Inspiracje osobiste
Wiele zawdzięczam spotkaniom, rozmowom, wykładom Jerzego, ale też i
osobom z kręgu jego znajomych — bo nie sposób nie podkreślić, że wokół
Jerzego skupiały się wybitne osobowości — znał bodajże wszystkich w
kraju, którzy zajmowali się w jakiś sposób ezoteryką. Można by
powiedzieć, że duchowością i ezoteryką „promieniował także przez inne
osoby”. A więc z tych wszystkich wykładów, spotkań, rozmów czerpałem
istotne inspiracje — mimo, że nie przyjmowałem niczego bezkrytycznie.
Zafascynował mnie ludzkim bogactwem duchowym — od dawnych czasów po
współczesność, od Wschodu po Zachód, od świętych po upadłych.
Przede wszystkim zwrócił moją uwagę na świat symboliczny, na duchowe i
intelektualne ujęcie, zinternalizowanie pojęć, które poza ezoteryką
raczej nie funkcjonują, pojęć żywych, choć czasem tylko technicznych.
Przytoczę tu parę kategorii dla mnie ważnych. Nie są to ścisłe
odwzorowania definicji z książek Jerzego, a trochę bardziej moje — taka
trochę osobista herezja.
Gnoza — doświadczanie bóstwa, lub „Niesamowitego”, prymat
wewnętrznego doświadczenia nad wiarą, rytuałem, czy autorytetem,
tradycją. Gnoza stanowi oś duchowości, religii!
Herezja — odrębne zdanie, tak sponiewierane przez kościelną
ortodoksję. Herezja jest odwagą głoszenia doświadczanej prawdy,
bezkompromisową uczciwością mówienia
o swoim widzeniu świata.
Transracjonalność — to pojęcie chyba od Steinera. Duchowość, czy
raczej poznanie duchowe, nie może być sprzeczne z racjonalnością, ale
może ją przekraczać. Transgresja — to solidna podstawa, by się otworzyć,
uznać niepoznane za poznawalne, poznawać na nowy sposób.
Transracjonalność otwiera zewnętrzną obiektywną rzeczywistość,
porządkowaną przez ratio na nową sferę, wewnętrzną, ale także wspólną
ludzkiej kulturze. Rzeczywistości wewnętrznej nie sposób sprowadzić do
indywidualnych stanów mentalnych — jest ona bogatsza, niż się wydaje w
oglądzie zewnętrznym i ma swoją rozszerzoną domenę, swoiste prawa i bywa
również komunikowalna intersubiektywnie — choć nie tylko poprzez ścisłe
pojęcia, ale i symbole.
Symbol — trochę jak Anioł, który przekazuje komunikaty, treści z
wyższych pięter, choć nie zawsze „osobowo” — wskazuje na świat
niepoznawalny zmysłami, coś żywego, co bywa wieloznaczne, otwiera
skojarzenia, czasem zawiera sprzeczność, dynamizuje relacje — okazuje
się poznawalny w kontekście współdziałania z innymi symbolami. To nie
znak-nazwa, który desygnuje konkret.
Pleroma — pełnia. Próba uchwycenia chaosu i porządku w jednym,
współistniejąca jedność, konkretyzująca się
w wielości — próba ujęcia całości ze wszystkimi sprzecznościami (tu
Hegel byłby pomocny). Pleroma wykracza poza świat objawiony, poza sferę
podksiężycową (jakby określił Arystoteles), mówi coś o dynamice
niepoznawalnego racjonalnie bóstwa (gnoza walentyniańska), absolutu
(Hegel), ungruntu (Boehme), chaosu (Hezjod), arche (greckich filozofów),
siunjaty buddyjskiej. Mam pokusę, by włączyć nieco odniesień do
współczesności — jakąś dynamiczną, pulsującą próżnię Diraca, lub zasadę
nieoznaczoności Heisenberga — teren niebezpieczny, bo precyzyjny
matematycznie i łatwo wpaść w grząski obszar new-age’owej karma-coli.
Systemy symboliczne — tarot, kabała, astrologia, alchemia, języki
świata duchowego. Jerzy często mówił i, o ile mi wiadomo pisał o nich,
poważał, lecz sam głęboko nie praktykował. Systemy symboliczne — dla
mnie wcześniej nieistniejące, nie do pomyślenia, a za sprawą transmisji
idei jungowskich — okazuje się, że w kulturze funkcjonują, są faktem.
Nie mam tu dużego doświadczenia — co nieco czytałem, słuchałem
praktyków. Niewątpliwie tarota, astrologię, czy kabałę, trudno
zredukować do indywidualnych stanów mentalnych. To, że mój alternatywny
pogląd — scjentysty — nie jest w stanie zmierzyć, uchwycić wyobraźnią
„mierzalnego nośnika oddziaływania”, nie znaczy, że nie funkcjonują one
w innej sferze, w kulturze (duchowej) i nie mają realnego działania na
osobę. Jak więc „zmierzyć” słowo i jego oddziaływanie? Czy elektron,
który uderza we mnie — choć nie czuję, działa na mnie tak samo jak
słowo, które raduje lub rani? Wydaje się, że systemy symboliczne
funkcjonują
w innej przestrzeni. Pozostawmy to filozofom.
