkre(men)t, który udaje się zaimplantować jest miejscem o nazwie (określającej współrzędne), które daje się przez system naczyń przepływu połączyć z innymi miejscami. Nieustanna działalność mitogenetyczna ma za cel podtrzymywanie istnienia pewnych miejsc, które postrzegamy jako osoby, a które żywiąc się pobieraną energią ofiarowują „w zamian” mit.
To one nazywają życie chaosem.
Ich porządek to określoność dla reszty miejsc (osób) i wolność (tak to widzą) dla nich.
Jeśli uda ci się uwolnić od utożsamienia się nie tylko z ciałem, ale i z twoją pamięcią (tym, o czym myślisz, że to najbardziej ty), z wytworami twojego intelektu, ze statycznymi wyobrażeniami, naznaczonym przywiązaniem, oczekiwaniami, to dostrzeżesz, że jesteś pałającym obłokiem, że to, co widziałeś ze szczytu to byłeś ty sam, a wyłaniający się z siebie (z ciebie) z Chaosu Amor (Eros) to też ty. Miłość. Bóg. Świat. Życie.

Miłujący liczyć nie muszą, bo są bez lęku.
prawdziwą liczbą jest jeden i żadna inna jej nie przewyższa.
Ten jeden dzień
jedno słowo
miłość

użycie powoduje pobudzenie
miłość powoduje przebudzenie

w obręczach czasu

pamięć rzeczy przyszłych

o przedmiotach
moje oczy, moje ręce, moje nogi
oczy ręce nogi
ja - ten pokręcony paznokieć u małego palca prawej stopy.
być sobą to również pogodzić się, utożsamić z ciałem, ja - włosy pod pachą, ja - brodawka za uchem.
nasze ciała używane przez nas - jak zwierzęta w zaprzęgu. zalęknione. zakładnicy, niewolnicy. promieniują lękiem, obawą przed złą oceną. krążący we krwi ich strach. obce ciało. nie jestem w obcym ciele: jestem tym ciałem, każdą jego komórką, jego kością, jego prawdziwym zapachem.

Ta wiedza (gnoza) jest potrzebna jak drabina, żeby wejść na pewien poziom, a potem staje się nie tylko zbędna, ale wręcz przeszkadza i trzeba ją zostawić. Ale jak tu zostawić, skoro się tak wżarła, skoro dopomina się używania i szacunku i odnoszenia wciąż do niej i budowania w oparciu - ocen.
Jak więc posłużyć się tą drabiną, żeby nie przyrosła do dłoni i stóp. Jak wejść na drabinę w drabinie, jak posiąść jej drabinowość, użyteczność, nie narażając się na konieczność taszczenia nieporęcznego mebla.
Ta wiedza stanie się nieszkodliwa, kiedy przezwyciężymy w sobie chęć ucieczki, ale też stanie się zbyteczna, jak drabina, którą przystawiamy do szopy, żeby być bliżej nieba. To pragnienie, znajdujące wyraz w niezbornych działaniach powodowanych przez zdrowy rozsądek i nawyki myślowe, do jakich jesteśmy wychowani, może się przerodzić w czucie, wiedzę (zrazu, że drabina zbędna, że niebo jest tu) nie potrzebującą już słów, będącą nienazywalnym wypełniającym światłem bezustanną teraźniejszością przepełnioną promieniującą istotną a wreszcie miłosną.

Nie ma mowy współistnieniu miłości z jakimkolwiek kłamstwem, z jakąkolwiek grą, udawaniem, choćby to było udawanie życzliwości, bo się staje przyrośniętą do twarzy maską; to są elementy porządku śmierci i bez wyrzeczenia się ich - nic.

 

naprawdę głodówka i medytacja to coś wspaniałego. czuję się już inaczej, już przez ten dym i chmurę przebija Słońce. może pod koniec stycznia zbliża się ta wiosna? Miłość jest, miłość nigdy nie ustanie. zdałem sobie sprawę, że nie jestem a staję się, to jest chyba dobra refleksja, nie? stajemy się. jeśli się stajemy nieustannie to żaden mit nas nie obciąża, jesteśmy „bardziej”; „bliżej” miłości. prawda? nie jesteśmy żadnymi personami o stężałym, skamieniałym w maskę obliczu, obrazie, nie jesteśmy tym fatalnym (nieruchomym) desygnatem, zbiornikiem cech wyróżnianych przez przykładanie do nas arbitralnie umownych kategorii, którymi coś (pewne persony) chce nas mierzyć. jesteśmy żywi, stajemy się wciąż, a nasze ziarno, iskra życia sprawia, że wymykamy się w swej prawdziwej treści poznawaniu rozumowemu, rozumu kategoriom, wymykamy się logice przyczynowo-skutkowej (of the demonic - Dick).
może wszystko ma swój czas i miejsce. czuję, że się zaczyna rozjaśniać, że było ciemno, że była zima, a teraz nadchodzi czas zieleni, błękitu, czerwieni i złota.
cudownie jest otworzyć oczy.
odległość w przestrzeni jest zupełnie nie istotna, prawdziwa odległość to grubość naszej skóry. chciałbym, żebyśmy się mogli jej całkiem wyzbyć. może to jest prawdziwe obnażenie, prawdziwa szczerość.
tak, miłość to jedyna rzeczywistość, jedyny punkt zaczepienia w świecie, poza nią nie ma żadnych konkretów,
havel havalim hakol havel - jak powiada Pismo, dym dymów a wszystko dym, w cokolwiek człowiek zagłębi swoje analityczne narzędzia - to się rozłazi, rozsnuwa i wreszcie okazuje się, że z tego, co się bada pozostaje tylko badający instrument. wszystkie sensy fundowane na czymkolwiek innym zwodnicze, iluzyjne a przy bacznym wejrzeniu - puste.
miłość napełnia sensem wszystko, co się robi (z miłości, z miłością). te zwykłe, powszednie czynności nabierają blasku sacrum, które je wypełnia i spowija, nie ma spraw i ludzi nudnych, wszystko jest napełnione prawdziwym sensem.

