Mógłby mnie ktoś dzisiaj ruszyć. Najwyższy czas.
Zasiedziałem-zależałem-zastałem się. Coś by trzeba zmienić w moim istnieniu. Najlepiej miejsce pobytu. My kamienie lubimy podróżować. I często podróżujemy. Nasze podróże są bardzo nieregularne i bardzo chaotyczne. I wielce nieprzewidywalne. Jak również większość z nich jest niedostrzegalna i niedostrzegana – stąd owo mniemanie, rozpowszechnione i uzasadnione tymże niedostrzeganiem, że przede wszystkim jesteśmy nieruchome.
Nasze podróże są bardzo nieregularne i bardzo chaotyczne. Przypominają latanie muchy
tysiąckrotnie, a może nawet sto tysięcy razy, zwolnione. Tylko trochę przypominają. W gruncie rzeczy są inne. Zupełnie inne. Choć nie tak zupełnie jak latanie motyla. Nie, nie zupełnie. Skoro przypominają, to nie mogą być zupełnie inne. Przede wszystkim my kamienie nie przypominamy much. Nawet wtedy, gdy ktoś-coś  nada nam formę muchy, co zdarza się niezmiernie rzadko, ale zdarzyć się może i nie jest całkowicie niemożliwe i wykluczone. Mucha nie potrafi zastygnąć w bezruchu. Mucha nie potrafi utkwić w jednym miejscu i tkwić w nim bardzo długo. Bardzo bardzo długo. A przede wszystkim mucha nie potrafi istnieć tak długo.
I dlatego także dlatego, bo przecież są też inne powody takiego stanu nie potrafi podróżować-przemieszczać-się-przesuwać niezauważalnie-wyobrażalnie-niewyobrażalnie wolno:
o ziarenko maku, o pyłek kurzu na sto lat. Nie przeżyłaby tak wolnego ruchu. Nie wytrzymałaby takiego nic-nie-robienia, całkowitego braku napięcia, ekstremalnego sflaczenia ...... takiego leżenia odłogiem w stanie absolutnej koncentracji i nieustannego oczekiwania ..... leżeć-stać-siedzieć w takim niewiarygodnym, lecz zupełnie realnym stanie przez lata, a potem nagle przenieść się w inne miejsce z prędkością wielokrotnie a choćby nawet i kilkukrotnie przewyższającą prędkość z jaką lata mucha .....
Przeżyć taki kontrast, taki przeskok .....
Ta moja ostatnia podróż była inna.
Nie pamiętam takiej podróży. A czy ja cokolwiek pamiętam? Czy pamiętam te poprzednie podróże? Z czy były takowe? Musiały być. Gdyby ich nie było nie byłbym tam skąd przybyłem tu. To zupełnie nieodparta i zniewalająca logika. Nigdy takiej nie odbyłem. Byłem niesiony. Nie leciałem ze świstem rozpychając czyste, jasne powietrze. Obijałem się o inne kamienie. Chrzęściliśmy. Chrobotaliśmy. Grzechotaliśmy. Ciemno było wokół. To trwało trochę – strasznie krótko w porównaniu z ostatnim tkwieniem, chociaż znacznie dłużej niż normalny lot a który z lotów kamienia jest normalny? ...... To było interesujące. Każde doświadczenie jest interesujące, aczkolwiek wcale nie jest to powód wystarczający, by chcieć doświadczyć wszystkiego. W zasadzie z chęcią doświadczyłbym teraz czegoś odwrotnego. To znaczy nie zmartwiłbym się, gdyby mnie odniesiono tam, skąd mnie przyniesiono. To się zdarza niezmiernie rzadko. Właściwie takie przypadki w istnieniu kamieni nie mają miejsca. Powroty raczej się nie zdarzają. Warunkiem powrotu byłoby krótkie tkwienie. Takie zdarza się rzadko, prawie wcale, zaś normalne tkwienie sprawia, że nie ma dokąd wracać, albowiem te miejsca przestają istnieć. Można jednak marzyć, choć to zajęcie niegodne kamienia, a przede wszystkim traumatyczne ...... Tam było lepiej. Tam płynęła po mnie woda. Wcale nie czarna, choć często ciemna. Niekiedy rozświetlona, mieniąca się, błyszcząca, błyskotliwie szemrząca. Nie znam mowy wody i jej nieustanna opowieść usypiała mnie. Niekiedy cichła zupełnie. Niekiedy woda znikała. To się zdarzało. Nie lubiłem tego, choć szum drzew też bywał ciekawy. Jednak woda mnie pieściła, woda mnie szlifowała, woda mnie gładziła i wygładzała, pisała na mnie, a wiatr mnie chropowacił. Bezwodzie trwało jednak z reguły krótko. Woda znowu napływała z szumem i bełkotem, podejmowała przerwaną opowieść. Czasami przynosiła ze sobą rybę, a ta lekko mnie muskała. To było bardzo przyjemne. Tu się to nie zdarzy. Tu oplątuje mnie dzikie wino. Czepia się mnie. Próbuje urosnąć. Nie jest to przyjemne, choć chłodzi powierzchnię rozpaloną przez słońce. Czasami przebiegnie po mnie jaszczurka – i to jest przyjemne. Przypomina muskanie ryby. Dotknięć nóg pająka nie czuję. Czasami wygrzewa się na mnie kot. Czasami pada na mnie deszcz i to też bywa przyjemne. Ale dzisiaj nie spadnie. Dzisiaj można liczyć tylko na prażenie. Chyba że zdarzy się coś nieprzewidywalnego. Nie będzie to jednak przemiana w diament. Jestem przecież zwykłym kamieniem. I to wystarczy. Jestem diamentem, który został zamieniony w zwykły kamień. Istnienie kamienia pełne jest zdarzeń nieoczekiwanych.

Niczego dzisiaj nie oczekuję.

Może dzisiaj siądzie na mnie motyl.