Antropozofia — mam do niej stosunek ambiwalentny. Wolałem słuchać
Jerzego — jak mówił o antropozofii, niż czytać książki Steinera. Steiner
(podobnie jak teozofia) operuje terminologią, która oczekuje posiadania
pewnych pojęć — chyba intuicyjnie. Niestety postulowane tu objawienia
wyższych planów człowieka (duch-jaźń, itd.) nie rezonują we mnie, a na
wiarę czy bez jakiejś praktyki, trudno mi cokolwiek przyjąć. Rzecz
interesująca, że Jerzy mówił o tym, jak o rzeczywistości. Wspominał i
spisywał swoje doświadczenia duchowe, a ja nie śmiałem go zapytać czy w
pełni doświadczył wszystkich poziomów tych światów. Steinerowski podział
jestestwa człowieka jest dla mnie trudno dostępny. Natomiast z drugiej
strony, antropozoficzna metoda poznania — ogląd z wszystkich możliwych
stron, by wytworzyć w sobie intuicję, jakiś wewnętrzny model — byt
działający, może i nieświadomy, jakiś wgląd w rzecz-zjawisko w
działaniu-istnieniu (wgląd w kantowską rzecz samą w sobie). Taki sposób
poznawania, gdy wychodzimy poza czysty opis czy definicję, jest bardziej
inspirujący, pełny, wręcz oczywisty, poznajemy bowiem wówczas od
wewnątrz, niejako stajemy się tym czymś! Wspominałem już o wykładach
Jerzego na temat Ewangelii św. Jana. Prezentował interpretację
antropozoficzną, która zrobiła na mnie wrażenie, podobnie było na
spotkaniach antropozoficznej Wspólnoty Chrześcijan. Antropozofia daje
bardzo poruszające interpretacje, konkluzje duchowe, choć droga do nich
jest dla mnie niepojęta.
Ciało-dusza-duch — Jerzy często powoływał się na ezoteryczny
trójpodział — na hylików, psychików i pneumatyków. Intuicyjnie nie do
końca zgadzam się z takim rozwarstwieniem — ze względu na jakąś
substancjalną segregację ludzi, lecz to czasem trafna metafora.
Przykładem jest, jak Jerzy ilustrował jeden ze Steinerowskich „zmysłów
duchowych” — zmysł moralności. Pneumatyk, posiadając zmysł moralny, wie
intuicyjnie, co jest dobrem, a co złem, natomiast psychik musi się
dopiero dowiedzieć z zewnątrz o nakazach „moralnych”, hylików zaś — jako
głuchych w tym zakresie, trzeba niestety przymuszać przepisami prawa.
Metafora trafna, choć pesymistyczna — odnośnie ludzkości.
Chrześcijaństwo ezoteryczne — Parę haseł: Eden i rola
węża-nachasz, motyw Kaina i Abla — pytanie o Zło, o jego przyczynę,
konieczność i funkcję w antropogenezie. Demonologia steinerowska: Szatan
(Aryman) — materia, Lucyfyer — przerost „duchowości”, Chrystus — droga
pomiędzy, harmonia — jakież proste i inne, niż tradycyjne
chrześcijańskie ujęcie.
Inspiracje jungowskie — choć są istotne dla mnie i żywe, nie
potrafię w paru słowach o nich napisać. I pozostają dla mnie one jakąś
tajemnicą.
Intermediarius — Hermes
Działalność Jerzego niezwykle trafnie określiła prof. Rosińska: „Był
człowiekiem, który funkcjonował poza wszystkimi instytucjami, ale sam z
siebie stworzył instytucję”. Niezwykle ceniłem Jerzego samodzielność,
erudycję, intuicje badawczą, odwagę wprowadzania nowych, nieznanych
idei, niespożytą twórczą energię pisarską, wysiłek translatorski. W
samym tylko Klubie Gnosis, Jerzy wygłosił kilkadziesiąt wykładów. Listę
audycji, seminariów, konferencji, innych spotkań popularyzatorskich, w
których brał udział, trudno oszacować. Człowiek inspirujący,
przekazujący idee, skupiający tematy i osoby. Niewątpliwie wokół
Prokopiuka powstał duży krąg przyjaciół i znajomych. Kontakt z bliskimi
dla niego osobami, był dla Jerzego bardzo ważny. Nigdy tego wprost nie
deklarował, ale wydaje się, że istotne było dlań, byśmy mogli poznać się
nawzajem. Znajomość z Jerzym dała mi możliwość poznania wielu
wspaniałych ludzi, nawiązania wielu przyjaźni. Jerzy do końca życia
otoczony był pomocnymi przyjaciółmi.
Będąc czytelnikiem jego książek, uczestnicząc w wykładach, miałem wielką
ochotę w jakiś sposób odwzajemnić się — stąd moje zaangażowanie w Klub
Gnosis i późniejsza przyjaźń.
Jestem winien Jerzemu uporządkowanie materiałów związanych z Klubem
Gnosis. Po jego działalności pozostało zapewne mnóstwo prywatnych
nagrań, filmów, notatek z wykładów — sam mam ich wiele.
Jestem przekonany, że Jerzy i jego przedstawienie świata ciągle nas
inspiruje, także teraz, gdy cieleśnie już od nas odszedł. A my zostajemy
z pytaniem jak możemy się mu odwdzięczyć? Może to nie tylko pytaniem,
ale i zadaniem, jak w arymanicznym, zuniformizowanym, a zarazem
rozdartym świecie przechować rzeczywistość gnozy — wiecznej herezji??
|