 

Bluźnierstwo to powiedzenie: to nie ja, to nie moja wina, to ten zafajdany świat jest taki, kurwa jego mać. To nie ja jestem odpowiedzialny za to, że mi nie idzie, że mi się nie chce, to te tam (w d.j.) sprawy. A więc to nie ja naprawdę, bo to nie moja sprawa.
Podobnie w gruncie rzeczy jest z modlitwą w intencji - to też zlecenie naprawienia jakichś niedoróbek komu innemu.

Dobro i zło to kategorie puste. Ten, kto powołuje się na dobro ma na myśli albo dobro uniwersalne, dla którego istnieje nazwa adekwatna: miłość, i nie istnieje żaden powód uzasadniający użycie mniej precyzyjnego słowa, albo to, o czym myśli w istocie to dobro własne, dla którego to szumnie zachwalane dobro ogólne jest tylko parawanem.

wielokolorowe czujące cienie stokrotne pulsujące żywe powietrze.

Miłość z niczego nie wynika, nie ma przyczyny i nie ma zastosowania praktycznego, nie jest środkiem uśmierzającym, który można zażyć jeśli coś doskwiera. Jest poza. Można się jedynie do niej dostać, przebić.

Kiedy żyję nic nie robię
Robię nic
To nic znaczy perła, złote miasto, to miejsce, tu

Libertynizm i monogamia wyrażają ten sam lękowy wzorzec nastawienia do świata. Pierwszy to lękowa, eskapistyczna żądza użycia, a drugi - tkwiące w tym samym paradygmacie pragnienie postawienia tamy użyciu (jako zagrożeniu porządku) - wykoncypowane przez spętany lękiem rozum.

Tak, tamte listy mają głębię pełnego kontaktu, nie są opisowe, nie muszą uciekać się do wyobrażeń, obrazów, mitów, oczekiwań. Są żywe, jak żywi jesteśmy my - żywi każdą chwilą, w każdej chwili stający się i w każdej wybierający przyszłość, wcielenie - to, które będzie trwało kolejne dwie sekundy i znów skok i znów wybór i potok, gejzer, wodospad barw, brzmień, tęcza przez nas biegnąca, tęcza, którą jesteśmy, żywa woda, zawieszony w powietrzu perlący się śmiech i skok i taniec trwa i dopóki oddycham tym jasnym powietrzem, które jest, dopóty nie muszę się nawet nazywać, nie muszę, wiem.

Jedyne wyjście to naprawdę zrezygnowanie z zatajania czegokolwiek i kierowanie się najlepszymi intencjami, bez silenia się, to jest ważne - nie silić się na nic, bo takie wysiłki owocują błędem, a często ten błąd to krzywda, prawda? Wciąż myślę, myślę. Bardzo nie chciałbym, żeby skutkiem próby przekroczenia zasady uczestniczenia w grze z mojej strony było czyje zamknięcie się, ale, nic, to jest ryzyko wszelkich prób przekraczania obowiązujących zasad. Tylko szczerość może nas uratować przed śmiercią. Tylko przez szczerość możemy zachować dostęp do miłości, tylko przez szczerość odzyskać. Oczywiście na szczerość też nie trzeba się silić, bo wtedy to jest doprawdy już diabelna karykatura.
myślę, że sentymentalne uwikłania to najgorsze, co może miłość spotkać - życie we wspomnieniu. Groza. Miłość, która jest życiem, która jest światłem, jest ożywczym tchnieniem - zamrożona, upostaciowana, nakręcona na film, na jakąś kasetę, z której ją można odtwarzać, jakie to niepoważne, prawda? Oczywiście, że sam jestem niepoważny, pewnie nieodpowiedzialny, bo jestem w jakiejś mierze takim sentymentalnym dupkiem, który sobie przypomina. Jakie to by było wspaniałe, gdybym mógł mieć stale tę zdolność widzenia prawdziwego, o której tu wspominano swego czasu niejednokrotnie Ale to chyba jest wszystko do przekroczenia. Myślę, że jeszcze trochę popracuję nad sobą, to może z bożą pomocą jakoś się do tego ziarna w sobie dostanę.

