Literatura na Świecie
W 1988 ukazał się numer „Literatury na Świecie” poświęcony gnozie i
gnostycyzmowi. W 1989 Pusty Obłok wydał Podróż na wschód C.G.
Junga. W obu wydawnictwach były nie tylko artykuły Jerzego Prokopiuka,
ale widać było jego inspiracje. W miarę uporządkowany świat
materialistyczno-techniczny świeżo upieczonego magistra inżyniera,
otworzył się w nowe przestrzenie. Wcześniej co nieco poszukiwałem po
omacku „czegoś”, prowadzony trochę przez wydawnictwo Pustego Obłoku,
niezbyt dla mnie przystępnymi naukami wschodnimi, trochę w dziedzinie
psychologii, trochę w filozofii. Ale właśnie opowieści o gnozie, własnej
prawdzie, o jej walce, o głoszeniu niezależności, o niezłomności i
szlachetności opisywanych tam postaci, zrobiła na mnie niesamowite
wrażenie, zwracając uwagę na ezoterykę — jakąś inną duchowość. Czytając
Septem sermones ad mortuos, miałem wręcz hipnotyczne wrażenie, że
czytam jakiś przekaz z zaświatów. Gnoza i Jung — to było moje pierwsze
spotkanie z Jerzym Prokopiukiem.
Kluby dyskusyjne
Jesienią 1992 r, pocztą pantoflową doszły mnie informacje, że powstanie
klub dyskusyjny — „Gnosis”, inspirowany właśnie przez Jerzego Prokopiuka.
Nie mogłem tam nie być. Muzeum Etnograficzne, duża sala, wielki tłum
ludzi, zafascynowanych gnozą i Jungiem, i zapewne inspiratorem
spotkania. Sam Prokopiuk wyglądał na trochę zaskoczonego liczbą osób
zainteresowanych. Miałem wrażenie, że większość z przybyłych zna go
osobiście i witając się z nim, dziękuje jakby za inspirację. Finalnie
powstały wówczas dwa przedsięwzięcia — Klub Gnosis i Klub Jungowski. W
miarę możliwości bywałem na odczytach pierwszego z nich. Nie powiem, by
wszystko było dla mnie zrozumiałe, ale na pewno poszerzało moje
horyzonty. Po niespełna roku, wykłady w Klubie Gnosis wygasły.
Klub Jungowski pod przewodnictwem dr Z.W. Dudka działał w różnych
formach. Mam zachowaną ulotkę z zapowiedzią cyklu spotkań w Centrum
Sztuki Współczesnej, ale równolegle w Biocont przy ul. Ogrodowej Jerzy
Prokopiuk miał cykl wykładów dotyczących m. in. Junga, alchemii,
Hessego.
Wyprawa
W tym czasie, chyba wiosną 1995 powstała inicjatywa, zorganizowania
wyprawy do Langwedocji Śladami katarów z udziałem Jerzego. W
najskrytszych myślach nie marzyłem o takiej możliwości, ale wspaniała
żona i roczny syn wyrazili zgodę, więc nie mogłem nie pojechać.
Najbardziej inspirująca podróż w moim życiu! Od Pragi przez Norymbergę,
Paryż, Wersal, Chartres, Albi, Tuluzę, Carcassonne, Montsegur, Quéribus,
Peyrepertuse, Béziers i powrót przez Wenecję Wiedeń, Bratysławę. W
trakcie jazdy autokarem, przed każdym z miejsc, w którym się
zatrzymaliśmy, Jerzy dawał komentarz historyczno-ezoteryczny. Była to
też okazja, żeby się trochę bliżej z Jerzym zapoznać. Pomimo jego
otwartości i życzliwości, ogrom wiedzy jednak mnie dystansował.
Wykłady
W miarę możliwości uczęszczałem na kolejne cykle wykładów, poświęconych
antropozofii, jodze, teozofii, kabale, spirytyzmowi, chrześcijaństwu
ezoterycznemu... Już w mniejszym gronie, bardziej kameralnie. Spotkania
poświęcone Ewangelii Św. Jana, omawianej od strony
antropozoficznej — w sposób głęboki i prosty. Dla mnie było szczególną
wartością, że Pismo można jednak pojąć bez studiowania teologii, czy
czekania na jakąś szczególną łaskę.
W lutym 1999 w Domu Kultury na ul. Elektoralnej miała miejsce
reaktywacja Klubu Gnosis, rozpoczęta wykładem Jerzego Stara gnoza.
Jerzy od początku funkcjonowania Klubu prezesował mu, później prezesurę
oddał w ręce Światosława Nowickiego, nadal udzielając się jako
wykładowca. Częstotliwość spotkań była bardzo duża. Wachlarz poruszanych
tematów — szeroki. Sprawy nie zawsze toczyły się tak, jakbyśmy chcieli,
Klub przechodził kryzys lokalowo-organizacyjny, lecz nie miejsce tu na
szczegóły — w każdym razie, włączyłem się w działalność Klubu — nie
merytorycznie, a społecznie — integracyjnie.
Biesiady
Któregoś czerwca, (może 2003?) osoby aktywnie angażujące się w działanie
Klubu, zaprosiłem do siebie, do Kań na biesiadę, a we wrześniu na
kolejną. I tak, przez kilkanaście lat spotykaliśmy się w czerwcu na
zakończenie sezonu i we wrześniu, by naszkicować program na kolejny.
Oczywiście najważniejszym gościem był Jerzy. Zawsze z laseczką,
elegancki, opierścieniony ezoterycznie i wyjściowo, pachnący, zawsze z
kwiatkiem lub bombonierką dla gospodyni. Nie zapominał też o dzieciach,
z każdym zamieniał parę słów, zainteresowany osobą małego człowieka i
jego światem. Na biesiady zwykle zabierał ze sobą osobę, która nie była
jeszcze w naszym towarzystwie — taki przyczynek, byśmy mogli się
nawzajem poznać.
Jadł skromnie i wegetariańsko, jednak, jak miał w zwyczaju żartować —
„pozostawiał sobie prawo do decydowania o tym, co jest dla niego
wegetariańskie”. W trakcie biesiadowania, często opowiadał anegdoty.
Emanował pogodą ducha, niewątpliwie był duszą towarzystwa. W tym
wszystkim nie wyczuwało się dystansu, wynikającego z jego wiedzy,
doświadczenia, czy pozycji, nie narzucał swego zadnia, nie epatował swą
wiedzą, choć oczywiście wtedy, kiedy trzeba, nawiązywał do ezoteryki,
przytaczając czy to koncepcje, czy anegdoty o pisarzach czy książkach,
które wydawały się być znane tylko jemu.
|