Głowa służy do jedzenia.

nurek - w tym obcym świecie, w masce zapewniającej „widzenie” jego światła, z powietrzem, które mu potrzebne do życia, do pozostawania nurkiem

 

Nie ma żadnej innej miary dla życia jak miłość. Życie można mierzyć tylko miłością. Nie umową, nie powinnością. Miłość jest najwyższym prawem, jest rzeczywistością rzeczywistą, jest tym, co jest w nas naprawdę, co wypływa z jądra naszej istoty, co nie jest mgłą, dymem, błędnym ognikiem na bagnie, tym co sięga w nas poza przestrzeń i czas, poza popiół i poza gorycz. Miłość jest. Niepotrzebna jest gra i kokieteria.

Lęk, nieustanny lęk, nieprzerwana obawa przed zmianą, że się obróci i już nie będzie to samo i już nie będzie tak samo i te nazwy, te dobrze znajome, swojskie, swoje, już się okażą nieprzydatne i to, co jest swoje okaże się nagle obce; i wtedy ja, ten dobrze znajomy przemienię się w kogoś innego, bo to, do czego przywykłem, co w sobie polubiłem, będę musiał w sobie zmienić, co innego wybrać i wtedy to już nie będę ten sam, będę inny, stanę się kim innym, stanę się niezrozumiały, to straszne - jakby moje własne odbicie w lustrze miało inne włosy, inny trochę kolor skóry, jakąś bliznę i cudzy wyraz twarzy - jak to jest możliwe, żebym ja był kim innym - nie-sobą, jakbym kiedyś, w tej nadbiegającej przyszłości wyparł się siebie, o sobie zapomniał, jakby(m) mówił, że nie jestem taki ważny, jakby(m) poddawał w wątpliwość to, że w tej postaci mam prawo żyć, że to nie jest postać prawidłowa, właściwa, sensowna - no, skoro (on) jest(em) inny, to znaczy, że wybrał(em) zmianę, że się(mnie) zmienił, czy to znaczy, że ja jestem gorszy, że jestem gorzej, czy on, tym swoim wyborem mówi mi, że nie jestem?
Lęk, który każe się rozszerzać, poszerzać kontrolę nad otoczeniem, żeby się nie wymknęło, żeby się bez mojej wiedzy nie zmieniło. Lęk, który uspokaja dopiero poddanie własnej woli jakiegoś obszaru świata, jakiegoś rewiru, jakichś osób. Jakieś kontury - to ważne - ten świat z wyznaczonymi konturami jest wyraźniejszy, lepiej określony, więc może łatwiejszy do opanowania, trudniej też mu się niepostrzeżenie, podstępnie zmienić.
Ale naprawdę to nie jest potrzebne - kiedy myślę - wiem, że niczego nie trzeba pochłaniać, nie potrzebne są żadne rzeczowniki, żadne kontury, etykietki. cały świat jest we mnie, siebie nie muszę pożerać, a ja to nie jest jakiś leszek, to nie jest nawet ten wysoki facet - to są jakieś czwartorzędowe cechy, o których nie koniecznie trzeba wspominać (o których nie trzeba zapominać, nie trzeba <się> ich wypierać, ale to nie one stanowią o tym kim, gdzie jestem), wtedy zaglądam tam głębiej, głęboko-głęboko bez lęku i zaczynam widzieć to głębokie przejście do Słońca, do Słońca Słońca, do serca Słońca, do sedna, sensu, znaczenia, słoneczności (te słowa takie..), no wiesz dokąd - do Życia (wiesz)
Och, ciężko, sennie, sennie, jak się od tego obudzić? Jak się wydobyć, co znaczy „wydobyć się”. To chyba jednak głupie pytania, świadectwo, że jestem reedukowany, redukowany do niemyślenia, do spontanicznego niemyślenia, do ciągłego kalkulowania w kategoriach przyczynowo-skutkowych, wdrażany do prowadzenia gry.
Rzeczywiście chyba nie mogę już liczyć na niczyją pomoc. A to jest tak trudne, że wydaje się przerastać ludzkie siły, siły pojedyńczego człowieka, moje siły. To chyba można czynić razem albo wcale. Tak mi się wydaje, ale to nie musi być jedyna prawda.

Czasu wiele, a bardzo ważna jest chęć. Chęć przekroczenia ograniczeń, choćby ograniczeniem miało się okazać i to, co nazywam sobą, co mam właśnie za samego siebie, do czego jako siebie właśnie przywykłem. Wierzę, że tylko prawda może doprowadzić do wydobycia z ciemności i iluzji.
Pewne rozmowy

powrót do strony GNOSIS 12    powrót do strony GNOSIS głównej